Krzysztof Karnkowski: Dziurawa granica

Kryzys imigracyjny, którego unikaliśmy od 2015 roku, dotarł do nas z pełną mocą i z błogosławieństwem władz. Los, którego uniknęliśmy 10 lat temu, przypieczętowali polscy obywatele masowo odmawiający przyjmowania kart referendalnych w październiku 2023 roku. Łatwowierność wyborców poprzedziła arogancję polityków, a ci, obojętni na obawy ludzi, za których los odpowiadają, tłumaczą, że nic się nie dzieje.
Most graniczny w Słubicach Krzysztof Karnkowski: Dziurawa granica
Most graniczny w Słubicach / fot. PAP / Lech Muszyński

Co musisz wiedzieć:

  • Migranci po odmowie wjazdu na teren Niemiec są zawracani do Polski. Obcokrajowcy są również przekazywani z Niemiec do Polski w ramach readmisji co reguluje rozporządzenie Dublin III
  • W czerwcu zeszłego roku prawicowe media odkryły przypadki nielegalnego przerzucania do Polski migrantów z Niemiec
  • Wstrząs wywołała informacja o zakwaterowaniu dwóch nieznanych służbom z nazwiska mężczyzn w domu dziecka, w którym zaczęli oni narzucać wychowankom prawo szariatu
  • Przestaje wystarczać opowieść, że zmiana na polskich ulicach to efekt rzekomych nadużyć PiS w tzw. „aferze wizowej” – twierdzi autor tekstu

Kontrola granicy

Jeszcze w 2023 roku Niemcy przywrócili kontrole graniczne, tłumacząc to wzrostem liczby nielegalnych imigrantów. Zaostrzenie polityki Berlina miało związek z pogorszeniem się nastrojów społecznych i wzrostem poparcia dla najbardziej w tych kwestiach radykalnej Alternatywy dla Niemiec. Widmo zwycięstwa antysystemowej partii w nadchodzących wyborach było na tyle groźne, że nie wystarczyły tylko deklaracje polityków. Partie mainstreamu musiały wprowadzić w czyn niektóre z postulatów znacząco zmieniających politykę otwartych drzwi prowadzoną przez kanclerz Angelę Merkel i częściowo kontynuowaną przez Olafa Scholza. Już w 2023 roku na mocy art. 6 kodeksu granicznego Schengen niemiecka policja federalna zaczęła odmawiać wjazdu i zawracać na granicy osoby niespełniające warunków, co nie wymagało formalnej procedury przekazania polskim służbom. Było ich sporo, jednak dość długo wydawało się, że wszystko mieści się przynajmniej w unijnym porządku prawnym. Do czasu.

Niemieckie push backi

W czerwcu zeszłego roku prawicowe media odkryły przypadki nielegalnego przerzucania do Polski migrantów z Niemiec. Olbrzymi udział w nagłaśnianiu tego faktu miała i ma nadal współpracująca z Tysol.pl Aleksandra Fedorska. Rząd wydał oczywiście ostre stanowisko, strona niemiecka przeprosiła, po czym… sytuacja zaczęła się powtarzać. Kluczowe jest w tym współdziałanie strony polskiej i pełna współpraca służb państwa, które zdają się całkowicie ignorować problem i przyjmować na wiarę wszelkie deklaracje Niemców. A ci są na miejscu i pilnują własnych interesów, co sprawia wrażenie nadrzędności policji niemieckiej nad polskimi mundurowymi, co dodatkowo zaognia sytuację.

Na początku tego roku Fedorska opisywała działania administracji niemieckiej, mające ułatwić jej odsyłanie do Polski niechcianych na miejscu, kłopotliwych gości. Równocześnie ten wątek pojawiał się coraz częściej w wypowiedziach polityków niemieckiej chadecji. Polscy internauci pisali o potrzebie zamknięcia granicy lub przynajmniej wzmocnienia kontroli, jednak władze miały inne plany. Oficjalnie przekaz pozostawał ten sam, był zbieżny z programem poprzedników i oczekiwaniami społecznymi – żadnej nielegalnej imigracji. Tyle że praktyka nie miała polegać, jak wcześniej, na selekcji (i tak według wielu zbyt łagodnej) i przyjmowaniu jedynie legalnych imigrantów zarobkowych i faktycznych uciekinierów z krajów sąsiadujących z Polską, tylko na… legalizacji wszystkich.

I tak też to wygląda na początku lipca. Niemcy pakują kolejnych uchodźców w auta naszej Straży Granicznej, by ta bez szemrania odstawiła ich do Polski. Osoby te maja często tę samą datę urodzenia, czyli 1 stycznia, a nasz kraj widzą na oczy po raz pierwszy, a jednak oficjalnie to właśnie stąd dostały się do Niemiec. Wyróżniający się wyglądem i zachowaniem goście zaczynają być widoczni w całej Polsce. Prawicowe telewizje nagrywają kolejne reportaże, pełne wypowiedzi przestraszonych mieszkańców. Przybysze przesiadują gromadnie na przystankach, czasem jednak, ku przerażeniu miejscowych, upatrują sobie pozycje w pobliżu szkół.

Atmosfera zagęściła się, zanim jeszcze na granice wyruszył Ruch Obrony Granic, organizowany przez Roberta Bąkiewicza. I zanim doszło do przerażającej tragedii w Toruniu, gdy przebywający w Polsce obywatel Wenezueli zgwałcił i oślepił Klaudię, młodą mieszkankę tego miasta, która wkrótce potem zmarła. Wcześniej oddziałujące na wyobraźnię sceny przesączały się przez media społecznościowe: widok czarnoskórego mężczyzny załatwiającego swoje potrzeby fizjologiczne w stawie (choć ponoć, jak mówił mi znajomy mieszkający w tej okolicy, w tym akurat nie był wcale pierwszy ani wyjątkowy – jednak obraz wywrócił polski internet do góry nogami) czy Afrykanina skaczącego po samochodach na warszawskim Gocławiu. Kilkanaście dni temu wstrząs wywołała informacja o zakwaterowaniu dwóch nieznanych służbom z nazwiska mężczyzn w domu dziecka, w którym zaczęli oni narzucać wychowankom prawo szariatu.

Syryjskie sieroty

Od lat polskie liberalne elity chciały przekonać nas do zachodnioeuropejskiego modelu pełnej otwartości, choć w czasie rzeczywistym widzieliśmy jego negatywne skutki, a dziś obserwujemy upadek całej stojącej za nim koncepcji inżynierii społecznej. Okazuje się jednak, że to my mamy zapłacić za ten kryzys, który zafundowali sobie wcześniej bogatsi od nas. Wszyscy pamiętają jeszcze, jaką histerię wzbudziły słowa Jarosława Kaczyńskiego o szwedzkich „no-go zones”. – Pan prezes mówił o wielkiej miłości do narodu… PiS pokazało prawdziwą twarz: partii antyeuropejskiej i ksenofobicznej – komentowała Ewa Kopacz, ale wówczas i rząd, i media mówili w tej sprawie jednym głosem. I to właśnie stało się jedną z przyczyn rychłego wyborczego sukcesu Prawa i Sprawiedliwości. Elita zlekceważyła społeczne obawy, Kaczyński je wypowiedział. Polska szykowała się wówczas na udział w imigranckim torcie, co powstrzymała na lata zmiana władzy w 2015 roku. – Przyjęcie imigrantów, którzy uciekają ze swoich ojczyzn w obawie o życie, jest naszym obowiązkiem – mówiła Kopacz jeszcze przed wyborami. Wtórował jej Ryszard Petru, powtarzający, że: – Naszym obowiązkiem jest przyjmowanie uchodźców. […] Nie możemy pozostawić samych sobie ludzi, którzy przez wojnę i prześladowania muszą uciekać z domów.

Gdy PiS wyłamywało się z unijnego dyktatu, przyjmowanie uchodźców deklarowały zbuntowane samorządy i egzaltowane internautki. Szwecja powróciła w 2019 roku, gdy odbierając Nagrodę Nobla, Olga Tokarczuk mówiła m.in.: – Pomyślałam, jakie bogactwo Szwecja sobie przygarnęła wraz z imigrantami. Jaki to jest potencjał wrażliwości, różnych sposobów myślenia… Zawsze w takich momentach jest mi wstyd za ten straszny 2014 rok, kiedy Polska nie przyjęła imigrantów. Nigdy nie będę potrafiła tego zrozumieć.

Kilka lat później bogactwo to przyniesie naszym zamorskim sąsiadom wyborczy sukces antyimigranckich Szwedzkich Demokratów, to już jednak inna historia.

Wschód i Zachód

Kolejna odsłona naszej historii, wielokrotnie już na tych łamach opowiedziana, to hybrydowy atak na naszą wschodnią granicę. Medialne szantaże moralne, niestworzone opowieści, szarpanie sumieniami, a w tle współpraca rosyjskich i białoruskich służb, przemyt i handel ludźmi, wreszcie zwykła, cyniczna polityczna gra. I wielkie pieniądze, choćby na film Agnieszki Holland „Zielona granica”. Gdy zmieniła się władza, to Platforma podjęła narrację o wojnie hybrydowej, budząc niedowierzanie i sprzeciw części aktywistów. Władza cierpi tu na rozdwojenie jaźni, kontynuując w pewnym stopniu politykę PiS, ale promując histeryczny film Holland w państwowych instytucjach kulturalnych. I godząc się w miastach na zachodzie kraju na to, z czym walczy się wciąż przy granicy z Białorusią. I tak wracamy do głównego tematu. – Bezpieczeństwo nie wyklucza człowieczeństwa. […] Polska jest na tyle dużym i dumnym krajem, że nie musi się bać kobiet w ciąży, niemowląt albo starszych i chorych osób, które […] szukają po prostu humanitarnego wsparcia. My jesteśmy krajem solidarności, a nie krajem agresji przeciwko potrzebującym – mówił jeszcze w tym roku Szymon Hołownia. Jednak w kwestii kryzysu na granicy zachodniej przekaz oparty jest na trochę innych akcentach. Przestaje wystarczać opowieść, że zmiana na polskich ulicach to efekt rzekomych nadużyć PiS w tzw. „aferze wizowej”. Następuje ona zbyt późno, zbyt gwałtownie i na zbyt wielką skalę, by spiąć ją z zaniedbaniami poprzedników. To już nowi ludzie i nowe władze. Stare są natomiast nawyki.

Z kim walczy elita?

„Najlepsza jest wieczna pycha inteligentów, że w takich sprawach jak migracja będzie tak, jak sobie zażyczymy” – pisze na portalu X publicysta „Gazety Polskiej” Maciej Kożuszek, a pisząca w „Rzeczpospolitej” Estera Flieger zauważa, że „liberałowie, może bardziej lewica, oddali też temat migracji w taki sposób, że negowali prawo do obaw, lęku. Nie było nic poza etykietą rasisty”. I taka też jest reakcja władzy na grupy obywateli, którzy próbują działać tam, gdzie państwo najwyraźniej nie działa. Pospolite ruszenie jest już na granicach, legitymizuje, nagrywa, wypytuje i wzywa służby. Jednak elita, tak kochająca „społeczeństwo obywatelskie”, tu widzi odbicie swoich lęków i kompleksów, a nie ucieleśnienie ideału społecznej partycypacji. – Banda oszołomów legitymuje na granicy ludzi i decyduje, kto może wjechać do Polski, a kto nie. Panie Ministrze Siemoniak, czy podległe Panu formacje mogą zrobić z tym porządek? – pyta najbogatszy poseł tej kadencji Artur Łącki. 1 lipca dowiedzieliśmy się nie tylko o tym, że Sąd Najwyższy potwierdził wybór Karola Nawrockiego na prezydenta RP. Z wielkim zdziwieniem internauci odkryli tego dnia fakt istnienia Ministerstwa ds. Społeczeństwa Obywatelskiego, którego szefowa Adriana Porowska mocno wypowiedziała się o Ruchu Obrony Granic. – Jako minister ds. społeczeństwa obywatelskiego wyrażam głęboki niepokój ws. nielegalnych „patroli obywatelskich” organizowanych przy granicy PL – DE. To nie troska o bezpieczeństwo, lecz cyniczne działania oparte na fake newsach i straszeniu migrantami. Granic pilnują służby, a nie samozwańcze grupy”. Pojawia się i wątek dezinformacji, którą według wielu bliskich rządowi komentatorów mają być zdjęcia i filmy, dokumentujące zmiany struktury etnicznej napotykanych w polskich miastach ludzi. Trudno jednak wyobrazić sobie, by dziś ktokolwiek jeszcze dał się na to nabrać. Tak, jak wcześniej nabrano się niestety na zapewnienia o nieobjęciu Polski faktycznymi skutkami Paktu migracyjnego (mieliśmy być z niego zwolnieni z racji przyjęcia Ukraińców, tyle że poza polskimi ministrami nikt w Europie tego nigdy nie potwierdził) czy na apele o bojkot referendum, które według polityków ówczesnej opozycji miało być bezprzedmiotowe. A że nie było, coraz częściej przekonują się ci, którzy w październiku 2023 roku z obrzydzeniem odmawiali przyjmowania karty z jego pytaniami.

Pozory kontroli

Kryzys na granicy będzie zapewne narastał pomimo deklaracji. Legalizacja, „jak leci” pobytu wszystkich migrantów – w oparciu wyłącznie o deklaracje niemieckich służb mających w tym polityczny interes – żadnego problemu przecież nie rozwiąże. Kończą się cierpliwość i moce przerobowe przypisanych do obsługi tego tematu instytucji. Nic więc dziwnego, że prawica dostrzega tu swoją szansę, a liberałowie widmo porażki. Donald Tusk mówi o ultraprawicowych bojówkach na granicy i oczekuje, że to tym problemem zajmą się polskie służby. Prezydent elekt przyjmuje postawę odwrotną i dostrzegając zagrożenie na granicy, dziękuje Robertowi Bąkiewiczowi i innym społecznikom, a premier potępia przyszłego prezydenta za te słowa. Do potępień działań Bąkiewicza dołączają oczywiście kolejni celebryci i samozwańczy eksperci od spraw bezpieczeństwa, czasem widząc powtórkę z działań Rosjan w oddolnej próbie kontroli granic w separatystycznych obwodach Ukrainy. Niektórzy, choćby publicysta Tomasz Terlikowski, wzywają wręcz do działań siłowych – nie wobec imigrantów, a ludzi, którzy poczuli się zaniepokojeni biernością państwa wobec zagrażającej im sytuacji. Premier ogłosił co prawda, że na granice wracają kontrole, jednak nie zmienia to niczego, ponieważ dotyczą one wyłącznie tych osób, które państwo uznałoby za nielegalne, a po drugie szybko okazało się, że mają one dotyczyć raczej wyjeżdżających, a nie wjeżdżających do Polski. Naszego premiera wsypał jak zwykle kanclerz Friedrich Merz, znajdujący w tym ewidentnie upodobanie. Czy te wydarzenia spowodują oczekiwane przez wielu trzęsienie ziemi w polskiej polityce? Jest to bardzo prawdopodobne, niestety jednak nim do tego dojdzie, czeka nas jeszcze wiele niepokojących wieści z granicy.


 

POLECANE
ABW odebrała dostęp do informacji niejawnych Szatkowskiemu. Jest odpowiedź z ostatniej chwili
ABW odebrała dostęp do informacji niejawnych Szatkowskiemu. Jest odpowiedź

Były ambasador przy NATO Tomasz Szatkowski po rocznej kontroli ABW stracił certyfikaty bezpieczeństwa. Szatkowski zapowiada odwołania do sądu.

Komunikat dla mieszkańców Podkarpacia z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Podkarpacia

Podrzeszowskie lotnisko w Jasionce w tym roku obsłużyło ponad 574 tys. podróżnych, czyli o ponad 17 proc. więcej w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego.

Kryzys na Krecie. Napływ setek migrantów z Afryki Wiadomości
Kryzys na Krecie. Napływ setek migrantów z Afryki

Setki migrantów, którzy dotarli na Kretę szlakiem przemytniczym z Libii, przewieziono na stały ląd. Centra recepcyjne na greckiej wyspie są przepełnione; od weekendu na brzegu lądowało codziennie około 500 migrantów z Somalii, Sudanu, Egiptu i Maroka - poinformowała w czwartek agencja AP.

Przewodnicząca PE Roberta Metsola odrzuciła wniosek o upamiętnienie ofiar Rzezi Wołyńskiej z ostatniej chwili
Przewodnicząca PE Roberta Metsola odrzuciła wniosek o upamiętnienie ofiar Rzezi Wołyńskiej

Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola odrzuciła wniosek europoseł Anny Bryłki o uczczenie minutą ciszy ofiar ludobójstwa wołyńskiego.

Gratka dla miłośników astronomii. Kiedy warto spojrzeć w niebo? Wiadomości
Gratka dla miłośników astronomii. Kiedy warto spojrzeć w niebo?

Lato to idealny czas na nocne obserwacje nieba - nie tylko ze względu na ciepłe noce, ale przede wszystkim z powodu aktywności jednego z najpiękniejszych rojów meteorów - Perseidów. Choć dni są długie, a noce krótkie, warto poświęcić trochę snu, by zobaczyć to wyjątkowe zjawisko.

Śledztwo ws. Tomasza Grodzkiego umorzone. Prokuratura: Brak znamion czynu zabronionego z ostatniej chwili
Śledztwo ws. Tomasza Grodzkiego umorzone. Prokuratura: Brak znamion czynu zabronionego

Prokuratura Regionalna w Szczecinie umorzyła śledztwo dotyczące senatora Tomasza Grodzkiego – ujawnił portal Niezalezna.pl. Śledczy nie dopatrzyli się znamion czynu zabronionego. Trwa jednak proces przeciwko oskarżonym o korupcję, m.in. lekarzom ze szpitala, którego dyrektorem wówczas był Grodzki.

Braun stwierdził, że Auschwitz z komorami gazowymi to fejk. Burza w sieci z ostatniej chwili
Braun stwierdził, że "Auschwitz z komorami gazowymi to fejk". Burza w sieci

Radio Wnet zdecydowało się przerwać rozmowę po słowach europosła Grzegorza Brauna o Auschwitz-Birkenau.

PO zmieni nazwę? Zaskakujące doniesienia polityka
PO zmieni nazwę? Zaskakujące doniesienia

Według doniesień dziennikarzy Onetu i RMF FM Donald Tusk zapowiedział podczas środowego posiedzenia zarządu PO rozpoczęcie procedury formalnego połączenia partii z Nowoczesną oraz Inicjatywą Polską Barbary Nowackiej. Niewykluczona jest również zmiana nazwy – PO mogłaby stać się po prostu Koalicją Obywatelską.

ZUS wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
ZUS wydał pilny komunikat

ZUS wypłacił ponad 1 mld zł świadczeń w formie renty wdowiej dla 320 tys. osób. Sredni wzrost świadczeń to 358,27 zł. Wniosek do 31 lipca 2025 r. gwarantuje wyrównanie – przypomina ZUS.

Czerwone flagi nad Bałtykiem. Komunikat dla mieszkańców i turystów z ostatniej chwili
Czerwone flagi nad Bałtykiem. Komunikat dla mieszkańców i turystów

W czwartek na wielu nadmorskich kąpieliskach w województwach pomorskim i zachodniopomorskim powiewają czerwone flagi. Powodem są m.in. wysokie fale na Bałtyku. Nieczynne jest też jedno kąpielisko na Kaszubach ze względu na zakwit sinic.

REKLAMA

Krzysztof Karnkowski: Dziurawa granica

Kryzys imigracyjny, którego unikaliśmy od 2015 roku, dotarł do nas z pełną mocą i z błogosławieństwem władz. Los, którego uniknęliśmy 10 lat temu, przypieczętowali polscy obywatele masowo odmawiający przyjmowania kart referendalnych w październiku 2023 roku. Łatwowierność wyborców poprzedziła arogancję polityków, a ci, obojętni na obawy ludzi, za których los odpowiadają, tłumaczą, że nic się nie dzieje.
Most graniczny w Słubicach Krzysztof Karnkowski: Dziurawa granica
Most graniczny w Słubicach / fot. PAP / Lech Muszyński

Co musisz wiedzieć:

  • Migranci po odmowie wjazdu na teren Niemiec są zawracani do Polski. Obcokrajowcy są również przekazywani z Niemiec do Polski w ramach readmisji co reguluje rozporządzenie Dublin III
  • W czerwcu zeszłego roku prawicowe media odkryły przypadki nielegalnego przerzucania do Polski migrantów z Niemiec
  • Wstrząs wywołała informacja o zakwaterowaniu dwóch nieznanych służbom z nazwiska mężczyzn w domu dziecka, w którym zaczęli oni narzucać wychowankom prawo szariatu
  • Przestaje wystarczać opowieść, że zmiana na polskich ulicach to efekt rzekomych nadużyć PiS w tzw. „aferze wizowej” – twierdzi autor tekstu

Kontrola granicy

Jeszcze w 2023 roku Niemcy przywrócili kontrole graniczne, tłumacząc to wzrostem liczby nielegalnych imigrantów. Zaostrzenie polityki Berlina miało związek z pogorszeniem się nastrojów społecznych i wzrostem poparcia dla najbardziej w tych kwestiach radykalnej Alternatywy dla Niemiec. Widmo zwycięstwa antysystemowej partii w nadchodzących wyborach było na tyle groźne, że nie wystarczyły tylko deklaracje polityków. Partie mainstreamu musiały wprowadzić w czyn niektóre z postulatów znacząco zmieniających politykę otwartych drzwi prowadzoną przez kanclerz Angelę Merkel i częściowo kontynuowaną przez Olafa Scholza. Już w 2023 roku na mocy art. 6 kodeksu granicznego Schengen niemiecka policja federalna zaczęła odmawiać wjazdu i zawracać na granicy osoby niespełniające warunków, co nie wymagało formalnej procedury przekazania polskim służbom. Było ich sporo, jednak dość długo wydawało się, że wszystko mieści się przynajmniej w unijnym porządku prawnym. Do czasu.

Niemieckie push backi

W czerwcu zeszłego roku prawicowe media odkryły przypadki nielegalnego przerzucania do Polski migrantów z Niemiec. Olbrzymi udział w nagłaśnianiu tego faktu miała i ma nadal współpracująca z Tysol.pl Aleksandra Fedorska. Rząd wydał oczywiście ostre stanowisko, strona niemiecka przeprosiła, po czym… sytuacja zaczęła się powtarzać. Kluczowe jest w tym współdziałanie strony polskiej i pełna współpraca służb państwa, które zdają się całkowicie ignorować problem i przyjmować na wiarę wszelkie deklaracje Niemców. A ci są na miejscu i pilnują własnych interesów, co sprawia wrażenie nadrzędności policji niemieckiej nad polskimi mundurowymi, co dodatkowo zaognia sytuację.

Na początku tego roku Fedorska opisywała działania administracji niemieckiej, mające ułatwić jej odsyłanie do Polski niechcianych na miejscu, kłopotliwych gości. Równocześnie ten wątek pojawiał się coraz częściej w wypowiedziach polityków niemieckiej chadecji. Polscy internauci pisali o potrzebie zamknięcia granicy lub przynajmniej wzmocnienia kontroli, jednak władze miały inne plany. Oficjalnie przekaz pozostawał ten sam, był zbieżny z programem poprzedników i oczekiwaniami społecznymi – żadnej nielegalnej imigracji. Tyle że praktyka nie miała polegać, jak wcześniej, na selekcji (i tak według wielu zbyt łagodnej) i przyjmowaniu jedynie legalnych imigrantów zarobkowych i faktycznych uciekinierów z krajów sąsiadujących z Polską, tylko na… legalizacji wszystkich.

I tak też to wygląda na początku lipca. Niemcy pakują kolejnych uchodźców w auta naszej Straży Granicznej, by ta bez szemrania odstawiła ich do Polski. Osoby te maja często tę samą datę urodzenia, czyli 1 stycznia, a nasz kraj widzą na oczy po raz pierwszy, a jednak oficjalnie to właśnie stąd dostały się do Niemiec. Wyróżniający się wyglądem i zachowaniem goście zaczynają być widoczni w całej Polsce. Prawicowe telewizje nagrywają kolejne reportaże, pełne wypowiedzi przestraszonych mieszkańców. Przybysze przesiadują gromadnie na przystankach, czasem jednak, ku przerażeniu miejscowych, upatrują sobie pozycje w pobliżu szkół.

Atmosfera zagęściła się, zanim jeszcze na granice wyruszył Ruch Obrony Granic, organizowany przez Roberta Bąkiewicza. I zanim doszło do przerażającej tragedii w Toruniu, gdy przebywający w Polsce obywatel Wenezueli zgwałcił i oślepił Klaudię, młodą mieszkankę tego miasta, która wkrótce potem zmarła. Wcześniej oddziałujące na wyobraźnię sceny przesączały się przez media społecznościowe: widok czarnoskórego mężczyzny załatwiającego swoje potrzeby fizjologiczne w stawie (choć ponoć, jak mówił mi znajomy mieszkający w tej okolicy, w tym akurat nie był wcale pierwszy ani wyjątkowy – jednak obraz wywrócił polski internet do góry nogami) czy Afrykanina skaczącego po samochodach na warszawskim Gocławiu. Kilkanaście dni temu wstrząs wywołała informacja o zakwaterowaniu dwóch nieznanych służbom z nazwiska mężczyzn w domu dziecka, w którym zaczęli oni narzucać wychowankom prawo szariatu.

Syryjskie sieroty

Od lat polskie liberalne elity chciały przekonać nas do zachodnioeuropejskiego modelu pełnej otwartości, choć w czasie rzeczywistym widzieliśmy jego negatywne skutki, a dziś obserwujemy upadek całej stojącej za nim koncepcji inżynierii społecznej. Okazuje się jednak, że to my mamy zapłacić za ten kryzys, który zafundowali sobie wcześniej bogatsi od nas. Wszyscy pamiętają jeszcze, jaką histerię wzbudziły słowa Jarosława Kaczyńskiego o szwedzkich „no-go zones”. – Pan prezes mówił o wielkiej miłości do narodu… PiS pokazało prawdziwą twarz: partii antyeuropejskiej i ksenofobicznej – komentowała Ewa Kopacz, ale wówczas i rząd, i media mówili w tej sprawie jednym głosem. I to właśnie stało się jedną z przyczyn rychłego wyborczego sukcesu Prawa i Sprawiedliwości. Elita zlekceważyła społeczne obawy, Kaczyński je wypowiedział. Polska szykowała się wówczas na udział w imigranckim torcie, co powstrzymała na lata zmiana władzy w 2015 roku. – Przyjęcie imigrantów, którzy uciekają ze swoich ojczyzn w obawie o życie, jest naszym obowiązkiem – mówiła Kopacz jeszcze przed wyborami. Wtórował jej Ryszard Petru, powtarzający, że: – Naszym obowiązkiem jest przyjmowanie uchodźców. […] Nie możemy pozostawić samych sobie ludzi, którzy przez wojnę i prześladowania muszą uciekać z domów.

Gdy PiS wyłamywało się z unijnego dyktatu, przyjmowanie uchodźców deklarowały zbuntowane samorządy i egzaltowane internautki. Szwecja powróciła w 2019 roku, gdy odbierając Nagrodę Nobla, Olga Tokarczuk mówiła m.in.: – Pomyślałam, jakie bogactwo Szwecja sobie przygarnęła wraz z imigrantami. Jaki to jest potencjał wrażliwości, różnych sposobów myślenia… Zawsze w takich momentach jest mi wstyd za ten straszny 2014 rok, kiedy Polska nie przyjęła imigrantów. Nigdy nie będę potrafiła tego zrozumieć.

Kilka lat później bogactwo to przyniesie naszym zamorskim sąsiadom wyborczy sukces antyimigranckich Szwedzkich Demokratów, to już jednak inna historia.

Wschód i Zachód

Kolejna odsłona naszej historii, wielokrotnie już na tych łamach opowiedziana, to hybrydowy atak na naszą wschodnią granicę. Medialne szantaże moralne, niestworzone opowieści, szarpanie sumieniami, a w tle współpraca rosyjskich i białoruskich służb, przemyt i handel ludźmi, wreszcie zwykła, cyniczna polityczna gra. I wielkie pieniądze, choćby na film Agnieszki Holland „Zielona granica”. Gdy zmieniła się władza, to Platforma podjęła narrację o wojnie hybrydowej, budząc niedowierzanie i sprzeciw części aktywistów. Władza cierpi tu na rozdwojenie jaźni, kontynuując w pewnym stopniu politykę PiS, ale promując histeryczny film Holland w państwowych instytucjach kulturalnych. I godząc się w miastach na zachodzie kraju na to, z czym walczy się wciąż przy granicy z Białorusią. I tak wracamy do głównego tematu. – Bezpieczeństwo nie wyklucza człowieczeństwa. […] Polska jest na tyle dużym i dumnym krajem, że nie musi się bać kobiet w ciąży, niemowląt albo starszych i chorych osób, które […] szukają po prostu humanitarnego wsparcia. My jesteśmy krajem solidarności, a nie krajem agresji przeciwko potrzebującym – mówił jeszcze w tym roku Szymon Hołownia. Jednak w kwestii kryzysu na granicy zachodniej przekaz oparty jest na trochę innych akcentach. Przestaje wystarczać opowieść, że zmiana na polskich ulicach to efekt rzekomych nadużyć PiS w tzw. „aferze wizowej”. Następuje ona zbyt późno, zbyt gwałtownie i na zbyt wielką skalę, by spiąć ją z zaniedbaniami poprzedników. To już nowi ludzie i nowe władze. Stare są natomiast nawyki.

Z kim walczy elita?

„Najlepsza jest wieczna pycha inteligentów, że w takich sprawach jak migracja będzie tak, jak sobie zażyczymy” – pisze na portalu X publicysta „Gazety Polskiej” Maciej Kożuszek, a pisząca w „Rzeczpospolitej” Estera Flieger zauważa, że „liberałowie, może bardziej lewica, oddali też temat migracji w taki sposób, że negowali prawo do obaw, lęku. Nie było nic poza etykietą rasisty”. I taka też jest reakcja władzy na grupy obywateli, którzy próbują działać tam, gdzie państwo najwyraźniej nie działa. Pospolite ruszenie jest już na granicach, legitymizuje, nagrywa, wypytuje i wzywa służby. Jednak elita, tak kochająca „społeczeństwo obywatelskie”, tu widzi odbicie swoich lęków i kompleksów, a nie ucieleśnienie ideału społecznej partycypacji. – Banda oszołomów legitymuje na granicy ludzi i decyduje, kto może wjechać do Polski, a kto nie. Panie Ministrze Siemoniak, czy podległe Panu formacje mogą zrobić z tym porządek? – pyta najbogatszy poseł tej kadencji Artur Łącki. 1 lipca dowiedzieliśmy się nie tylko o tym, że Sąd Najwyższy potwierdził wybór Karola Nawrockiego na prezydenta RP. Z wielkim zdziwieniem internauci odkryli tego dnia fakt istnienia Ministerstwa ds. Społeczeństwa Obywatelskiego, którego szefowa Adriana Porowska mocno wypowiedziała się o Ruchu Obrony Granic. – Jako minister ds. społeczeństwa obywatelskiego wyrażam głęboki niepokój ws. nielegalnych „patroli obywatelskich” organizowanych przy granicy PL – DE. To nie troska o bezpieczeństwo, lecz cyniczne działania oparte na fake newsach i straszeniu migrantami. Granic pilnują służby, a nie samozwańcze grupy”. Pojawia się i wątek dezinformacji, którą według wielu bliskich rządowi komentatorów mają być zdjęcia i filmy, dokumentujące zmiany struktury etnicznej napotykanych w polskich miastach ludzi. Trudno jednak wyobrazić sobie, by dziś ktokolwiek jeszcze dał się na to nabrać. Tak, jak wcześniej nabrano się niestety na zapewnienia o nieobjęciu Polski faktycznymi skutkami Paktu migracyjnego (mieliśmy być z niego zwolnieni z racji przyjęcia Ukraińców, tyle że poza polskimi ministrami nikt w Europie tego nigdy nie potwierdził) czy na apele o bojkot referendum, które według polityków ówczesnej opozycji miało być bezprzedmiotowe. A że nie było, coraz częściej przekonują się ci, którzy w październiku 2023 roku z obrzydzeniem odmawiali przyjmowania karty z jego pytaniami.

Pozory kontroli

Kryzys na granicy będzie zapewne narastał pomimo deklaracji. Legalizacja, „jak leci” pobytu wszystkich migrantów – w oparciu wyłącznie o deklaracje niemieckich służb mających w tym polityczny interes – żadnego problemu przecież nie rozwiąże. Kończą się cierpliwość i moce przerobowe przypisanych do obsługi tego tematu instytucji. Nic więc dziwnego, że prawica dostrzega tu swoją szansę, a liberałowie widmo porażki. Donald Tusk mówi o ultraprawicowych bojówkach na granicy i oczekuje, że to tym problemem zajmą się polskie służby. Prezydent elekt przyjmuje postawę odwrotną i dostrzegając zagrożenie na granicy, dziękuje Robertowi Bąkiewiczowi i innym społecznikom, a premier potępia przyszłego prezydenta za te słowa. Do potępień działań Bąkiewicza dołączają oczywiście kolejni celebryci i samozwańczy eksperci od spraw bezpieczeństwa, czasem widząc powtórkę z działań Rosjan w oddolnej próbie kontroli granic w separatystycznych obwodach Ukrainy. Niektórzy, choćby publicysta Tomasz Terlikowski, wzywają wręcz do działań siłowych – nie wobec imigrantów, a ludzi, którzy poczuli się zaniepokojeni biernością państwa wobec zagrażającej im sytuacji. Premier ogłosił co prawda, że na granice wracają kontrole, jednak nie zmienia to niczego, ponieważ dotyczą one wyłącznie tych osób, które państwo uznałoby za nielegalne, a po drugie szybko okazało się, że mają one dotyczyć raczej wyjeżdżających, a nie wjeżdżających do Polski. Naszego premiera wsypał jak zwykle kanclerz Friedrich Merz, znajdujący w tym ewidentnie upodobanie. Czy te wydarzenia spowodują oczekiwane przez wielu trzęsienie ziemi w polskiej polityce? Jest to bardzo prawdopodobne, niestety jednak nim do tego dojdzie, czeka nas jeszcze wiele niepokojących wieści z granicy.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe