Marcin Bąk: Problem z internetem zaczął się wtedy, gdy pozwolono na prawdziwą wolność słowa
„Wielkim nieszczęściem jest ludzkości,
że ma sąd błędny o wolności,
bo stąd się zło największe bierze,
że nie żyjemy w falansterze,
...
Za filozofa idąc radą,
nareszcie sobie to uświadom,
że Wolność właśnie tkwi w przymusie
i z entuzjazmem poddaj mu się.”
Tolerancja represywna
Tak to Janusz Szpotański w swoim „Towarzyszu Szmaciaku” , wiele lat temu, w szyderczy sposób opisywał pewien typ myślenia, charakterystyczny dla lewicowych elit intelektualnych. Wolność, hasło którym szermują od dawna na prawo i lewo, nie jest bynajmniej tym, za co może uważać je zwyczajny, nie obeznany z meandrami dwójmyślenia człowiek. Wolność jest w ujęciu lewicy liberalnej wartością wielkiej wagi ale ma swoją specyficzną naturę. Nie przysługuje ona wszystkim i nie dotyczy wszystkich poglądów. W mało znanym, pochodzącym z lat sześćdziesiątych eseju Herberta Marcusego „Tolerancja represywna” nakreślone są ramy, w jakich funkcjonuje Wolność, rozumiana na sposób lewicowy. Najkrócej rzecz ujmując – prawo do wolności, w tym prawo do wolności słowa, mają tylko progresywne środowiska – mniejszości etniczne, mniejszości seksualne i tak dalej. Natomiast wszyscy ci, którzy reprezentują konserwatywny światopogląd, reakcyjny jak to się na lewicy mówi a w czasach gdy pisał Marcuse była to zdecydowana większość amerykańskiego społeczeństwa, nie posiadają do wyrażania swoich konserwatywnych poglądów prawa.
Ważne, by pamiętać o tym rozróżnieniu. Lewica od początku swojej aktywności politycznej wielką wagę przywiązywała do języka. Zmieniali i zmieniają do dzisiaj znaczenie słów, całych związków frazeologicznych, podstawiają nowe treści pod stare wyrażenia. Tolerancja znaczy dla zaangażowanego aktywisty lewicowego zupełnie coś innego, niż znaczyło przez całe wieki. Tak samo wolność słowa czy cenzura.
Pamiętam doskonale pierwszą połowę lat dziewięćdziesiątych, czasy rodzenia się w bólach nowego ustroju politycznego i przemian gospodarczych. Pamiętam jak środowisko Adama Michnika, skupione wokół Gazety Wyborczej, prowadziło dyskusje publicystyczne i jak często w tych dyskusjach padały stwierdzenia o konieczności dbania o wolności prasy, o pluralizmie światopoglądowym o swobodzie wypowiedzi. I wszystkie te górnolotne frazesy wypowiadane były w czasie, kiedy to Gazeta Wyborcza znajdowała się w pozycji hegemona na rynku prasowym. W wyniku „podziału tortu” przy Okrągłym Stole środowiskom lewicowo – liberalnym dostały się „narzędzia dystrybucji szacunku” w tym media. Ludzie identyfikujący się jako prawicowcy czy konserwatyści mieli na rynku jakieś maleńkie, marginalizowane nisze medialne w postaci „Najwyższego Czasu” czy „Gazety Polskiej”. Gdy na horyzoncie pojawiło się Radio Maryja i ojciec Tadeusz Rydzyk zaczął budować swoje środowisko, lewica liberalna zawrzała pierwszy raz. Ludzie mający na co dzień gęby pełne frazesów o tolerancji, wolności słowa i pluralizmie poglądów zagotowali się z oburzenia, kiedy faktycznie pojawiło się prężne środowisko, reprezentujące inne niż oni poglądy. Cóż, czy widział kto, żeby drogowskaz chodził drogą, którą pokazuje...
- Owsiak domaga się przyspieszenia rozliczeń PiS
- Miasto Warszawa masowo finansowało studia MBA na Collegium Humanum
Blady cień dawnej chwały
Dzisiaj mamy już zupełnie inne czasy. Gazeta Wyborcza i środowisko Adama Michnika są już tylko bladym cieniem swojej własnej potęgi sprzed trzech dekad. Różne czynniki miały na to wpływ. Zmienił się charakter rynku medialnego, tradycyjne drukowane gazety stały się przeżytkiem, przegrywając konkurencję z nowoczesnymi mediami, których głównym matecznikiem jest sieć internetu. Środowiska prawicowe, konserwatywne, również zdołały się przez te wszystkie lata dorobić swoich mediów, swojej telewizji, gazet, portali internetowych. Sytuacja na rynku dostępu do informacji czy dostępu do zróżnicowanych poglądów o wiele bardziej przypomina to, co postulowali luminarze liberalni w latach hegemonii gazety Adama Michnika. No i właśnie gdy nastała wreszcie ta postulowana wolność – powstają projekty by ją administracyjnie zdusić.
Wielkie, mające gigantyczny wpływ na masy ludzkie platformy jak Tweeter czy Facebook, nie wzbudzały żadnych zastrzeżeń liberalnej lewicy, dopóki ich właściciele stosowali ewidentną moderację opartą na ideologii WOKE i Gender. Nie było z tym żadnego problemu, gdy znikały całe strony, całe treści konserwatywne. Dzisiaj, gdy na obu wymienionych platformach znika cenzura, lewica podnosi larum i przedstawia projekty aktów prawnych, dających możliwość blokowania internetu. Zwróćcie Państwo uwagę – ani Tweeter ani Facebook (Meta i X) nie zapowiedziały przecież działań symetrycznych wobec tego co robiły przez lata, to jest nie zapowiedziały cenzury wobec Lewicy. Elon Musk po prostu zniósł cenzorskie ograniczenia na swoim X -sie. Mamy więc postulowaną przez liberałów wolność. Nie, Towarzysze! Trzeba zablokować X w Polsce, zablokować X w Europie, zablokować Metę. Dlaczego? „Bo wolność właśnie tkwi w przymusie” jak szydził Szpotański.
Próby wprowadzenia systemowej kontroli nad publikowanymi treściami, jakie mają miejsce i w Unii Europejskiej i w naszej ojczyźnie świadczą moim zdaniem o wielkiej desperacji lewicowo – liberalnej oligarchii trzymającej władzę. Oligarchia czuje, że im się ta władza z rąk wymyka. Czy im się uda zdusić cenzurą wolność Polaków – bardzo wątpię ale desperackie próby będą trwały.