Ludwik Pęzioł: „Jaszczur” i przemysł radykalizmu

Co musisz wiedzieć:
- W świecie neoliberalnym ideologiczny radykalizm stał się towarem jak każdy inny, a jego efektowna ekspozycja może przynieść zysk – twierdzi autor.
- W środowiskach narodowych popularne były głosy, że Olszański to „rozbijacz” podstawiony, by skompromitować antysystemową prawicę od środka.
- Olszański, jak ujął to jeden z jego byłych współpracowników: „gra swoją rolę życia”.
Dla osób podchodzących do polityki z dystansem duet „Jaszczur & Ludwiczek” pozostaje – mimo skandalizującej retoryki – raczej egzotyką, ciekawostką, źródłem internetowych żartów. Olszański nie tworzy realnej siły politycznej, a ruch, który zgromadził wokół siebie, nie ma większego wpływu na rzeczywistość. A jednak jego historia mówi wiele o mechanizmach kapitalizacji uwagi, internetowych strukturach wspólnototwórczych i naturze postpolityki.
Jaszczurcza mitologia
„Kanoniczna” wersja początków kariery Wojciecha Olszańskiego na polskiej scenie antysystemowej wygląda następująco. W 2016 roku niezależny dziennikarz Jan Bodakowski – znany z prowadzenia wideorelacji i ulicznych wywiadów – udał się na protest Komitetu Obrony Demokracji przed Kancelarią Premiera. W pewnym momencie podszedł do niego mężczyzna w wojskowym uniformie, zgłaszając chęć wypowiedzenia się do kamery. Ku zaskoczeniu reportera, nagranie z zupełnie nieznanym człowiekiem przedstawiającym się jako Aleksander Jabłonowski zyskało w internecie ogromny rozgłos. Sam Bodakowski przyznaje dziś, że trudno mu uwierzyć w pełną spontaniczność tego spotkania – i sugeruje, że nad wszystkim unosił się zapach służb specjalnych. Sukces był po prostu zbyt nagły i zbyt spektakularny. Jednak internet wielokrotnie udowadniał, że i bez tajemniczych interwencji potrafi w ciągu kilku godzin uczynić z anonimowej jednostki celebrytę, męża opatrznościowego czy symbol społecznego buntu. Wersję, „jak było”, niech każdy dobierze sobie podług własnego poziomu podejrzliwości.
„Jaszczur” wzbudził w prawicowym środowisku silne emocje niemal natychmiast po pierwszym wywiadzie. Dość szybko bowiem zdemaskowano jego prawdziwą tożsamość. Aleksander Jabłonowski (jak się przedstawiał Bodakowskiemu) okazał się być aktorem i reżyserem Wojciechem Olszańskim. Dalej było tylko gorzej. Olszański powoływał się na nieżyjących „wychowawców” ze Związku Jaszczurczego, a jego światopogląd – będący osobliwym połączeniem endokomunizmu (apologia PRL-u, generała Iwana Sierowa, organizacji PAX, „moczarowski” antysemityzm i prorosyjski kurs) z ezoteryczną słowiańszczyzną i teoriami spiskowymi – prowokował do działania oddolnych „fact-checkerów”, którzy skrupulatnie weryfikowali kolejne opowieści „Jaszczura”, m.in. dotyczące jego pochodzenia czy źródeł utrzymania.
Wszystko to – w połączeniu z jego aktorską przeszłością – sprawiało wrażenie, że mamy do czynienia z pomysłowo wykreowaną postacią i starannie zbudowaną mitologią. W środowiskach narodowych pojawiły się głosy, że Olszański to „rozbijacz” podstawiony, by skompromitować antysystemową prawicę od środka. Jego działalność uznawano za obciążającą, zwłaszcza w kontekście jego publicznej identyfikacji z ruchem nacjonalistycznym, który przez lata starał się zrzucić z siebie wizerunek antyinteligenckiego wulgarnego i przemocowego. A taki właśnie wizerunek Olszański eksponował ochoczo i konsekwentnie. Narodowcy byli świadomi, że opinia publiczna nie rozróżnia poszczególnch organizacji narodowych, i Olszański „pracuje” również na ich konto. Stąd – odcięły się od niego takie środowiska jak np. Ruch Narodowy, ONR czy Stowarzyszenie Marsz Niepodległości. Zdawałoby się, że bez ich medialnego tlenu reflektor skierowany na Olszańskiego zgaśnie raz na zawsze. A jednak...
Przemysł radykalizmu
W świecie neoliberalnym ideologiczny radykalizm stał się towarem jak każdy inny. Wiadomo, że jego efektowna ekspozycja może przynieść zysk – łatwiej niż treści umiarkowane przyciąga uwagę publiczności, którą następnie da się spieniężyć na wiele sposobów: poprzez zrzutki, reklamy, płatne spotkania czy subskrypcje. Nic więc dziwnego, że w stronę Olszańskiego zwrócili się tacy youtube’owi gracze jak Eugeniusz Sendecki, Rafał Mossakowski czy Damian Bieńko. Zapraszali „Jaszczura” do swoich internetowych programów właśnie ze względu na jego medialne walory. Olszański miał wszystko to, co wówczas liczyło się na scenie antysystemowej: oryginalność, charyzmę, bezwzględną pewność siebie i umiejętność gry aktorskiej. Jedynym „merytorycznym” wymogiem była antymainstreamowość – niezależnie od tego, czy wyrażała się w prorosyjskości, czy w dostrzeganiu smug chemicznych (chemtrails) układających się w kształt gwiazdy Dawida. Jak to się mówi w slangu użytkowników narkotyków – „byle klepało”, a klepało tym mocniej, im bardziej szło pod prąd dominujących narracji.
W środowisku nie brakowało opinii, że wspomniani „mecenasi” traktowali Olszańskiego z pewnym cynizmem. Zapewniali mu platformę i zaplecze techniczne, ale zarabiali na jego popularności, niekoniecznie dzieląc się zyskiem po partnersku. Według relacji samego Bieńki (później skłóconego z „Jaszczurem”), Olszański chętnie realizował jego sugestie dotyczące treści, a Sendecki miał traktować go jak cyrkową „małpkę”. Sam „Jaszczur” znosił to przez pewien czas – być może nie do końca świadomy, jak bardzo jest wykorzystywany. W końcu jednak zerwał te współprace i trafił na słynnego „Ludwiczka”, czyli Marcina Osadowskiego – wcześniej związanego m.in. z Januszem Korwin-Mikkem i świetnie wprawionego w kunszcie internetowej „zadymy”.
Współpraca z Osadowskim wyniosła Olszańskiego na nowy poziom. Do tradycyjnego „walenia w system” słowem i demonstracjami dołączono performance oraz umiejętne zabiegi społecznościotwórcze. Symbolem tej strategii stały się widowiskowe akty – jak palenie statutów kaliskich czy tworzenie tzw. list śmierci parlamentarzystów wspierających politykę covidową. Ruch Kamratów zyskał rozpoznawalne hasła, stylizowane stroje, rytuały, imprezy integracyjne, a nawet „męczenników” – przedstawianych jako ofiary „sanitaryzmu”.
Szybko okazało się, że Kamraci trafiają nie tyle do ludzi już zagospodarowanych przez inne ruchy antysystemowe, ile do zupełnie nowych segmentów „rynku radykalizmu”. I nie chodzi tylko o „doły społeczne”, do których Olszański chętnie się odwołuje, przekonując o swoim gminnym rodowodzie. W jego przekazie odnaleźli się także przedstawiciele inteligencji z wyraźnym psychicznym odchyleniem, osoby znudzone poprawnością, poszukujące czegoś „offowego” i ostentacyjnie wykraczającego poza normę. Plus – oczywiście – ludzie przyciągani groteskową formą, traktujący „Jaszczura” jako przedniego dostarczyciela rozrywki.
Co pod łuską?
Gdybym miał zaryzykować tezę, co tak naprawdę kryje się pod przedsięwzięciem pod tytułem Bracia Kamraci, powiedziałbym, że pierwotną motywacją były przede wszystkim cele komercyjne – pomysł na udany interes z pogranicza polityki i cyrku. Szybko jednak okazało się, że są ludzie gotowi traktować ten projekt na serio. Dlaczego? Bo podlegają silnemu mechanizmowi plemiennemu – potrzebie jednoczenia się w grupy, zwłaszcza wtedy gdy czują się atakowani ze wszystkich stron, a w życiu poza siecią są outsiderami. Trudno więc dziś twierdzić, że wszystko, co dzieje się na streamach czy spotkaniach Kamratów, to wyłącznie wyreżyserowany spektakl. Część emocji wydaje się autentyczna – i to właśnie więzi międzyludzkie stanowią oś tego ruchu, podczas gdy osobliwy, niemal postmodernistyczny konglomerat poglądów odgrywa rolę drugorzędną.
A sam Olszański? Cóż – jak ujął to jeden z jego byłych współpracowników, „gra swoją rolę życia”. I być może to właśnie ta rola daje mu poczucie spełnienia – coś, co dla mężczyzny w jego wieku bywa sprawą kluczową.
- ZUS wydał pilny komunikat
- Relacja z granicy. "Niemcy pokazują środkowy palec i puszczają drony na polską stronę"
- „Po 26 latach żegnam się z TVN”. Znany prezenter odchodzi
- Komunikat dla mieszkańców Krakowa
- NFZ wydał pilny komunikat
- Nie żyje aktorka znanych polskich seriali
- "Polski rząd godzi się na umowę z Mercosur". Wspólne oświadczenie rządów francuskiego i polskiego