Paweł Jędrzejewski: Wiara i rozum, czyli po co nam religia
Po co człowiekowi potrzebna moralność wywodząca się z religii? Czy nie wystarczają mu rozum i wynikająca z niego etyka?
Komentator Fox News zszokowany hołdem wiceministra rządu Tuska dla Komunistycznej Partii Chin
Rozum to tylko narzędzie
Z moralnego punktu widzenia, czyli z perspektywy dobra i zła, zaskakujące jest to, że rozum na niewiele się przydaje. Przecież decyduje on jedynie o sposobach realizacji celu, ale nie o samym celu. Jeżeli chce się czynić dobro, rozum jest niezbędny, aby znaleźć najlepszy sposób na osiągnięcie dobra. Ale jeżeli chce się czynić zło, rozum jest również niezbędny do osiągnięcia zła. Bowiem rozum sam z siebie nie nakłania wcale automatycznie do dobra. Pamiętajmy, że stawiany współcześnie na piedestale rozum jest jedynie narzędziem do osiągnięcia wybranego celu. A ten cel wybiera nie rozum, a coś całkiem innego. Aby czynić dobro, poza stosowaniem rozumu trzeba najpierw uznawać za ważny system pewnych wartości i działać zgodnie z nimi. W konkretnej sytuacji życiowej ten system wartości może być kłopotliwy, niewygodny, nawet niebezpieczny. Przykładowo: ktoś, kto ratuje życie człowiekowi ściganemu przez bandytów, nie postępuje zgodnie z rozumem, bo rozum podpowiada mu, że jego działania mogą spowodować zagrożenie jego własnego życia, a nawet śmierć. Bandyci mogą się zemścić za pomaganie ich ofierze. Rozum nakazuje więc nie ryzykować. Podobnie jak rozum przestrzega tego, kto z narażeniem życia ratuje tonącego, że sam może utonąć. Natomiast zasady moralne, które religia głosi, np. że życie każdego człowieka jest wielką wartością, wręcz świętością, i że człowiekowi w potrzebie należy pomóc, że nie wolno być obojętnym wobec zła – nakazują mu podjęcie tego ryzyka. Gdyby kierował się etyką wynikająca wyłącznie z rozumu, powinien nie angażować się w pomaganie ściganemu ani nie podawać ręki tonącemu, tylko obojętnie się oddalić.
Żyjemy w świecie opanowanym przez kult rozumu, który stał się bożkiem współczesności. Eksperci i naukowcy są kapłanami tego kultu. Jednak bez zasad etycznych znajdujących podstawę w Bogu, rozum pozostaje wyłącznie narzędziem znajdującym się poza moralnością. Narzędziem, które może być użyte równie skutecznie do dobra, jak i do zła, tak jak ten sam nóż może być użyty równie skutecznie do krojenia chleba, albo zamordowania człowieka.
Transcendentny punkt oparcia
Moralne postępowanie w ogóle nie jest zazwyczaj bezpośrednio korzystne dla tego, kto je stosuje. Wręcz przeciwnie. Np. powstrzymywanie się przed oszukiwaniem, kradzieżą, kłamstwem itd. powoduje, że rezygnujemy z korzyści, które dawałyby te nieetyczne zachowania. Moralna postawa wymaga wysiłku, wyrzeczeń, często nawet podejmowania ryzyka. Gdyby tak nie było, wszyscy dokoła byliby moralni i postępowali właściwie, a dobrze wiemy, że tak nie jest.
Religia pomaga w stawaniu się lepszym, jakkolwiek tego nie gwarantuje. Pomaga tylko tym, którzy chcą, żeby im pomogła, czyli tym, którzy wierzą.
Wiara daje bowiem człowiekowi coś, czego nie może mu dać żadna wiedza, żadna logika, czy ideologia. Tą rzeczą jest transcendentny (wykraczający poza granice ludzkiego poznania i bytu) punkt oparcia dla zasad etycznych i sumienia. Tylko wierzący zdają sobie sprawę z roli Boga jako najwyższego autorytetu. Niewierzącemu – rozumiejącemu zasady funkcjonowania społeczeństwa - musi wystarczać przekonanie o społecznej słuszności etycznych reguł. A człowiekowi na najniższym poziomie świadomości – po prostu zwyczajny strach przed karą za nieetyczne (co oznacza dla niego: ścigane przez prawo) postępowanie. Na ile strach przed karą lub poczucie społecznej słuszności zachowań etycznych są w stanie wytrzymać konkurencję z własnym egoizmem człowieka? Czy moralność bez Boga, który ustanawia jej prawa, nie jest domem zbudowanym na piasku? Oto pytania!
To tylko opinie
Praktyka życiowa odpowiada na to całkiem jednoznacznie: próby sekularyzacji etyki kończą się ostatecznie zawsze jej degeneracją. Nie oznacza to, że nie ma etycznych ludzi niewierzących, ani że religijność automatycznie gwarantuje moralne zachowania. Oczywiście, że nie! Jednak każda zasada moralna bez swojego transcendentnego źródła, jakim jest Bóg, to tylko przemijająca, ludzka opinia, która ma naturalną tendencję do zmieniania się pod wpływem okoliczności i przyrodzonej dążności człowieka do bezwzględnego zaspokajania własnych potrzeb. I jako ludzka opinia jest zawsze jedynie jedną z wielu możliwych i przeciwstawnych ludzkich opinii. Historia ludzkości udowadnia, że bardzo łatwo jest stosować „podwójne standardy” wobec np. obcych, odróżniających się rasą, pozycją społeczną, poglądami. Tylko Bóg był w stanie ogłosić świętość każdego ludzkiego życia.
Religia ustanawia prawa etyczne i wskazuje na ich źródło: Boga. Te same prawa pozbawione tego źródła mogą podlegać bardzo łatwo etycznej relatywizacji, do której człowiek zdradza szczególne, naturalne skłonności. Tylko Bóg jest na nią całkowicie odporny i żadne ludzkie wysiłki nie usuną z Dekalogu zakazu mordowania, a także słów „nie kradnij”, „nie cudzołóż”, „nie składaj fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu”.
Sedno sprawy polega na tym, że jedynie Bóg jest w stanie uczynić zasadę moralną etycznym aksjomatem. Człowiek nie ma takiej mocy. Wynika to z prostej logiki. Tylko Bóg ma zdolność do ustanowienia świętości ludzkiego życia. Gdy próbuje uczynić to człowiek, znajdzie się zawsze inny człowiek, który przedstawi na ten temat inną opinię. I jakie kryterium rozstrzygnie, kto z nich ma rację? Kto zdecyduje? Kolejny człowiek ze swoją kolejną opinią? Pamiętajmy, że tylko w sferze nauk ścisłych człowiek jest w stanie formułować prawdy, a nie opinie. W dziedzinie etyki – jest to z natury niemożliwe.
XX wiek - wiek zła rozumu
Przykładem zła, jakie niesie rozum pozbawiony zasad etycznych, jako swojego kierunkowskazu, może być historia komunizmu i nazizmu. Niebagatelną rolę w ich powstaniu odegrała bowiem wiara w potęgę ludzkiego rozumu, która – paradoksalnie – przejawiała się w popularności z jednej strony prymitywnego (ale podkreślającego swoją „naukowość”) darwinizmu społecznego, a z drugiej – tzw. naukowego komunizmu. Oba te zjawiska oceniamy jako nienaukowe i błędne dopiero dziś, po przekonaniu się, do jakich skutków doprowadziły, ale w okresie swego trwania wzbudzały one często entuzjazm intelektualistów (zwłaszcza w krajach Zachodu – wobec komunizmu w stalinowskiej Rosji).
Zarówno naziści, jak i komuniści – najwięksi zbrodniarze i mordercy XX wieku – byli ludźmi, którzy zerwali z religią, a więc przestali wierzyć także w jeden z podstawowych aspektów etycznego monoteizmu – że życie, którego doświadczamy tu, na ziemi, nie jest wcale wszystkim, co nas czeka, i że istnieje sprawiedliwy Bóg, który dokonuje rozliczenia ludzkich czynów. Poglądy „naukowe” odrzucały taką wizję, widząc w niej często przyczynę ludzkiej pasywności i klęski w doczesnym życiu. Marksiści nazywali przecież religię „opium dla ludu”, a Hitler mówił o konieczności zniszczenia „tyrańskiego Boga Żydów” i „przeciwstawiających się życiu Dziesięciorga Przykazań”.
Fanatyczni idealiści – a takimi byli przecież czołowi przywódcy komunistyczni i nazistowscy – skoro nie wierzą, że istnieje raj czekający po śmierci na ludzi sprawiedliwych, wybierają utopię, czyli próbę stworzenia raju przez człowieka, dla człowieka – tu i teraz. Naziści tworzą wizję raju nadchodzącego dla „rasy aryjskiej”, który nastanie, gdy zniszczone lub zniewolone zostaną rasy „podludzi”. Z kolei komuniści tworzą wizję proletariackiego raju, który nastanie, gdy zniesiona zostanie prywatna własność środków produkcji.
Oczywiście, historia przekonuje dobitnie, że jedną z pierwszych czynności, od której rozpoczynają swoją drogę do ziemskiego raju dwudziestowieczni wyznawcy utopii, jest mordowanie tysięcy ludzi, przeszkadzających im w triumfalnym pochodzie do tego celu. A później, gdy ów pochód podąża dalej, liczba zamordowanych wzrasta do milionów. Dla pozbawionych Boga, a więc, w konsekwencji, również przekonania o świętości życia ludzkiego, te miliony ofiar nie stanowią moralnego problemu, nie spędzają im snu z powiek. Problemem jest tylko logistyka zbrodni: „jak sprawnie i najtaniej mordować, aby ludzkość osiągnęła wreszcie szczęście?”. Jest bowiem regułą, że gdy odrzucona zostaje jedna z podstawowych zasad etycznego monoteizmu, głosząca, iż dostąpienie kiedyś innego, lepszego świata jest ściśle związane z etycznym postępowaniem na tym świecie – ludzkie dążenie do stworzenia raju na ziemi gwarantuje, że właśnie postępowanie nieetyczne staje się regułą, a w związku z tym zamiast raju stworzone zostaje jego dokładne przeciwieństwo: piekło na ziemi.