Polska ratuje niemiecką demokrację

Po rozpadzie koalicji rządowej w Niemczech wszystkie partie zasiadające w parlamencie (poza Linke) naciskają na przyspieszenie głosowania nad wotum zaufania i wyborów do Bundestagu. Kanclerz Olaf Scholz obstaje przy terminie marcowym, Friedrich Merz (CDU) nalega na wybory 19 stycznia by terminowo zgrać się z zaprzysiężeniem Donalda Trumpa. A tymczasem przewodnicząca Federalnego Urzędu Statystycznego apeluje by wyborów nie przyspieszać, bo…Niemcom może zabraknąć papieru na wydrukowanie kart do głosowania.
Olaf Scholz Polska ratuje niemiecką demokrację
Olaf Scholz / EPA/CLEMENS BILAN Dostawca: PAP/EPA

Jak podał w niedzielę rano tabloid „Bild” ewidentnie natrząsając się z absurdalności sytuacji: „Polacy chcą pomóc Niemcom dostawami papieru i drukarek”. Gazeta powołała się przy tym na propozycję złożoną przez Dariusza Jońskiego, europosła Koalicji Obywatelskiej, który stwierdził: "Jeśli Niemcy będą potrzebować drukarek i papieru, to na pewno będziemy je sprzedawać naszym sąsiadom. Zarobią na tym również polskie firmy, co dodatkowo zwiększy konkurencyjność naszej gospodarki". Może i nie byłoby w całej tej sytuacji nic dziwnego, gdyby Niemcy nie zajmowały pierwszego miejsca w produkcji papieru w Europie (i czwartego na świecie) a Polska siódmego. Jak wynika z danych za wrzesień 2024 (na stronie papierindustrie.de), w Niemczech wyprodukowano w tym roku o 4,7 proc. więcej papieru, kartonu i papy niż w analogicznym czasie ubiegłego roku. Poza tym branża daje prace 500 tys. osób, o czym zresztą mówili managerowie przedsiębiorstw produkujących niemiecki papier podczas zorganizowanego w ubiegłym tygodniu w Berlinie szczytu papierniczego. Oczywiście podczas tego szczytu, jak i innych branżowych spotkaniach w ostatnich miesiącach wybrzmiały postulaty obniżenia cen za energię, które zdaniem managerów przyczyniają się do spadku konkurencyjności niemieckiej produkcji na świecie, ale to nie znaczy, że Niemcom skończył się papier!

Tak czy inaczej kwestia troski o papier potrzebny do wydrukowania kart wyborczych na styczeń a nie na marzec stała się przyczynkiem do memów i złośliwości, na portalu X zaroiło się od wpisów typu: „Polska ratuje niemiecką demokrację!”, „Cały świat wyśmiewa Niemcy: dysfunkcjonalna biurokracja nie może dalej działać z braku papieru”, Georg Pazderski (były polityk AfD i jeden z najbardziej uszczypliwych komentatorów poczynań niemieckiego rządu) skomentował:

- Czy ja dobrze rozumiem, że nie możemy przeprowadzić wcześniejszych wyborów bo zabraknie nam papieru? Cały świat kręci głową przypatrując się Niemcom, co za wstyd

Inny użytkownik X zażartował: „Elon Musk wysyła swoje rakiety w kosmos a najlepsza wersja Niemiec nie ma nawet papieru na karty do głosowania”. Najciekawsze w papierowym kryzysie Olafa Scholza jest jednak to, że sama branża papiernicza szybko zakomunikowała, że jak najbardziej jest w stanie dostarczyć papier i z ich strony problemu nie ma. 

 

Zyskało tylko AfD

Co do samego powodu absurdalnej debaty nad zasobami niemieckiego papieru, czyli rozpadu koalicji SPD, Zielonych i FDP, niedzielne sondaże nie wskazują na jakiś szczególny wstrząs w poszczególnych elektoratach. Według danych zebranych przez instytut badania opinii publicznej INSA dla „Bild am Sonntag”, socjaldemokraci stracili jeden punkt procentowy w porównaniu z poprzednim tygodniem, osiągając 15%. Zieloni utknęli na poziomie 10%, liberałowie w ogóle nie przekroczyli by progu wyborczego, czyli też bez zmian. Liderem sondaży pozostaje zaś CDU/CSU z 32 proc. poparcia oraz AfD, która jako jedyna zyskała na rządowych turbulencjach i teraz zamiast 18 proc. ma 19 proc. Sojusz Sahry Wagenknecht, czyli BSW stracił jeden punkt procentowy i ma 7 proc., a Linke podobnie jak FDP nie weszłaby do nowego parlamentu. Tak więc, gdyby Niemcy dziś zagłosowali, to w nowym parlamencie znaleźli by się chadecy, socjaldemokraci, alternatywni i BSW. Cztery partie zamiast sześciu. Dwie z nich to tak zwani „populiści” – powstaje zatem pytanie, czy w kolejnym rozdaniu politycznym da się rządzić Republiką Federalną bez ich zgody?
 Poza tym aż 72 proc. respondentów wyraziło w badaniu niezadowolenie z pracy Olafa Scholza, a 35 proc. powierzyłoby kanclerstwo Friedrichowi Merzowi. Aktualnie urzędującemu kanclerzowi zaufałoby ponownie 18 proc. ankietowanych a na kandydata Zielonych, Roberta Habecka oddałoby swój głos 16 proc. Co do samej kandydatury Habecka, fakt, że partia, która ma zaledwie 10 proc. w sondażach w ogóle wystawia kandydata na kanclerza mocno zirytowała Sahrę Wagenknecht, która zapowiedziała, że skoro Zieloni mogą, to BSW pewnie też wystawi swoją propozycję.

Wracając do sondażu, zapytani o preferencje dotyczące przyszłej koalicji Niemcy wskazują na kolejną powtórkę z rozrywki, 29 proc. z nich życzy sobie bowiem powrotu „wielkiej koalicji” (mariażu CDU/CSU i SPD), a 16 proc. optowałoby za „niemiecką koalicją” czyli wielką koalicją z FDP na przyczepkę (zakładając, że liberałom nie uda się jednak przekroczyć progu wyborczego, sprawa jest wielce wątpliwa).

 

Deal z Trumpem? Dlaczego nie!

Papier papierem, sondaże sondażami i tymczasem szykujący się do Kanzleramtu Friedrich Merz snuje plany na przyszłość i ewentualny „deal” z Donaldem Trumpem. Zdaniem Merza „Niemcy do tej pory tak naprawdę nie artykułowały wystarczająco wyraźnie swoich interesów i ich nie forsowały” co należałoby zdaniem polityka CDU, zmienić. Merz chce pójść śladem ofensywnej polityki USA, tak by „obie strony korzystały na pewnych kwestiach a nie tylko jedna”. „Trump nazwał by to dealem”, stwierdził Merz. Jako przykład podał możliwy zakup amerykańskich myśliwców: „skonkretyzujmy, my kupimy od USA myśliwce F-35, ale w takim układzie one mają być u nas serwisowane i mamy dostać wszystkie narzędzia by to robić na miejscu, to dobry interes dla obu stron”, powiedział Merz. Szef CDU jest, poza tym przekonany, że będzie umiał odpowiednio z Trumpem rozmawiać, bo „go dobrze obserwuje i rozmawia z wieloma osobami, które Trumpa bardzo dobrze znają”. W rozmowie ze „Sternem” Merz skrytykował krótkowzroczne podejście rządu Scholza do kampanii wyborczej w USA, jego zdaniem gabinet Scholza nie przygotował się na ponowną prezydenturę Trumpa i obstawiał zwycięstwo Kamali Harris. „Trump ma dobrą pamięć, aktualny rząd w Niemczech nie będzie miał posłuchu u nowej administracji w USA, poza tym Scholz uchodzi już międzynarodowo za lame duck”. Czytając ten wywiad można wręcz przyznać rację Alice Schwarzer, ideowej towarzyszce Sahry Wagenknecht, która w swoim pierwszym felietonie po rozpadzie koalicji rządowej zasugerowała, że nie było innej opcji niż rozpad tego rządu, bo w przesuniętej na prawo Ameryce nikt nie będzie rozmawiał z liberalno-lewicowym gabinetem Olafa Scholza. Może więc papierowy kryzys jest w istocie papierowy również w przenośni, a mówiąc wprost: taktyczny, kontrolowany i czerpiący ze źródła niemieckiego deep state, która bardzo dba by wszystko gładko się układało a aktorów w teatrzyku powołuje się tak by sprostali niespodziewanym zawirowaniom.

W niemieckiej debacie słychać wiele ciekawych głosów. Sigmar Gabriel, wieloletni prominentny polityk SPD, były wicekanclerz i szef dyplomacji w gabinecie Angeli Merkel mówi o konieczności przygotowania się na politykę Trumpa i przyjęcie do wiadomości że amerykański polityk wygrał bo właściwie rozpoznał wyzwania stojące przed USA. Mówi to polityk mocno kiedyś zaangażowany w powstanie inwestycji Nord Stream i zaliczany przez niemieckich dziennikarzy do tzw. sieci Schrödera (w słynnej książce Reinharda Bingenera i Markusa Wehnera „Moskiewski Łącznik”). Dziś ten sam człowiek stoi na czele „Atlantik-Brücke” - ponadpartyjnego stowarzyszenia elit politycznych i finansowych RFN, dbającego relacje z USA – i wzywa do stworzenia silnego rządu, który potrafi porozumieć się z powracającym Trumpem.

 

W maszynie Bundesrepubliki coś się zacina

A wyzwań jest wiele. Przytoczona na początku anegdota o ewentualnym braku kart wyborczych pokazuje, że w zaprojektowanej dawno temu biurokratyczno-przemysłowej maszynie Bundesrepubliki coś się zacina. Zamiast po raz kolejny wyliczać te problemy przytoczmy cytat sprzed prawie stulecia. Włoski dyplomata, hrabia Carlo Sforza, zastanawiał się w jednej ze swoich książek („Twórcy nowej Europy”, wydanie polskie 1932) nad przyczynami porażki Niemiec w Wielkiej Wojnie. Jego zdaniem potężna wtedy Rzesza straciła sprawność gdy rządy nad nią przejęli słabi politycy, którzy nie rozumieli wyzwań i  problemów. Włoski arystokrata pisał tak: 

„Dopóki gigantyczny statek, spuszczony przez Bismarcka na wodę, miał wiatr pomyślny, mógł nawet taki Bülow [Bernhard von Bülow, kanclerz Rzeszy 1900-1909, który swoją imperialną polityką przyspieszył konflikt z krajami Ententy] uchodzić za zręcznego kapitana; gdy jednak nastały trudności, okazał (…) rzeczywistym grabarzem cesarstwa niemieckiego. Już w roku 1906 wyraził się Rathenau do hrabiego Kesslera : Bank taki jak Bank Niemiecki, może być kierowany dwadzieścia lat przez dyrektorów zupełnie nieudolnych, a nikt na zewnątrz niedołęstwa tego nie zauważy, potem jednak zacznie się powolny upadek. Nawet średniej wartości rząd może istnieć około dwadzieścia lat bez większej szkody w takim państwie jak Niemcy, potem jednak złe skutki ukażą się nagle we wszystkich dziedzinach życia państwowego.”

Inni ludzie, inna Europa, inny świat – a jednak czas rządów „nieudolnych dyrektorów” chyba właśnie przemija. Nie tylko w Niemczech.
 


 

POLECANE
Przyszedł Giertych do Tuska.... Opublikowano szokujące nagranie z ostatniej chwili
"Przyszedł Giertych do Tuska...". Opublikowano szokujące nagranie

Michał Karnowski w programie "Minęła 20:15" na antenie Telewizji wPolsce24 ujawnił fragment taśm, na których – jak przekazał – mają rozmawiać Roman Giertych oraz Donald Tusk.

Izrael zaatakował Iran. Głos zabrał Ali Chamenei Wiadomości
Izrael zaatakował Iran. Głos zabrał Ali Chamenei

Izrael zaatakował w piątek irańskie obiekty nuklearne i wojskowe. Głos w tej sprawie zabrał przywódca Iranu Ali Chamenei.

Die Welt: autorytet Tuska się chwieje Wiadomości
Die Welt: autorytet Tuska się chwieje

- Autorytet Tuska się chwieje - pisze niemiecki "Die Welt", gdzie w warszawski korespondent Philip Fritz przygląda się sytuacji rządu Donalda Tuska.

Kosiniak-Kamysz krytykuje Giertycha: To nieodpowiedzialne z ostatniej chwili
Kosiniak-Kamysz krytykuje Giertycha: To nieodpowiedzialne

– Każdy głos jest ważny i wszystkie wątpliwości powinny być wyjaśnione. Ale dzisiaj podważanie w jakikolwiek sposób decyzji Polaków jest nieodpowiedzialne – powiedział wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz komentując w ten sposób zachowanie posła KO Romana Giertycha.

Niemcy oszukali Ukraińców. Któż mógłby się spodziewać Wiadomości
Niemcy oszukali Ukraińców. "Któż mógłby się spodziewać"

Jak poinformował minister obrony Niemiec Boris Pistorius, rząd Friedricha Merza nie rozważa przekazania Ukrainie pocisków Taurus.

Iran wystrzelił rakiety w stronę Izraela z ostatniej chwili
Iran wystrzelił rakiety w stronę Izraela

W piątek po godz. 20 czasu polskiego Iran rozpoczął atak odwetowy na Izrael. W całym Izraelu obowiązują alarmy rakietowe.

Izrael zaatakował Iran. Polskie MSZ bije na alarm z ostatniej chwili
Izrael zaatakował Iran. Polskie MSZ bije na alarm

Polskie MSZ odradza wszelkie podróże do Izraela. Informuje też, że tymczasowo zamknięta jest przestrzeń powietrzna, a ruch lotniczy został wstrzymany.

Noc długich noży w Platformie Obywatelskiej Wiadomości
"Noc długich noży w Platformie Obywatelskiej"

Jak twierdzi Marcin Torz kilku radnych miejskich z Wrocławia może zostać wyrzuconych z Platformy Obywatelskiej.

Tȟašúŋke Witkó: Stan gry po Stambule tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Stan gry po Stambule

Moi wspaniali Czytelnicy zapewne zwrócili uwagę, że z przestrzeni dyplomatyczno-medialnej zniknął – lub został zahibernowany i to dość dawno temu – pomysł wysłania europejskiego kontyngentu zbrojnego, którego zadaniem miałoby być rozdzielenie walczących wojsk rosyjskich i ukraińskich oraz strzeżenie pasa ziemi niczyjej, tworzącego strefę buforową pomiędzy zwaśnionymi stronami.

Już od 1 lipca rząd Tuska zaplanował potężne uderzenie w kieszenie Polaków Wiadomości
Już od 1 lipca rząd Tuska zaplanował potężne uderzenie w kieszenie Polaków

Od 1 lipca tego roku - po zakończeniu obowiązywania ustawy chroniącej odbiorców przed podwyżkami - realne wzrosty cen ciepła dotkną 56 proc. systemów ciepłowniczych. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiada przyspieszenie transformacji energetycznej.

REKLAMA

Polska ratuje niemiecką demokrację

Po rozpadzie koalicji rządowej w Niemczech wszystkie partie zasiadające w parlamencie (poza Linke) naciskają na przyspieszenie głosowania nad wotum zaufania i wyborów do Bundestagu. Kanclerz Olaf Scholz obstaje przy terminie marcowym, Friedrich Merz (CDU) nalega na wybory 19 stycznia by terminowo zgrać się z zaprzysiężeniem Donalda Trumpa. A tymczasem przewodnicząca Federalnego Urzędu Statystycznego apeluje by wyborów nie przyspieszać, bo…Niemcom może zabraknąć papieru na wydrukowanie kart do głosowania.
Olaf Scholz Polska ratuje niemiecką demokrację
Olaf Scholz / EPA/CLEMENS BILAN Dostawca: PAP/EPA

Jak podał w niedzielę rano tabloid „Bild” ewidentnie natrząsając się z absurdalności sytuacji: „Polacy chcą pomóc Niemcom dostawami papieru i drukarek”. Gazeta powołała się przy tym na propozycję złożoną przez Dariusza Jońskiego, europosła Koalicji Obywatelskiej, który stwierdził: "Jeśli Niemcy będą potrzebować drukarek i papieru, to na pewno będziemy je sprzedawać naszym sąsiadom. Zarobią na tym również polskie firmy, co dodatkowo zwiększy konkurencyjność naszej gospodarki". Może i nie byłoby w całej tej sytuacji nic dziwnego, gdyby Niemcy nie zajmowały pierwszego miejsca w produkcji papieru w Europie (i czwartego na świecie) a Polska siódmego. Jak wynika z danych za wrzesień 2024 (na stronie papierindustrie.de), w Niemczech wyprodukowano w tym roku o 4,7 proc. więcej papieru, kartonu i papy niż w analogicznym czasie ubiegłego roku. Poza tym branża daje prace 500 tys. osób, o czym zresztą mówili managerowie przedsiębiorstw produkujących niemiecki papier podczas zorganizowanego w ubiegłym tygodniu w Berlinie szczytu papierniczego. Oczywiście podczas tego szczytu, jak i innych branżowych spotkaniach w ostatnich miesiącach wybrzmiały postulaty obniżenia cen za energię, które zdaniem managerów przyczyniają się do spadku konkurencyjności niemieckiej produkcji na świecie, ale to nie znaczy, że Niemcom skończył się papier!

Tak czy inaczej kwestia troski o papier potrzebny do wydrukowania kart wyborczych na styczeń a nie na marzec stała się przyczynkiem do memów i złośliwości, na portalu X zaroiło się od wpisów typu: „Polska ratuje niemiecką demokrację!”, „Cały świat wyśmiewa Niemcy: dysfunkcjonalna biurokracja nie może dalej działać z braku papieru”, Georg Pazderski (były polityk AfD i jeden z najbardziej uszczypliwych komentatorów poczynań niemieckiego rządu) skomentował:

- Czy ja dobrze rozumiem, że nie możemy przeprowadzić wcześniejszych wyborów bo zabraknie nam papieru? Cały świat kręci głową przypatrując się Niemcom, co za wstyd

Inny użytkownik X zażartował: „Elon Musk wysyła swoje rakiety w kosmos a najlepsza wersja Niemiec nie ma nawet papieru na karty do głosowania”. Najciekawsze w papierowym kryzysie Olafa Scholza jest jednak to, że sama branża papiernicza szybko zakomunikowała, że jak najbardziej jest w stanie dostarczyć papier i z ich strony problemu nie ma. 

 

Zyskało tylko AfD

Co do samego powodu absurdalnej debaty nad zasobami niemieckiego papieru, czyli rozpadu koalicji SPD, Zielonych i FDP, niedzielne sondaże nie wskazują na jakiś szczególny wstrząs w poszczególnych elektoratach. Według danych zebranych przez instytut badania opinii publicznej INSA dla „Bild am Sonntag”, socjaldemokraci stracili jeden punkt procentowy w porównaniu z poprzednim tygodniem, osiągając 15%. Zieloni utknęli na poziomie 10%, liberałowie w ogóle nie przekroczyli by progu wyborczego, czyli też bez zmian. Liderem sondaży pozostaje zaś CDU/CSU z 32 proc. poparcia oraz AfD, która jako jedyna zyskała na rządowych turbulencjach i teraz zamiast 18 proc. ma 19 proc. Sojusz Sahry Wagenknecht, czyli BSW stracił jeden punkt procentowy i ma 7 proc., a Linke podobnie jak FDP nie weszłaby do nowego parlamentu. Tak więc, gdyby Niemcy dziś zagłosowali, to w nowym parlamencie znaleźli by się chadecy, socjaldemokraci, alternatywni i BSW. Cztery partie zamiast sześciu. Dwie z nich to tak zwani „populiści” – powstaje zatem pytanie, czy w kolejnym rozdaniu politycznym da się rządzić Republiką Federalną bez ich zgody?
 Poza tym aż 72 proc. respondentów wyraziło w badaniu niezadowolenie z pracy Olafa Scholza, a 35 proc. powierzyłoby kanclerstwo Friedrichowi Merzowi. Aktualnie urzędującemu kanclerzowi zaufałoby ponownie 18 proc. ankietowanych a na kandydata Zielonych, Roberta Habecka oddałoby swój głos 16 proc. Co do samej kandydatury Habecka, fakt, że partia, która ma zaledwie 10 proc. w sondażach w ogóle wystawia kandydata na kanclerza mocno zirytowała Sahrę Wagenknecht, która zapowiedziała, że skoro Zieloni mogą, to BSW pewnie też wystawi swoją propozycję.

Wracając do sondażu, zapytani o preferencje dotyczące przyszłej koalicji Niemcy wskazują na kolejną powtórkę z rozrywki, 29 proc. z nich życzy sobie bowiem powrotu „wielkiej koalicji” (mariażu CDU/CSU i SPD), a 16 proc. optowałoby za „niemiecką koalicją” czyli wielką koalicją z FDP na przyczepkę (zakładając, że liberałom nie uda się jednak przekroczyć progu wyborczego, sprawa jest wielce wątpliwa).

 

Deal z Trumpem? Dlaczego nie!

Papier papierem, sondaże sondażami i tymczasem szykujący się do Kanzleramtu Friedrich Merz snuje plany na przyszłość i ewentualny „deal” z Donaldem Trumpem. Zdaniem Merza „Niemcy do tej pory tak naprawdę nie artykułowały wystarczająco wyraźnie swoich interesów i ich nie forsowały” co należałoby zdaniem polityka CDU, zmienić. Merz chce pójść śladem ofensywnej polityki USA, tak by „obie strony korzystały na pewnych kwestiach a nie tylko jedna”. „Trump nazwał by to dealem”, stwierdził Merz. Jako przykład podał możliwy zakup amerykańskich myśliwców: „skonkretyzujmy, my kupimy od USA myśliwce F-35, ale w takim układzie one mają być u nas serwisowane i mamy dostać wszystkie narzędzia by to robić na miejscu, to dobry interes dla obu stron”, powiedział Merz. Szef CDU jest, poza tym przekonany, że będzie umiał odpowiednio z Trumpem rozmawiać, bo „go dobrze obserwuje i rozmawia z wieloma osobami, które Trumpa bardzo dobrze znają”. W rozmowie ze „Sternem” Merz skrytykował krótkowzroczne podejście rządu Scholza do kampanii wyborczej w USA, jego zdaniem gabinet Scholza nie przygotował się na ponowną prezydenturę Trumpa i obstawiał zwycięstwo Kamali Harris. „Trump ma dobrą pamięć, aktualny rząd w Niemczech nie będzie miał posłuchu u nowej administracji w USA, poza tym Scholz uchodzi już międzynarodowo za lame duck”. Czytając ten wywiad można wręcz przyznać rację Alice Schwarzer, ideowej towarzyszce Sahry Wagenknecht, która w swoim pierwszym felietonie po rozpadzie koalicji rządowej zasugerowała, że nie było innej opcji niż rozpad tego rządu, bo w przesuniętej na prawo Ameryce nikt nie będzie rozmawiał z liberalno-lewicowym gabinetem Olafa Scholza. Może więc papierowy kryzys jest w istocie papierowy również w przenośni, a mówiąc wprost: taktyczny, kontrolowany i czerpiący ze źródła niemieckiego deep state, która bardzo dba by wszystko gładko się układało a aktorów w teatrzyku powołuje się tak by sprostali niespodziewanym zawirowaniom.

W niemieckiej debacie słychać wiele ciekawych głosów. Sigmar Gabriel, wieloletni prominentny polityk SPD, były wicekanclerz i szef dyplomacji w gabinecie Angeli Merkel mówi o konieczności przygotowania się na politykę Trumpa i przyjęcie do wiadomości że amerykański polityk wygrał bo właściwie rozpoznał wyzwania stojące przed USA. Mówi to polityk mocno kiedyś zaangażowany w powstanie inwestycji Nord Stream i zaliczany przez niemieckich dziennikarzy do tzw. sieci Schrödera (w słynnej książce Reinharda Bingenera i Markusa Wehnera „Moskiewski Łącznik”). Dziś ten sam człowiek stoi na czele „Atlantik-Brücke” - ponadpartyjnego stowarzyszenia elit politycznych i finansowych RFN, dbającego relacje z USA – i wzywa do stworzenia silnego rządu, który potrafi porozumieć się z powracającym Trumpem.

 

W maszynie Bundesrepubliki coś się zacina

A wyzwań jest wiele. Przytoczona na początku anegdota o ewentualnym braku kart wyborczych pokazuje, że w zaprojektowanej dawno temu biurokratyczno-przemysłowej maszynie Bundesrepubliki coś się zacina. Zamiast po raz kolejny wyliczać te problemy przytoczmy cytat sprzed prawie stulecia. Włoski dyplomata, hrabia Carlo Sforza, zastanawiał się w jednej ze swoich książek („Twórcy nowej Europy”, wydanie polskie 1932) nad przyczynami porażki Niemiec w Wielkiej Wojnie. Jego zdaniem potężna wtedy Rzesza straciła sprawność gdy rządy nad nią przejęli słabi politycy, którzy nie rozumieli wyzwań i  problemów. Włoski arystokrata pisał tak: 

„Dopóki gigantyczny statek, spuszczony przez Bismarcka na wodę, miał wiatr pomyślny, mógł nawet taki Bülow [Bernhard von Bülow, kanclerz Rzeszy 1900-1909, który swoją imperialną polityką przyspieszył konflikt z krajami Ententy] uchodzić za zręcznego kapitana; gdy jednak nastały trudności, okazał (…) rzeczywistym grabarzem cesarstwa niemieckiego. Już w roku 1906 wyraził się Rathenau do hrabiego Kesslera : Bank taki jak Bank Niemiecki, może być kierowany dwadzieścia lat przez dyrektorów zupełnie nieudolnych, a nikt na zewnątrz niedołęstwa tego nie zauważy, potem jednak zacznie się powolny upadek. Nawet średniej wartości rząd może istnieć około dwadzieścia lat bez większej szkody w takim państwie jak Niemcy, potem jednak złe skutki ukażą się nagle we wszystkich dziedzinach życia państwowego.”

Inni ludzie, inna Europa, inny świat – a jednak czas rządów „nieudolnych dyrektorów” chyba właśnie przemija. Nie tylko w Niemczech.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe