Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość

Po dwóch dekadach od odrzucenia Konstytucji dla Europy sfrustrowani Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość i ruszają do ofensywy.
Zwolennicy Unii Europejskiej, zdjęcie podglądowe Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość
Zwolennicy Unii Europejskiej, zdjęcie podglądowe / Unsplash

W polskiej publicystyce prawicowej Unia Europejska często jawi się jako narzędzie niemieckiej ekspansji – i jest w tym wiele prawdy. Nie zmienia to jednak faktu, że rośnie liczba osób o tożsamości „europejskiej”, które szczerze wierzą w sens, a nawet konieczność utworzenia zupełnie nowego jakościowo, i kierującego się ponadnarodową ideologią unijnego państwa związkowego. Po „wielkiej smucie” pandemii, która dobitnie ukazała znaczenie państw narodowych, rosnące zagrożenie ze strony Rosji oraz zwycięstwo Donalda Trumpa w USA dostarczyły unijnym federalistom nowych narzędzi szantażu wobec społeczeństw krajów członkowskich. Warto więc przyjrzeć się tej formacji, której argumenty i propaganda staną się dla klasycznych patriotów coraz częstszym wyzwaniem. 

 

Ewolucja Unijczyka

Unijczyk jest starszy, niż mogłoby się wydawać. Już dwa wieki temu utopijny socjalista Henri de Saint-Simon postulował powołanie federacji europejskiej zarządzanej przez wspólny parlament. W XIX wieku ideę tę podejmowali m.in. polski powstaniec listopadowy Wojciech Jastrzębowski, pisarz Victor Hugo czy – poniekąd – klasyk nacjonalizmu Giuseppe Mazzini, który w emancypacji narodów dostrzegał jedynie etap wstępny do stworzenia szerszej wspólnoty opartej na głębszej kooperacji. W XX wieku pojawił się ruch paneuropejski Richarda Coudenhove-Kalergiego, a mniej więcej w tym samym czasie (1925 rok) postulat utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy znalazł się w heidelberskim programie Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Ostatecznie na scenę wkroczył ze swoim manifestem ulubiony „czarny charakter” współczesnej prawicy Altiero Spinelli, którego kontynuatorzy do dziś zajmują brukselskie gabinety. Idea zjednoczonej Europy ma więc długą historię i od dawna przyciąga postępowych humanistów, ideologów oraz artystów – zwłaszcza obietnicą pokoju między narodami. Inni dostrzegali w niej perspektywę efektywnego zarządzania potencjałem europejskich społeczeństw lub sposób na budowę socjalistycznego systemu w skali kontynentalnej. Jednak to właśnie wizja pokoju, bezpieczeństwa i harmonii najmocniej działała na wyobraźnię zwolenników unifikacji.

I niewiele się pod tym względem do dziś zmieniło. „Socjalistyczny spisek”, którego poszukują konserwatywni liberałowie, nie ma potwierdzenia w faktach – realnie, w Unii Europejskiej tendencje regulacyjne nieustannie konkurują z kierunkiem „luzującym” (vide: ograniczanie monopolu państwowych przedsiębiorstw). Oczywiście, książki w rodzaju „Skrępowanego olbrzyma” Martina Schulza, w której autor pisze, że celem integracji europejskiej musi być „poskromienie międzynarodowego drapieżnego kapitalizmu”, dostarczają pożywki dla tej narracji, jednak eurokraci wcale nie zamierzają likwidować gospodarki rynkowej. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że idea zjednoczonej Europy służy różnym postępowcom do realizacji własnych interesów. Schulz chciałby jej użyć do przejęcia kontroli nad systemem bankowym, Daniel Cohn-Bendit i „nasz” Edwin Bendyk – do przeprowadzenia ekologicznej rewolucji, Guy Verhofstadt i Anne Applebaum – do ochrony Europy przed odradzającymi się populistycznymi autorytaryzmami, a aktywiści LGBT do wzięcia za pysk miejscowych homofobicznych „talibów” przez tęczową centralę. 

 

Stara nowa propaganda

Nowoczesny Unijczyk zwykle wierzy, że tzw. „zjednoczenie Europy” jest dziejową koniecznością. Coraz częściej słyszymy argumenty, że nie mamy innego wyjścia, jeśli chcemy konkurować z Chinami czy USA – bez centralizacji lub federalizacji jesteśmy skazani na pozostanie „skansenem świata” wegetującym gdzieś na marginesie. Obietnica przezwyciężenia tego złego losu opiera się na prymitywnym sumowaniu potencjałów: ludnościowych, produkcyjnych, technologicznych itp., które ma wykazać, że gdybyśmy tylko połączyli się w jedno, stalibyśmy się globalnym liderem we wszystkich dziedzinach. Nikt jednak nie odpowiada na podstawowe pytanie pominięte przy formułowaniu samych założeń tego rozumowania: dlaczego właściwie mielibyśmy jako jednolity organizm konkurować ze światowymi potęgami? Co nas do tego zmusza, skoro od kilkudziesięciu lat nie stanowimy zunifikowanej siły, a mimo to funkcjonujemy, rozwijamy się i współpracujemy? W rzeczywistości jest to wynikający z przekonania o własnej wyjątkowości typowo imperialny sposób myślenia – zamiast rozwijać współpracę, powinniśmy rywalizować, by w końcu narzucić swoją hegemonię innym graczom. Pokusa większej władzy dla eurokratów przedstawiana jest jako obiektywna konieczność wynikająca z obecnej sytuacji – optykę kooperacji zastępuje się optyką wyścigu, a dalsze błędy powstają samoistnie. 

Nie chodzi jednak wyłącznie o imperialne ambicje, ale także o sprawy bardziej „przyziemne” – naturalny rozrost warstwy urzędniczej, która żyje z administrowania unijnym organizmem. Im więcej obszarów znajduje się pod jej kontrolą, tym bardziej uzasadnione jest jej trwanie oraz dokooptowywanie kolejnych członków – najczęściej spośród własnych rodzin i przyjaciół, by mogli czerpać korzyści z tego „interesu”. To często przemilczana motywacja stojąca za wprowadzaniem nowych, rewolucyjnych unijnych projektów – nie tylko generują one zapotrzebowanie na nowych urzędników i ekspertów, ale także pozwalają uniknąć zarzutów o bezzasadność istnienia tej gigantycznej machiny. Strategie ekologiczne czy europejski system obronny to pod tym względem niezwykle obiecujące inicjatywy – urzędnicy patrzą na nie przychylnie, ponieważ działają w interesie ich samych oraz ich bliskich. Ubieranie tych działań w slogany aspirujące do miana nowej historiozofii wydaje się jednak jedynie próbą racjonalizacji poszukiwania korzyści dla własnego środowiska.

 

Ludzie z misją

Wielu Unijczyków dostrzegło w rosyjskiej inwazji na Ukrainę szansę na przyspieszenie integracji europejskiej. Łatwo bowiem przekonać społeczeństwo, że jednoczenie się w obliczu wspólnego wroga jest warunkiem koniecznym do zachowania bezpieczeństwa. Przedstawiono więc fałszywą alternatywę: albo rezygnujemy z suwerennych państw i skutecznie bronimy się przed Putinem, albo pozostajemy przy stanie obecnym, ale kosztem zagrożenia wojenną pożogą. Ten argument trafił do wyobraźni wielu osób. Część z nich zaczęła postrzegać brak dalszej centralizacji jako nieodpowiedzialny, a jej przeciwników – jako zdrajców lub fanatyków, którzy w imię narodowych sentymentów narażają wszystkich na śmierć. Takie głosy dało się słyszeć już w 2022 roku, jednak antytrumpowska histeria wyniosła ten moralny szantaż na nowy poziom absurdu – oto jeśli jesteś za utrzymaniem autonomicznego państwa polskiego, w oczach Unijczyka stajesz się wrogiem Polski. Co więcej, wystarczy choćby opowiadać się za zachowaniem obecnego (i tak już głębokiego) poziomu integracji, by dla niektórych stać się „nacjonalistą”. Ma to oczywiście wymiar propagandowy – nacjonalizm, kojarzony przez część społeczeństwa z agresją i przemocą, zostaje zręcznie zrównany ze zwykłą potrzebą posiadania własnego państwa, która jeszcze niedawno była czymś oczywistym dla wszystkich. Obiektem propagandowej neosemantyzacji padło też pojęcie „niepodległość” – Unijczyk gotów jest przekonywać, że w obliczu specyfiki międzynarodowego kapitalizmu, globalnego obiegu informacji, mobilności czy nowych wyzwań należy „zaktualizować” jej pojmowanie. Oczywiście w nowej interpretacji „podległość” jakiemuś centralnemu tworowi nie stoi już w sprzeczności z niepodległością, lecz staje się jej nowoczesnym przejawem. 

Marzenie o pokoju, bezpieczeństwie i harmonii to znakomite paliwo dla rozwijającego się – na razie tylko w sferze idei – nowego euroimperializmu. Zjawisko to znajduje swoje ujście w trawestacji słynnego cytatu: albo Europa stanie się imperium, albo nie będzie jej wcale. Unijczyk jednak lekceważy lub świadomie pomija koszty utworzenia takiego imperium: definitywną rezygnację z narodowych ambicji, centralne sterowanie kulturą i narzucanie niekompatybilnych stylów życia w imię ujednolicenia „ludu europejskiego”, wreszcie – całkowite odejście od demokracji na rzecz oligarchicznej władzy, otwarcie zwalczającej wszelkie siły zachowawcze. Póki co sztuczność europejskiej ideologii – niezbędnej do wykreowania wymarzonej przez Unijczyków „wspólnoty” – aż nazbyt rzuca się w oczy. Bo co tak naprawdę łączy Europejczyków? Krzyżowiec, tęcza czy gilotyna? Jedynie święta ignorancja chroni przed tym pytaniem.


 

POLECANE
W kosmosie nie jestem sam, reprezentuję nas wszystkich - słowa polskiego astronauty do Polaków z ostatniej chwili
"W kosmosie nie jestem sam, reprezentuję nas wszystkich" - słowa polskiego astronauty do Polaków

To historyczna chwila – Polak na pokładzie kapsuły Dragon przemówił do rodaków tuż po dotarciu na orbitę. W poruszającym wystąpieniu Sławosz Uznański-Wiśniewski mówił o odwadze, wiedzy i nowoczesnej Polsce, jaką mamy wspólnie budować.

Trwa spór o fotel marszałka Sejmu. Nie ma lepszego kandydata niż Hołownia Wiadomości
Trwa spór o fotel marszałka Sejmu. "Nie ma lepszego kandydata niż Hołownia"

Minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska twierdzi, że "nie ma lepszego kandydata na marszałka Sejmu niż Szymon Hołownia". Natomiast zgodnie z umową koalicyjną w listopadzie nowym marszałkiem miałby zostać Włodzimierz Czarzasty.

SN przeliczył ponownie głosy w jednej z komisji wyborczych. Stwierdził, że głosy na Nawrockiego przypisano Trzaskowskiemu z ostatniej chwili
SN przeliczył ponownie głosy w jednej z komisji wyborczych. Stwierdził, że głosy na Nawrockiego przypisano Trzaskowskiemu

Sąd Najwyższy w ramach postępowania dowodowego dokonał oględzin kart do głosowania z obwodowej komisji nr 113 w Warszawie. W obecności przedstawicieli PKW, Prokuratora Generalnego i urzędnika wyborczego ujawniono istotne nieprawidłowości na niekorzyść Karola Nawrockiego.

Program kolejowy CPK został obcięty o 75%, a budowa lotniska opóźni się co najmniej o 4 lata Wiadomości
"Program kolejowy CPK został obcięty o 75%, a budowa lotniska opóźni się co najmniej o 4 lata"

– Program kolejowy CPK został obcięty o 75%, a budowa lotniska opóźni się co najmniej o 4 lata – powiedział Szymon Huptyś ze stowarzyszenia Tak dla CPK.

Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej [WIDEO] pilne
Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej [WIDEO]

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego. Ostatnio załączyła film, jak imigranci niszczą umocnienia graniczne

Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka

Z uwagi na dynamiczną pogodę warto skracać pobyt na zewnątrz, na terenie otwartym należy zachować ostrożność (zwłaszcza w pobliżu wysokich obiektów, jak drzewa i maszty), a także unikać miejsc eksponowanych na działanie wiatru. W prognozowanych warunkach właściwe jest kierowanie się wartościami temperatury odczuwalnej, a nie temperatury powietrza.

Niepokojące zaginięcie dyrektora NCBiR. Trop urywa się nad rzeką Wiadomości
Niepokojące zaginięcie dyrektora NCBiR. Trop urywa się nad rzeką

Od kilku dni trwają intensywne poszukiwania Macieja Grzegorzewskiego, dyrektora Działu Kontroli Projektów w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR). 48-letni mężczyzna zaginął w niedzielę 22 czerwca.

Prof. Ewa Łętowska, RPO za czasów Jaruzelskiego, uderza na antenie neo-TVP w Bodnara i Giertycha Wiadomości
Prof. Ewa Łętowska, RPO za czasów Jaruzelskiego, uderza na antenie neo-TVP w Bodnara i Giertycha

– Obawiam się głupoty i uporu – powiedziała prof. Ewa Łętowska, mówiąc o sytuacji wokół wyborów prezydenckich i protestów wyborczych.

Mamy drugiego Polaka w kosmosie. Falcon wystartował z ostatniej chwili
Mamy drugiego Polaka w kosmosie. Falcon wystartował

Zgodnie z harmonogramem o godzinie 8:31 odbył się start rakiety Falcon 9, która wynosi na orbitę kapsułę Dragon. Na pokładzie jest polski astronauta Sławosz Uznański-Wiśniewski.

Odeszła od nas. Smutny komunikat wrocławskiego zoo z ostatniej chwili
"Odeszła od nas". Smutny komunikat wrocławskiego zoo

Wrocławskie zoo chętnie dzieli się informacjami o swoich podopiecznych, licząc, że zainteresuje ich losem jak największą rzeszę ludzi, którym na sercu leży ich dobro. Dziś ma szczególnie przykry komunikat.

REKLAMA

Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość

Po dwóch dekadach od odrzucenia Konstytucji dla Europy sfrustrowani Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość i ruszają do ofensywy.
Zwolennicy Unii Europejskiej, zdjęcie podglądowe Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość
Zwolennicy Unii Europejskiej, zdjęcie podglądowe / Unsplash

W polskiej publicystyce prawicowej Unia Europejska często jawi się jako narzędzie niemieckiej ekspansji – i jest w tym wiele prawdy. Nie zmienia to jednak faktu, że rośnie liczba osób o tożsamości „europejskiej”, które szczerze wierzą w sens, a nawet konieczność utworzenia zupełnie nowego jakościowo, i kierującego się ponadnarodową ideologią unijnego państwa związkowego. Po „wielkiej smucie” pandemii, która dobitnie ukazała znaczenie państw narodowych, rosnące zagrożenie ze strony Rosji oraz zwycięstwo Donalda Trumpa w USA dostarczyły unijnym federalistom nowych narzędzi szantażu wobec społeczeństw krajów członkowskich. Warto więc przyjrzeć się tej formacji, której argumenty i propaganda staną się dla klasycznych patriotów coraz częstszym wyzwaniem. 

 

Ewolucja Unijczyka

Unijczyk jest starszy, niż mogłoby się wydawać. Już dwa wieki temu utopijny socjalista Henri de Saint-Simon postulował powołanie federacji europejskiej zarządzanej przez wspólny parlament. W XIX wieku ideę tę podejmowali m.in. polski powstaniec listopadowy Wojciech Jastrzębowski, pisarz Victor Hugo czy – poniekąd – klasyk nacjonalizmu Giuseppe Mazzini, który w emancypacji narodów dostrzegał jedynie etap wstępny do stworzenia szerszej wspólnoty opartej na głębszej kooperacji. W XX wieku pojawił się ruch paneuropejski Richarda Coudenhove-Kalergiego, a mniej więcej w tym samym czasie (1925 rok) postulat utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy znalazł się w heidelberskim programie Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Ostatecznie na scenę wkroczył ze swoim manifestem ulubiony „czarny charakter” współczesnej prawicy Altiero Spinelli, którego kontynuatorzy do dziś zajmują brukselskie gabinety. Idea zjednoczonej Europy ma więc długą historię i od dawna przyciąga postępowych humanistów, ideologów oraz artystów – zwłaszcza obietnicą pokoju między narodami. Inni dostrzegali w niej perspektywę efektywnego zarządzania potencjałem europejskich społeczeństw lub sposób na budowę socjalistycznego systemu w skali kontynentalnej. Jednak to właśnie wizja pokoju, bezpieczeństwa i harmonii najmocniej działała na wyobraźnię zwolenników unifikacji.

I niewiele się pod tym względem do dziś zmieniło. „Socjalistyczny spisek”, którego poszukują konserwatywni liberałowie, nie ma potwierdzenia w faktach – realnie, w Unii Europejskiej tendencje regulacyjne nieustannie konkurują z kierunkiem „luzującym” (vide: ograniczanie monopolu państwowych przedsiębiorstw). Oczywiście, książki w rodzaju „Skrępowanego olbrzyma” Martina Schulza, w której autor pisze, że celem integracji europejskiej musi być „poskromienie międzynarodowego drapieżnego kapitalizmu”, dostarczają pożywki dla tej narracji, jednak eurokraci wcale nie zamierzają likwidować gospodarki rynkowej. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że idea zjednoczonej Europy służy różnym postępowcom do realizacji własnych interesów. Schulz chciałby jej użyć do przejęcia kontroli nad systemem bankowym, Daniel Cohn-Bendit i „nasz” Edwin Bendyk – do przeprowadzenia ekologicznej rewolucji, Guy Verhofstadt i Anne Applebaum – do ochrony Europy przed odradzającymi się populistycznymi autorytaryzmami, a aktywiści LGBT do wzięcia za pysk miejscowych homofobicznych „talibów” przez tęczową centralę. 

 

Stara nowa propaganda

Nowoczesny Unijczyk zwykle wierzy, że tzw. „zjednoczenie Europy” jest dziejową koniecznością. Coraz częściej słyszymy argumenty, że nie mamy innego wyjścia, jeśli chcemy konkurować z Chinami czy USA – bez centralizacji lub federalizacji jesteśmy skazani na pozostanie „skansenem świata” wegetującym gdzieś na marginesie. Obietnica przezwyciężenia tego złego losu opiera się na prymitywnym sumowaniu potencjałów: ludnościowych, produkcyjnych, technologicznych itp., które ma wykazać, że gdybyśmy tylko połączyli się w jedno, stalibyśmy się globalnym liderem we wszystkich dziedzinach. Nikt jednak nie odpowiada na podstawowe pytanie pominięte przy formułowaniu samych założeń tego rozumowania: dlaczego właściwie mielibyśmy jako jednolity organizm konkurować ze światowymi potęgami? Co nas do tego zmusza, skoro od kilkudziesięciu lat nie stanowimy zunifikowanej siły, a mimo to funkcjonujemy, rozwijamy się i współpracujemy? W rzeczywistości jest to wynikający z przekonania o własnej wyjątkowości typowo imperialny sposób myślenia – zamiast rozwijać współpracę, powinniśmy rywalizować, by w końcu narzucić swoją hegemonię innym graczom. Pokusa większej władzy dla eurokratów przedstawiana jest jako obiektywna konieczność wynikająca z obecnej sytuacji – optykę kooperacji zastępuje się optyką wyścigu, a dalsze błędy powstają samoistnie. 

Nie chodzi jednak wyłącznie o imperialne ambicje, ale także o sprawy bardziej „przyziemne” – naturalny rozrost warstwy urzędniczej, która żyje z administrowania unijnym organizmem. Im więcej obszarów znajduje się pod jej kontrolą, tym bardziej uzasadnione jest jej trwanie oraz dokooptowywanie kolejnych członków – najczęściej spośród własnych rodzin i przyjaciół, by mogli czerpać korzyści z tego „interesu”. To często przemilczana motywacja stojąca za wprowadzaniem nowych, rewolucyjnych unijnych projektów – nie tylko generują one zapotrzebowanie na nowych urzędników i ekspertów, ale także pozwalają uniknąć zarzutów o bezzasadność istnienia tej gigantycznej machiny. Strategie ekologiczne czy europejski system obronny to pod tym względem niezwykle obiecujące inicjatywy – urzędnicy patrzą na nie przychylnie, ponieważ działają w interesie ich samych oraz ich bliskich. Ubieranie tych działań w slogany aspirujące do miana nowej historiozofii wydaje się jednak jedynie próbą racjonalizacji poszukiwania korzyści dla własnego środowiska.

 

Ludzie z misją

Wielu Unijczyków dostrzegło w rosyjskiej inwazji na Ukrainę szansę na przyspieszenie integracji europejskiej. Łatwo bowiem przekonać społeczeństwo, że jednoczenie się w obliczu wspólnego wroga jest warunkiem koniecznym do zachowania bezpieczeństwa. Przedstawiono więc fałszywą alternatywę: albo rezygnujemy z suwerennych państw i skutecznie bronimy się przed Putinem, albo pozostajemy przy stanie obecnym, ale kosztem zagrożenia wojenną pożogą. Ten argument trafił do wyobraźni wielu osób. Część z nich zaczęła postrzegać brak dalszej centralizacji jako nieodpowiedzialny, a jej przeciwników – jako zdrajców lub fanatyków, którzy w imię narodowych sentymentów narażają wszystkich na śmierć. Takie głosy dało się słyszeć już w 2022 roku, jednak antytrumpowska histeria wyniosła ten moralny szantaż na nowy poziom absurdu – oto jeśli jesteś za utrzymaniem autonomicznego państwa polskiego, w oczach Unijczyka stajesz się wrogiem Polski. Co więcej, wystarczy choćby opowiadać się za zachowaniem obecnego (i tak już głębokiego) poziomu integracji, by dla niektórych stać się „nacjonalistą”. Ma to oczywiście wymiar propagandowy – nacjonalizm, kojarzony przez część społeczeństwa z agresją i przemocą, zostaje zręcznie zrównany ze zwykłą potrzebą posiadania własnego państwa, która jeszcze niedawno była czymś oczywistym dla wszystkich. Obiektem propagandowej neosemantyzacji padło też pojęcie „niepodległość” – Unijczyk gotów jest przekonywać, że w obliczu specyfiki międzynarodowego kapitalizmu, globalnego obiegu informacji, mobilności czy nowych wyzwań należy „zaktualizować” jej pojmowanie. Oczywiście w nowej interpretacji „podległość” jakiemuś centralnemu tworowi nie stoi już w sprzeczności z niepodległością, lecz staje się jej nowoczesnym przejawem. 

Marzenie o pokoju, bezpieczeństwie i harmonii to znakomite paliwo dla rozwijającego się – na razie tylko w sferze idei – nowego euroimperializmu. Zjawisko to znajduje swoje ujście w trawestacji słynnego cytatu: albo Europa stanie się imperium, albo nie będzie jej wcale. Unijczyk jednak lekceważy lub świadomie pomija koszty utworzenia takiego imperium: definitywną rezygnację z narodowych ambicji, centralne sterowanie kulturą i narzucanie niekompatybilnych stylów życia w imię ujednolicenia „ludu europejskiego”, wreszcie – całkowite odejście od demokracji na rzecz oligarchicznej władzy, otwarcie zwalczającej wszelkie siły zachowawcze. Póki co sztuczność europejskiej ideologii – niezbędnej do wykreowania wymarzonej przez Unijczyków „wspólnoty” – aż nazbyt rzuca się w oczy. Bo co tak naprawdę łączy Europejczyków? Krzyżowiec, tęcza czy gilotyna? Jedynie święta ignorancja chroni przed tym pytaniem.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe