Grzegorz Gołębiewski: Wolne media - rzeczywistość alternatywna
Rzeczywistość polityczna jest tak frustrująca, że w Polsce nie da się już żyć. Ochroniarze towarzyszą wyjściu prezesa ze szpitala*, a on sam ma do tego wielki bagaż! To jest coś nie do przyjęcia, tak dalej w Polsce nie da się już żyć. Tylko dzięki wolnym mediom, ludzie wiedzą jak jest, a jest po prostu tragicznie.
*Jarosław Kaczyński wyszedł ze szpitala. O kulach i w obstawie ochroniarzy | Polityka - Wiadomości Gazeta.pl
Rzeczywistość alternatywna. „Ręka lidera”
Byłem tam, widziałem jak biegł, pomimo siedemdziesiątki gnał jak młody sportowiec. I nagle, ktoś wyskoczył znienacka, jakaś nieporadna młoda dziewczyna i Donald Tusk popchnięty przez nią padł na ścieżkę. Nie krzyczał, złapał się jedynie za rękę, a dziewczyna widząc z kim się zderzyła i co się stało zaczęła szlochać, bo była fanką Platformy Obywatelskiej. On, pomimo przenikliwego bólu, przytulił ją do siebie drugą, zdrową ręką i powiedział: - Nie martw się, to tylko złamanie. Krótko potem przyjechało pogotowie i zabrało szefa PO do szpitala.
Złamanie było skomplikowane, więc lekarze w trosce o pacjenta zatrzymali go w szpitalu na kilka dni. Wyrazy wsparcia i szybkiego powrotu do zdrowia otrzymał od Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka – Kamysza. I oczywiście od tysięcy wyborców. Dziewczynę, która potrąciła Donalda Tuska, nic złego nie spotkało. Szef PO zadzwonił do niej i powiedział, że nie chowa żadnej urazy, bo teraz liczy się tylko odepchnięcie PiS-u od władzy. Ucieszyła się i odetchnęła z ulgą. Obiecała, że zagłosuje na niego wszystkimi ośmioma gwiazdkami.
Jakież było zaskoczenie tłumu dziennikarzy przed kliniką, gdy okazało się, że Donald Tusk wyszedł ze szpitala dzień wcześniej, pomimo oporu lekarzy. Z usztywnioną ręką, ale uśmiechnięty, dziarsko przekroczył drzwi kliniki. Zaspała jego policyjna, pisowska ochrona, ale na szczęście my byliśmy blisko, dziennikarze z wolnych mediów, więc poczuł, że jest bezpieczny i od razu podszedł do nas.
– Jak ręka, jak ręka?! – pytaliśmy z troską. A on tylko machnął nią przed siebie i zaprosił nas na pizzę. Jakież to było mocne i sugestywne w obliczu tego, jak wiele pizzerii upadło w Polsce. Poszliśmy i jedliśmy, i rozmawialiśmy do rana. A on, bez najmniejszej oznaki zmęczenia na twarzy, odpowiadał nam, dziennikarzom z wolnych mediów, na wszystkie trudne pytania.