"Właściwy moment" Chrisa Niedenthala – między fotografią a osobistymi refleksjami​

Nowy album Chrisa Niedenthala to wizualna uczta i zarazem lektura pełna rozczarowań – pełna znakomitych zdjęć, lecz spisana z przesadnym ego i banałem.
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Adrian Grycuk

Zdumiewająca książka – nie tylko przez swą cenną zawartość, ale i przez dwoistość odbioru. Tak ciekawa! I tak straszliwie irytująca! Oczywiście, nazwisko autora jest znakomitą marką: „Chris Niedenthal” – i wszystko jasne.

Pewnie wystarczyłoby tamto jedno, jedyne zdjęcie – transporter Skot na tle ośnieżonego kina Moskwa z banerem reklamującym „Czas Apokalipsy” Coppola – które stało się ikoną stanu wojennego, powielane na niezliczonej ilości wystaw, plakatów, na okładkach książek i w albumach, podziwiane, ba, przedrzeźniane. A przecież w swoim dorobku ma Niedenthal podobnych złotych strzałów co najmniej jeszcze kilka: kadry z papieskich pielgrzymek i Jarocin, Wadowice na wiadomość o zamachu na Jana Pawła, i zdeptany grób Nicolae Ceaușescu, zakonnicy-strażacy z Wadowic, strajk w Stoczni i odbudowywany Zamek Królewski: pamięć wzrokowa dwóch ostatnich dekad PRL i upadku systemu sowieckiego. Sporo tych „ikonicznych” zdjęć trafiło zresztą do tego albumu. 

 

Legenda Chrisa Niedenthala

I legendę ma Niedenthal nie do podważenia: syn Polaków, którzy trafili do Wielkiej Brytanii w zawierusze wojny światowej (ojciec, Jan Niedenthal, był przed wojną prokuratorem w Wilnie), „polonus”, który trafił do Polski gomułkowskiej jako nastolatek, swoisty łącznik między dwoma światami (chciałoby się coś napisać o tych Polakach „z zewnątrz”: o Niedenthalu, o Annie Erdman, wnuczce Wańkowicza, która trafiła do Warszawy w latach 70., jak oni z „Zachodu”, a zarazem tutejsi radzili sobie z dwoistością spojrzenia, z podwójną tożsamością?). Osiadł tu, ożenił się, zrobił fantastyczną karierę w amerykańskim stylu, od na poły amatora zasypującego zachodnie redakcje swoimi fotogramami po, już w latach 70., korespondenta „Newsweeka”. 

I zdjęcia – świetne, na pozór niedbałe, strzelone „z biodra” i trafiające – ha, trafny tytuł! – we właściwy moment: czyjegoś potknięcia się, trzaśnięcia okna, pochylenia przechodnia, kociego skoku – albo odwrotnie, nieoczekiwanej ciszy, zastygnięcia świata na czas błyśnięcia okiem, machnięcia skrzydłem, odwrócenia się zomowca, który strzeże wylotu Rakowieckiej w Puławską. Można powiedzieć – samograj dla wydawcy, tylko obrabiać negatywy i wydawać albumy. I wydano ich co najmniej kilka, najbardziej znane to „Rekwizyty PRL” oraz „13/12. Polska stanu wojennego”. Więc co mi się nie podoba tym razem?

Niestety, świetne wydawnictwo, jakim są Marginesy, postanowiło, jak pisze we wstępie Adam Pluszka, umilić życie udręczonemu covidowym lockdownem fotografowi: „Poprosiliśmy Chrisa, żeby przez kolejne sto dni przysyłał nam po jednym wybranym przez siebie zdjęciu. […] I żeby do każdego z nich dołączał opis: co na nim jest, kiedy powstało i co Chris pamięta z czasów, kiedy je zrobił”. A artysta, niestety, przyjął tę propozycję z ochotą. 

To już nie chodzi o to, że wykorzystał te krótkie teksty (dwa, czasem cztery akapity) do wciskania (jak sobie zapewne wyobrażał) publicystycznych szpileczek i do dzielenia się swoimi poglądami na rzeczy polityczne. Ani, że te poglądy są tak doskonale przewidywalne i wygłaszane z tak ogromną pewnością siebie: Marsz Niepodległości – zły (bo „co może być pozytywnego, kiedy widzi się, jak tylu ludzi, bądź co bądź o poglądach bliskich faszyzmowi, może sobie swobodnie i całkowicie bezkarnie przejść przez stolicę Polski. A kysz!”), Strajk Kobiet – dobry („Po tym, jak partia rządząca zaostrzyła prawo aborcyjne […], wściekłość sięgnęła zenitu”). KOD – dobry. Religia w najlepszym razie jakaś dziwna, bizarna: te wszystkie zakonnice, kilimki, sutanny – po co to? Ale sprzedaje się ta egzotyka. Leszek Balcerowicz – dobry. Vaclav Klaus – zły. I tak dalej, aż do naprawdę detalicznych kwestii. Marek Hłasko zastanawiał się w nieśmiertelnych „Pięknych dwudziestoletnich”, czy to tajniacy w życiu naśladują tajniaków filmowych, czy odwrotnie: ja nieraz zachodzę w głowę, czy bien pensants pokroju Chrisa Niedenthala sformatowani są pod wpływem publicystyki dawnej „Gazety Wyborczej” – czy to „Wyborcza” sprzed dwóch dekad profilowała się pod takich zajefajnych, światłych, wyluzowanych popintelektualistów z Zachodu. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. 

 

Docenienie wspomnień

Ale przewidywalność i osobliwość sympatii politycznych i kulturowych fotografa wydaje się w lekturze o wiele mniejszą przeszkodą niż jego ego. Te opowieści, które mogłyby stanowić fantastyczne uzupełnienia kadrów, opowieść o okolicznościach, ludziach, bodaj i pogodzie, stały się opowieścią o doznaniach i przemyśleniach autora. „Miałem dosyć”. „Drgnął mi palec”. „No dobrze, będę trochę złośliwy”. Byłem. Fotografowałem. Spałem. Ziewałem. Ja, ja, ja. Kto wie, może udało się przypadkiem dotrzeć do źródeł wielkiej traumy wybitnych fotoreporterów – może cały czas czekają, żeby to ONI znaleźli się w kadrze, zostali dostrzeżeni? 

Ale i męki ego można by znieść, kto ich nie zna. Naprawdę nieznośne są pierwsze: objaśnianie rzeczy podstawowych. Że jak pielgrzymka – to do Częstochowy, a w Jarocinie grano rock. Po wtóre – tak wyraźne, tak ostentacyjne podkreślanie dystansu wobec wielkich spraw, dziejących się na zdjęciach, jakby Niedenthal obawiał się, że ktoś wypomni mu niewczesne zaangażowanie. Deklaracja „nie byłem tam ze względów religijnych” pada przy mniej więcej co trzeciej relacji z papieskiej wizyty, klasztoru pijarów czy prawosławnych mniszek rumuńskich. Doprawdy, i raz byłoby niepotrzebne, wiemy, czym zajmuje się fotoreporter. No i wreszcie po trzecie – absolutnie nieśmieszne pointy. 

Bywają książki, które czyta się przez palce, bywają takie, w których dobry jest tylko pierwszy rozdział czy akt, niejedne wspomnienia cenię przede wszystkim za przypisy, którymi opatrzył je wydawca. Najnowszy album Chrisa Niedenthala polecam z czystym sumieniem pod warunkiem, że oglądać się będzie jedynie prawe kolumny rozkładówek, na których zreprodukowane zostały zdjęcia. Tylko recto! 

 

Chomikowe koło 

Fenomen ruchu przodowników pracy doczekał się swoich badaczy. Do dziś też trwają wśród nich spory, do którego momentu ten sowiecki koncept (przeszczepiony do krajów podporządkowanych Moskwie w okolicach roku 1948) był dosyć desperackim, ale autentycznym pomysłem na poprawę wyników gospodarczych, kiedy zaś stał się wyłącznie narzędziem propagandy, śrubowania nierealnych norm, a w konsekwencji – presji na półniewolne „masy robotnicze”. Kojarzeni są również, zwykle wspominani w krzywym zwierciadle, prawdziwi polscy przodownicy – Bernard Bugdoł i Wincenty Pstrowski – chociaż najbardziej znany jest ten fikcyjny, zrodzony w wyobraźni Aleksandra Ścibora-Rylskiego i Andrzeja Wajdy: Mateusz Birkut, murarz z Nowej Huty. To w jego epopei można rozpoznać świat, w którym rośli przodownicy: ich autentyczny zapał, nadzieję, żar – i otaczające ich oszustwo. 

Andrzej Janikowski opowiedział o ruchu przewodnickim w lekkim, reporterskim stylu, przywołując nie tylko Pstrowskiego i Bugdoła, ale rekordzistów wielu branż, zwracając uwagę na to, jakim wyzwaniem była organizacja ruchu współzawodnictwa w takich branżach jak rolnictwo czy wojskowość, nie mówiąc już o artes liberales: ile równań czy sonetów trzeba napisać, żeby zostać rekordzistą? 

Najciekawsza – i wydaje się, niedokończona – jest opowieść o schyłku ruchu przodownickiego. Wielki impet wygasł po Październiku, próby mobilizacji podejmowano jednak aż do Sierpnia i autor znalazł kilka ciekawych scen tego długiego zmierzchu. Jeśli jednak sięgnąć po reportaże, przedstawiające życie współczesnych stażystów w korporacjach, szpitalach czy kancelariach, można zadać sobie pytanie: czy poszukiwanie rekordzistów naprawdę się skończyło? 


 

POLECANE
14 godzin bez prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców woj. Śląskiego z ostatniej chwili
14 godzin bez prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców woj. Śląskiego

Mieszkańcy województwa śląskiego muszą przygotować się na kilkunastogodzinne przerwy w dostawie prądu. Od 8 do 11 lipca 2025 roku planowane są szerokie wyłączenia energii elektrycznej w wielu miastach regionu. Niektóre przerwy potrwają aż 14 godzin!

Rozłam w Polsce 2050. Znana poseł odchodzi z partii z ostatniej chwili
Rozłam w Polsce 2050. Znana poseł odchodzi z partii

Poseł Polski 2050 Izabela Bodnar przekazała we wtorek, że zrezygnowała z członkostwa w partii Polska 2050. "Zamierzam pracować jako posłanka niezrzeszona, w ścisłej współpracy z koalicją" – przekazała.

Nie będzie śledztwa ws. słynnej kawalerki pana Jerzego. Prokuratura: Brak podstaw z ostatniej chwili
Nie będzie śledztwa ws. słynnej "kawalerki pana Jerzego". Prokuratura: Brak podstaw

Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w zakresie siedmiu wątków przejęcia kawalerki Jerzego Ż. przez prezydenta elekta Karola Nawrockiego i jego małżonkę. Śledczy nie zbadają m.in. doprowadzenia gminy do niekorzystnego rozporządzenia mieniem i oświadczeń przed notariuszem.

Interia w żałobie. Nagła śmierć wydawcy z ostatniej chwili
Interia w żałobie. Nagła śmierć wydawcy

Nie żyje Rafał Cieniek, 37-letni wydawca strony głównej Interii i doktor nauk o mediach, ceniony profesjonalista i serdeczny kolega – poinformowała we wtorek Interia.

Mec. Wąsowski został oskarżony przez prokuraturę. Dostałem zarzuty za to, że byłem obrońcą swojego klienta z ostatniej chwili
Mec. Wąsowski został oskarżony przez prokuraturę. "Dostałem zarzuty za to, że byłem obrońcą swojego klienta"

Mec. Krzysztof A Wąsowski broniący w sprawie nieprawidłowości dot. Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych we wtorek sam usłyszał zarzuty. - Nie mogę jeszcze dokładnie powiedzieć, w jaki sposób zarzuty są sformułowane. Powiem tylko, że dostałem zarzuty za to, że byłem obrońcą swojego klienta. To złamanie Konstytucji i praw człowieka. Nie spotkałem się z czymś takim w swojej karierze - powiedział w rozmowie z portalem tysol.pl mec. Wąsowski.

Bundeswehra musi być gotowa do wojny”. Plan niemieckich zbrojeń pilne
"Bundeswehra musi być gotowa do wojny”. Plan niemieckich zbrojeń

Niemieckie ministerstwo obrony planuje zakup tysiąca czołgów Leopard 2 oraz 2,5 tys. kołowych transporterów opancerzonych Boxer. Za ich produkcję będą odpowiadać europejskie konsorcjum KDNS oraz niemiecki gigant zbrojeniowy Rheinmetall.

Sztuczna inteligencja Grok pozamiatała Romana Giertycha i Platformę Obywatelską gorące
Sztuczna inteligencja "Grok" pozamiatała Romana Giertycha i Platformę Obywatelską

"Grok" to sztuczna inteligencja zintegrowana z platformą "X" Elona Muska. Tym razem "Grok" wdał się w dyskusję z internautami nt. Romana Giertycha. Efekty były dla "mecenasa Platformy" opłakane.

PiS z pomysłem dla firm na granicy. Tarcza na zachodzie i wschodzie z ostatniej chwili
PiS z pomysłem dla firm na granicy. Tarcza na zachodzie i wschodzie

Posłowie PiS ocenili we wtorek, że wprowadzone przez rząd tymczasowe kontrole na granicy z Niemcami i Litwą są niewystarczające. Ich zdaniem trzeba wydać czasowy zakaz wjazdu do Polski obywateli określonych krajów, a także wprowadzić "tarcze osłonowe" dla przygranicznych firm, które ponoszą straty.

Dr Duniec: Najbardziej intensywnych opadów spodziewamy się najbliższej nocy z ostatniej chwili
Dr Duniec: Najbardziej intensywnych opadów spodziewamy się najbliższej nocy

– Kluczowa będzie najbliższa noc – powiedział podczas konferencji dyrektor Centrum Meteorologicznej Osłony Kraju (CMOK) dr Grzegorz Duniec. – W ciągu 12 godzin na połowie Polski opady wyniosą do 100 milimetrów – dodał.

Droższe wakacje w Grecji. Weszły nowe opłaty klimatyczne gorące
Droższe wakacje w Grecji. Weszły nowe opłaty klimatyczne

Grecja od 1 lipca wprowadziła nowe obciążenie dla turystów – opłatę klimatyczną, która wyniesie nawet 20 euro za dzień.

REKLAMA

"Właściwy moment" Chrisa Niedenthala – między fotografią a osobistymi refleksjami​

Nowy album Chrisa Niedenthala to wizualna uczta i zarazem lektura pełna rozczarowań – pełna znakomitych zdjęć, lecz spisana z przesadnym ego i banałem.
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Adrian Grycuk

Zdumiewająca książka – nie tylko przez swą cenną zawartość, ale i przez dwoistość odbioru. Tak ciekawa! I tak straszliwie irytująca! Oczywiście, nazwisko autora jest znakomitą marką: „Chris Niedenthal” – i wszystko jasne.

Pewnie wystarczyłoby tamto jedno, jedyne zdjęcie – transporter Skot na tle ośnieżonego kina Moskwa z banerem reklamującym „Czas Apokalipsy” Coppola – które stało się ikoną stanu wojennego, powielane na niezliczonej ilości wystaw, plakatów, na okładkach książek i w albumach, podziwiane, ba, przedrzeźniane. A przecież w swoim dorobku ma Niedenthal podobnych złotych strzałów co najmniej jeszcze kilka: kadry z papieskich pielgrzymek i Jarocin, Wadowice na wiadomość o zamachu na Jana Pawła, i zdeptany grób Nicolae Ceaușescu, zakonnicy-strażacy z Wadowic, strajk w Stoczni i odbudowywany Zamek Królewski: pamięć wzrokowa dwóch ostatnich dekad PRL i upadku systemu sowieckiego. Sporo tych „ikonicznych” zdjęć trafiło zresztą do tego albumu. 

 

Legenda Chrisa Niedenthala

I legendę ma Niedenthal nie do podważenia: syn Polaków, którzy trafili do Wielkiej Brytanii w zawierusze wojny światowej (ojciec, Jan Niedenthal, był przed wojną prokuratorem w Wilnie), „polonus”, który trafił do Polski gomułkowskiej jako nastolatek, swoisty łącznik między dwoma światami (chciałoby się coś napisać o tych Polakach „z zewnątrz”: o Niedenthalu, o Annie Erdman, wnuczce Wańkowicza, która trafiła do Warszawy w latach 70., jak oni z „Zachodu”, a zarazem tutejsi radzili sobie z dwoistością spojrzenia, z podwójną tożsamością?). Osiadł tu, ożenił się, zrobił fantastyczną karierę w amerykańskim stylu, od na poły amatora zasypującego zachodnie redakcje swoimi fotogramami po, już w latach 70., korespondenta „Newsweeka”. 

I zdjęcia – świetne, na pozór niedbałe, strzelone „z biodra” i trafiające – ha, trafny tytuł! – we właściwy moment: czyjegoś potknięcia się, trzaśnięcia okna, pochylenia przechodnia, kociego skoku – albo odwrotnie, nieoczekiwanej ciszy, zastygnięcia świata na czas błyśnięcia okiem, machnięcia skrzydłem, odwrócenia się zomowca, który strzeże wylotu Rakowieckiej w Puławską. Można powiedzieć – samograj dla wydawcy, tylko obrabiać negatywy i wydawać albumy. I wydano ich co najmniej kilka, najbardziej znane to „Rekwizyty PRL” oraz „13/12. Polska stanu wojennego”. Więc co mi się nie podoba tym razem?

Niestety, świetne wydawnictwo, jakim są Marginesy, postanowiło, jak pisze we wstępie Adam Pluszka, umilić życie udręczonemu covidowym lockdownem fotografowi: „Poprosiliśmy Chrisa, żeby przez kolejne sto dni przysyłał nam po jednym wybranym przez siebie zdjęciu. […] I żeby do każdego z nich dołączał opis: co na nim jest, kiedy powstało i co Chris pamięta z czasów, kiedy je zrobił”. A artysta, niestety, przyjął tę propozycję z ochotą. 

To już nie chodzi o to, że wykorzystał te krótkie teksty (dwa, czasem cztery akapity) do wciskania (jak sobie zapewne wyobrażał) publicystycznych szpileczek i do dzielenia się swoimi poglądami na rzeczy polityczne. Ani, że te poglądy są tak doskonale przewidywalne i wygłaszane z tak ogromną pewnością siebie: Marsz Niepodległości – zły (bo „co może być pozytywnego, kiedy widzi się, jak tylu ludzi, bądź co bądź o poglądach bliskich faszyzmowi, może sobie swobodnie i całkowicie bezkarnie przejść przez stolicę Polski. A kysz!”), Strajk Kobiet – dobry („Po tym, jak partia rządząca zaostrzyła prawo aborcyjne […], wściekłość sięgnęła zenitu”). KOD – dobry. Religia w najlepszym razie jakaś dziwna, bizarna: te wszystkie zakonnice, kilimki, sutanny – po co to? Ale sprzedaje się ta egzotyka. Leszek Balcerowicz – dobry. Vaclav Klaus – zły. I tak dalej, aż do naprawdę detalicznych kwestii. Marek Hłasko zastanawiał się w nieśmiertelnych „Pięknych dwudziestoletnich”, czy to tajniacy w życiu naśladują tajniaków filmowych, czy odwrotnie: ja nieraz zachodzę w głowę, czy bien pensants pokroju Chrisa Niedenthala sformatowani są pod wpływem publicystyki dawnej „Gazety Wyborczej” – czy to „Wyborcza” sprzed dwóch dekad profilowała się pod takich zajefajnych, światłych, wyluzowanych popintelektualistów z Zachodu. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. 

 

Docenienie wspomnień

Ale przewidywalność i osobliwość sympatii politycznych i kulturowych fotografa wydaje się w lekturze o wiele mniejszą przeszkodą niż jego ego. Te opowieści, które mogłyby stanowić fantastyczne uzupełnienia kadrów, opowieść o okolicznościach, ludziach, bodaj i pogodzie, stały się opowieścią o doznaniach i przemyśleniach autora. „Miałem dosyć”. „Drgnął mi palec”. „No dobrze, będę trochę złośliwy”. Byłem. Fotografowałem. Spałem. Ziewałem. Ja, ja, ja. Kto wie, może udało się przypadkiem dotrzeć do źródeł wielkiej traumy wybitnych fotoreporterów – może cały czas czekają, żeby to ONI znaleźli się w kadrze, zostali dostrzeżeni? 

Ale i męki ego można by znieść, kto ich nie zna. Naprawdę nieznośne są pierwsze: objaśnianie rzeczy podstawowych. Że jak pielgrzymka – to do Częstochowy, a w Jarocinie grano rock. Po wtóre – tak wyraźne, tak ostentacyjne podkreślanie dystansu wobec wielkich spraw, dziejących się na zdjęciach, jakby Niedenthal obawiał się, że ktoś wypomni mu niewczesne zaangażowanie. Deklaracja „nie byłem tam ze względów religijnych” pada przy mniej więcej co trzeciej relacji z papieskiej wizyty, klasztoru pijarów czy prawosławnych mniszek rumuńskich. Doprawdy, i raz byłoby niepotrzebne, wiemy, czym zajmuje się fotoreporter. No i wreszcie po trzecie – absolutnie nieśmieszne pointy. 

Bywają książki, które czyta się przez palce, bywają takie, w których dobry jest tylko pierwszy rozdział czy akt, niejedne wspomnienia cenię przede wszystkim za przypisy, którymi opatrzył je wydawca. Najnowszy album Chrisa Niedenthala polecam z czystym sumieniem pod warunkiem, że oglądać się będzie jedynie prawe kolumny rozkładówek, na których zreprodukowane zostały zdjęcia. Tylko recto! 

 

Chomikowe koło 

Fenomen ruchu przodowników pracy doczekał się swoich badaczy. Do dziś też trwają wśród nich spory, do którego momentu ten sowiecki koncept (przeszczepiony do krajów podporządkowanych Moskwie w okolicach roku 1948) był dosyć desperackim, ale autentycznym pomysłem na poprawę wyników gospodarczych, kiedy zaś stał się wyłącznie narzędziem propagandy, śrubowania nierealnych norm, a w konsekwencji – presji na półniewolne „masy robotnicze”. Kojarzeni są również, zwykle wspominani w krzywym zwierciadle, prawdziwi polscy przodownicy – Bernard Bugdoł i Wincenty Pstrowski – chociaż najbardziej znany jest ten fikcyjny, zrodzony w wyobraźni Aleksandra Ścibora-Rylskiego i Andrzeja Wajdy: Mateusz Birkut, murarz z Nowej Huty. To w jego epopei można rozpoznać świat, w którym rośli przodownicy: ich autentyczny zapał, nadzieję, żar – i otaczające ich oszustwo. 

Andrzej Janikowski opowiedział o ruchu przewodnickim w lekkim, reporterskim stylu, przywołując nie tylko Pstrowskiego i Bugdoła, ale rekordzistów wielu branż, zwracając uwagę na to, jakim wyzwaniem była organizacja ruchu współzawodnictwa w takich branżach jak rolnictwo czy wojskowość, nie mówiąc już o artes liberales: ile równań czy sonetów trzeba napisać, żeby zostać rekordzistą? 

Najciekawsza – i wydaje się, niedokończona – jest opowieść o schyłku ruchu przodownickiego. Wielki impet wygasł po Październiku, próby mobilizacji podejmowano jednak aż do Sierpnia i autor znalazł kilka ciekawych scen tego długiego zmierzchu. Jeśli jednak sięgnąć po reportaże, przedstawiające życie współczesnych stażystów w korporacjach, szpitalach czy kancelariach, można zadać sobie pytanie: czy poszukiwanie rekordzistów naprawdę się skończyło? 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe