Jan Wróbel: Gdyby Lepper dzisiaj żył...
Co musisz wiedzieć:
- Autor krytykuje Roberta Bąkiewicza jako symbol upadku życia publicznego i narzędzie propagandy PiS o rzekomym rozpadzie państwa i moralności.
- Tekst zestawia dawny dystans Lecha Kaczyńskiego wobec populistów z dzisiejszym pragnieniem wszystkich partii – od PiS po lewicę – posiadania własnego „Leppera”
Z Bąkiewiczem w drodze na Grunwald
Mam to w nosie, że „Gazeta Wyborcza” wyszydza Roberta Bąkiewicza mówiącego o Grunwaldzie i Malborku na wiecu pod dowództwem Jarosława Kaczyńskiego. Wiem, że skoro ona tak, to my, dzielna, polska prawica, odwrotnie. Trudno, lepiej czasem z głupim znaleźć, niż z mądrym zgubić.
Bąkiewicz jako fetowany pisowiec to kolejny objaw degrengolady życia publicznego. Jego jedyną zasługą jest uwiarygodnianie fałszywej nuty w propagandzie Kaczyńskiego – tej, że polskie państwo nie istnieje, moralność znikła, PO to zdrajcy, a chłopcy z kijem w ręku szukający „ciapatych” na przystankach autobusowych są naszą nadzieją.
- Nie żyje Maciej Adamkiewicz. Polski miliarder miał 59 lat
- „Odszukać, wskazać i skazać” — rusza na nowo śledztwo w sprawie śmiertelnego postrzelenia Antoniego Browarczyka
- Komunikat dla woj. łódzkiego
- Wyłączenia prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców woj. pomorskiego
- Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego
- Komunikat dla mieszkańców woj. pomorskiego
- Niemcy: imigranci do Bundeswehry
Gdzież te czasy, w których Lech Kaczyński, prezydent Rzeczypospolitej, manifestował niechęć wobec Andrzeja Leppera?
Prezydent był bardzo przejęty, kiedy jego brat tworzył koalicję (najpierw „parlamentarną”, a w drugim rzucie „rządową”) z takimi ludźmi jak Lepper i Roman Giertych. Pierwszy był, w jego oczach, przedstawicielem odmiany proletariatu odrzucającego autorytet polskiej inteligencji, za to gotowego robić porządki kłonicą. Drugi, wiadomo, w tamtych czasach nacjonalistyczny oszołom z katolicko-endecką chorągwią. Pierwszy prezydenta napełniał obawą, drugi litościwym, ale jednak obrzydzeniem.
Trybun pilnie potrzebny
Gdyby Lepper żył dzisiaj, zabiegałyby o niego wszystkie partie obrandowane etykietką „mejnstrim”. Przede wszystkim Koalicja Obywatelska, tak marząca, by wyhodować swojego ludowego trybuna. Rzecz jasna, niedobita jeszcze „stara, dobra PO”, co nieco by sarkała na barbarię, ale i to raczej po cichu. Cóż, powiedzieliby sobie jej przedstawiciele to, co mówią w takich okolicznościach starzy, dobrzy pisowcy: nawet ślepy dostrzega, że to, co jeszcze lat temu 20 było „nie do pomyślenia”, jest już do pomyślenia, zrobienia i wybaczenia (sobie).
O własnym autentycznym chuliganie marzy też nowa lewica – tylko że na tym polu pojawia się zawsze ten sam problem. Autentyczny trybun ma mdłości na widok ślicznie ubranej i kochającej rower awangardy postępu.
Samodzielność nie jest w cenie
Wreszcie PiS. Mieć Leppera – prawdziwa gratka. Chociaż... Pan Andrzej miał tę szczególną właściwość, że nie tylko celnie punktował rzeczywistość (nie idealizujmy go przesadnie, potrafił i bzdurzyć jak kabareciarz z Konia Polskiego). Był również wręcz automatycznie samodzielny. Do współpracy z Jarosławem Kaczyńskim nie bardzo by się nadawał. Chciałby mieć swoje zdanie i miałby; pewnie szedłby ścieżką Ludwika Dorna czy Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Chociaż widok szefa Samoobrony występującego pod transparentem „Prawo i Sprawiedliwość” byłby wart chwilowego chociażby przymykania oka na nieustawność.
Mimo wszystkich swoich ułomności Lepper był postacią wielokrotnie przewyższającą wielu polityków rozumieniem polskich spraw i autorytetem – zdobywanym w boju z nieporównanie wówczas silniejszym „salonem”. Może jednak właśnie z tego powodu nikt by go dzisiaj nie chciał?
[Tytuł, lead, niektóre śródtytuły oraz sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




