Iga Świątek – jej zwycięstwa, jej wrogowie

Iga Świątek – jej zwycięstwa, jej wrogowie

Jaki jest ulubiony reżyser filmowy polskich siatkarzy? Po ćwierćfinale z USA – tym emocjonalnym rollercoasterze - podejrzewam, że Alfred Hitchcock. To on przecież mówił: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Żarty na bok. Takie zwycięstwa smakują najbardziej. Przypomnę, że przed cztery laty, na MŚ w Turynie, na finiszu turnieju też graliśmy z USA i też było 3:2. Miło zlać alianta! Wroga jeszcze lepiej, ale sojusznika tez fajnie.
Niskie ukłony dla panny Świątek. Teraz trzymam za nią kciuki jeszcze mocniej niż dotychczas. Powód jest prosty . W pierwszej połowie roku grała jak natchniona, wygrywała wszystko, była jak automat, jak bohater gry komputerowej „seryjny zabójca” i wszyscy nad nią „och, ach”, pełny zachwyt. Świat u stóp. Potem przyszedł Wimbledon i koniec najdłuższej tenisowej serii zwycięstw w XXI wieku (gdy chodzi o kobiety). Następnie porażka w Warszawie, u siebie, co Igę i nas bolało najbardziej, wręcz fizycznie. Potem kolejnych parę niespodziewanych porażek. Okazało się, że Iga nie jest cyborgiem, nie jest tenisowym „Rambo”, że jest człowiekiem, a nie kimś z innej planety. Zaczął się czas, kiedy Iga przestała demolować, a zwycięstwa musiała wyrywać z gardła przeciwniczkom. Zaczęły się jej emocje na korcie. Zobaczyliśmy je – my, Polacy, fani, przyjaciele, ale też wrogowie, którzy po cichu mówili albo głośno myśleli „skuś baba na dziada” i życzyli jej źle. I gdy Iga pokazała, że obok tego, że jest wielkim zwycięskim sportowcem, jest też dziewczyną, kobietą pełną emocji na korcie, zachowującą się czasem niestandardowo, za wszelką cenę chcącą wygrać (proszę podkreślić i zapamiętać „za wszelką cenę!”) to zaczęła się jazda po Idze. Na zasadzie „huzia na Józia”. Iga okazała się pochyłym drzewem na które jeśli nie wszystkie, to wiele tenisowych kóz skacze - trawestując stare polskie przysłowie. Wtedy gdy media zachodnie zaczęły w nią walić, wytykać zachowanie na korcie, różni eksperci w różnych telewizjach cmokać, grymasić, krzywic się i potępiać - to wtedy polubiłem Igę. Przedtem: podziwiałem. Przedtem: byłem wdzięczny za kolosalną promocję Polski, bo przy całym szacunku dla mojego ukochanego żużla i dla mojej ukochanej siatkówki, sportem globalnym totalnie jest piłka nożna i właśnie tenis. Im bardziej na Igę polowano – tym bardziej się z nią utożsamiałem. Im bardziej rozrabiała na korcie, kłóciła się z sędzią, a nawet ze swoim sztabem szkoleniowym – tym bardziej emocjonalnie byłem za nią. Tak, robiła błędy. Tak, wychodziła poza tenisowe konwenanse. Tak, przeżywała spektakularną huśtawkę emocjonalną. Była w tym bardzo prawdziwa. Pokazała twarz człowieka z instynktem zwycięzcy w każdym meczu, nawet gdy strona sportowa zawodzi, a emocje targają. Przedtem była jak bohaterka słodkiego filmu o tenisowym cudownym dziecku, które w parę miesięcy podbija tenisowy świat, a świat mediów ma u stóp. Teraz, gdy okazało się, że spora część mediów zagranicznych, a i też niestety, niektóre krajowe, robią na dziewczynę polowanie z nagonką – to poczułem z Igą Świątek absolutną solidarność. Wiem, co czuje, bo sam szereg razy byłem obiektem medialnych linczy. A w nich nie chodzi o sprawiedliwą ocenę, tylko zabicie czy stłamszenie delikwenta.

Dlatego też cieszy mnie każde wyszarpane zwycięstwo naszej rodaczki - najlepszej tenisistki świata. Każdy pojedynek, w którym odwraca losy meczu. Każde wygrane spotkanie na korcie, gdzie traci, zjeżdża w dół, a potem goni, goni, dogania i wreszcie robi to, co tak kocha: wygrywa...
Iga Świątek przestała być bohaterką filmów dla grzecznych dzieci, które powinny zająć się tenisem, grzecznie i bezboleśnie wygrywać, kłaniać się na korcie i poza nim, rozsyłać uśmiechy i bon-moty na pomeczowych konferencjach prasowych oraz być postacią niczym z obrazka czy sztambucha miłych nastoletnich pensjonarek. Stała się wojowniczką, którą popełnia błędy, a czasem może gafy, której puszczają nerwy, którą miotają emocje niczym na huśtawce, która zapewne przeżywa  medialną krytykę i to przeżywa tym bardziej, że nie była do niej przyzwyczajona. Może już wie albo zaraz uświadomi to sobie i zrozumie, że trzeba na korcie robić swoje  (jak w życiu) i tak naprawdę mieć w nosie (mówiąc eufemistycznie, bo przecież można też powiedzieć inaczej) krytykę i krytyków. Iga chyba zrozumiała, że świat nie składa się tylko z jej fanów i że zawsze będzie istnieć banda, która będzie życzyła jej źle. Pojęła, że tłumy konkurentek, trenerów, dziennikarzy, telewizyjnych ekspertów (czasem pożal się Boże) będą jej źle życzyć i szczerze dopingować, ale żeby się potknęła. Tenisowy świat, tak jak w ogóle świat okazał się dla dziewczyny z Polski, z Mazowsza, z Raszyna brutalny - czego wcześniej, jako zagłaskiwane cudowne dziecko, pod medialnym kloszem i parasolem przyjaciół nie widziała.

Naprawdę wolę taką Igę Świątek, bo nie jest z kosmosu, tylko jest jedną z nas – ludzi sukcesu, którym jednak zdarzają się błędy i którymi targają emocje, a które zawsze – jako osoby publiczne - są w świetle jupiterów.

Iga Świątek, Polska. Jedna z nas, choć „Special One”, wyjątkowa. Prawdziwa. Targana także negatywnymi emocjami – tak po ludzku. Go, Iga, go!

*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (12.09.2022)


 

POLECANE
Waldemar Żurek wycofał projekty segregacji sędziów z Komisji Weneckiej. Bodnar: Opinia KW i tak powstanie z ostatniej chwili
Waldemar Żurek wycofał projekty "segregacji sędziów" z Komisji Weneckiej. Bodnar: Opinia KW i tak powstanie

"Żurek wycofał projekt ustawy o weryfikacji sędziów powołanych po 2018 , by ukryć jego niezgodność z Konstytucją i prawem UE – ale to nic nie da. Brak współpracy z Komisją Wenecką utrudni, ale nie zatrzyma procesu oceny" – pisze na platformie X sędzia Kamila Borszowska-Moszowska, komentując jedną z pierwszych decyzji nowego ministra sprawiedliwości, Waldemara Żurka. Podobne wątpliwości wobec decyzji Żurka wyraził były szef resortu, Adam Bodnar.

81 lat temu wybuchło Powstanie Warszawskie. Cześć i chwała Bohaterom! z ostatniej chwili
81 lat temu wybuchło Powstanie Warszawskie. Cześć i chwała Bohaterom!

1 sierpnia 1944 r. o godzinie 17.00 na mocy decyzji dowództwa Armii Krajowej w Warszawie rozpoczęło się Powstanie Warszawskie. Przez 63 dni trwała heroiczna i osamotniona walka z Niemcami. Celem była w pełni niepodległa Polska, wolna od niemieckiej okupacji i sowieckiej dominacji. Skutki były tragiczne; kosztowało życie 180 tys. cywilów i 18 tys. powstańców i skończyło się - na rozkaz Hitlera - wysiedleniem całej ludności i zburzeniem miasta.

Nawet 7 lat za transowanie dzieci tylko u nas
Nawet 7 lat za transowanie dzieci

W styczniu tego roku Trump zakazał transowania dzieci w USA. Niektóre szpitale jednak nadal oferują „zmiany płci” najmłodszym Amerykanom. Departament Sprawiedliwości wszczął więc przeciwko nim śledztwo, które dla wielu lekarzy eksperymentujących na dzieciach może skończyć się więzieniem. Ideologia gender kończy się wreszcie w Ameryce.

Lange vel Gontarczyk pozbawiona odznaczenia. Kwaśniewski zabrał głos z ostatniej chwili
Lange vel Gontarczyk pozbawiona odznaczenia. Kwaśniewski zabrał głos

29 lipca 2025 prezydent Andrzej Duda pozbawił Jolantę Małgorzatę Lange Srebrnego Krzyża Zasługi. – Rozumiem decyzję prezydenta Andrzeja Dudy. Jeżeli doszły do niego informacje, które nie były znane w momencie przyznawania odznaczenia, to ja to rozumiem – stwierdził były prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Obława w Małopolsce. Policja wydała komunikat z ostatniej chwili
Obława w Małopolsce. Policja wydała komunikat

Policja z Nowego Targu przeczesuje las koło Frydmana szukając 37-latka, który uciekł z domu po awanturze z rodzicami.

Komunikat dla mieszkańców Łodzi z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Łodzi

Skomplikowaną operację usunięcia ciosa przeszedł z powodzeniem słoń indyjski Taru z Orientarium Zoo Łódź. Na ekstrakcję zęba, uszkodzonego podczas przepychanek z dzielącymi z Taru wybieg starszymi słoniami Aleksandrem, Kyanem i Barnabą, przyjechali do Łodzi światowej klasy specjaliści.

Rosja i Ukraina muszą wynegocjować pokój. Trump podał datę z ostatniej chwili
"Rosja i Ukraina muszą wynegocjować pokój". Trump podał datę

– Prezydent Donald Trump jasno określił, że chce porozumienia pokojowego w Ukrainie do 8 sierpnia, bo w przeciwnym razie Stany Zjednoczone będą gotowe podjąć dodatkowe środki, by zapewnić pokój – oświadczył w czwartek w Radzie Bezpieczeństwa ONZ przedstawiciel USA John Kelley.

Ujawniono przyczynę śmierci Hulka Hogana z ostatniej chwili
Ujawniono przyczynę śmierci Hulka Hogana

W czwartek 24 lipca zmarł legendarny amerykański wrestler Hulk Hogan. 71-latek miał zawał, który nastąpił w wyniku nagłego zablokowania przepływu krwi do mięśnia sercowego, co spowodowało uszkodzenie tkanek – informuje serwis "Page Six".

Żurek zwalnia i zawiesza sędziów. Tusk grozi: To dopiero rozgrzewka z ostatniej chwili
Żurek zwalnia i zawiesza sędziów. Tusk grozi: To dopiero rozgrzewka

Nie wiem, skąd tyle wrzawy wokół działań ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. Przecież to dopiero rozgrzewka - napisał Donald Tusk na platformie X. Wcześniej nowy szef resortu sprawiedliwości poinformował o zawieszeniu 45 prezesów i wiceprezesów sądów.

Karol Nawrocki ujawnił nazwiska kolejnych współpracowników z ostatniej chwili
Karol Nawrocki ujawnił nazwiska kolejnych współpracowników

Prezydent elekt Karol Nawrocki poinformował w czwartek, że zakończył prace nad strukturą swojej kancelarii. Podał kolejne dwa nazwiska przyszłych współpracowników – będą to: polityk PiS Karol Rabenda oraz Mateusz Kotecki, dotychczas dyrektor Biura Kadr w IPN.

REKLAMA

Iga Świątek – jej zwycięstwa, jej wrogowie

Iga Świątek – jej zwycięstwa, jej wrogowie

Jaki jest ulubiony reżyser filmowy polskich siatkarzy? Po ćwierćfinale z USA – tym emocjonalnym rollercoasterze - podejrzewam, że Alfred Hitchcock. To on przecież mówił: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Żarty na bok. Takie zwycięstwa smakują najbardziej. Przypomnę, że przed cztery laty, na MŚ w Turynie, na finiszu turnieju też graliśmy z USA i też było 3:2. Miło zlać alianta! Wroga jeszcze lepiej, ale sojusznika tez fajnie.
Niskie ukłony dla panny Świątek. Teraz trzymam za nią kciuki jeszcze mocniej niż dotychczas. Powód jest prosty . W pierwszej połowie roku grała jak natchniona, wygrywała wszystko, była jak automat, jak bohater gry komputerowej „seryjny zabójca” i wszyscy nad nią „och, ach”, pełny zachwyt. Świat u stóp. Potem przyszedł Wimbledon i koniec najdłuższej tenisowej serii zwycięstw w XXI wieku (gdy chodzi o kobiety). Następnie porażka w Warszawie, u siebie, co Igę i nas bolało najbardziej, wręcz fizycznie. Potem kolejnych parę niespodziewanych porażek. Okazało się, że Iga nie jest cyborgiem, nie jest tenisowym „Rambo”, że jest człowiekiem, a nie kimś z innej planety. Zaczął się czas, kiedy Iga przestała demolować, a zwycięstwa musiała wyrywać z gardła przeciwniczkom. Zaczęły się jej emocje na korcie. Zobaczyliśmy je – my, Polacy, fani, przyjaciele, ale też wrogowie, którzy po cichu mówili albo głośno myśleli „skuś baba na dziada” i życzyli jej źle. I gdy Iga pokazała, że obok tego, że jest wielkim zwycięskim sportowcem, jest też dziewczyną, kobietą pełną emocji na korcie, zachowującą się czasem niestandardowo, za wszelką cenę chcącą wygrać (proszę podkreślić i zapamiętać „za wszelką cenę!”) to zaczęła się jazda po Idze. Na zasadzie „huzia na Józia”. Iga okazała się pochyłym drzewem na które jeśli nie wszystkie, to wiele tenisowych kóz skacze - trawestując stare polskie przysłowie. Wtedy gdy media zachodnie zaczęły w nią walić, wytykać zachowanie na korcie, różni eksperci w różnych telewizjach cmokać, grymasić, krzywic się i potępiać - to wtedy polubiłem Igę. Przedtem: podziwiałem. Przedtem: byłem wdzięczny za kolosalną promocję Polski, bo przy całym szacunku dla mojego ukochanego żużla i dla mojej ukochanej siatkówki, sportem globalnym totalnie jest piłka nożna i właśnie tenis. Im bardziej na Igę polowano – tym bardziej się z nią utożsamiałem. Im bardziej rozrabiała na korcie, kłóciła się z sędzią, a nawet ze swoim sztabem szkoleniowym – tym bardziej emocjonalnie byłem za nią. Tak, robiła błędy. Tak, wychodziła poza tenisowe konwenanse. Tak, przeżywała spektakularną huśtawkę emocjonalną. Była w tym bardzo prawdziwa. Pokazała twarz człowieka z instynktem zwycięzcy w każdym meczu, nawet gdy strona sportowa zawodzi, a emocje targają. Przedtem była jak bohaterka słodkiego filmu o tenisowym cudownym dziecku, które w parę miesięcy podbija tenisowy świat, a świat mediów ma u stóp. Teraz, gdy okazało się, że spora część mediów zagranicznych, a i też niestety, niektóre krajowe, robią na dziewczynę polowanie z nagonką – to poczułem z Igą Świątek absolutną solidarność. Wiem, co czuje, bo sam szereg razy byłem obiektem medialnych linczy. A w nich nie chodzi o sprawiedliwą ocenę, tylko zabicie czy stłamszenie delikwenta.

Dlatego też cieszy mnie każde wyszarpane zwycięstwo naszej rodaczki - najlepszej tenisistki świata. Każdy pojedynek, w którym odwraca losy meczu. Każde wygrane spotkanie na korcie, gdzie traci, zjeżdża w dół, a potem goni, goni, dogania i wreszcie robi to, co tak kocha: wygrywa...
Iga Świątek przestała być bohaterką filmów dla grzecznych dzieci, które powinny zająć się tenisem, grzecznie i bezboleśnie wygrywać, kłaniać się na korcie i poza nim, rozsyłać uśmiechy i bon-moty na pomeczowych konferencjach prasowych oraz być postacią niczym z obrazka czy sztambucha miłych nastoletnich pensjonarek. Stała się wojowniczką, którą popełnia błędy, a czasem może gafy, której puszczają nerwy, którą miotają emocje niczym na huśtawce, która zapewne przeżywa  medialną krytykę i to przeżywa tym bardziej, że nie była do niej przyzwyczajona. Może już wie albo zaraz uświadomi to sobie i zrozumie, że trzeba na korcie robić swoje  (jak w życiu) i tak naprawdę mieć w nosie (mówiąc eufemistycznie, bo przecież można też powiedzieć inaczej) krytykę i krytyków. Iga chyba zrozumiała, że świat nie składa się tylko z jej fanów i że zawsze będzie istnieć banda, która będzie życzyła jej źle. Pojęła, że tłumy konkurentek, trenerów, dziennikarzy, telewizyjnych ekspertów (czasem pożal się Boże) będą jej źle życzyć i szczerze dopingować, ale żeby się potknęła. Tenisowy świat, tak jak w ogóle świat okazał się dla dziewczyny z Polski, z Mazowsza, z Raszyna brutalny - czego wcześniej, jako zagłaskiwane cudowne dziecko, pod medialnym kloszem i parasolem przyjaciół nie widziała.

Naprawdę wolę taką Igę Świątek, bo nie jest z kosmosu, tylko jest jedną z nas – ludzi sukcesu, którym jednak zdarzają się błędy i którymi targają emocje, a które zawsze – jako osoby publiczne - są w świetle jupiterów.

Iga Świątek, Polska. Jedna z nas, choć „Special One”, wyjątkowa. Prawdziwa. Targana także negatywnymi emocjami – tak po ludzku. Go, Iga, go!

*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (12.09.2022)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe