Wymyślona wina gen. Błasika

Rola, jaką miał odegrać w katastrofie smoleńskiej gen. Błasik, była od samego początku jednym z najpopularniejszych faktów medialnych, prezentowanych przez dziennikarzy sympatyzujących z rządem Donalda Tuska. Linię tę wyznaczyła sama władza. Edmund Klich, który kierował pracami komisji w dniach 15–28 kwietnia 2010, nieco ponad miesiąc po katastrofie na antenie TVN stwierdził, że gen. Błasik do ostatnich chwil przebywał w kokpicie. I bronił swojej tezy nawet po obaleniu jej przez sądowych biegłych. Tezę Klicha rozwinęła rosyjska prasa – dziennik „Izwiestia” zatytułował swój artykuł „Śmiertelnym lądowaniem dowodził dowódca Sił Powietrznych Polski”, a „Komsomolskaja Prawda” twierdziła wręcz, że to Błasik siedział za sterami samolotu.
Potwierdzenie raportu Anodiny
Wydawane w Polsce media od samego początku prezentowały wizję straceńczego, niemal samobójczego lotu. – To patrzcie, jak lądują debeściaki – tak wedle „Polska – The Times” miał powiedzieć I pilot na wieść o złej pogodzie. Również rosyjski raport Anodiny sugerował, że „podpity generał zmusił pilotów do lądowania”. – Początek tego procesu rozpoczął pewien SMS (wiadomość rozsyłana do posłów PO tuż po katastrofie, w której sugerowano, że winni są piloci i pozostaje ustalić, kto ich do tego skłonił – przyp. red.), a kończy go ustalenie wersji zdarzeń, która najpierw była przedstawiona przez Tatianę Anodinę (szefową rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego MAK), a później potwierdzona przez komisje Millera i Laska. To ograny schemat: „pijani Polacy gdzieś lecieli, a za sterami siedział pijany generał”...
