Ekspert zapowiada konflikt zbrojny Ukraina-Rosja. „Musi dojść do przesilenia”

Kryzys na linii Rosja-Ukraina
„Nadchodzący rok zapewne przyniesie jakiś przełom w kryzysie na linii Rosja - Ukraina. Tli się on od 2014 roku i do jakiegoś przesilenia musi dojść. Pytaniem jest czy będzie to najpierw przesilenie dyplomatyczne, a następnie konflikt zbrojny, czy odwrotnie. Pozycja Rosji została dokładnie wskazana, bo wcześniej była tylko dorozumiana, pojawiała się tylko w analizach, a teraz została wyraźnie przedstawiona. Rosja domaga się gwarancji Zachodu, jakiegoś rodzaju układu, umowy, twardego prawa międzynarodowego, które zagwarantuje, że Ukraina nie zostanie zintegrowana ze strukturami NATO i zapewne Unii Europejskiej. Tym, co jest dla nas bardziej niepokojące jest to, że Kreml chce również, by zachodnie państwa Paktu Północnoatlantyckiego zobowiązały się do nierozmieszczania w państwach graniczących z Rosją, czyli państwach bałtyckich i Polski, określonych typów broni. Nie wiemy jakiego rodzaju ma to być broń, ale zapewne chodzi o bardziej zaawansowany arsenał” - tłumaczył Gość Poranka.
„Dochodzi do wycofywania się Stanów Zjednoczonych z różnych teatrów konfliktów, czy stref wpływów, jakbyśmy mieli do czynienia z permanentnym odwrotem. Począwszy od wycofania się Trumpa z sojuszu z Kurdami, do kompromitującego wycofania się z Afganistanu. Już Obama groził Rosji sankcjami, jeżeli ta cokolwiek zrobi z Ukrainą. Dwa tygodnie później Rosja zajęła Krym. Nałożone sankcje niespecjalnie Kreml bolą. Pokazuje to, że Ukraina jest testem wiarygodności USA. Jeżeli ugną się pod rosyjskim dyktatem, to pokaże, że wystarczy potrząsnąć szabelką, żeby się wycofali. Jest to też informacja dla Chin. Jeżeli Stany nie będą interweniować przy agresji, czy zajęciu części Ukrainy, to nie będą chciały również ginąć za Tajwan. Jeśli nie ugną się przed tym dyktatem i zaczną dostarczać zaawansowaną broń na Ukrainę (chwilowo dostawy mają charakter symboliczny) (...) Rosja będzie miała mało czasu by zainterweniować zbrojnie, ponieważ później Ukraina będzie zbyt dobrze uzbrojona. Z każdym dniem będą rosły koszty takiej interwencji” - mówił ekspert.
„Społeczeństwo amerykańskie ma dosyć inwestowania w konflikty, które są nie do wygrania. Ma dość śmierci żołnierzy, utrzymywania wojsk, braku perspektyw i pomysłu na ich zakończenie. Stany są w stanie prowadzić wielką wojnę, tylko pod warunkiem, że zakończy się ona jakimś sukcesem. Donald Trump stwierdził, że amerykańska armia powinna przede wszystkim bronić Stanów Zjednoczonych, a po drugie jeśli już pomagać sojusznikom, to tylko takim, którzy rokują na przyszłość i przejmą w pewnym momencie obowiązek swojej obrony. Ten sposób myślenia warunkuje amerykańskich polityków” - komentował doktor Szewko.
Relacje Izraela z Iranem
„Izrael jest zdolny do ataku na Iran. Problemem jest to, że Iran odpowie atakiem nie tylko na Izrael, ale również na bazy amerykańskie wszędzie tam, gdzie się znajdują, a jest ich tam bardzo dużo i nie są dobrze chronione. Iran jest również zdolny do ataku na sojuszników amerykańskich, takich jak Arabia Saudyjska. Może też zablokować cieśninę Ormuz. To nie jest pierwszy raz, gdy Izrael chce zaatakować Iran, ale powstrzymują go Stany Zjednoczone, tłumacząc, że będzie on walczył sam. Izrael nie jest w stanie prowadzić takiej wojny samodzielnie. Nie zajmie terytorium Iranu. Może co najwyżej go zbombardować, a Iran wystrzeli tysiące rakiet z terytorium Libanu, czy Gazy. Upośledzi to, albo uszkodzi systemy antyrakietowe. Izrael jest też uzależniony od dostaw rakiet i broni, bo nie posiada tak sprawnego przemysłu zbrojeniowego, by wystarczająco sprawnie uzupełniać zapasy, szczególnie pod bombardowaniem” - powiedział rozmówca Marcina Fijołka.