Reforma sądownictwa - najtrudniejsze wyzwanie dla obozu dobrej zmiany?
Największą pułapką dla rządzących nie są też żenująco prostackie próby opozycji parlamentarnej i ulicznych zadymiarzy spod znaku KOD-u i Obywateli RP poróżnienia prezydenta z jego własnym politycznym zapleczem (zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Andrzej Duda są zbyt doświadczonymi politykami, by nie przejrzeć tej pozbawionej cienia maestrii gry) bądź sprowadzenia reformy do personalnej, prestiżowej rozgrywki pomiędzy prezydentem i ministrem sprawiedliwości. Paradoksalnie pierwszą z dwóch najcięższych prób, przed jakimi staje właśnie PiS, zgotował mu… jego oszałamiający sukces.
Pułapki władzy
W szeregach rządzącej partii świadomość bezprecedensowej w dziejach III RP skali poparcia społecznego i całkowitej dominacji na polskiej scenie politycznej generuje (co jest poniekąd zrozumiałe) pokusę zastąpienia reformy koniecznej, apolitycznej, strukturalnej i obliczonej na dekady funkcjonowania, prostym roztoczeniem protektoratu, a zarazem politycznej kontroli nad psującym się przez lata wymiarem sprawiedliwości. Drugą próbę, którą muszą przejść zwycięsko zarówno Zjednoczona Prawica, jak i głowa państwa, stanowi pokonanie pokusy, by ustrojową debatę o roli ponadpartyjnego (co nie oznacza rezygnującego z własnego światopoglądu) prezydenta i parlamentu (w praktyce – parlamentarnej większości) w sprawowaniu demokratycznej kontroli nad sądownictwem nie sprowadzić do gorszącej gry o strefy wpływów w instytucjach wymiaru sprawiedliwości.