Czym różnią się afery Platformy od tych z czasów PiS?

Ekipa Donalda Tuska za wszelką cenę chce udowodnić, że PiS kradło tak samo jak PO, a wszyscy politycy są tacy sami, więc wybory są tylko pewnym rytuałem. To jednak kłamstwo, bo afery Platformy całkowicie różnią się od afer partii Jarosława Kaczyńskiego.
Sejm Czym różnią się afery Platformy od tych z czasów PiS?
Sejm / PAP/Paweł Supernak

Zaczyna się od budowania napięcia. W mediach pojawia się przeciek (oczywiście kontrolowany) z prokuratury, służb specjalnych czy innej rządowej instytucji, który zapowiada ujawnienie „porażających” faktów. Na przykład urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości dostarczył śledczym pięćdziesiąt godzin nagrań, które mają być dowodem na działanie polityczno-państwowej mafii kradnącej miliony złotych publicznych pieniędzy. Konkretnych zarzutów dotyczących korupcji raczej nie ma.

Dziennikarze rozgrzewają emocje – swoje i czytelników – w oczekiwaniu aż dostaną od zaprzyjaźnionych funkcjonariuszy kompromitujące nagrania. Gdy wreszcie to się dzieje, następuje konsternacja. Nic wielkiego tam nie ma. Trzeba się mocno nagimnastykować, by skręcić z tego tekst, który chociaż udawałby śledczy. Ale przecież skoro napięcie zostało zbudowane, trzeba w to brnąć. 

Tak wygląda kreowanie afer mających udowodnić, że PiS kradnie. 

W przypadku ścigania polityków PO wyglądało to zgoła inaczej. Najpierw policja, CBA czy prokuratura gromadziły całkiem spory materiał dowodowy. Do prasy przeciekały niewielkie fragmenty. Potem następowało zatrzymanie, wniosek do sądu o aresztowanie i ujawnienie szczegółowych zarzutów. Opinia publiczna mogła się szybko przekonać o rodzaju i skali przestępstwa. Najczęściej chodziło o korupcję, pranie brudnych pieniędzy czy wyłudzenia. 

Brak przejrzystości 

W dużym uproszczeniu afery PiS polegają na: błędnych decyzjach urzędniczych (wybory kopertowe), złamaniu procedur (zakup maseczek bez odpowiednich atestów czy respiratorów podczas pandemii COVID-19), błędnym wydaniu państwowych pieniędzy (zakup zbyt dużej liczby szczepionek przeciw COVID-19) czy ustawianiu publicznych konkursów i marnotrawstwie środków (Fundusz Sprawiedliwości).

W trzech pierwszych przypadkach popełnienie błędów było w zasadzie nieuniknione, gdyż żaden z polityków europejskich nie mierzył się z kryzysem na taką skalę jak pandemia. Co więcej, przewinienia polskiego rządu były niczym w porównaniu z tym, co wyczyniała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, przeciwko której belgijska prokuratura ciągle prowadzi śledztwo. Do dziś nie jest jasne, w jakich okolicznościach UE kupiła szczepionki od firmy Pfizer. 

Ekipa Mateusza Morawieckiego poruszała się w zupełnie nieznanej rzeczywistości, a pandemia wykazała, jak słabo państwowe procedury są przygotowane na czas kryzysu. Na marginesie można wspomnieć, że przekonaliśmy się o tym także wówczas, gdy obce rakiety naruszyły terytorium Rzeczpospolitej. Za obecnej i poprzedniej ekipy wojsko nie zareagowało. 

Jeśli więc nawet gdzieś znajdziemy winę poprzedniego premiera i jego ministrów, to nie wynikała ona ani z zaniedbań, ani z chęci prywatnego zysku, ani z lenistwa czy zaniechania. Jej źródłem było nieprzygotowanie państwa do sytuacji nadzwyczajnych, co zmusiło rządzących do działania na granicy prawa. 

Inaczej wygląda kwestia Funduszu Sprawiedliwości. Tu mamy do czynienia z zarzutem ustawiania konkursów przy rozdzielaniu publicznych pieniędzy. Nie chodzi o to, że miały one trafiać do kieszeni zaprzyjaźnionych biznesmenów lub rozpływać się gdzieś po drodze. Celem było raczej zdobywanie przychylności poszczególnych grup wyborców. Najczęściej chodziło o transferowanie środków do regionów przychylnych politykom Suwerennej Polski. Stąd właśnie wzięły się te osławione wozy strażackie, które Fundusz sponsorował jednostkom Ochotniczej Straży Pożarnej. 

Nie ulega wątpliwości, że procedury przy rozdzielaniu publicznego grosza powinny być przejrzyste, a manipulowanie przy wyborze beneficjentów jest naganne. Jednak nie mamy do czynienia z sytuacją, w której pieniądze te trafiały do prywatnych kieszeni. Specjalistyczne pojazdy służą do gaszenia pożarów, zakupiony sprzęt medyczny leczy ludzi, a budowany ośrodek dla ofiar przestępstw powstaje. Ostatecznie pieniądze trafiały więc do wiarygodnych podmiotów, które wykorzystywały je zgodnie z prawem i przeznaczeniem. 

Są nowe zarzuty dla Romana Giertycha

Państwo do złupienia 

Zupełnie inne jest podłoże afer Platformy Obywatelskiej. Tu cała działalność państwa jest podporządkowana prywatnym interesom członków rządzącej elity lub osób z nią związanych. Najbardziej chyba charakterystycznym, a jednocześnie kuriozalnym przykładem była sytuacja, którą na słynnych „taśmach prawdy” opisał ówczesny i obecny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Opowiadał, że z powodu upodobań Donalda Tuska do cygar spora część pracowników ambasad w krajach Ameryki Południowej i Środkowej była zaangażowana w kupowanie i wysyłanie pocztą dyplomatyczną tych luksusowych używek do Polski. 

To jednak tylko niewinna igraszka w porównaniu z aferami Amber Gold, OLT, hazardową, infoaferą, wyciągową (wyrąb chronionego lasu pod wyciągi) czy działaniami mafii wyłudzających VAT. We wszystkich tych przypadkach instytucje państwowe zostały zaprzęgnięte do tego, by mogli się bogacić ludzie powiązani z PO. Albo pieniądze publiczne były wprost transferowane do prywatnych kieszeni, albo zaniechania państwa umożliwiały przestępczy proceder, albo wreszcie władza, wbrew interesowi publicznemu, wydawała decyzje korzystne wyłącznie dla podmiotu prywatnego. 

Innymi przykładami są zwykłe podejrzenia o korupcję. Platforma Obywatelska nie tylko nie eliminuje ze swoich szeregów takich polityków – w PiS jest to niemal automatyczne, a przypadek posła Łukasza Mejzy budzi zgorszenie – ale za wszelką cenę stara się takie osoby chronić. Lista jest długa: Władysław Karpiński, Stanisław Gawłowski, Sławomir Nowak, Tomasz Grodzki czy Roman Giertych, na którym ciążą m.in. zarzuty prania brudnych pieniędzy. 

Wszystko do dyspozycji

Nie znaczy to jednak, że PO nie wykorzystywała państwa, by wygrywać wybory. Wręcz przeciwnie. Największa kradzież w historii III RP, czyli przywłaszczenie przez państwo oszczędności obywateli zgromadzonych w Otwartych Funduszach Emerytalnych – ponad 153 miliardy złotych – służyła właśnie temu, by wygrać kolejne wybory. Gdyby Donald Tusk i jego rząd nie zabrali tych pieniędzy, Polska przekroczyłaby wszystkie progi bezpieczeństwa i musiałaby w ciągu kilku miesięcy zredukować deficyt budżetowy. Wiązałoby się to z drakońskimi oszczędnościami, co niechybnie doprowadziłoby tę ekipę do przegranej. 

Podobnie było na przykład z przyznaniem praw do organizowania meczów Euro 2012. Otrzymały je wówczas wyłącznie miasta, które stanowiły najsilniejsze bastiony Platformy: Gdańsk, Wrocław, Poznań i oczywiście Warszawa. Pomięty został Kraków, wówczas najbardziej konserwatywna polska metropolia, który nie dość, że jest większy od trzech pozostałych miast-organizatorów poza stolicą, to jeszcze stanowi główną atrakcję turystyczną naszego kraju. Dofinansowania nie otrzymała także aglomeracja śląska, najludniejszy – poza Warszawą – rejon Polski. Tamtejsi wyborcy nie byli wówczas wystarczająco platformerscy.

Państwo to ja

Najbardziej szkodliwym przykładem podporządkowania interesów państwa prywatnej osobie była – i jest nadal – polityka samego Donalda Tuska. Znaczna część jego działań oraz zaniechań służyła jednemu celowi: objęciu ważnej funkcji w Brukseli. 

To właśnie w takim kontekście należy odczytywać rezygnację z budowy elektrowni atomowej w latach 2011–2015, choć została powołana specjalna spółka i trwały zaawansowane działania lobbingowe. Przeciw inwestycji protestowali jednak niemieccy ekolodzy. Zlekceważenie ich głosu mogłoby zaważyć na karierze lidera PO, więc siłownia nie powstała. Podobnie jest resztą i teraz. 

Kolejną kwestią było opóźnianie budowy terminalu LNG w Świnoujściu i wycofanie polskiego sprzeciwu wobec budowy Nord Stream. Premier oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że rura idąca po dnie Bałtyku uderza w bezpieczeństwo Polski i całej Europy Środkowej, rozumiał także, jak to przedsięwzięcie jest ważne dla Niemiec. Bez poparcia Angeli Merkel nie miał co marzyć o funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej, więc wybrał interes Niemiec. 

Podobnie należy odczytywać zmianę polityki wobec Kremla. Reset w relacjach z Moskwą, odblokowanie wejścia Rosji do Międzynarodowej Organizacji Handlu, zgoda na współpracę polskich i rosyjskich służb specjalnych czy tolerowanie oszczerstw rzucanych przez Władimira Putina na Westerplatte miały pokazać, że Tusk nie jest rusofobem. Nie będzie więc zagrażał niemiecko-rosyjskiemu porozumieniu w dostawach energii. 

[Felieton „TS”] Magdalena Okraska: Niedziela nie jest od pracy

Skala obłudy

Prywatyzacja państwa przez polityków PO odbywa się na niemal każdym szczeblu, a miarą ich skuteczności jest osiąganie osobistych korzyści. Nie celów politycznych, ale prywatnych. Jeśli jakieś państwowe przedsięwzięcie nie przynosi takich właśnie zysków, nie jest godne zaangażowania. 

To dlatego obecnie rządzący tak niechętnie patrzą na CPK – nagłą zmianę zdania Donalda Tuska należy rozumieć raczej jako przedwyborczą wrzutkę niż realne intencje – elektrownie atomowe, port kontenerowy, terminale zbożowe czy udrożnienie Odry. Dopóki nie będą mieli w tym własnego interesu, dopóty się w to nie zaangażują. 
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Polacy z medalami mistrzostw Europy w pływaniu z ostatniej chwili
Polacy z medalami mistrzostw Europy w pływaniu

Srebrne medale w piątkowych konkurencjach pływackich mistrzostw Europy w Belgradzie wywalczyli Ksawery Masiuk na 50 m st. grzbietowym i mieszana sztafeta 4x100 m st. dowolnym. Biało-czerwoni dziewięć razy stawali już na podium i zajmują 14. miejsce w klasyfikacji medalowej.

Nie wiem, co będzie. Dramat gwiazdy M jak miłość z ostatniej chwili
"Nie wiem, co będzie". Dramat gwiazdy "M jak miłość"

Teresa Lipowska, która od lat związana jest z "M jak miłość" wyznała, że od pewnego czasu żyje w niepewności. Wszystko przez sposób organizacji jej pracy, jaki narzucają jej twórcy serialu. 

Euro 2024. Polska przegrywa mecz z Austrią. Co dalej? z ostatniej chwili
Euro 2024. Polska przegrywa mecz z Austrią. Co dalej?

Polscy piłkarze mogą jako pierwsi zostać wyeliminowani z mistrzostw Europy w Niemczech. Po piątkowej porażce z Austrią 1:3 utrzymają się w turnieju tylko w przypadku, jeśli w wieczornym meczu tej samej grupy Holandia pokona Francję.

Wielki błąd. Putin straszy Koreę Południową z ostatniej chwili
"Wielki błąd". Putin straszy Koreę Południową

Władimir Putin w zdecydowanych słowach zareagował na propozycję pomocy ze strony Korei Południowej dla Ukrainy. Prezydent Rosji zaczął straszyć, że taki scenariusz "byłby bardzo dużym błędem".

Lekarka z Poznania zatrzymana. Sprzedawała recepty na fentanyl z ostatniej chwili
Lekarka z Poznania zatrzymana. Sprzedawała recepty na fentanyl

Policjanci z Wydziału dw. z Przestępczością Gospodarczą Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu zatrzymali lekarkę, która handlowała receptami na opioidy, w tym na fentantyl. Funkcjonariusze ustalili, że kobieta mogła sprzedać nawet 800 recept.

TVP twierdzi, że doszło do ataku hakerskiego w czasie meczu Polaków z ostatniej chwili
TVP twierdzi, że doszło do ataku hakerskiego w czasie meczu Polaków

Podczas piątkowego meczu Polska - Austria infrastruktura stron internetowych TVP została poddana atakowi cybernetycznemu - poinformowała TVP w komunikacie. Celem ataku miało być przeciążenie serwerów Telewizji Polskiej, by zakłócić transmisję meczu w internecie i aplikacjach mobilnych.

Polska remisuje z Austrią 1:1 z ostatniej chwili
Polska remisuje z Austrią 1:1

Polska remisuje z Austrią 1:1 w 30. minucie meczu piłkarskich mistrzostw Europy. Bramkę wyrównującą zdobył Krzysztof Piątek.

Znany muzyk opublikował niepokojące nagranie z ostatniej chwili
Znany muzyk opublikował niepokojące nagranie

Kazik Staszewski, który jest aktywny w mediach społecznościowych, opublikował niepokojące nagranie. Okazuje się, że zmagający się z problemami zdrowotnymi muzyk nie traci dobrego humoru.

Nie żyje znana influencerka. Miała zaledwie 36 lat z ostatniej chwili
Nie żyje znana influencerka. Miała zaledwie 36 lat

Media obiegła informacja o śmierci znanej influencerki. Jej aktywność na Instagramie śledziło ponad milion użytkowników.

Gorzów Wielkopolski: Nie żyje skatowany noworodek. Nowe informacje z ostatniej chwili
Gorzów Wielkopolski: Nie żyje skatowany noworodek. Nowe informacje

W piątek sąd na wniosek gorzowskiej prokuratury rejonowej tymczasowo aresztował rodziców noworodka, podejrzanych o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, w wyniku którego dziecko zmarło w szpitalu.

REKLAMA

Czym różnią się afery Platformy od tych z czasów PiS?

Ekipa Donalda Tuska za wszelką cenę chce udowodnić, że PiS kradło tak samo jak PO, a wszyscy politycy są tacy sami, więc wybory są tylko pewnym rytuałem. To jednak kłamstwo, bo afery Platformy całkowicie różnią się od afer partii Jarosława Kaczyńskiego.
Sejm Czym różnią się afery Platformy od tych z czasów PiS?
Sejm / PAP/Paweł Supernak

Zaczyna się od budowania napięcia. W mediach pojawia się przeciek (oczywiście kontrolowany) z prokuratury, służb specjalnych czy innej rządowej instytucji, który zapowiada ujawnienie „porażających” faktów. Na przykład urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości dostarczył śledczym pięćdziesiąt godzin nagrań, które mają być dowodem na działanie polityczno-państwowej mafii kradnącej miliony złotych publicznych pieniędzy. Konkretnych zarzutów dotyczących korupcji raczej nie ma.

Dziennikarze rozgrzewają emocje – swoje i czytelników – w oczekiwaniu aż dostaną od zaprzyjaźnionych funkcjonariuszy kompromitujące nagrania. Gdy wreszcie to się dzieje, następuje konsternacja. Nic wielkiego tam nie ma. Trzeba się mocno nagimnastykować, by skręcić z tego tekst, który chociaż udawałby śledczy. Ale przecież skoro napięcie zostało zbudowane, trzeba w to brnąć. 

Tak wygląda kreowanie afer mających udowodnić, że PiS kradnie. 

W przypadku ścigania polityków PO wyglądało to zgoła inaczej. Najpierw policja, CBA czy prokuratura gromadziły całkiem spory materiał dowodowy. Do prasy przeciekały niewielkie fragmenty. Potem następowało zatrzymanie, wniosek do sądu o aresztowanie i ujawnienie szczegółowych zarzutów. Opinia publiczna mogła się szybko przekonać o rodzaju i skali przestępstwa. Najczęściej chodziło o korupcję, pranie brudnych pieniędzy czy wyłudzenia. 

Brak przejrzystości 

W dużym uproszczeniu afery PiS polegają na: błędnych decyzjach urzędniczych (wybory kopertowe), złamaniu procedur (zakup maseczek bez odpowiednich atestów czy respiratorów podczas pandemii COVID-19), błędnym wydaniu państwowych pieniędzy (zakup zbyt dużej liczby szczepionek przeciw COVID-19) czy ustawianiu publicznych konkursów i marnotrawstwie środków (Fundusz Sprawiedliwości).

W trzech pierwszych przypadkach popełnienie błędów było w zasadzie nieuniknione, gdyż żaden z polityków europejskich nie mierzył się z kryzysem na taką skalę jak pandemia. Co więcej, przewinienia polskiego rządu były niczym w porównaniu z tym, co wyczyniała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, przeciwko której belgijska prokuratura ciągle prowadzi śledztwo. Do dziś nie jest jasne, w jakich okolicznościach UE kupiła szczepionki od firmy Pfizer. 

Ekipa Mateusza Morawieckiego poruszała się w zupełnie nieznanej rzeczywistości, a pandemia wykazała, jak słabo państwowe procedury są przygotowane na czas kryzysu. Na marginesie można wspomnieć, że przekonaliśmy się o tym także wówczas, gdy obce rakiety naruszyły terytorium Rzeczpospolitej. Za obecnej i poprzedniej ekipy wojsko nie zareagowało. 

Jeśli więc nawet gdzieś znajdziemy winę poprzedniego premiera i jego ministrów, to nie wynikała ona ani z zaniedbań, ani z chęci prywatnego zysku, ani z lenistwa czy zaniechania. Jej źródłem było nieprzygotowanie państwa do sytuacji nadzwyczajnych, co zmusiło rządzących do działania na granicy prawa. 

Inaczej wygląda kwestia Funduszu Sprawiedliwości. Tu mamy do czynienia z zarzutem ustawiania konkursów przy rozdzielaniu publicznych pieniędzy. Nie chodzi o to, że miały one trafiać do kieszeni zaprzyjaźnionych biznesmenów lub rozpływać się gdzieś po drodze. Celem było raczej zdobywanie przychylności poszczególnych grup wyborców. Najczęściej chodziło o transferowanie środków do regionów przychylnych politykom Suwerennej Polski. Stąd właśnie wzięły się te osławione wozy strażackie, które Fundusz sponsorował jednostkom Ochotniczej Straży Pożarnej. 

Nie ulega wątpliwości, że procedury przy rozdzielaniu publicznego grosza powinny być przejrzyste, a manipulowanie przy wyborze beneficjentów jest naganne. Jednak nie mamy do czynienia z sytuacją, w której pieniądze te trafiały do prywatnych kieszeni. Specjalistyczne pojazdy służą do gaszenia pożarów, zakupiony sprzęt medyczny leczy ludzi, a budowany ośrodek dla ofiar przestępstw powstaje. Ostatecznie pieniądze trafiały więc do wiarygodnych podmiotów, które wykorzystywały je zgodnie z prawem i przeznaczeniem. 

Są nowe zarzuty dla Romana Giertycha

Państwo do złupienia 

Zupełnie inne jest podłoże afer Platformy Obywatelskiej. Tu cała działalność państwa jest podporządkowana prywatnym interesom członków rządzącej elity lub osób z nią związanych. Najbardziej chyba charakterystycznym, a jednocześnie kuriozalnym przykładem była sytuacja, którą na słynnych „taśmach prawdy” opisał ówczesny i obecny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Opowiadał, że z powodu upodobań Donalda Tuska do cygar spora część pracowników ambasad w krajach Ameryki Południowej i Środkowej była zaangażowana w kupowanie i wysyłanie pocztą dyplomatyczną tych luksusowych używek do Polski. 

To jednak tylko niewinna igraszka w porównaniu z aferami Amber Gold, OLT, hazardową, infoaferą, wyciągową (wyrąb chronionego lasu pod wyciągi) czy działaniami mafii wyłudzających VAT. We wszystkich tych przypadkach instytucje państwowe zostały zaprzęgnięte do tego, by mogli się bogacić ludzie powiązani z PO. Albo pieniądze publiczne były wprost transferowane do prywatnych kieszeni, albo zaniechania państwa umożliwiały przestępczy proceder, albo wreszcie władza, wbrew interesowi publicznemu, wydawała decyzje korzystne wyłącznie dla podmiotu prywatnego. 

Innymi przykładami są zwykłe podejrzenia o korupcję. Platforma Obywatelska nie tylko nie eliminuje ze swoich szeregów takich polityków – w PiS jest to niemal automatyczne, a przypadek posła Łukasza Mejzy budzi zgorszenie – ale za wszelką cenę stara się takie osoby chronić. Lista jest długa: Władysław Karpiński, Stanisław Gawłowski, Sławomir Nowak, Tomasz Grodzki czy Roman Giertych, na którym ciążą m.in. zarzuty prania brudnych pieniędzy. 

Wszystko do dyspozycji

Nie znaczy to jednak, że PO nie wykorzystywała państwa, by wygrywać wybory. Wręcz przeciwnie. Największa kradzież w historii III RP, czyli przywłaszczenie przez państwo oszczędności obywateli zgromadzonych w Otwartych Funduszach Emerytalnych – ponad 153 miliardy złotych – służyła właśnie temu, by wygrać kolejne wybory. Gdyby Donald Tusk i jego rząd nie zabrali tych pieniędzy, Polska przekroczyłaby wszystkie progi bezpieczeństwa i musiałaby w ciągu kilku miesięcy zredukować deficyt budżetowy. Wiązałoby się to z drakońskimi oszczędnościami, co niechybnie doprowadziłoby tę ekipę do przegranej. 

Podobnie było na przykład z przyznaniem praw do organizowania meczów Euro 2012. Otrzymały je wówczas wyłącznie miasta, które stanowiły najsilniejsze bastiony Platformy: Gdańsk, Wrocław, Poznań i oczywiście Warszawa. Pomięty został Kraków, wówczas najbardziej konserwatywna polska metropolia, który nie dość, że jest większy od trzech pozostałych miast-organizatorów poza stolicą, to jeszcze stanowi główną atrakcję turystyczną naszego kraju. Dofinansowania nie otrzymała także aglomeracja śląska, najludniejszy – poza Warszawą – rejon Polski. Tamtejsi wyborcy nie byli wówczas wystarczająco platformerscy.

Państwo to ja

Najbardziej szkodliwym przykładem podporządkowania interesów państwa prywatnej osobie była – i jest nadal – polityka samego Donalda Tuska. Znaczna część jego działań oraz zaniechań służyła jednemu celowi: objęciu ważnej funkcji w Brukseli. 

To właśnie w takim kontekście należy odczytywać rezygnację z budowy elektrowni atomowej w latach 2011–2015, choć została powołana specjalna spółka i trwały zaawansowane działania lobbingowe. Przeciw inwestycji protestowali jednak niemieccy ekolodzy. Zlekceważenie ich głosu mogłoby zaważyć na karierze lidera PO, więc siłownia nie powstała. Podobnie jest resztą i teraz. 

Kolejną kwestią było opóźnianie budowy terminalu LNG w Świnoujściu i wycofanie polskiego sprzeciwu wobec budowy Nord Stream. Premier oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że rura idąca po dnie Bałtyku uderza w bezpieczeństwo Polski i całej Europy Środkowej, rozumiał także, jak to przedsięwzięcie jest ważne dla Niemiec. Bez poparcia Angeli Merkel nie miał co marzyć o funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej, więc wybrał interes Niemiec. 

Podobnie należy odczytywać zmianę polityki wobec Kremla. Reset w relacjach z Moskwą, odblokowanie wejścia Rosji do Międzynarodowej Organizacji Handlu, zgoda na współpracę polskich i rosyjskich służb specjalnych czy tolerowanie oszczerstw rzucanych przez Władimira Putina na Westerplatte miały pokazać, że Tusk nie jest rusofobem. Nie będzie więc zagrażał niemiecko-rosyjskiemu porozumieniu w dostawach energii. 

[Felieton „TS”] Magdalena Okraska: Niedziela nie jest od pracy

Skala obłudy

Prywatyzacja państwa przez polityków PO odbywa się na niemal każdym szczeblu, a miarą ich skuteczności jest osiąganie osobistych korzyści. Nie celów politycznych, ale prywatnych. Jeśli jakieś państwowe przedsięwzięcie nie przynosi takich właśnie zysków, nie jest godne zaangażowania. 

To dlatego obecnie rządzący tak niechętnie patrzą na CPK – nagłą zmianę zdania Donalda Tuska należy rozumieć raczej jako przedwyborczą wrzutkę niż realne intencje – elektrownie atomowe, port kontenerowy, terminale zbożowe czy udrożnienie Odry. Dopóki nie będą mieli w tym własnego interesu, dopóty się w to nie zaangażują. 
 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe