Magdalena Okraska: Młodsze pokolenia nie chcą bronić ojczyzny

Wystarczyło kilkadziesiąt lat względnego spokoju na tzw. Zachodzie i uwierzono – a raczej chciano uwierzyć – że tak będzie już zawsze. Niepewne czasy wymagają nie tylko silnego przywództwa, ale także zdyscyplinowanego społeczeństwa. Jednak lata mijające (pozornie) bez zagrożeń sprawiły, że wizja wojny, walki, społecznego zjednoczenia, a w każdym razie jakiejś zmiany, wydaje się niedorzeczna.
- Nagły zwrot ws. sprzedaży TVN przez Warner Bros. Discovery. Tego nikt się nie spodziewał
- Pilne doniesienie z Pałacu Buckingham. Król Karol rezygnuje
- "Co się dzieje z Trzaskowskim? Patrzcie na jego zachowanie". Jest nagranie
- Komunikat dla mieszkańców Katowic
Faktycznej wojny zazwyczaj boją ludzie starsi
Jakikolwiek wysiłek, który należałoby wyprzedzająco podjąć w kwestii obrony kraju, zdaje się ponad siły. Młodsze pokolenia nie chcą bronić ojczyzny – a deklaracje tych, którzy by chcieli, są uznawane za puste bądź wyśmiewane. Szuka się pretekstów, by wizja konieczności obrony granic kraju stała się niedorzeczna, a na pewno niekomfortowa. „Pierwszy bym uciekł”, „Na żadne szkolenie nie idę” – to bardzo częste wypowiedzi młodych mężczyzn, bez względu na ich afiliację polityczną. Pojawia się, też być może zasadnie poruszona, ale rozdęta w dyskusji do niemożebnych rozmiarów, kwestia udziału kobiet w boju. Mężczyźni oczekują argumentów z cyklu „dlaczego my, a one nie”, a zwyczajowe wyjaśnienia (że ktoś musi zająć się dziećmi i starcami, że siła fizyczna kobiet jest mniejsza, wreszcie – że ktoś musi podczas wojny pracować) ich nie przekonują.
Reakcje społeczne na możliwość zmiany sytuacji geopolitycznej na mniej stabilną, przerodzenie się ustalonego porządku i spokoju w konflikt, są bardzo różne. Faktycznej wojny zazwyczaj boją ludzie starsi, którzy pamiętają czasy okupacji albo byli dziećmi tuż po niej. Ostatnio odwiedziłam starego człowieka, który na pytanie, dlaczego ma pozamykane na wiele zamków kolejne drzwi i furtki, odpowiedział: „Ruscy idą”. Słucham jednak też wielu wypowiedzi osób, które z wielką pewnością siebie twierdzą, że wojna, owszem, będzie, ale nie za naszego życia.
- Nowe przepisy resortu zdrowia rozczarowaniem? Eksperci nie mają wątpliwości
- Znany dziennikarz odchodzi z TVN po 20 latach pracy
- Komunikat dla mieszkańców Gdańska
- Gorące komentarze po wpisie Szymona Hołowni o "millenium koronacji Polski": "Maturzysto, weź do ręki książkę o historii"
Polska nie może zmienić położenia na mapie
Wagi tego, co nas czeka, nie znają zapewne w pełni nawet ci, którzy teraz reżyserują dalsze kroki z zaciszu swoich gabinetów. Jedno jest pewne – Polska leży tam, gdzie leży, i swojego położenia na mapie zmienić nie może. Jedyne, co nam pozostało, to zastanawianie się, kto (i czy w ogóle?) nas ochroni. A może, jak zazwyczaj, zostaniemy poświęceni na ołtarzu „większego dobra”, czyli osiągnięcia przez mocarstwa Wschodu i Zachodu zadowalającego dla nich konsensusu. W naszą stronę popłyną tylko tradycyjne zapewnienia o wsparciu, ewentualnie konstatacje, że Polska „musi istnieć”, ponieważ stanowi bufor.
Czekamy.
[Felieton pochodzi z Tygodnika Solidarność 13/2025]