Waldemar Krysiak: Elon Musk sfinansuje procesy sądowe dyskryminowanych za treści umieszczone na Twitterze?
Europę i Amerykę – słusznie! - przeraża chiński „system zaufania społecznego”. Ranking wprowadzony przez komunistyczny rząd ocenia obywateli podług ich posłuszeństwa lokalnego reżimu i jego oficjalnej ideologii. Można więc otrzymać ujemne punkty za przechodzenie przez ulicę przy czerwonym świetle, ale też za wyrażanie online niepoprawnych politycznie opinii. Ujemne punkty przekładają się na zwolnienie z pracy, odwołane bilety lotnicze, czy ograniczoną prędkość połączenia z Internetem. Podobne ograniczenia wolności budzą strach również na innych kontynentach.
Świat Zachodu nie jest jednak wolny od swojego własnego, na razie mniej rygorystycznego systemu zaufania społecznego: każdy z nas zostawia w sieci jakieś ślady, które mogą posłużyć do rozpoznania światopoglądu danej osoby i późniejszej dyskryminacji. Na Zachodzie, szczególnie w USA, wiele osób straciło już pracę za internetowe myślozbrodnie. Niektórzy zostali pozbawieni pracy tylko dlatego, bo lajkowali lub śledzili na Twitterze niepoprawne politycznie konta! Możliwe, że niedługo już się to zmieni.
Zwolniona za "transfobię"
Dobrym przykładem takiego prześladowania jest historia Kary Lynne, dawnej menadżerki w firmie zajmującej się grami wideo. Kobieta straciła swoją pracę za śledzenie prawicowych kont na Twitterze i... sympatię do świata Harry'ego Pottera.
Prześladowanie kobiety zaczęło się w styczniu bieżącego roku, gdy trans aktywista, działający w Internecie pod pseudonimem „Purple Tinker”, opublikował online serię skarg skierowaną wobec Lynne.
"Menedżerka społecznościowa firmy „Limited Run Games”, Kara Lynne, to transfobka, która śledzi prawie wszystkich znanych transfobów ze skrajnej prawicy. Dopóki nie zostanie ona na stałe zwolniona z firmy, nie oddam im już ani grosza.”
- groził trans aktywista, publikując dodatkowo screen shoty demonstrujące, kogo na Twitterze obserwuje zwolniona później menadżerka. Jednym z konserwatywnych kont obserwowanych przez kobietę było konto Libs of TikTok, należące do Żydówki, która sprzeciwia się od lat seksualizacji dzieci przez środowiska LGBT.
Załączone zrzuty ekranu zawierały też prywatne opinie Lynne. Menadżerka kwestionowała w nich prawo transseksualistów do korzystania z toalet niezgodnych ze swoją faktyczną płcią oraz wyrazy sympatii do świata stworzonego przez J.K. Rowling. Lynne cieszyła się z nadchodzącej premiery gry osadzonej w uniwersum czarodzieja. Tego samego dnia Limited Run Games ogłosiło na swoim oficjalnym koncie na Twitterze, że pracownica została zwolniona.
"LRG szanuje wszystkie osobiste opinie, jednak pozostajemy oddani wspieraniu kultury inkluzywności. Po zbadaniu sytuacji pracownica została zwolniona"
- informowała firma w swoim tweecie, dodając, że ich „celem jako firmy jest wspieranie pozytywnego i bezpiecznego środowiska dla wszystkich."
„Wszyscy” nie obejmowało, jak widać, osób kwestionujących ideologię gender.
Zwolniona za wszystko
Utrata pracy za tweety może spotkać nie tylko przeciętną menadżerkę firmy od gier komputerowych – podobne historie przytrafiały się też znanym na całym świecie celebrytom - wolność słowa nie jest obecnie w cenie w Kalifornii.
Przykładem jest Gina Carano, która, odkąd pojawiła się w mediach, zawsze wyznawała zasadę swobodnego wyrażania swoich poglądów — co w efekcie poskutkowało usunięciem jej z serialu "The Mandalorian", będącego spin-offem sagi Gwiezdnych Wojen. W 2021 była zawodniczka MMA została oficjalnie zwolniona z popularnego programu Disney+, w którym grała postać Cary Dune. Lucasfilm (firma posiadająca prawa do serialu) podkreślił, że nie ma planów na jej przyszły udział w produkcji – decyzja o usunięciu kobiety była ostateczna.
Gigant Gwiezdnych Wojen nie ukrywał też przyczyn jej odwołania, krytykując "wpisy w mediach społecznościowych, w których obrażała ona (rzekomo: przyp. red.) ludzi ze względu na ich tożsamość kulturową i religijną", nazywając te wpisy "odrażającymi i nieakceptowalnymi".
Najbardziej kontrowersyjne posty Carano ukazały się na Twitterze i Instagramie: aktorka opublikowała w nich zdjęcie z nazistowskich Niemiec i zestawiła je z dzisiejszym klimatem politycznym. Dodatkowo Carano wypowiedziała się sceptycznie wobec oficjalnej wersji wydarzeń śmierci Jeffrey'a Epsteina: w tej oficjalnej multimilioner i pedofil sprzedający dzieci w seksualną niewolę innym milionerom sam odebrał sobie życie w więzieniu. Według teorii spiskowych został zaś zamordowany.
Jakby tego było mało, aktorka śmiała na swoim Twitterze wątpić w ważność ostatnich wyborów prezydenckich USA. Stawiając pod znakiem zapytania praworządność Bidena, Carano podkreśliła wagę sprawdzania dowodów osobistych osób oddających na polityków swoje głosy. Jakkolwiek absurdalnym może to się wydawać na naszym gruncie – w Polsce tożsamość każdego wyborcy sprawdzana jest przed wrzuceniem głosu do urny – w Stanach Zjednoczonych wymaganie dowodu podczas wyborów uważane jest za argument rasistowski. Murzyni, jak uważa wielu Demokratów, mają rzekomo trudności ze zdobyciem dowodu lub paszportu, post aktorki na Twitterze wydawał się więc niektórym wspierać białą supremację. Wyobrażenie to jest tym bardziej niedorzeczne, że Carano jest mieszanego etnicznie pochodzenia.
Oferta Muska
Treści zamieszczone na Twitterze – albo raczej performatywne skandale nimi wywoływane – rujnowały w podobny sposób inne kariery i życiorysy. Niektórzy (np. Maya Forstater) byli zwalniani, bo nie wierzyli w możliwość zmiany płci, innym (np. komikowi Gilbertowi Gottfriedowi) wymawiano kontrakty za żarty o Japonii, jeszcze inni (np. komentator sportowy Damian Goddard) żegnali się z posadą za krytykę legalizacji związków jednopłciowych. I to właśnie czyni najnowszą ofertę nowego szefa Twittera tak spektakularną.
Elon Musk oświadczył w miniony weekend na Twitterze, że pokryje koszty prawne dla osób źle potraktowanych przez swoich pracodawców za polubienie lub opublikowanie czegokolwiek na platformie.
"Jeśli zostałeś niesprawiedliwie potraktowany przez swojego pracodawcę z powodu opublikowania lub polubienia czegoś na tej platformie, pokryjemy koszty Twoich opłat prawnych."
- zapowiedział w sobotę CEO.
Poza tym dodał, że oferta nie ma "żadnych ograniczeń" co do opłat prawnych, jakie firma będzie pokrywać w obronie pokrzywdzonych. Pod postem szefa Twittera, który zmienia obecnie swoje imię na „X”, pojawiły się natychmiast tysiące komentarzy z prośbą o pomoc. Na chwilę obecną nie jest jasne, czy Twitter/X podjął się już finansowania kosztów osób rzekomo zwolnionych za aktywność na platformie.
(Nie)dotrzymane obietnice
Musk wyraża swoje poparcie dla spraw związanych z wolnością od lat. Od czasu przejęcia firmy, pozwolił wielu wcześniej zbanowanym użytkownikom wrócić — włącznie z byłym prezydentem Donaldem Trumpem. Musk rozluźnił też od kwietnia 2022 zasady moderacji i zwolnił znaczną część zespołu nadzorującego treści propagujące „mowę nienawiści” oraz inne formy rzekomo szkodliwych treści na platformie.
Rozmach obietnicy Muska stawia jednak pod znakiem zapytania jej wykonalność. Czy ochrona finansowa zapowiadana przez milionera dotyczy tylko USA, czy rozciąga się na cały świat? W jaki sposób można starać się o jej przyznanie? Czy Musk wesprze osoby pokrzywdzone za swoją działalność na Twitterze od przejęcia jej przejęcia w 2022 roku, czy także osoby poszkodowane za dawnego szefostwa firmy?
Jeżeli chodzi o zapowiedzi i wielkie obietnice, przeszłość Muska jest mieszana. Klasycznym już przykładem jednej z niedotrzymanych obietnic jest ta o samodzielnych autach. W październiku 2019 roku Musk zapowiedział, że do końca 2020 roku na drogach USA pojawi się milion „Robotaksówek” i nawet wiadomości na Twitterze z 12 kwietnia 2020 roku chwalił się, że:
"Funkcjonalność wciąż wygląda dobrze na ten rok. Nieznane jest jeszcze zatwierdzenie regulacyjne. Robotaksówki są bez kierowców. To kolejny wspaniały pomysł, którego czas jeszcze nie nadszedł"
Autonomicznych taksówek jednak jak nie było, tak nie ma, a ich wprowadzenie Musk przesunął na rok 2024. W przypadku jednak innych obietnic Musk umiał dotrzymać słowa: szczególnie ważnym przykładem jest tutaj jego walka z pornografią z udziałem dzieci.
Niecały miesiąc po przejęciu kontroli nad Twitterem, Elon Musk oświadczył, że zwalczanie treści związanych z wykorzystywaniem seksualnym dzieci na jego platformie społecznościowej stanowi "priorytet nr 1". I mimo że dokładne liczby nie są jeszcze znane, to Musk odniósł tutaj znaczny sukces. W samych Indiach (Indie to obok Rosji, Brazylii i Japonii kraj, gdzie tego rodzaju materiałów powstaje statystycznie wiele) zaraz po przejęciu Twittera przez miliardera ponad 52 TYSIĄCE kont promujących dziecięcą pornografię zostały zamknięte na zawsze. Według niektórych źródeł łączna liczba kont promujących taki kontent, które zostały dzięki Muskowi zamknięta, może sięgać MILIONA.
Trudno więc na ślepo cieszyć się z nowej obietnicy szefa Twittera. Możliwe jednak, że tak, jak w przypadku ochrony nieletnich na swojej platformie, i tutaj biznesmen spełni – przynajmniej częściowo – swoje zapowiedzi.