Ryszard Czarnecki: Brytyjska czkawka migracyjna
Gdy tydzień temu pisałem w tym miejscu o fali antyimigracyjnych protestów w Wielkiej Brytanii, pewnie niewielu myślało, że one się nie tylko nie zmniejsza, ale wręcz przeciwnie – nasilą.
Polityka imigracyjna - palący problem
Nowy rząd Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej nie jest w stanie poradzić sobie ani z genezą owych demonstracji ani ograniczyć ich liczbę. Nowy lokator 10, Downing Street Keir Starmer, lider Partii Pracy, powtarza lewicowe zaklęcia zwalające winę na radykalna prawicę i dokonuje klasycznej „ucieczki do przodu” w nadziei, że ucieknie od odpowiedzi na pytanie, dlaczego jego Labour Party nie ma żadnej recepty na istotną zmianę polityki imigracyjnej - tak jak, niestety, nie miała jej również rządząca niemal półtorej dekady Partia Konserwatywna!
Brytyjski rząd Jego Królewskiej Mości skrytykował sam Elon Musk - a to doprawdy sytuacja szczególnie trudna dla Londynu. Musk, gdy chodzi o światopogląd jest bardziej na prawo niż na lewo, ale jakże wrzucić go do jednego worka z radykalną brytyjską prawicą? Nie sposób. Nawet jeśli lewicowy rząd Wielkiej Brytanii nie planuje utworzenia obozów dla demonstrantów na należących do brytyjskiego królestwa Falklandach (przez Argentyńczyków uparcie nazywanych wciąż Malwinami) i nawet jeśli jest to "fake news", to ta sytuacja pokazuje bezradność politycznego Londynu. Londynu, który nie tylko nie ma żadnej realistycznej wizji nowej polityki migracyjnej – choć przez czternaście lat w opozycji mógł to przecież wypracować – ale też nie jest w stanie narzucić żadnej wiarygodnej narracji brytyjskiej opinii publicznej. To dlatego coraz większa jej część bardziej sympatyzuje z demonstrantami, a nie z władzą, która wydała polecenie tłumić ich demonstracje.
Rząd lekceważy sygnały ostrzegawcze?
Rząd zajmuje się tymi, którzy atakują obozy dla uchodźców, a nawet meczety, zamiast przede wszystkim starać się rozwiązać problem, przedstawiając konkretne, akceptowalne dla Brytyjczyków zmiany w polityce imigracyjnej. Nowy premier, podobnie jak jego paru konserwatywnych poprzedników nie może już niczego zwalić na Unię Europejską, bo dawno jest po Brexicie.
Jak widać fiasko polityki imigracyjnej to nie tylko problem Brukseli, Paryża, Berlina, Sztokholmu czy Hagi. Tyle, że dla milionów Brytyjczyków nie jest to żadnym pocieszeniem.
*tekst ukazał się na portalu niezalezna.pl (09.08.2024)