[Felieton „TS”] Cezary Krysztopa: Wszystko jedno
To znaczy tak to widzę dzisiaj, z perspektywy czasu, wtedy miałem osiem lat i rozumiałem mniej więcej tyle, że jak Tata się cieszy, to trzeba się cieszyć. Chyba jednak byłem wdzięcznym uczniem, ponieważ przebieg meczów tamtego mundialu potrafiłem streścić jeszcze wiele lat później. Tata kupił mi taki zeszyt do wklejania naklejek ze zdjęciami najważniejszych meczowych momentów i całych drużyn. Razem z Tatą kładłem się na podłodze i po każdym golu waliłem piętami w ścianę do sąsiada, który z drugiej strony robił to samo. Wtedy, kiedy polska reprezentacja wywalczyła trzecie miejsce, wydawało nam się, że nigdy nie zniknie z firmamentu futbolowego nieba. O, jakże się myliliśmy… Już podczas następnego mundialu w Meksyku musieliśmy z Mamą zabierać Tacie telewizor, żeby nie wyrzucił go przez balkon z drugiego piętra. A nie były to czasy łatwej dostępności telewizorów. Zresztą, to nie była zła reprezentacja, ale cóż, choć nadal miała wielkie nazwiska z trenerem Antonim Piechniczkiem na czele, to jej nie poszło. A potem sami wiecie, jak było. W wielkim skrócie wielka smuta.
Stracone złudzenia
Kibicowanie polskiej piłce nożnej całymi latami przypominało sadomasochistyczne rytuały. Choć w polskim futbolu pojawiały się coraz większe pieniądze, a polscy piłkarze grywali w coraz lepszych klubach, to polska piłka en bloc, a szczególnie ta reprezentacyjna, stanowiła dla kibiców pasmo cierpienia i trudno wytłumaczalnego samoumartwiania. Z krótkimi przerwami na sukcesy trenerów Janusza Wójcika czy później Jerzego Engela. Był nawet moment, kiedy uważnie śledziłem rozgrywki ligowe, z zamiłowania do Jagiellonii Białystok i chęci grania w internetowe gierki oparte na polskiej lidze. Chyba jednak nic nie degradowało się do tego stopnia, do jakiego degradowała się jakość polskiej ligi. Ostatnim okresem, w którym miałem jakieś serce do piłki nożnej, był czas sukcesów trenera Adama Nawałki. Przez chwilę wydawało się, że długi czarny sen się skończył, ale to złudzenia znowu się skończyły i ja już entuzjazmu nie potrafiłem w sobie odbudować. Ile można? I powiem Wam szczerze, że ostatnich męczarni reprezentacji trenera Fernanda Santosa nawet nie oglądałem, bo i po co? A czy zmiana trenera coś zmieni? Nie zmieni, trzeba ich chyba wymienić wszystkich, odczekać z dziesięć lat i zbudować wszystko od nowa. Albo i nie. Wszystko jedno.