[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Alkoholowa samotność
![[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Alkoholowa samotność](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16248150551d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b37246d21ac79674123606ca94f87a1ba108.jpg)
Thomas Vinterberg nakręcił film zabawny, a jednocześnie głęboki. To - najkrócej rzecz ujmując - historia czterech nauczycieli, którzy by dodać sobie odwagi, przywrócić odwagę młodości i odbudować relacje zaczynają wspomagać się alkoholem. Oczywiście pod kontrolą i w imię eksperymentu. Tyle, że ten wymyka się spod kontroli i zaczyna się opadanie.
Jestem akurat w wieku owych panów, ale we mnie ten film obudził inne wspomnienia. Doskonale pamiętam, jako jeden z niepijących, jak staczali się moi znajomi jeszcze z podstawówki (a chodziłem do szkoły na warszawską Pragę), jak licealni geniusze pogrążali się w piciu, i jak ich alkoholowa towarzyskość, gdy ktoś obserwował ją z boku okazywała się pustkę, ględzeniem o niczym i zwyczajną głupotą. Widziałem złamane przez alkohol życiorysy i rozpadające się małżeństwa, o skrzywdzonych dzieciach nie wspominając. I wszystkie te wspomnienia wróciły, gdy patrzyłem na Martina, świetnie zagranego przez Madsa Mikkelsena. A potem przypomniały mi się spotkania z przyjaciółmi i znajomymi z teraz, którzy - jak on zestawiają rzeczywistość z młodzieńczymi planami i… piją, by wyrwać się z pustki.
Ten film boleśnie uświadamia, że nie ma drogi na skróty w budowaniu relacji, że nie da się wrócić do przeszłości, i że alkohol - nawet jeśli zdaje się, że pomaga (a czasem na krótko pomaga rzeczywiści) w istocie jedynie niszczy. Thomas Vinterberg zaproponował nam także bolesną, laicką przypowieść o grzechu, który dopada nas w miejscu braku, który jest odpowiedzią na potrzebę (czasem nieuświadomioną), i który - początkowo - daje nadzieję, radość, napędza, by potem strącić nas na dno. Ten grzech jest atrakcyjny, zdaje się budować, a potem… niszczy. W laickim języku wyrażona została prawda Ewangelii, prawda konfesjonału.
Jest w tym filmie także świadomość, jak droga każdego z nas jest inna, jak nie wolno się porównywać, i jak to co jednego zniszczy, innego może tylko poturbować, ale pozostawić mu wybór. I nie chodzi tylko o odmienną długość uzależnienia, ale także o zupełnie inne problemy i grzechy. Jest to także film o samotności. Tak bolesnej, tak niszczącej, bo dokonującej się w domu, wśród przyjaciół. Dialogi małżeńskie w tym filmie mogą postawić także nam wiele istotnych pytań.
Czy jest w tym filmie nadzieja? To dobre pytanie. Jest moment, gdy wydaje się, że ofiara jednych przywraca nadzieję innym, że istnieje szansa na odbudowę miłości. Ale dość szybko Vinterberg przekreśla ją (a może się mylę) gestem skoku w zabawę, który jest skokiem w otchłań. Pustka zabawy, zimna samotność pośród innych, niemożność odwrócenia czasu i wreszcie alkoholowa kultura, która markuje dojrzałość, by zostawić emocjonalną nicość - to przestrzeń tego filmu. Niewiele po nim zostaje nadziei, bo nawet ta, która się pojawia znika.
A mimo to warto na ten film pójść. Jego groza, smutek, ból rodzi pytania, z którymi warto się mierzyć.