Cezary Krysztopa: Polska potrzebuje rozwoju, a nie "kompromisu obyczajowego"

Z wieloma tezami zawartymi w wywiadzie Igora Zalewskiego z Jarosławem Kaczyńskim się zgadzam. Jest jednak jedna, która zapala mi czerwoną lampkę - postulat "kompromisu obyczajowego".
Rafineria. Ilustracja poglądowa
Rafineria. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

Cieszy mnie podkreślanie konieczności rozwoju i potrzeby powrotu do pracy programowej. Cieszy mnie to, że Jarosław Kaczyński rozumie konsekwencje progresywnej polityki Zachodu i redukcji człowieczeństwa, do jakiej de facto prowadzi. Cieszy mnie analiza przyczyn zwycięstwa Donalda Trumpa i świadomość ich twardo konserwatywnego komponentu. A jednocześnie tym bardziej szokuje mnie jego wezwanie do „obyczajowego kompromisu”. Donald Trump nie szuka kompromisu z mordercami dzieci, tylko likwiduje "trzecie toalety", a mianowani za poprzedniej kadencji Trumpa sędziowie amerykańskiego Sądu Najwyższego demontują wieloletni aborcyjny mechanizm oparty na precedensie "Roe v. Wade".

 

"Kompromis"

Jarosław Kaczyński nie zarysowuje ani obszarów ani granic tego postulowanego kompromisu, tu skazani jesteśmy jedynie na domysły, ale tak przeglądając nasze najgorętsze debaty światopoglądowe, myślę, że warto byłoby zapytać, jak taki „kompromis” miałby np. wyglądać w sprawie aborcji? Chodzi o powrót do zabijania tysięcy dzieci, których jedyną winą jest to, że są podejrzane o Zespół Downa? Czy też może wręcz dzieci zdrowych, biorąc pod uwagę to, że ginekolodzy donosili o manipulacjach diagnozami? O taki „kompromis” chodzi? Okupiony krwią niewinnych dzieci zamordowanych w imię „spokoju społecznego”?

A może chodzi o kompromis w zakresie tzw. „edukacji zdrowotnej”, którą usiłuje zaimplementować przymusowo naszym dzieciom minister Barbara Nowacka? Chodzi o to żeby machnąć ręką na uczenie naszych dzieci o masturbacji zamiast o małżeństwie? Czy może coś źle zrozumiałem?

Czy też może chodzi o rozpowszechnioną na Zachodzie promocję kastrowania dzieci? Nawet bardzo nieletnich i nawet wbrew rodzicom. Można by ustalić na przykład jakieś kontyngenty, w ramach których, części, wyłonionej np. w drodze losowania, „szczęśliwców” przekonanych kolorową propagandą, że „mogą sobie zmienić płeć”, państwo sfinansuje kastrację. A tym, którzy chcieliby zostać piratami, sfinansuje wydłubanie oka i ucięcie dowolnie wybranej nogi.

Sądząc z postępów „rewolucji” w Polsce, zapewne za niedługi czas czeka nas jeszcze dyskusja na temat eutanazji. Przy czym historie z państw zachodnich, gdzie, jak pisały media, starszą panią, która się rozmyśliła, żeby można jej było podać śmiertelny zastrzyk, musiała przytrzymać rodzina i trzeba jej było podać herbatę ze środkiem usypiającym, są tu pewną wskazówką. Być może w ramach „kompromisu” powinniśmy się umówić, że kiedy mający swoje prawa wnuczek powie babci żeby już podpisała co trzeba, bo potrzebuje jej mieszkania, nie powinniśmy jako państwo przesadnie mnożyć trudności.

 

Spin jednej z frakcji

Jakąś wskazówką tego o co może chodzić prezesowi Kaczyńskiemu, jest fragment, w którym mówi, że „Mamy świadomość, że decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji naruszała to poczucie (że państwo nie powinno ingerować w ludzką prywatność) i dlatego wywołała tak silny sprzeciw”. Po pierwsze wynika on z absolutnie błędnego założenia, że w imię ochrony czyjejś prywatności wolno mu zabić kogoś innego i państwo nie powinno się do tego mieszać. To z kolei wynika z uprzedmiotowienia dziecka, które miałoby być kimś gorszym, kogo nie tylko dobro, ale wręcz życie, mogłoby zostać poświęcone na ołtarzu czyjejś „ochrony prywatności”. 

Po drugie, trudno mi uniknąć pewnego, popartego rozmowami z przedstawicielami różnych frakcji w PiS, wrażenia, że wniosek o tym, że „decyzja TK naruszyła poczucie”, ergo „przegraliśmy przez to wybory”, jest nie tyle wnioskiem, co spinem jednej z frakcji PiS, która bardzo by w ten sposób chciała odwrócić uwagę od swoich błędów. Może i ktoś się na to nabiera, ja jakoś nie umiem.

Oczywiście każde polityczne zdarzenie ma swoje konsekwencje, w tym konsekwencje w postaci zmiany nastrojów opinii publicznej. Jednak założenie, że to wyrok Trybunału Konstytucyjnego, rozsądny, merytoryczny i wynikający z linii orzeczniczej poprzednich Trybunałów, miał tu decydujące znaczenie, wydaje mi się co najmniej błędny. Tak, znaczny spadek PiS w sondażach przypadł mniej więcej na ten okres, ale w tym samym czasie miała miejsce pandemia i podejmowano często bardzo kontrowersyjne decyzje z niej wynikające. Założenie, że po wyroku TK na PiS „przestała głosować” agresywna dzicz uczestnicząca w Strajku Kobiet, która prawdopodobnie nigdy na PiS nie głosowała, a nie zwykli ludzie wkurzeni tym, ze są zamknięci w domu, nie mogą pójść do lasu, czy na cmentarz, wydaje mi się jakimś horrendum. Nie oceniam tu samej polityki kowidowej, mam w tej kwestii szereg wątpliwości, ale nie jestem ekspertem, nie wiem jaka powinna być. Szokuje mnie tylko abstrahowanie od jej skutków w postaci emocji opinii publicznej, przecież nie tylko w Polsce.

A sprawa katastrofalnej polityki wobec Brukseli, w ramach której poddaliśmy wszystko co mogliśmy, nie uzyskując w zamian niczego oprócz obraźliwych i szkodliwych "kamieni milowych", które Donalda Tuska już praktycznie nie obowiązują? Sprawa spolegliwości ws. Zielonego Ładu? Sprawa braku "pokwitowań" na pomoc Ukrainie, za co Ukraina nam się dzisiaj "odwdzięcza"? Sprawa "Piątki dla zwierząt"? I wiele innych. Te nie miały wpływu na spadek poparcia dla PiS? Bez żartów.

I nie chodzi teraz o to żeby pogrążyć się w w związku z tym w depresji i niemożności, tylko przeciwnie, dokonać analizy, wyciągnąć wnioski i wypracować strategię na bliższą i dalszą przyszłość. Tyle, że z błędnej analizy nie da się wyciągnąć prawidłowych wniosków.

 

Nietrafione postulaty

Postulat "kompromisu obyczajowego" kojarzy mi się z innym, podnoszonym już w kampanii wyborczej postulatem "zakończenia wojny polsko-polskiej". Oba wydają mi się nie tylko nietrafione, ale też wyświechtane i nieaktualne. Nie ma czegoś takiego jak "wojna polsko-polska". Może jeszcze dziesięć, czy kilkanaście lat temu można się było oszukiwać, ze chodzi o spór różnych frakcji narodu polskiego, które wykłócają się o środki dojścia do wspólnego celu, w postaci dobrobytu ojczyzny. Dziś przecież gołym okiem widać, że najbardziej ognisty spór nie toczy się pomiędzy Polakami i Polakami, a raczej pomiędzy tymi, którzy chcą być jeszcze Polakami, a tymi, którzy uznali, że Polska to przeżytek, "trzeba się rozpuścić w unijnym imperium", ci liczą na coś w rodzaju statusu "wice-Niemców". Oczywiście głęboko się mylą, taka oferta nie leży na stole, a ściślej rzecz biorąc - leży, ale jest skierowana wyłącznie do lokalnych gubernatorów na Polskę. Reszta, o czym świadczy choćby celowe obniżanie ich statusu przy pomocy chaosu w edukacji, systemie sprawiedliwości, czy statusu ekonomicznego, ma wrócić do roli pokornych zbieraczy szparagów (ktoś mógłby uznać, że może jednak warto zostać częścią jakiegoś "imperium", ale sądząc z postępującego upadku państwa niemieckiego, to też raczej niemożliwe). Jakiego rodzaju "wojnę" mielibyśmy z nimi zakończyć? Oni nie są zainteresowani ani wojną z nami, ani wygraną, ani jej zakończeniem, po prostu są już gdzie indziej.

Podobnie kwestia "kompromisu obyczajowego". Oczywiście, że podgrzewanie w Polsce sporów światopoglądowych służy rozbijaniu narodu i leży w interesie ościennych mocarstw, ale fundamenty i wsparcie "rewolucji obyczajowej", która temu służy, leżą daleko poza Polską. Wzmacniane przez potężne międzynarodowe organizacje i futrowane obrzydliwie wielkimi pieniędzmi. Czy te pieniądze przestaną płynąć, a międzynarodowe organizacje przestaną nas łajać w oparciu o fake newsy na temat Polski? Nie, nie przestaną. A tutaj na miejscu znajdą się, tak jak się znajdują do tej pory, płatni prowokatorzy, pilnujący by "ogień rewolucji" nie zgasł. Klucz do jego wygaszenia nie leży w Polsce, ale np. w stanach Zjednoczonych, o ile da sobie z nim radę Donald Trump, w wieżowcach wielkich i finansujących "rewolucję" korporacji, które jedna po drugiej rezygnują już z jej wsparcia, widząc, że zaczęła im szkodzić, w mniejszym stopniu w siedzibach rządów progresywnych państw Zachodu, które zaczynają odchodzić np. od kastrowania dzieci w imię rzekomego "wyboru płci". Droga "kompromisu obyczajowego" przypomina mi drogę zachodniej chadecji, która po latach "kompromisów" nie umie się już przeżegnać. Droga "kompromisu" to w istocie droga kapitulacji przed lewackim "determinizmem". Śmiem wręcz twierdzić, że nie przyniesie ani jednego głosu poparcia dla PiS, ale za to może zdemobilizować niemałą część elektoratu.

 

Racja stanu

Co nie znaczy, że Polaków nie należy łączyć. Należy. To jak to zrobić pokazują ruchy takie jak "Tak dla CPK". I nie chodzi tylko o CPK. W ostatnim roku okazało się bowiem - uważam, to za jedno z najbardziej obiecujących zjawisk w historii najnowszej Polski - że Polacy chcą żeby Polska była ambitna, że chcą żeby się rozwijała, żeby była bogata i asertywna. A, co najciekawsze, te hasła połączyły Polaków od prawa do lewa. I, na co chciałbym zwrócić uwagę Jarosława Kaczyńskiego, klucze do tych postulatów leżą w PiS, o ile PiS zechce je podjąć. Leżą, ponieważ gospodarzem tematów rozwojowych - CPK, energii atomowej, użeglowienia Odry, rozbudowy portów itd. stał się PiS. Ten kto pierwszy w Polsce podniesie i najwyżej wzniesie postulat rozwoju, śmiem twierdzić, że o ile będzie co dominować, może zdominować scenę polityczną.

To pokazuje jedno - potrzebujemy zdefiniowania minimum racji stanu, wokół której byłaby się w stanie zgodzić jak najszersza grupa Polaków. Opozycja o której pisałem wyżej "Polacy - postPolacy" nie jest oczywiście sytuacją zero-jedynkową, to bieguny jakiegoś spektrum. Jeśli więc istnieją postulaty wokół których jesteśmy się w stanie zgodzić, to to jest niesamowicie pozytywne zjawisko. Nie musimy być wszyscy tacy sami, nie musimy się ze sobą zgadzać we wszystkim, ale jesteśmy zdolni do zdefiniowania minimum celów, które jesteśmy w stanie wspólnie realizować. Jeśli okazałoby się, ze to działa, być może do pozyskania dla takiej racji stanu byliby nie tylko Polaków "ze spektrum", ale kto wie, być może również jakichś "postPolaków". Szczególnie wobec coraz bardziej narzucającego się wniosku o katastrofie systemu "demokracji liberalnej" na Zachodzie. To wszystko prowadzi również do prostego wniosku - Polska nie tylko musi istnieć, ale musi również posiadać realne narzędzia wpływu na samą siebie, ponieważ tylko taka Polska jest w stanie realizować aspiracje Polaków. Każda inna, będzie tylko masą upadłościową, cudzym zasobem, cudzym lebensraum.

Nie wiem czy tak w istocie będzie, ale sporo wskazuje na to, że być może dostaniemy jeszcze jedną szansę na wykorzystanie swoich potencjałów. Donald Trump nas nie uratuje, wygrał po to żeby ratować Amerykanów, ale jego zwycięstwo zmienia sytuację wokół Polski. Myślę, ze upadek rządu wyjątkowo antypolskiego Scholza w Niemczech, jest jednym z objawów tej sytuacji. Francja również drży w posadach, Bruksela nie wie ja zawrócić z drogi na ścianę. Przegrana kandydatów "postPolski" w wyborach prezydenckich w Polsce, może nam to okienko wystarczająco poszerzyć.

Dlatego uważam, że nie potrzebujemy dziś "kompromisu" ze zdychającą "rewolucją". Potrzebujemy stać twardo na ziemi, definiować szeroko akceptowalną rację stanu i być gotowymi na wykorzystanie okazji kiedy się nadarzy. 
 


 

POLECANE
Trump: Przeprowadziliśmy atak na port w Wenezueli z ostatniej chwili
Trump: Przeprowadziliśmy atak na port w Wenezueli

Prezydent USA Donald Trump powiedział w poniedziałek, że siły amerykańskie doprowadziły do eksplozji w dokach w jednym z portów w Wenezueli, gdzie przemytnicy narkotyków mieli załadowywać swoje łodzie. Do ataku miało dojść w ubiegłym tygodniu.

Greccy rolnicy blokują drogi i ostrzegają przed Mercosur. Jest apel do Polski z ostatniej chwili
Greccy rolnicy blokują drogi i ostrzegają przed Mercosur. Jest apel do Polski

Greccy rolnicy protestują przeciwko umowie UE z Mercosur i ostrzegają przed jej skutkami dla rolnictwa. W reportażu polsko-greckiej fundacji Hagia Marina pada bezpośredni apel do polskich rolników. „Bez nas, rolników, nie będą mieli co jeść” – podkreślają uczestnicy protestów.

Co Karol Nawrocki powiedział Donaldowi Trumpowi? Marcin Przydacz zdradził kulisy rozmów z ostatniej chwili
Co Karol Nawrocki powiedział Donaldowi Trumpowi? Marcin Przydacz zdradził kulisy rozmów

Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz zdradził kulisy rozmów Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem w związku z rozmowami pokojowymi ws. wojny na Ukrainie. Co polski prezydent przekazał amerykańskiemu przywódcy?

Prezydent Nawrocki spotka się z Kosiniakiem-Kamyszem, Siemoniakiem i szefami służb z ostatniej chwili
Prezydent Nawrocki spotka się z Kosiniakiem-Kamyszem, Siemoniakiem i szefami służb

W styczniu prezydent Karol Nawrocki spotka się wicepremierem, szefem MON Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, ministrem Tomaszem Siemoniakiem oraz szefami służb – przekazał PAP rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz. Dodał, że cieszy zmiana stanowiska strony rządowej ws. spotkania.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

Stołeczny urząd miasta przypomina o kolejnych zmianach w warszawskiej Strefie Czystego Transportu. Od 1 stycznia 2026 roku zaostrzone zostaną zasady wjazdu dla części pojazdów. Nowe ograniczenia obejmą starsze auta benzynowe i z silnikiem Diesla, jednak dla mieszkańców rozliczających podatki w stolicy przewidziano wyjątki.

Przez Polskę pojedzie pociąg z Przemyśla prosto na lotnisko we Frankfurcie Wiadomości
Przez Polskę pojedzie pociąg z Przemyśla prosto na lotnisko we Frankfurcie

Jednym pociągiem, bez przesiadek, z Przemyśla aż na lotnisko we Frankfurcie nad Menem. Nowe połączenie kolejowe przejedzie przez całą Polskę i połączy wschodnią część kraju z jednym z największych portów lotniczych w Europie.

Ławrow: 91 ukraińskich dronów zaatakowało rezydencję Putina. Jest odpowiedź Zełenskiego z ostatniej chwili
Ławrow: 91 ukraińskich dronów zaatakowało rezydencję Putina. Jest odpowiedź Zełenskiego

W poniedziałek Rosja oskarżyła Ukrainę o próbę ataku dronami na państwową rezydencję Władimira Putina. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski kategorycznie zaprzeczył tym zarzutom, nazywając je próbą storpedowania negocjacji pokojowych.

Spotkanie u prezydenta Nawrockiego? MON chce wrócić do rozmowy o służbach pilne
Spotkanie u prezydenta Nawrockiego? MON chce wrócić do rozmowy o służbach

Plany służb specjalnych, kwestie budżetowe oraz nominacje oficerskie mają być tematem rozmowy z prezydentem Karolem Nawrockim. Wicepremier i szef MON podkreśla, że współpraca w sprawach bezpieczeństwa to obowiązek władzy wybranej przez obywateli.

Kłopoty Czuchnowskiego i „Gazety Wyborczej”. Jest zawiadomienie do prokuratury z ostatniej chwili
Kłopoty Czuchnowskiego i „Gazety Wyborczej”. Jest zawiadomienie do prokuratury

Były funkcjonariusz CBA Artur Chodziński poinformował, że złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie publikacji Wojciecha Czuchnowskiego z „Gazety Wyborczej”. Sprawa dotyczy ujawnienia informacji objętych tajemnicą śledztwa oraz danych funkcjonariusza operacyjnego służb specjalnych.

„Jedyną osobą, która jest w stanie skłonić do negocjacji i Rosję, i Ukrainę, jest Donald Trump” z ostatniej chwili
„Jedyną osobą, która jest w stanie skłonić do negocjacji i Rosję, i Ukrainę, jest Donald Trump”

Nowy szef dyplomacji Czech Petr Macinka powiedział w poniedziałek w rozmowie z agencją CTK, że świat zmierza w kierunku dyplomatycznego rozwiązania konfliktu na Ukrainie, co popiera również rząd czeski. Minister wyraził przekonanie, że tylko prezydent USA Donald Trump może skłonić Moskwę i Kijów do negocjacji.

REKLAMA

Cezary Krysztopa: Polska potrzebuje rozwoju, a nie "kompromisu obyczajowego"

Z wieloma tezami zawartymi w wywiadzie Igora Zalewskiego z Jarosławem Kaczyńskim się zgadzam. Jest jednak jedna, która zapala mi czerwoną lampkę - postulat "kompromisu obyczajowego".
Rafineria. Ilustracja poglądowa
Rafineria. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

Cieszy mnie podkreślanie konieczności rozwoju i potrzeby powrotu do pracy programowej. Cieszy mnie to, że Jarosław Kaczyński rozumie konsekwencje progresywnej polityki Zachodu i redukcji człowieczeństwa, do jakiej de facto prowadzi. Cieszy mnie analiza przyczyn zwycięstwa Donalda Trumpa i świadomość ich twardo konserwatywnego komponentu. A jednocześnie tym bardziej szokuje mnie jego wezwanie do „obyczajowego kompromisu”. Donald Trump nie szuka kompromisu z mordercami dzieci, tylko likwiduje "trzecie toalety", a mianowani za poprzedniej kadencji Trumpa sędziowie amerykańskiego Sądu Najwyższego demontują wieloletni aborcyjny mechanizm oparty na precedensie "Roe v. Wade".

 

"Kompromis"

Jarosław Kaczyński nie zarysowuje ani obszarów ani granic tego postulowanego kompromisu, tu skazani jesteśmy jedynie na domysły, ale tak przeglądając nasze najgorętsze debaty światopoglądowe, myślę, że warto byłoby zapytać, jak taki „kompromis” miałby np. wyglądać w sprawie aborcji? Chodzi o powrót do zabijania tysięcy dzieci, których jedyną winą jest to, że są podejrzane o Zespół Downa? Czy też może wręcz dzieci zdrowych, biorąc pod uwagę to, że ginekolodzy donosili o manipulacjach diagnozami? O taki „kompromis” chodzi? Okupiony krwią niewinnych dzieci zamordowanych w imię „spokoju społecznego”?

A może chodzi o kompromis w zakresie tzw. „edukacji zdrowotnej”, którą usiłuje zaimplementować przymusowo naszym dzieciom minister Barbara Nowacka? Chodzi o to żeby machnąć ręką na uczenie naszych dzieci o masturbacji zamiast o małżeństwie? Czy może coś źle zrozumiałem?

Czy też może chodzi o rozpowszechnioną na Zachodzie promocję kastrowania dzieci? Nawet bardzo nieletnich i nawet wbrew rodzicom. Można by ustalić na przykład jakieś kontyngenty, w ramach których, części, wyłonionej np. w drodze losowania, „szczęśliwców” przekonanych kolorową propagandą, że „mogą sobie zmienić płeć”, państwo sfinansuje kastrację. A tym, którzy chcieliby zostać piratami, sfinansuje wydłubanie oka i ucięcie dowolnie wybranej nogi.

Sądząc z postępów „rewolucji” w Polsce, zapewne za niedługi czas czeka nas jeszcze dyskusja na temat eutanazji. Przy czym historie z państw zachodnich, gdzie, jak pisały media, starszą panią, która się rozmyśliła, żeby można jej było podać śmiertelny zastrzyk, musiała przytrzymać rodzina i trzeba jej było podać herbatę ze środkiem usypiającym, są tu pewną wskazówką. Być może w ramach „kompromisu” powinniśmy się umówić, że kiedy mający swoje prawa wnuczek powie babci żeby już podpisała co trzeba, bo potrzebuje jej mieszkania, nie powinniśmy jako państwo przesadnie mnożyć trudności.

 

Spin jednej z frakcji

Jakąś wskazówką tego o co może chodzić prezesowi Kaczyńskiemu, jest fragment, w którym mówi, że „Mamy świadomość, że decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji naruszała to poczucie (że państwo nie powinno ingerować w ludzką prywatność) i dlatego wywołała tak silny sprzeciw”. Po pierwsze wynika on z absolutnie błędnego założenia, że w imię ochrony czyjejś prywatności wolno mu zabić kogoś innego i państwo nie powinno się do tego mieszać. To z kolei wynika z uprzedmiotowienia dziecka, które miałoby być kimś gorszym, kogo nie tylko dobro, ale wręcz życie, mogłoby zostać poświęcone na ołtarzu czyjejś „ochrony prywatności”. 

Po drugie, trudno mi uniknąć pewnego, popartego rozmowami z przedstawicielami różnych frakcji w PiS, wrażenia, że wniosek o tym, że „decyzja TK naruszyła poczucie”, ergo „przegraliśmy przez to wybory”, jest nie tyle wnioskiem, co spinem jednej z frakcji PiS, która bardzo by w ten sposób chciała odwrócić uwagę od swoich błędów. Może i ktoś się na to nabiera, ja jakoś nie umiem.

Oczywiście każde polityczne zdarzenie ma swoje konsekwencje, w tym konsekwencje w postaci zmiany nastrojów opinii publicznej. Jednak założenie, że to wyrok Trybunału Konstytucyjnego, rozsądny, merytoryczny i wynikający z linii orzeczniczej poprzednich Trybunałów, miał tu decydujące znaczenie, wydaje mi się co najmniej błędny. Tak, znaczny spadek PiS w sondażach przypadł mniej więcej na ten okres, ale w tym samym czasie miała miejsce pandemia i podejmowano często bardzo kontrowersyjne decyzje z niej wynikające. Założenie, że po wyroku TK na PiS „przestała głosować” agresywna dzicz uczestnicząca w Strajku Kobiet, która prawdopodobnie nigdy na PiS nie głosowała, a nie zwykli ludzie wkurzeni tym, ze są zamknięci w domu, nie mogą pójść do lasu, czy na cmentarz, wydaje mi się jakimś horrendum. Nie oceniam tu samej polityki kowidowej, mam w tej kwestii szereg wątpliwości, ale nie jestem ekspertem, nie wiem jaka powinna być. Szokuje mnie tylko abstrahowanie od jej skutków w postaci emocji opinii publicznej, przecież nie tylko w Polsce.

A sprawa katastrofalnej polityki wobec Brukseli, w ramach której poddaliśmy wszystko co mogliśmy, nie uzyskując w zamian niczego oprócz obraźliwych i szkodliwych "kamieni milowych", które Donalda Tuska już praktycznie nie obowiązują? Sprawa spolegliwości ws. Zielonego Ładu? Sprawa braku "pokwitowań" na pomoc Ukrainie, za co Ukraina nam się dzisiaj "odwdzięcza"? Sprawa "Piątki dla zwierząt"? I wiele innych. Te nie miały wpływu na spadek poparcia dla PiS? Bez żartów.

I nie chodzi teraz o to żeby pogrążyć się w w związku z tym w depresji i niemożności, tylko przeciwnie, dokonać analizy, wyciągnąć wnioski i wypracować strategię na bliższą i dalszą przyszłość. Tyle, że z błędnej analizy nie da się wyciągnąć prawidłowych wniosków.

 

Nietrafione postulaty

Postulat "kompromisu obyczajowego" kojarzy mi się z innym, podnoszonym już w kampanii wyborczej postulatem "zakończenia wojny polsko-polskiej". Oba wydają mi się nie tylko nietrafione, ale też wyświechtane i nieaktualne. Nie ma czegoś takiego jak "wojna polsko-polska". Może jeszcze dziesięć, czy kilkanaście lat temu można się było oszukiwać, ze chodzi o spór różnych frakcji narodu polskiego, które wykłócają się o środki dojścia do wspólnego celu, w postaci dobrobytu ojczyzny. Dziś przecież gołym okiem widać, że najbardziej ognisty spór nie toczy się pomiędzy Polakami i Polakami, a raczej pomiędzy tymi, którzy chcą być jeszcze Polakami, a tymi, którzy uznali, że Polska to przeżytek, "trzeba się rozpuścić w unijnym imperium", ci liczą na coś w rodzaju statusu "wice-Niemców". Oczywiście głęboko się mylą, taka oferta nie leży na stole, a ściślej rzecz biorąc - leży, ale jest skierowana wyłącznie do lokalnych gubernatorów na Polskę. Reszta, o czym świadczy choćby celowe obniżanie ich statusu przy pomocy chaosu w edukacji, systemie sprawiedliwości, czy statusu ekonomicznego, ma wrócić do roli pokornych zbieraczy szparagów (ktoś mógłby uznać, że może jednak warto zostać częścią jakiegoś "imperium", ale sądząc z postępującego upadku państwa niemieckiego, to też raczej niemożliwe). Jakiego rodzaju "wojnę" mielibyśmy z nimi zakończyć? Oni nie są zainteresowani ani wojną z nami, ani wygraną, ani jej zakończeniem, po prostu są już gdzie indziej.

Podobnie kwestia "kompromisu obyczajowego". Oczywiście, że podgrzewanie w Polsce sporów światopoglądowych służy rozbijaniu narodu i leży w interesie ościennych mocarstw, ale fundamenty i wsparcie "rewolucji obyczajowej", która temu służy, leżą daleko poza Polską. Wzmacniane przez potężne międzynarodowe organizacje i futrowane obrzydliwie wielkimi pieniędzmi. Czy te pieniądze przestaną płynąć, a międzynarodowe organizacje przestaną nas łajać w oparciu o fake newsy na temat Polski? Nie, nie przestaną. A tutaj na miejscu znajdą się, tak jak się znajdują do tej pory, płatni prowokatorzy, pilnujący by "ogień rewolucji" nie zgasł. Klucz do jego wygaszenia nie leży w Polsce, ale np. w stanach Zjednoczonych, o ile da sobie z nim radę Donald Trump, w wieżowcach wielkich i finansujących "rewolucję" korporacji, które jedna po drugiej rezygnują już z jej wsparcia, widząc, że zaczęła im szkodzić, w mniejszym stopniu w siedzibach rządów progresywnych państw Zachodu, które zaczynają odchodzić np. od kastrowania dzieci w imię rzekomego "wyboru płci". Droga "kompromisu obyczajowego" przypomina mi drogę zachodniej chadecji, która po latach "kompromisów" nie umie się już przeżegnać. Droga "kompromisu" to w istocie droga kapitulacji przed lewackim "determinizmem". Śmiem wręcz twierdzić, że nie przyniesie ani jednego głosu poparcia dla PiS, ale za to może zdemobilizować niemałą część elektoratu.

 

Racja stanu

Co nie znaczy, że Polaków nie należy łączyć. Należy. To jak to zrobić pokazują ruchy takie jak "Tak dla CPK". I nie chodzi tylko o CPK. W ostatnim roku okazało się bowiem - uważam, to za jedno z najbardziej obiecujących zjawisk w historii najnowszej Polski - że Polacy chcą żeby Polska była ambitna, że chcą żeby się rozwijała, żeby była bogata i asertywna. A, co najciekawsze, te hasła połączyły Polaków od prawa do lewa. I, na co chciałbym zwrócić uwagę Jarosława Kaczyńskiego, klucze do tych postulatów leżą w PiS, o ile PiS zechce je podjąć. Leżą, ponieważ gospodarzem tematów rozwojowych - CPK, energii atomowej, użeglowienia Odry, rozbudowy portów itd. stał się PiS. Ten kto pierwszy w Polsce podniesie i najwyżej wzniesie postulat rozwoju, śmiem twierdzić, że o ile będzie co dominować, może zdominować scenę polityczną.

To pokazuje jedno - potrzebujemy zdefiniowania minimum racji stanu, wokół której byłaby się w stanie zgodzić jak najszersza grupa Polaków. Opozycja o której pisałem wyżej "Polacy - postPolacy" nie jest oczywiście sytuacją zero-jedynkową, to bieguny jakiegoś spektrum. Jeśli więc istnieją postulaty wokół których jesteśmy się w stanie zgodzić, to to jest niesamowicie pozytywne zjawisko. Nie musimy być wszyscy tacy sami, nie musimy się ze sobą zgadzać we wszystkim, ale jesteśmy zdolni do zdefiniowania minimum celów, które jesteśmy w stanie wspólnie realizować. Jeśli okazałoby się, ze to działa, być może do pozyskania dla takiej racji stanu byliby nie tylko Polaków "ze spektrum", ale kto wie, być może również jakichś "postPolaków". Szczególnie wobec coraz bardziej narzucającego się wniosku o katastrofie systemu "demokracji liberalnej" na Zachodzie. To wszystko prowadzi również do prostego wniosku - Polska nie tylko musi istnieć, ale musi również posiadać realne narzędzia wpływu na samą siebie, ponieważ tylko taka Polska jest w stanie realizować aspiracje Polaków. Każda inna, będzie tylko masą upadłościową, cudzym zasobem, cudzym lebensraum.

Nie wiem czy tak w istocie będzie, ale sporo wskazuje na to, że być może dostaniemy jeszcze jedną szansę na wykorzystanie swoich potencjałów. Donald Trump nas nie uratuje, wygrał po to żeby ratować Amerykanów, ale jego zwycięstwo zmienia sytuację wokół Polski. Myślę, ze upadek rządu wyjątkowo antypolskiego Scholza w Niemczech, jest jednym z objawów tej sytuacji. Francja również drży w posadach, Bruksela nie wie ja zawrócić z drogi na ścianę. Przegrana kandydatów "postPolski" w wyborach prezydenckich w Polsce, może nam to okienko wystarczająco poszerzyć.

Dlatego uważam, że nie potrzebujemy dziś "kompromisu" ze zdychającą "rewolucją". Potrzebujemy stać twardo na ziemi, definiować szeroko akceptowalną rację stanu i być gotowymi na wykorzystanie okazji kiedy się nadarzy. 
 



 

Polecane