Paweł Jędrzejewski: Fundacja Olgi Tokarczuk jest „wroginią” postępu

Fundacja Olgi Tokarczuk wydała oświadczenie, w którym znalazł się następujący fragment: „Nie zgadzamy się na krępowanie wolności wypowiedzi artystycznej i jakiekolwiek formy nacisku na artystki i artystów oraz odbiorczynie i odbiorców ich dzieł”.
Olga Tokarczuk Paweł Jędrzejewski: Fundacja Olgi Tokarczuk jest „wroginią” postępu
Olga Tokarczuk / Wikipedia CC BY-SA 4,0 Harald Krichel

Pomijając meritum oświadczenia, chciałbym skupić się na „odbiorczyniach”, które zgrzytają w tym tekście. Sprawa jest z pozoru błaha, ale – podkreślam – tylko z pozoru. Jest oczywiste dla wszystkich, że gdy w takim kontekście pojawiają się „odbiorcy”, to zawsze chodzi zarówno o mężczyzn, jak i o kobiety, także o emerytów i młodzież obu płci. „Odbiorcy dzieł” to po prostu wszyscy ludzie, którzy są widzami, czytelnikami, słuchaczami artystycznych przekazów. Podobnie, gdy na przykład czytamy zdani: „film obejrzało 100 tysięcy widzów”, rozumiemy, że bynajmniej nie chodzi w nim wyłącznie o mężczyzn, którzy poszli do kina, ale o wszystkich – zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Każdy to wie i rozumie automatycznie. W takim zdaniu nie jest potrzebne stwierdzanie, że „film obejrzało 100 tys. widzów i widzek (!)”. Przez widzów kin i odbiorców wypowiedzi artystycznych zawsze rozumiano wszystkich z gatunku homo sapiens. Jednak fundacja Olgi Tokarczuk uważa inaczej i informuje nas nie tylko o „odbiorcach”, ale i o „odbiorczyniach”.

 

Fundacja chce być „postępowa”

To przecież  jest inna sytuacja niż w przypadku „chirurżek” albo „szpieżek”, które śmieszą, ale jednak mają nie mniejszy sens niż dobrze zadomowione w języku „lekarki” i „nauczycielki”. Używanie słowa „odbiorczynie” jest oczywistą przesadą i oznacza to, że Fundacja traktuje nas jak idiotów, którzy – gdy nie przeczytają o „odbiorczyniach” – to pomyślą, że Fundacja lekceważy kobiety i pomija je w swoim oświadczeniu. Najwyraźniej ma to być ostentacyjny dowód wyjątkowej wrażliwości i inkluzywności Fundacji. Inaczej – dowód wyjątkowej postępowości. Nie wolno dyskryminować kobiet, które „odbierają dzieła sztuki” – obwieszcza światu Fundacja. Wprowadzając „bezkompromisowo” feminatywy, ma „odwagę przeciwstawić się zniewalającemu patriarchatowi”. 

 

Wstecznictwo i reakcjonizm Fundacji

Wszystko to niby w porządku, niby zgodne z duchem czasu, ale to tylko pozory. Taka postawa rodzi poważny problem, który nie istniał jeszcze kilka lat temu. I ujawnia o Fundacji coś, co Fundacja z pewnością chciałaby starannie ukryć. 

Tym czymś jest obrzydliwe, według lewackich kryteriów, wstecznictwo i reakcjonizm Fundacji. Bo gdy chce się być postępowym, to trzeba trzymać rękę na pulsie postępowości i nie głosić już nieaktualnych haseł. Czyżby członkowie władz Fundacji nie mieli świadomości, że świat jest obecnie o wiele bardziej „tęczowy” i wedle obowiązujących dziś lewackich dyrektyw nie dzieli się już jedynie na dwie płcie, wedle „prostackiego, prymitywnego, patriarchalnego, binarnego” wzorca? Czyżby Fundacja posługiwała się nadal „opresyjnym podziałem” ludzkości na wyłącznie mężczyzn i kobiety? Dlaczego Fundacja w swoim oświadczeniu nie dąży do celu obecnie najważniejszego, czyli „neutralności płciowej”? Dlaczego brutalnie dyskryminuje mniejszości genderowe i seksualne oraz kompletnie pomija „osoby niebinarne lub transpłciowe”, zwłaszcza te w okresie transformacji? Zgroza! Dlaczego Fundacja postponuje „osoby”, które nie są ani płci żeńskiej, ani męskiej lub charakteryzują się „płynnością genderową”? Dlaczego lekceważy takie indywidualności jak „osoba dziennikarska” Niko Graczyk, który nie nazwałaby się ani odbiorcą (rodzaj męski), ani odbiorczynią (rodzaj żeński), ani odbiorcem (rodzaj nijaki), tylko co najwyżej odbiorcum (całkiem poza rodzajami)? „Osoba” Graczyk tak pisze o sobie: „opowiem wam, jak zrozumiałum (!), że jestem osobą niebinarną i co to oznacza”. W swoim oświadczeniu fundacja Olgi Tokarczuk w „obraźliwy, dyskryminujący” sposób nie wzięła także pod uwagę istnienia takich ludzi, jak „kandydato” do Sejmu na listach Koalicji Obywatelskiej o imieniu i nazwisku San Kocoń. Portal TVN24 pisze o nim (cytuję): „San Kocoń to aktywiszcze ekologiczne i LGBT, człończe Partii Zielonych i rzecznicze prasowe Ostrej Zieleni”.

 

Marksizm kulturowy przeobraża świat, zmieniając język

Absolutne minimum to byłyby trzy rodzaje – żeński, męski i nijaki: „Odbiorczynie obejrzały film, odbiorcy obejrzeli film, odbiorce obejrzały film”. Ale to zdecydowanie za mało dla prawdziwych głosicieli „postępu”. Bo przecież, według nich, istnieją ludzie niemieszczący się nawet w takiej klasyfikacji.

Powiecie, po co w ogóle zajmować się takimi oczywistymi bzdurami? To nie są, niestety, bzdury. Są to przejawy tzw. marksizmu kulturowego. Marksizm kulturowy polega między innymi na wprowadzaniu niszczącego chaosu w nasz, w miarę uporządkowany świat, poprzez komplikowanie i poddawanie chaosowi języka. „Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”, powiedział już dawno temu Ludwig Wittgenstein. A Pismo mówi o słowie, które staje się ciałem. W innym miejscu stwierdza: „najpierw było słowo”.

Gdy zmieniamy język, zmieniamy świat. Gdy kształtujemy język, kształtujemy rzeczywistość. Marksizm, w wersji ideologii walczącej o prawa proletariatu, poniósł dotkliwą porażkę w wojnie z wolnorynkowym kapitalizmem. Jednak nie złożył broni w wojnie z naszym światem, a jedynie zmienił taktykę. Przeobraża go, zaczynając od języka. Obecnie atakuje fundamenty naszej kultury, która opiera się na podstawowej komórce społecznej, jaką jest rodzina. Z kolei warunkiem istnienia rodziny jest wyraźny podział na dwie płcie – męską i żeńską. Dlatego celem marksizmu kulturowego jest obalenie tej dychotomii i przemienienie wszystkiego, co ma związek z płcią, w dygoczącą, półpłynną, mętną galaretę nieostrych pojęć i znaczeń, odrzucającą naukę i wiedzę. Człowiek ma nie liczyć się z biologią, fizjologią, genetyką, endokrynologią i anatomią, tylko sam decydować, kim jest, czyli, tak naprawdę, kim zdaje mu się, że jest, bo język mu na to pozwala. Chaos jest celem. Język jest narzędziem. Gdy wymyśli się nazwy kilkudziesięciu „genderów”, wkrótce pojawią się ludzie głoszący, że są reprezentantami tych genderów. I tak się już dzieje.

 

„Kobiety” i „mężczyźni” to przeszłość

Dlatego dla „prawdziwych głosicieli postępu” nie istnieją już „kobiety” i „mężczyźni”. To przebrzmiałe, skrajnie prymitywne postrzeganie rzeczywistości.

Minęły już dawno czasy feminizmu, ale polskie środowiska „postępowców” najwyraźniej tego nie zauważyły – zaspały, tkwią siłą swojego bezwładu w przeszłości. Ponieważ język, w którym kształtuje się „postęp”, czyli angielski, nie jest językiem fleksyjnym (czasowniki nie mają końcówek żeńskich i męskich), problem feminatywów, czyli żeńskich końcówek tradycyjnie męskich rzeczowników, jest prowincjonalnym i niepoważnym zagadnieniem języków przede wszystkim słowiańskich. W Wikipedii hasło „feminatyw” istnieje tylko w językach polskim, rosyjskim i ukraińskim. Feminatywy to problem archaiczny, od dawna już nieaktualny, sprzed 15, może nawet 20 lat, gdy amerykańskie feministki próbowały zastąpić „history” (historię) słowem „herstory” (gra słów – „his story” to „jego opowieść”, a „her story” to „jej opowieść”) i walczyły ze słowem „fireman” (strażak), bo ma końcówkę „man” (mężczyzna). Było, minęło i dziś to nieaktualny problem z zamierzchłej epoki, w której istniały wyłącznie dwie płci. Teraz w angielskim trwa walka ze znacznie poważniejszym przeciwnikiem, czyli z nacechowanymi płciowo zaimkami osobowymi.

 

Dlaczego Fundacja jest wrogiem „postępu”

Chodzi o stworzenie języka maksymalnie neutralnego płciowo. Precz z płciami, a więc precz z językiem nacechowanym płciowo! A Fundacja Olgi Tokarczuk, naiwna i gapowata, zachowuje się jak słoń w składzie porcelany i szarżuje „odbiorcami” i „odbiorczyniami”, cwałując dokładnie w przeciwnym kierunku, czyli przeciwko „postępowi”. Bo dziś „postęp” nie jest już propagowaniem rodzaju żeńskiego w nazewnictwie, ale wręcz odwrotnie – walką z jakimkolwiek płciowym rozróżnieniem w języku. Fundacja jest więc najwyraźniej siedliskiem zacofania. Tymi „odbiorczyniami” zamiast „osób odbierających” daje dowód swojego wstecznictwa. Jest wrogiem „postępu”. Fundacja powinna użyć rzeczownika „osoba” w liczbie mnogiej. W oświadczeniu Fundacji powinny znaleźć się „osoby odbiorcze”, a nie żadni „odbiorcy” i „odbiorczynie”. Przecież nie byle kto, ale sam Parlament Europejski zalecił, by w tłumaczeniach na polski w miejsce określeń nacechowanych płciowo stosować „osobę” (np. „osoby uczestniczące” zamiast „uczestników”) oraz bezosobowe, neutralne płciowo formy czasowników (np. „ustalono”).

Niestety, słowo „osoba” (ostatnio popularne w wersji „osoby uchodźcze”) też ma przed sobą marne perspektywy. Parlament Europejski pewnie jeszcze nie wie, że jest ono w języku polskim słowem rodzaju żeńskiego, czyli obrzydliwie nacechowanym płciowo. A więc jego los wydaje się przesądzony. Trzeba więc będzie prędzej lub później „tę osobę” zastąpić słowem neutralnym, czyli „to osobo”. Oczywiście, jak zawsze, w imię „postępu”.


 

POLECANE
Skandal w prokuraturze Żurka. Ukryli dokumenty przed sędziami Trybunału Konstytucyjnego pilne
Skandal w prokuraturze Żurka. Ukryli dokumenty przed sędziami Trybunału Konstytucyjnego

Jak ustalił portal wPolityce.pl, Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła udostępnienia sędziom Trybunału Konstytucyjnego postanowienia o umorzeniu śledztwa dotyczącego ich inwigilacji. Co więcej, odmówiono także dostępu do całości akt sprawy, mimo że bezpośrednio dotyczy ona właśnie sędziów TK.

Żona Charliego Kirka zabrała głos po raz pierwszy od tragedii z ostatniej chwili
Żona Charliego Kirka zabrała głos po raz pierwszy od tragedii

Łzy, modlitwa i dramatyczne słowa – tak wyglądało wystąpienie Eriki Kirk, wdowy po zastrzelonym konserwatyście Charlie’m Kirku. W czasie transmisji na żywo, stojąc obok pustego krzesła, na którym jej mąż nagrywał podcasty, mówiła o jego miłości do Boga, Ameryki i ich dzieci. Całe wystąpienie stało się poruszającym świadectwem wierności wartościom, za które Kirk oddał życie.

Polacy mówią jasno: większość popiera prezydenta w sprawie reparacji od Niemiec Wiadomości
Polacy mówią jasno: większość popiera prezydenta w sprawie reparacji od Niemiec

Najnowszy sondaż nie pozostawia wątpliwości – większość Polaków stoi za prezydentem Karolem Nawrockim w walce o reparacje wojenne od Niemiec. To mocny sygnał społecznego poparcia dla działań głowy państwa, która jasno stawia sprawę na arenie międzynarodowej.

Polska musi mieć pół miliona żołnierzy. Szef Kancelarii Prezydenta mówi wprost polityka
Polska musi mieć pół miliona żołnierzy. Szef Kancelarii Prezydenta mówi wprost

Sytuacja za wschodnią granicą pogarsza się z dnia na dzień, a rosyjska agresja wchodzi na nowy poziom. Szef Kancelarii Prezydenta RP Zbigniew Bogucki ostrzega, że armia musi być znacznie większa niż zakładano. Tymczasem na forum ONZ wiceszef MSZ Marcin Bosacki ujawnia dowody, że Rosja świadomie przeprowadziła atak dronowy na Polskę.

Szok w Portugalii. Prawica wygrywa w przedwyborczych sondażach pilne
Szok w Portugalii. Prawica wygrywa w przedwyborczych sondażach

Czy Portugalia stanie się kolejnym krajem, w którym antysystemowa prawica przejmuje inicjatywę? Najnowszy sondaż opublikowany przez renomowany ośrodek Aximage nie pozostawia złudzeń: uchodząca za "radykalną" partia Chega wyprzedziła dotychczasowe elity i wysunęła się na prowadzenie. To absolutny precedens w historii portugalskiej demokracji.

Potężne trzęsienie ziemi na Kamczatce. USA alarmują: magnituda 7,4, możliwe tsunami pilne
Potężne trzęsienie ziemi na Kamczatce. USA alarmują: magnituda 7,4, możliwe tsunami

Potężne wstrząsy nawiedziły Kamczatkę, a mieszkańcy regionu żyją w strachu przed tsunami. Amerykańska Służba Geologiczna poinformowała o trzęsieniu ziemi o sile 7,4 stopnia. Epicentrum znajdowało się zaledwie 111 kilometrów od Pietropawłowska Kamczackiego, na głębokości około 40 kilometrów.

Korpus Ochrony Pogranicza w walce z sowiecką V kolumną tylko u nas
Korpus Ochrony Pogranicza w walce z sowiecką V kolumną

12 września 1924 r. decyzją Ministerstwa Spraw Wojskowych utworzono Korpus Ochrony Pogranicza. Stało się to po tym, gdy latem 1924 r. oddział ok. stu bolszewickich bandytów zajął i splądrował przygraniczne miasteczko Stołpce. A nie było to pierwsze wtargnięcie do Polski sowieckiej V kolumny. Przeciwdziałać temu postanowili premier Władysław Grabski i minister spraw wojskowych gen. Władysław Sikorski.

Gwiazdor M jak miłość padł ofiarą oszustwa Wiadomości
Gwiazdor "M jak miłość" padł ofiarą oszustwa

Marcin Mroczek, aktor znany z roli Piotra Zduńskiego w serialu M jak miłość, podzielił się z fanami na Instagramie ważnym apelem. Powodem jest fałszywy profil w aplikacji randkowej, który został założony na jego nazwisko.

Tȟašúŋke Witkó: Dyplomacja sapogowa tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Dyplomacja sapogowa

3 września 2025 roku, w środę, na oficjalnej stronie ministerstwa spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej ukazała się transkrypcja wywiadu prasowego przeprowadzonego z szefem kremlowskiej dyplomacji, Siergiejem Wiktorowiczem Ławrowem. Rosjanin orzekł w nim, że Moskwa będzie kontynuować negocjacje pokojowe z Kijowem, jednak strona ukraińska musi uznać nowe realia terytorialne oraz dodał, iż musi zostać sformułowany nowy system gwarancji bezpieczeństwa dla obydwu, dziś ścierających się zbrojnie państw.

Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego

Zakończyła się opóźniona rozbudowa dwóch odcinków drogi krajowej nr 46 na wschód od Częstochowy - przekazał katowicki oddział GDDKiA. Chodzi o trwającą od 2023 r. przebudowę ogółem 15 km tej drogi w rejonie Janowa i Lelowa, łącznym kosztem ponad 100 mln zł.

REKLAMA

Paweł Jędrzejewski: Fundacja Olgi Tokarczuk jest „wroginią” postępu

Fundacja Olgi Tokarczuk wydała oświadczenie, w którym znalazł się następujący fragment: „Nie zgadzamy się na krępowanie wolności wypowiedzi artystycznej i jakiekolwiek formy nacisku na artystki i artystów oraz odbiorczynie i odbiorców ich dzieł”.
Olga Tokarczuk Paweł Jędrzejewski: Fundacja Olgi Tokarczuk jest „wroginią” postępu
Olga Tokarczuk / Wikipedia CC BY-SA 4,0 Harald Krichel

Pomijając meritum oświadczenia, chciałbym skupić się na „odbiorczyniach”, które zgrzytają w tym tekście. Sprawa jest z pozoru błaha, ale – podkreślam – tylko z pozoru. Jest oczywiste dla wszystkich, że gdy w takim kontekście pojawiają się „odbiorcy”, to zawsze chodzi zarówno o mężczyzn, jak i o kobiety, także o emerytów i młodzież obu płci. „Odbiorcy dzieł” to po prostu wszyscy ludzie, którzy są widzami, czytelnikami, słuchaczami artystycznych przekazów. Podobnie, gdy na przykład czytamy zdani: „film obejrzało 100 tysięcy widzów”, rozumiemy, że bynajmniej nie chodzi w nim wyłącznie o mężczyzn, którzy poszli do kina, ale o wszystkich – zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Każdy to wie i rozumie automatycznie. W takim zdaniu nie jest potrzebne stwierdzanie, że „film obejrzało 100 tys. widzów i widzek (!)”. Przez widzów kin i odbiorców wypowiedzi artystycznych zawsze rozumiano wszystkich z gatunku homo sapiens. Jednak fundacja Olgi Tokarczuk uważa inaczej i informuje nas nie tylko o „odbiorcach”, ale i o „odbiorczyniach”.

 

Fundacja chce być „postępowa”

To przecież  jest inna sytuacja niż w przypadku „chirurżek” albo „szpieżek”, które śmieszą, ale jednak mają nie mniejszy sens niż dobrze zadomowione w języku „lekarki” i „nauczycielki”. Używanie słowa „odbiorczynie” jest oczywistą przesadą i oznacza to, że Fundacja traktuje nas jak idiotów, którzy – gdy nie przeczytają o „odbiorczyniach” – to pomyślą, że Fundacja lekceważy kobiety i pomija je w swoim oświadczeniu. Najwyraźniej ma to być ostentacyjny dowód wyjątkowej wrażliwości i inkluzywności Fundacji. Inaczej – dowód wyjątkowej postępowości. Nie wolno dyskryminować kobiet, które „odbierają dzieła sztuki” – obwieszcza światu Fundacja. Wprowadzając „bezkompromisowo” feminatywy, ma „odwagę przeciwstawić się zniewalającemu patriarchatowi”. 

 

Wstecznictwo i reakcjonizm Fundacji

Wszystko to niby w porządku, niby zgodne z duchem czasu, ale to tylko pozory. Taka postawa rodzi poważny problem, który nie istniał jeszcze kilka lat temu. I ujawnia o Fundacji coś, co Fundacja z pewnością chciałaby starannie ukryć. 

Tym czymś jest obrzydliwe, według lewackich kryteriów, wstecznictwo i reakcjonizm Fundacji. Bo gdy chce się być postępowym, to trzeba trzymać rękę na pulsie postępowości i nie głosić już nieaktualnych haseł. Czyżby członkowie władz Fundacji nie mieli świadomości, że świat jest obecnie o wiele bardziej „tęczowy” i wedle obowiązujących dziś lewackich dyrektyw nie dzieli się już jedynie na dwie płcie, wedle „prostackiego, prymitywnego, patriarchalnego, binarnego” wzorca? Czyżby Fundacja posługiwała się nadal „opresyjnym podziałem” ludzkości na wyłącznie mężczyzn i kobiety? Dlaczego Fundacja w swoim oświadczeniu nie dąży do celu obecnie najważniejszego, czyli „neutralności płciowej”? Dlaczego brutalnie dyskryminuje mniejszości genderowe i seksualne oraz kompletnie pomija „osoby niebinarne lub transpłciowe”, zwłaszcza te w okresie transformacji? Zgroza! Dlaczego Fundacja postponuje „osoby”, które nie są ani płci żeńskiej, ani męskiej lub charakteryzują się „płynnością genderową”? Dlaczego lekceważy takie indywidualności jak „osoba dziennikarska” Niko Graczyk, który nie nazwałaby się ani odbiorcą (rodzaj męski), ani odbiorczynią (rodzaj żeński), ani odbiorcem (rodzaj nijaki), tylko co najwyżej odbiorcum (całkiem poza rodzajami)? „Osoba” Graczyk tak pisze o sobie: „opowiem wam, jak zrozumiałum (!), że jestem osobą niebinarną i co to oznacza”. W swoim oświadczeniu fundacja Olgi Tokarczuk w „obraźliwy, dyskryminujący” sposób nie wzięła także pod uwagę istnienia takich ludzi, jak „kandydato” do Sejmu na listach Koalicji Obywatelskiej o imieniu i nazwisku San Kocoń. Portal TVN24 pisze o nim (cytuję): „San Kocoń to aktywiszcze ekologiczne i LGBT, człończe Partii Zielonych i rzecznicze prasowe Ostrej Zieleni”.

 

Marksizm kulturowy przeobraża świat, zmieniając język

Absolutne minimum to byłyby trzy rodzaje – żeński, męski i nijaki: „Odbiorczynie obejrzały film, odbiorcy obejrzeli film, odbiorce obejrzały film”. Ale to zdecydowanie za mało dla prawdziwych głosicieli „postępu”. Bo przecież, według nich, istnieją ludzie niemieszczący się nawet w takiej klasyfikacji.

Powiecie, po co w ogóle zajmować się takimi oczywistymi bzdurami? To nie są, niestety, bzdury. Są to przejawy tzw. marksizmu kulturowego. Marksizm kulturowy polega między innymi na wprowadzaniu niszczącego chaosu w nasz, w miarę uporządkowany świat, poprzez komplikowanie i poddawanie chaosowi języka. „Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”, powiedział już dawno temu Ludwig Wittgenstein. A Pismo mówi o słowie, które staje się ciałem. W innym miejscu stwierdza: „najpierw było słowo”.

Gdy zmieniamy język, zmieniamy świat. Gdy kształtujemy język, kształtujemy rzeczywistość. Marksizm, w wersji ideologii walczącej o prawa proletariatu, poniósł dotkliwą porażkę w wojnie z wolnorynkowym kapitalizmem. Jednak nie złożył broni w wojnie z naszym światem, a jedynie zmienił taktykę. Przeobraża go, zaczynając od języka. Obecnie atakuje fundamenty naszej kultury, która opiera się na podstawowej komórce społecznej, jaką jest rodzina. Z kolei warunkiem istnienia rodziny jest wyraźny podział na dwie płcie – męską i żeńską. Dlatego celem marksizmu kulturowego jest obalenie tej dychotomii i przemienienie wszystkiego, co ma związek z płcią, w dygoczącą, półpłynną, mętną galaretę nieostrych pojęć i znaczeń, odrzucającą naukę i wiedzę. Człowiek ma nie liczyć się z biologią, fizjologią, genetyką, endokrynologią i anatomią, tylko sam decydować, kim jest, czyli, tak naprawdę, kim zdaje mu się, że jest, bo język mu na to pozwala. Chaos jest celem. Język jest narzędziem. Gdy wymyśli się nazwy kilkudziesięciu „genderów”, wkrótce pojawią się ludzie głoszący, że są reprezentantami tych genderów. I tak się już dzieje.

 

„Kobiety” i „mężczyźni” to przeszłość

Dlatego dla „prawdziwych głosicieli postępu” nie istnieją już „kobiety” i „mężczyźni”. To przebrzmiałe, skrajnie prymitywne postrzeganie rzeczywistości.

Minęły już dawno czasy feminizmu, ale polskie środowiska „postępowców” najwyraźniej tego nie zauważyły – zaspały, tkwią siłą swojego bezwładu w przeszłości. Ponieważ język, w którym kształtuje się „postęp”, czyli angielski, nie jest językiem fleksyjnym (czasowniki nie mają końcówek żeńskich i męskich), problem feminatywów, czyli żeńskich końcówek tradycyjnie męskich rzeczowników, jest prowincjonalnym i niepoważnym zagadnieniem języków przede wszystkim słowiańskich. W Wikipedii hasło „feminatyw” istnieje tylko w językach polskim, rosyjskim i ukraińskim. Feminatywy to problem archaiczny, od dawna już nieaktualny, sprzed 15, może nawet 20 lat, gdy amerykańskie feministki próbowały zastąpić „history” (historię) słowem „herstory” (gra słów – „his story” to „jego opowieść”, a „her story” to „jej opowieść”) i walczyły ze słowem „fireman” (strażak), bo ma końcówkę „man” (mężczyzna). Było, minęło i dziś to nieaktualny problem z zamierzchłej epoki, w której istniały wyłącznie dwie płci. Teraz w angielskim trwa walka ze znacznie poważniejszym przeciwnikiem, czyli z nacechowanymi płciowo zaimkami osobowymi.

 

Dlaczego Fundacja jest wrogiem „postępu”

Chodzi o stworzenie języka maksymalnie neutralnego płciowo. Precz z płciami, a więc precz z językiem nacechowanym płciowo! A Fundacja Olgi Tokarczuk, naiwna i gapowata, zachowuje się jak słoń w składzie porcelany i szarżuje „odbiorcami” i „odbiorczyniami”, cwałując dokładnie w przeciwnym kierunku, czyli przeciwko „postępowi”. Bo dziś „postęp” nie jest już propagowaniem rodzaju żeńskiego w nazewnictwie, ale wręcz odwrotnie – walką z jakimkolwiek płciowym rozróżnieniem w języku. Fundacja jest więc najwyraźniej siedliskiem zacofania. Tymi „odbiorczyniami” zamiast „osób odbierających” daje dowód swojego wstecznictwa. Jest wrogiem „postępu”. Fundacja powinna użyć rzeczownika „osoba” w liczbie mnogiej. W oświadczeniu Fundacji powinny znaleźć się „osoby odbiorcze”, a nie żadni „odbiorcy” i „odbiorczynie”. Przecież nie byle kto, ale sam Parlament Europejski zalecił, by w tłumaczeniach na polski w miejsce określeń nacechowanych płciowo stosować „osobę” (np. „osoby uczestniczące” zamiast „uczestników”) oraz bezosobowe, neutralne płciowo formy czasowników (np. „ustalono”).

Niestety, słowo „osoba” (ostatnio popularne w wersji „osoby uchodźcze”) też ma przed sobą marne perspektywy. Parlament Europejski pewnie jeszcze nie wie, że jest ono w języku polskim słowem rodzaju żeńskiego, czyli obrzydliwie nacechowanym płciowo. A więc jego los wydaje się przesądzony. Trzeba więc będzie prędzej lub później „tę osobę” zastąpić słowem neutralnym, czyli „to osobo”. Oczywiście, jak zawsze, w imię „postępu”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe