Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. W serce światła, w ciszę

Beata Stankiewicz nie potrzebuje wrzących barokowych motywów – gór i cherubów, pól bitew, aktów, nawet spirali cytrynowej skórki – żeby pokazać panowanie nad światłem i pędzlem.
"Pokój dziecięcy (mała wersja)", 2024 / fot. Beata Stankiewicz

Wobec tych obrazów najpierw chyba pojawia się (tak było przynajmniej w moim przypadku) uczucie najprostsze, czyli wdzięczność za oddanie materialności, za wierność światu. To doznanie nierzadkie w czasach, gdy na dobre dokonało się rozdarcie na „sztukę krytyczną” i wszelką inną, często wzgardliwie traktowaną przez kuratoriat – ta „krytyczna” zaś zazwyczaj operuje konceptem, czyli możliwie błyskotliwym gestem prowadzącym do prostych, publicystycznych konkluzji (ekologia kobieta dobre mężczyzna kapitalizm złe).

Bardzo ubawiła mnie fraza dziennikarki „Gazety Wyborczej”, która polecając uwadze czytelników dzieła, jakich nie wolno przeoczyć na pierwszej wielkoformatowej wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, zadeklarowała: „Ta praca nie jest spektakularna wizualnie […], cała jej siła tkwi w koncepcie”. Mon Dieu, i pomyśleć, że „Fontanna” Marcela Duchampa, czyli pisuar z Salonu Artystów Niezależnych w Nowym Jorku, ma już sto osiem lat! Jak widać, niektóre mody trwają dłużej niż inne. 

 

Beata Stankiewicz nie potrzebuje wrzących barokowych motywów

Te obrazy są, owszem, spektakularne wizualnie – choć ascetyczne. Beata Stankiewicz nie potrzebuje wrzących barokowych motywów – gór i cherubów, pól bitew, aktów, nawet spirali cytrynowej skórki – żeby pokazać panowanie nad światłem i pędzlem. Mistrzostwo, w jakim na wąskich, wysokich płótnach jest w stanie zmieścić nie dwie, lecz trzy, cztery, czasem pięć perspektyw (jak na „Bocznym wyjściu z katedry w Coimbrze”), każe myśleć o sztuczkach optycznych, o trickach ze zwierciadłami, o zwodniczych, nużących żartach Mauritsa Cornelisa Eschera. Ale to nie sztuczki, to pokora i zdumiewająca sprawność. Przypuszczam, że większość ludzi nie potrafiłaby wyliczyć tylu planów, ile Stankiewicz potrafi wiernie oddać, malując korytarzyk „Pokoju przejściowego w Krzesławicach”: labiryntu na poddaszu, tuby-peryskopu, dodatkowo skomplikowanego ukośnym sufitem i prowadzącego ku światłu. 

To światło oczywiście, zgodnie ze swoim powołaniem, wydobywa kolory. I znów, podobnie jak w przypadku przestrzeni, widać jasno dążenie malarki do mistrzostwa w ograniczeniu, do stawiania samej sobie wyzwań najtrudniejszych. Te kolory to nie kipiąca paleta, jaskrawa, płytka i płaska jak zdjęcie w prospekcie producenta pigmentów: to stopniowanie, bardzo precyzyjne, kilku odcieni chłodnego, rozjaśnionego szczyptą szarości czy żółci błękitu – tuż pod oknem, na ciemnej podłodze, nabierającego przez chwilę twardości i zimna szafiru. 

Właśnie, podłoga! Mocna, dębowa, w której nietrudno domyślić się lekko skrzypiących, kiedyś woskowanych, dziś polakierowanych desek – na której widzimy odcienie cynamonu, tabaki, czekolady, aż po ciemny brąz: i po której przelewa się, jak rtęć, płynące z okna światło. Chciałbym umieć pisać o tych obrazach tak, jak Peter Shaffer, który w „Amadeuszu” włożył Salieriemu w usta następujące zdania – pierwsze, jakimi stary kompozytor z trudem opisuje w filmie dzieło Wolfganga Amadeusza Mozarta: 

Na papierze [ta symfonia] wyglądała skromnie. I nagle... gdzieś wysoko… obój: pojedyncza, zawieszona nuta. Następnie… przejmuje ją klarnet i przekształca ją we frazę o niezwykłej słodyczy...

Tak bywa i na tych obrazach: skromny pokój, przez farbkoniebieską zasłonę mży światło: mętny, rwany blask. I nagle… to światło odbija się od matowych, zżółkłych drzwi szafy. Następnie przejmuje je lakier taniego stołu i aureola postawionego na nim porcelitowego talerza rozjaśnia się”. 
Bo przecież, dodajmy i to, obrazy z najnowszej wystawy, o ile raz i drugi nie oddają załamań perspektywy w bocznych nawach kościołów, ukazują pokoje ostentacyjnie skromne, niekatalogowe, zamieszkałe i żywe, choć – do czego wrócę za chwilę – zawsze opuszczone. Pokoje prawdziwe, a przynajmniej złożone z prawdziwych elementów: żaden scenograf nie wymyśliłby takiej dysharmonii różnych elementów i pamiątek czasów, która zdarzyć się może tylko „w realu”: babciny jeszcze kredens, malowany olejną na biało, z wycinanym laubzegą frontonem, sąsiaduje z krytym welurem „wypoczynkiem” z lat 90., z późniejszym o dziesięć lat wąskim tapczanem i szafką z laminatu epoki Gierka. Rozchwiany wieszak na ubrania z Ikei, biały przedłużacz z wyłącznikiem – przedmioty często nieładne i niechciane, tak oczywiste i wszechobecne, że niedostrzegane, dopóki nie zostaną umieszczone na obrazie: kostropate ćwieki naszej codzienności. Ćwieki, dodajmy, którym światło nadało godność, jakiej nie miały na półkach wnętrzarskiego dyskontu – tak jak cztery stulecia temu nadawało godność cynowym talerzom, lnianym obrusom i zczerniałym srebrnym widelcom na holenderskich martwych naturach. 

 

Chłód i pustka tych pokojów znaczą wiele

Tu bowiem przechodzę do sedna: chłód i pustka tych pokojów znaczą bardzo wiele. To „w tych pokojach / Gdzie cudze meble postawiono” powinniśmy – artystka? My? – skończyć „...naszą dawną / Rozmowę smutnie nieskończoną” (czy wszyscy rozpoznali cytat z Demarczyk?). Ta pustka – choć może być, oczywiście, na planie czysto fabularnym, pustką pokoju pracowniczego, „apartamentu” w zaniedbanym pensjonacie, mieszkaniem, którego schludna właścicielka zmarła przed godziną – jest pustką intensywnego oczekiwania i tęsknoty. 

I piszę tak nie tylko dlatego, że Antonio Salieri, gdy skończył chwalić obój i klarnet, wyznaje: „Nigdy nie słyszałem takiej muzyki… Przepełniała ją niezaspokojona tęsknota; jakbym słuchał głosu Boga”. Ten cytat to tylko zbieg okoliczności. Ale pustkę wołającą o spotkanie, o dopełnienie, dostrzegło na tych obrazach wielu: bodaj Andrzej Franaszek, biograf Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta, napisał, że „Stankiewicz maluje nie pokoje, ale ich ikony”. Ja mógłbym to potwierdzić, ale zasłonię się innym cytatem, z „Jałowej ziemi” Thomasa Stearnsa Eliota (też niezły autor), czyli z jednego z największych XX-wiecznych utworów o wydziedziczeniu i pustce; cytatem, który wracał do mnie, kiedy krążyłem po dwóch pokojach skromnej, ważnej galerii S7: 

…ja nie mogłem już
Mówić i ćmiło mi się w oczach, i nie byłem
Żywy ani umarły. Nie wiedziałem nic,
Zapatrzony w serce światła, w ciszę.
Oed’ und leer das Meer

[Beata Stankiewicz, „Pochwała cienia”, 25.02 – 30.03, Galeria S7 Art Project, ul. Senatorska 7, Warszawa, kurator Piotr Bernatowicz. Wizyty po umówieniu telefonicznym lub mailowym (tel. 664 977 481, [email protected])]


 

POLECANE
Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu z ostatniej chwili
Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu

Od połowy sierpnia do końca września na drogach niemal całego kraju będzie wzmożony ruch pojazdów wojskowych, związany z ćwiczeniami "Żelazny Obrońca-25" - poinformował Sztab Generalny Wojska Polskiego. Wojsko apeluje do kierowców o szczególną ostrożność.

Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego zarówno ze strony Białorusi, jak i Niemiec.

Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie z ostatniej chwili
Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie

Były dowódca Eurokorpusu, gen. Jarosław Gromadziński, w rozmowie z Ryszardem Czarneckim opowiedział o kulisach pomocy wojskowej dla Ukrainy, modernizacji polskiej armii i nagłym odwołaniu ze stanowiska. – Wiarygodność to najcenniejsza waluta w dyplomacji. Polska ją straciła – skomentował sposób, w jaki został odwołany.

Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji z ostatniej chwili
Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji

22 dni - tyle zajęło komunistom schwytanie, skazanie na śmierć i wykonanie wyroku na Edwardzie Pytce - pilocie, który próbował wyrwać się ze stalinowskiego terroru. Ponad 1900 dni - tyle zajęła polskim sądom w III RP próba pociągnięcia do odpowiedzialności karnej stalinowskiego sędziego Bogdana Dzięcioła, który skazał Pytkę na śmierć. Z jakim rezultatem? 

Pilny komunikat: Nie klikaj w to. Nowy sposób oszustów gorące
Pilny komunikat: "Nie klikaj w to". Nowy sposób oszustów

Zespół CERT Polska wydał ostrzeżenie przed nową technika oszustów. Na pierwszy rzut oka mechanizm wygląda nie tylko na legalny, ale i znajomy, dlatego łatwo dać się nabrać i w rezultacie stracić swoje pieniądze.

GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej z ostatniej chwili
GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ważny komunikat dla konsumentów. W naturalnej wodzie mineralnej gazowanej „Krystynka” mogą znajdować się fragmenty szkła. Spożycie wadliwego produktu wiąże się z ryzykiem połknięcia ciała obcego i poważnymi skutkami zdrowotnymi.

Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu pilne
Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie. W sieci pojawiło się też nagranie i pierwsze zdjęcia obiektu.

Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii pilne
Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie.

Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę gorące
Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę

Anna Maria Żukowska zamieściła na platformie X wpis, w którym szydzi z papieża Jana Pawła II. "Nie ma granic żenady, której obecna «uśmiechnięta koalicja» nie przekroczy…" – czytamy m.in. w komentarzach oburzonych internautów.

Niezidentyfikowany obiekt spadł na pole na Lubelszczyźnie i eksplodował z ostatniej chwili
Niezidentyfikowany obiekt spadł na pole na Lubelszczyźnie i eksplodował

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. W serce światła, w ciszę

Beata Stankiewicz nie potrzebuje wrzących barokowych motywów – gór i cherubów, pól bitew, aktów, nawet spirali cytrynowej skórki – żeby pokazać panowanie nad światłem i pędzlem.
"Pokój dziecięcy (mała wersja)", 2024 / fot. Beata Stankiewicz

Wobec tych obrazów najpierw chyba pojawia się (tak było przynajmniej w moim przypadku) uczucie najprostsze, czyli wdzięczność za oddanie materialności, za wierność światu. To doznanie nierzadkie w czasach, gdy na dobre dokonało się rozdarcie na „sztukę krytyczną” i wszelką inną, często wzgardliwie traktowaną przez kuratoriat – ta „krytyczna” zaś zazwyczaj operuje konceptem, czyli możliwie błyskotliwym gestem prowadzącym do prostych, publicystycznych konkluzji (ekologia kobieta dobre mężczyzna kapitalizm złe).

Bardzo ubawiła mnie fraza dziennikarki „Gazety Wyborczej”, która polecając uwadze czytelników dzieła, jakich nie wolno przeoczyć na pierwszej wielkoformatowej wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, zadeklarowała: „Ta praca nie jest spektakularna wizualnie […], cała jej siła tkwi w koncepcie”. Mon Dieu, i pomyśleć, że „Fontanna” Marcela Duchampa, czyli pisuar z Salonu Artystów Niezależnych w Nowym Jorku, ma już sto osiem lat! Jak widać, niektóre mody trwają dłużej niż inne. 

 

Beata Stankiewicz nie potrzebuje wrzących barokowych motywów

Te obrazy są, owszem, spektakularne wizualnie – choć ascetyczne. Beata Stankiewicz nie potrzebuje wrzących barokowych motywów – gór i cherubów, pól bitew, aktów, nawet spirali cytrynowej skórki – żeby pokazać panowanie nad światłem i pędzlem. Mistrzostwo, w jakim na wąskich, wysokich płótnach jest w stanie zmieścić nie dwie, lecz trzy, cztery, czasem pięć perspektyw (jak na „Bocznym wyjściu z katedry w Coimbrze”), każe myśleć o sztuczkach optycznych, o trickach ze zwierciadłami, o zwodniczych, nużących żartach Mauritsa Cornelisa Eschera. Ale to nie sztuczki, to pokora i zdumiewająca sprawność. Przypuszczam, że większość ludzi nie potrafiłaby wyliczyć tylu planów, ile Stankiewicz potrafi wiernie oddać, malując korytarzyk „Pokoju przejściowego w Krzesławicach”: labiryntu na poddaszu, tuby-peryskopu, dodatkowo skomplikowanego ukośnym sufitem i prowadzącego ku światłu. 

To światło oczywiście, zgodnie ze swoim powołaniem, wydobywa kolory. I znów, podobnie jak w przypadku przestrzeni, widać jasno dążenie malarki do mistrzostwa w ograniczeniu, do stawiania samej sobie wyzwań najtrudniejszych. Te kolory to nie kipiąca paleta, jaskrawa, płytka i płaska jak zdjęcie w prospekcie producenta pigmentów: to stopniowanie, bardzo precyzyjne, kilku odcieni chłodnego, rozjaśnionego szczyptą szarości czy żółci błękitu – tuż pod oknem, na ciemnej podłodze, nabierającego przez chwilę twardości i zimna szafiru. 

Właśnie, podłoga! Mocna, dębowa, w której nietrudno domyślić się lekko skrzypiących, kiedyś woskowanych, dziś polakierowanych desek – na której widzimy odcienie cynamonu, tabaki, czekolady, aż po ciemny brąz: i po której przelewa się, jak rtęć, płynące z okna światło. Chciałbym umieć pisać o tych obrazach tak, jak Peter Shaffer, który w „Amadeuszu” włożył Salieriemu w usta następujące zdania – pierwsze, jakimi stary kompozytor z trudem opisuje w filmie dzieło Wolfganga Amadeusza Mozarta: 

Na papierze [ta symfonia] wyglądała skromnie. I nagle... gdzieś wysoko… obój: pojedyncza, zawieszona nuta. Następnie… przejmuje ją klarnet i przekształca ją we frazę o niezwykłej słodyczy...

Tak bywa i na tych obrazach: skromny pokój, przez farbkoniebieską zasłonę mży światło: mętny, rwany blask. I nagle… to światło odbija się od matowych, zżółkłych drzwi szafy. Następnie przejmuje je lakier taniego stołu i aureola postawionego na nim porcelitowego talerza rozjaśnia się”. 
Bo przecież, dodajmy i to, obrazy z najnowszej wystawy, o ile raz i drugi nie oddają załamań perspektywy w bocznych nawach kościołów, ukazują pokoje ostentacyjnie skromne, niekatalogowe, zamieszkałe i żywe, choć – do czego wrócę za chwilę – zawsze opuszczone. Pokoje prawdziwe, a przynajmniej złożone z prawdziwych elementów: żaden scenograf nie wymyśliłby takiej dysharmonii różnych elementów i pamiątek czasów, która zdarzyć się może tylko „w realu”: babciny jeszcze kredens, malowany olejną na biało, z wycinanym laubzegą frontonem, sąsiaduje z krytym welurem „wypoczynkiem” z lat 90., z późniejszym o dziesięć lat wąskim tapczanem i szafką z laminatu epoki Gierka. Rozchwiany wieszak na ubrania z Ikei, biały przedłużacz z wyłącznikiem – przedmioty często nieładne i niechciane, tak oczywiste i wszechobecne, że niedostrzegane, dopóki nie zostaną umieszczone na obrazie: kostropate ćwieki naszej codzienności. Ćwieki, dodajmy, którym światło nadało godność, jakiej nie miały na półkach wnętrzarskiego dyskontu – tak jak cztery stulecia temu nadawało godność cynowym talerzom, lnianym obrusom i zczerniałym srebrnym widelcom na holenderskich martwych naturach. 

 

Chłód i pustka tych pokojów znaczą wiele

Tu bowiem przechodzę do sedna: chłód i pustka tych pokojów znaczą bardzo wiele. To „w tych pokojach / Gdzie cudze meble postawiono” powinniśmy – artystka? My? – skończyć „...naszą dawną / Rozmowę smutnie nieskończoną” (czy wszyscy rozpoznali cytat z Demarczyk?). Ta pustka – choć może być, oczywiście, na planie czysto fabularnym, pustką pokoju pracowniczego, „apartamentu” w zaniedbanym pensjonacie, mieszkaniem, którego schludna właścicielka zmarła przed godziną – jest pustką intensywnego oczekiwania i tęsknoty. 

I piszę tak nie tylko dlatego, że Antonio Salieri, gdy skończył chwalić obój i klarnet, wyznaje: „Nigdy nie słyszałem takiej muzyki… Przepełniała ją niezaspokojona tęsknota; jakbym słuchał głosu Boga”. Ten cytat to tylko zbieg okoliczności. Ale pustkę wołającą o spotkanie, o dopełnienie, dostrzegło na tych obrazach wielu: bodaj Andrzej Franaszek, biograf Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta, napisał, że „Stankiewicz maluje nie pokoje, ale ich ikony”. Ja mógłbym to potwierdzić, ale zasłonię się innym cytatem, z „Jałowej ziemi” Thomasa Stearnsa Eliota (też niezły autor), czyli z jednego z największych XX-wiecznych utworów o wydziedziczeniu i pustce; cytatem, który wracał do mnie, kiedy krążyłem po dwóch pokojach skromnej, ważnej galerii S7: 

…ja nie mogłem już
Mówić i ćmiło mi się w oczach, i nie byłem
Żywy ani umarły. Nie wiedziałem nic,
Zapatrzony w serce światła, w ciszę.
Oed’ und leer das Meer

[Beata Stankiewicz, „Pochwała cienia”, 25.02 – 30.03, Galeria S7 Art Project, ul. Senatorska 7, Warszawa, kurator Piotr Bernatowicz. Wizyty po umówieniu telefonicznym lub mailowym (tel. 664 977 481, [email protected])]



 

Polecane
Emerytury
Stażowe