W piekle Joseon nie rodzą się dzieci. Kryzys demograficzny w Korei Południowej
W polskich mediach Korea pojawiała się za sprawą kontraktów zbrojeniowych, inwestycji w polski atom, CPK, wreszcie, już w grudniu, z powodu niespodziewanego i bardzo krótkiego stanu wojennego. Kłopoty Korei to jednak nie tylko polityka.
Samobójczy rekord
W 2000 roku na sto tysięcy osób w Korei Południowej przypadało 13,7 samobójstw. W ubiegłym roku – 27,3, a były lata, w których wskaźnik ten był jeszcze bardziej dramatyczny. W rekordowym roku 2010 było to aż 31,7 samobójstw na 100 tysięcy mieszkańców. Dla pełnego obrazu dodajmy, że średnia OECD to jedynie 10 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców. Najczęściej życie odbierają sobie najmłodsi i najstarsi. W grupie 10–30 lat samobójstwa są najczęstszą przyczyną zgonu. Na ogół są to dramaty rodzin i małych społeczności, jednak dotykają też świata celebrytów, piosenkarzy z popularnych grup k-popowych czy młodych (i nie tylko młodych) aktorów. Gdy na swoje życie targają się młodzi, przyczynami z reguły są poczucie niespełniania oczekiwań otoczenia, doświadczanie przemocy i poniżenia w środowisku rówieśniczym, u starszych również czynniki ekonomiczne, a u wszystkich przeraźliwe poczucie osamotnienia. Wszystkie te elementy znajdują odbicie w kulturze, styka się z nimi każdy widz koreańskich seriali, wiele z tych wątków skupiają w sobie popularne produkcje Netfliksa z najbardziej popularnym „Squid game”, którego drugi sezon wchodzi właśnie do oferty tej platformy. Ekonomiczną przemoc, kastowość społeczeństwa koreańskiego widzieliśmy też w wielkich przebojach tamtejszego kina sprzed kilku lat, oscarowym „Parasite” czy popularnym „Train to Busan” (w polskich kinach jako „Zombie express”). O kinie będzie jeszcze okazja porozmawiać, tu wątek ten pojawia się przy okazji, jako dowód na to, że kłopoty społeczne są szeroko uświadamiane. Rząd wprowadził specjalną strategię zapobiegania, ruszyły telefony zaufania, ograniczono dostęp do najchętniej używanych przez samobójców preparatów, a na najpopularniejszych wśród nich mostów pojawiły się odwodzące od ostatniego skoku komunikaty. Sytuacji nie opanowano, lecz przynajmniej udało się zejść z dramatycznej statystycznej „górki” przełomu lat 10. i 20. obecnego stulecia. Dziś sytuacja znów jest trochę gorsza, do czego przyczyniła się między innymi pandemia, która w Korei odznaczyła się dość długą izolacją, pogłębiającą wiele negatywnych zjawisk. Nietrudno zauważyć, że wymienione wcześniej przyczyny samobójstw w dużym stopniu mogą odpowiadać również za dramatycznie niską dzietność południowokoreańskiego społeczeństwa.
Współczynnik 0,72
W najnowszych dostępnych statystykach współczynnik dzietności w Korei spadł do 0,72, poziomu najniższego na świecie i znacznie poniżej liczby gwarantującej zastępowalność pokoleń, wynoszącej 2,1. Dla porównania w Europie wskaźnik urodzeń wynosił w 2022 roku 1,46, co i tak uznawane jest (słusznie) za wynik dramatycznie niski. Polska ze swoim 1,29 lokuje się tu w unijnym ogonie, lecz i tak jest u nas lepiej niż w bogatszej i wyprzedzającej nas w tylu dziedzinach Korei. Kończąc część statystyczną, spójrzmy jeszcze na najnowsze dostępne dane ogólnoświatowe pochodzące z roku 2021. Cała pierwsza dziesiątka należała do państw afrykańskich, rekordzistą był Niger ze współczynnikiem 6,91 (!). Korea Południowa takim wynikiem mogła się poszczycić w 1960 roku, potem było już coraz gorzej. Korea Północna w tej jednej, jedynej dziedzinie wypadała znacznie lepiej, osiągając w 2021 roku współczynnik dzietności na poziomie 1,9. Wątpliwe jednak, by wynik ten udało się utrzymać.
Tradycja kontra nowoczesność
Przyczyn takiego stanu rzeczy szukać należy w bardzo wielu koreańskich nawykach, przypadłościach i dziedzinach życia. Jednak w wielkim, chyba największym możliwym, skrócie bardzo wiele rozbija się o przyczyny czysto ekonomiczne, ale też o narastający rozdźwięk między nowoczesnymi możliwościami (techniki, stylu życia, kariery itd.) a wywodzonymi z tradycji oczekiwaniami wobec jednostki. Trudno zresztą czasem wytyczyć wyraźną linię demarkacyjną między tymi dwiema strefami. Łączy je narastający i będący kolejnym wielkim problemem społecznym konflikt między kobietami i mężczyznami, który kilka lat temu rozgorzał w internecie, stopniowo przenosząc się do codziennego życia. O wirtualnej stronie tego zjawiska pisałem w „TS” przy okazji omawiania filmu „Fabryka trolli”. Początku konfliktu płci szukać trzeba w czasach po II wojnie światowej, gdy szerszy dostęp do edukacji i ogólny społeczny postęp zaczął oddziaływać na tradycyjny model kobiecości w koreańskim społeczeństwie: oparty na konfucjanizmie, szalenie restrykcyjny i stawiający kobietę, zwłaszcza młodą, na najniższym szczeblu hierarchii społecznej. Kobiety, coraz częściej wykształcone i pracujące, a więc również zarabiające, w domu, zwłaszcza w zderzeniu z teściową, wciąż mierzyć musiały się z tradycyjnym zestawem oczekiwań. Bardzo długo napotykały też na analogiczne problemy w miejscach pracy, zwłaszcza zdominowanych przez mężczyzn. Koreański ruch „MeToo” miał bardzo mocne podstawy i powstał wokół realnego i uzasadnionego poczucia krzywdy, równocześnie jednak wywołał poczucie zagrożenia u mężczyzn. W tym samym modelu społecznym mężczyzna, zwłaszcza młody, też nie miał na ogół łatwego życia. Stawiano przed nim duże wymagania finansowe, zarazem poddając go rozmaitym formom przemocy – od szkoły, przez obowiązkową służbę wojskową aż do miejsca pracy.
Seks i przemoc
Przemoc tymczasem jest w Korei wszechobecna, czy to pod postacią szkolnego znęcania się, czy wojskowej fali, a w przypadku młodych kobiet również molestowania, czy to ze strony szkolnych rówieśników, czy (o wiele częściej, co łączy się z obowiązkowym wspólnym biesiadowaniem) kolegów, a zwłaszcza przełożonych w pracy. Przemocy doświadczają sportowcy i artyści. Jeśli nie fizycznej, to werbalnej (i znów odsyłam do tekstu o „Fabryce trolli”). Jakie są źródła tego zjawiska? Tradycja społecznego konformizmu, tendencja do uniformizacji, jest wspólna dla Północy i Południa, choć objawia się w pozornie skrajnie różny sposób. W komunizmie to mundurki, byle jaka szarość, imponujące defilady i skomplikowane żywe układy podczas propagandowych widowisk. Na Południu żwawe i pstrokate układy taneczne gwiazd i operacje plastyczne w pogoni za ideałem piękna. I tu, i tu forsowna nauka i ciężka praca. Współzawodnictwo w imię idei towarzysza Kima lub rywalizacja, by dostać się na lepszą uczelnię, jak najlepiej ustawić się na rynku pracy. Nie wszyscy wytrzymują to tempo. Młodzi Koreańczycy z Południa czują się często uwięzieni w szalenie wymagającym, do pewnego stopnia wciąż kastowym systemie, pełnym dyskryminacji i szklanych sufitów. Stąd samobójstwa, stąd też odkładanie na wieczne potem decyzji o założeniu rodziny i, jeśli znajdą sobie współmałżonków, potomstwie. Młodzież coraz częściej jest tym doprowadzonym do ekstremum wyścigiem szczurów przemęczona, przedwcześnie wypalona, co skutkuje samobójstwami, radykalnym odcinaniem się od świata, samotnością z wyboru. Coraz częściej swoje otoczenie określają mianem: „Hell Joseon” (Joseon to jedna z rządzących Koreą dynastii). Na ich piekło składają się: presja edukacyjna, problemy ekonomiczne i poczucie braku perspektywy społecznego awansu. Nie są to czynniki sprzyjające rodzinie czy dzieciom.
Wojna domowa
I faktycznie, gdy eksperci analizują przyczyny demograficznej zapaści, najczęściej zwracają uwagę na wymienione wcześniej czynniki. Niemożność spełnienia wysokich społecznych oczekiwań, co przekłada się na alienację i brak wiary w siebie, a w konsekwencji również brak umiejętności nawiązywania kontaktów; rozdźwięk między tradycją a nowoczesnością również skutkujący często wycofaniem, czasem przybierającym ekstremalne formy. Do tego wszystkiego dochodzą czynniki ekonomiczne, często wtórne wobec już wymienionych problemów. Młodzi zderzają się więc z bardzo wysokimi cenami mieszkań (w czym widać podobieństwo z Polską, nasz rynek, coraz mocniej zdominowany przez patodeweloperkę wyraźnie zmierza w kierunku azjatyckim). Wszechobecna w procesie edukacji rywalizacja wymusza na rodzinach bardzo duże nakłady na zajęcia dodatkowe w specjalnych szkołach (hagwonach) prowadzących korepetycje na masową skalę. Kwestia szaleńczego wręcz nacisku na naukę ponad siły to jeden z częstych motywów koreańskich seriali i filmów, a dla młodzieży przyczyna narastającej frustracji. W popularnym kilka lat temu demaskatorskim dokumencie o życiu w Korei Północnej „Pod opieką wiecznego słońca” jako jeden z przykładów opresyjności systemu wskazano zajęcia szkolne kończące się nawet o godz. 22.00. Nie jest to jednak specyfika wyłącznie Północy, Południe swoje dzieci wychowuje, czy raczej tresuje, tak samo. Problemem jest też wspomniany już konflikt płci. Role męskie wciąż wzmacnia obowiązek służby wojskowej i opornie zmieniający się korporacyjny ład. Mężczyźni, wychowani przez matki i babcie, oczekują od żon opieki i obsługi na poziomie zaangażowania z czasów, gdy te obok obowiązków domowych nie pełniły jeszcze ról zawodowych. Kobiety czują się pokrzywdzone niższymi zarobkami i licznymi formami przemocy i molestowania (ostatnio jest to choćby epidemia nagrywania ich w sytuacjach intymnych ukrytymi kamerami i handel takimi nagraniami w internecie, zjawisko to w różnych formach istnieje od wielu lat). Mężczyźni także czują się pokrzywdzeni, jako element dyskryminacji odbierając obowiązek służby wojskowej czy oczekiwania ekonomiczne (najpierw płacenie za randki, później główny ciężar utrzymania rodziny). Gdy między płciami narastają uprzedzenia i niezrozumienie, trudno jest o budowanie relacji skutkujących potomstwem. Część kobiet tworzy zamknięte, sfeminizowane enklawy, głównie internetowe. Młodzi mężczyźni robią to samo, czasem wchodząc w niebezpieczny, pełen fantazji o kryminalnych zachowaniach radykalizm. Ten konflikt wpływa również na politykę, to właśnie antyfeministyczne postulaty wyniosły do władzy prezydenta, który teraz wsławił się dziwnym stanem wojennym. Z kolei pojęcie feminizmu w kraju, w którym w kwestii równouprawnienia jest wciąż dużo do zrobienia, zostało zawłaszczone przez grupę radykałek gotowych siłą ścinać koleżankom włosy w imię odrzucania tradycyjnych kanonów piękna i kobiecości.
Ofiary własnego sukcesu?
Tymczasem państwo zaczyna wpadać w panikę. Za chwilę zabraknie pracowników, konsumentów, wreszcie będących gwarantem bezpieczeństwa żołnierzy. Kolejne rządowe strategie, takie jak wprowadzanie nowych świadczeń i zasiłków czy ułatwień na rynku pracy, a na poziomie lokalnym nawet organizowania masowych randek (!), nie przynoszą oczekiwanych skutków, a kraj musi ratować się pracą migrantów, pojawiają się nawet koncepcje umożliwienia im służby wojskowej. Być może najlepszym rozwiązaniem kryzysu demograficznego byłoby zjednoczenie obu Korei, do niego jednak droga wydaje się dziś bardzo daleka. Taka historyczna zmiana rodziłaby zresztą setki nowych problemów. Jak wiemy, nie w pełni udało się nawet pełne zjednoczenie Niemiec, a różnice między obiema Koreami są dziś dużo głębsze. Środki doraźne wydają się być niewystarczające, ponieważ kryzys ma charakter systemowy, wynikający z paradoksu: dokonując cywilizacyjnego, gospodarczego i społecznego skoku, Korea Południowa nie może wyzwolić się z gorsetu dawnych przyzwyczajeń. Znalezienie rozwiązania łamigłówki jest dla tego pracowitego narodu kwestią życia i śmierci.
CZYTAJ TAKŻE:
- "Ukraińcy również zostaną uhonorowani". Ambasador Ukrainy w Polsce o Rzezi wołyńskiej
- Skandal w Niemczech: Samochody BMW sprzedawane w Rosji mimo sankcji
- Zełenski oczekuje, że polska i duńska prezydencja w UE w 2025 roku będzie historyczna dla Ukrainy