[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Putin ściga się z czasem. Europejscy przyjaciele pomagają jak mogą
Tak naprawdę to już jest od dłuższego czasu wojna pozycyjna. Nie tylko ta militarna, na Ukrainie. Gdy do Putina dotarło w końcu, że jego ulubieniec (wszak niejedną godzinę przegadali we dwóch w głębi syberyjskiej tajgi) Szojgu to bajkopisarz, a nie minister obrony realista, i że rosyjska armia, tak wychwalana w ostatnich latach, także przez pseudoekspertów na Zachodzie, nie pokona Ukrainy, zapadła decyzja o zmianie strategii. Czego sygnałem było zresztą zabicie córki Dugina – Kreml za pomocą służb zdyscyplinował krzykaczy z kręgów nacjonalistycznych, którzy za mocno jak widać zapędzili się w krytyce „zbyt miękkiej” polityki Putina i jego generałów wobec Ukrainy. Jeśli ktoś jeszcze jakiś czas temu spekulował o możliwości użycia broni atomowej, oczywiście w wymiarze taktycznym, przez Rosję, to dziś nie powinien mieć raczej wątpliwości, że Putin nie pójdzie na wojnę totalną. Wbrew pozorom, Moskwa wcale nie chce tak zupełnie spalić mostów z Zachodem, a dokładniej jego częścią, głównie Niemcami i Francją. Tym bardziej, że Putin widzi, iż nawet gazowe przeczołganie Berlina nie otrzeźwiło Niemców.
Europejscy przyjaciele
Niemcy, Francja i parę innych krajów (jak też eurokraci z Brukseli) de facto pomagają rosyjskiemu reżimowi, sprzeciwiając się pełnemu zakazowi wydawania wiz turystycznych obywatelom FR. Zamknięcie granic Europy dla Rosjan mocniej by ich zabolało, niż jakieś sankcje ekonomiczne, o których słyszą jedynie w telewizji. Jakże to? Bez wakacji na Lazurowym Wybrzeżu i w Szwajcarii (dla tych lepiej sytuowanych), czy też w Grecji, Bułgarii, na Cyprze (dla tych biedniejszych)? W końcu wielu z nich zaczęłoby wyciągać wnioski i wiązać to z wojenną awanturą na Ukrainie – również jak dotąd głównie im znaną z telewizji.
Dlatego też zresztą Putin jak diabeł święconej wody unika ogłoszenia powszechnej mobilizacji. Wciąż sięga po środki zastępcze, ostatnio formowanie jednostek „regionalnych”. Woli płacić sowity żołd niż wcielać do wojska siłą. Pieniędzy póki co Kremlowi nie brakuje, a o poparcie społeczne dbać należy. Zresztą z tego powodu nie ma co już myśleć o większych zdobyczach terytorialnych na Ukrainie, raczej o utrzymaniu tego, co już jest. Szczególnie, że choćby pod względem uzbrojenia, sytuacja stopniowo zmienia się na niekorzyść Rosji.
Kluczowy dla Rosji moment
Stąd można zakładać następujący scenariusz działań Moskwy. Po pierwsze, postarać się utrzymać zajęte tereny na południu Ukrainy i jeszcze może coś uszczknąć w Donbasie. Ale to będzie kilka ciężkich tygodni. Tutaj nie można pozwolić sobie na spektakularne porażki, bo to zasieje wątpliwości w głowach europejskich sojuszników. Później bowiem przyjdą jesienne roztopy. I wtedy przechodzimy do punktu drugiego. Sezon grzewczy w Europie, kilka kluczowych miesięcy dla losów tej wojny. Rosja może liczyć na to, że zmarznięci Niemcy czy Holendrzy jeszcze głośniej będą mówić o konieczności zatrzymania działań wojennych. O rozejmie, którego warunki przygotuje rzecz jasna Moskwa. Tak by zyskać czas na nabranie sił, być może częściowe odblokowanie gospodarki, aby za czas jakiś znów uderzyć. Ale już bez takich katastrofalnych wpadek, jak wiosną tego roku. Należy mieć tylko nadzieję, że jednak niechęć Europejczyków do obniżenia poziomu życia z powodu horrendalnych rachunków za energię i ciepło oraz ograniczeń w ich dostawie – nawet na krótki okres – nie wpłynie na polityczne decyzje liderów Zachodu.