[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Co ma zamaskować mit "homofobicznej Polski"?
Dla niektórych raport ILGA będzie nowością. Dla mnie nie jest, bo czytam go już trzeci raz. Tym razem nie budzi on we mnie nawet zdziwienia, bo z pamięci mogę cytować jego słabe, absurdalne strony. Tak dzisiaj, jak i trzy lata temu, raport jest pełen niedorzecznych oczekiwań i ideologicznych założeń. Tak wtedy, jak i dziś, nie mierzy homofobii, a stopień, w jakim dany kraj wykazuje się „tęczowym socjalizmem”. I tak jak wtedy, za pierwszym razem, jak i w tym roku... jest zwyczajnie nudny. To – paradoksalnie – jego najsilniejsza broń, bo nikomu nie chce się go czytać. Wszyscy – szczególnie ci już przekonani – patrzą na gotowy wynik, ślepo go akceptując.
Ja szczerze zachęcam każdego do zapoznania się z oryginalnymi zasadami, podług których ten gniot powstaje, a tym, którzy nie mają ochoty nabijać kliknięć na stronie autorów tej tęczowej niedorzeczności, postaram się jego błędy wyjaśnić w tym tekście.
Nikt nie jest prorokiem w swoim kraju
ILGA jest międzynarodowym, lewicowym BORGiem zrzeszającym organizacje LGBT z ponad 140 krajów. ILGA sponsorowana jest prywatnie oraz m.in. przez Unię Europejską. Jak więc przystało na takiego międzynarodowego molocha, ILGA sama sobie niczym rąk nie brudzi – raporty na poziomie krajowym sporządzają pozarządowe orgi z danego kraju.
I tutaj widzimy pierwszy problem: opinię o Polsce wydały Kampania Przeciw Homofobii i Trans-Fuzja. Ta druga to organizacja kompletnie oszalała na punkcie ideologii gender, wspierająca między innymi pomysł, że istnieją „transseksualne dzieci”. A ta pierwsza, KPH, propagowała przez miesiące całkowicie sfabrykowaną historię zaburzonej anarcho-komunistki ze StopBzdurom o wepchnięciu pod tramwaj.
Jeżeli ktoś uważa więc, że ideolodzy promujący krzywdzenie dzieci i kłamstwa agresywnych działaczy z szemranych kolektywów, napiszą o Polsce dobre słowo, ten ktoś... jest naiwny.
Jak działa raport
Wynik Polski jest alarmujący! Konsekwentnie oddalamy się od krajów UE w kierunku Rosji, Białorusi i Armenii - krajów o najbardziej homo- i transfobicznym prawodawstwie w Europie – histeryzują więc KPH i Trans-Fuzja. Każdy, kto jednak przyjrzał się rankingowi, zrozumie, że powodów do paniki nie ma, bo ranking działa co najmniej dziwnie. A jak działa?
W rankingu ILGA każdy kraj może zdobyć 100 punktów, lub - jak kto woli - 100%. Punkty przyznawane są w tzn. 6 kategoriach "praw człowieka" (można by spierać się tutaj długo, czy samo nazywanie tych kategorii "prawami człowieka" jest poprawne):
➡️- equality/równość
➡️- family/rodzina
➡️- hate crime and hate speech/zbrodnie z nienawiści i mowa nienawiści
➡️- legal gender recognition and bodily integrity/prawne uznanie dżenderu (płci? Tożsamości płciowej? Ani polskie prawo, ani polski język nie znają nic ponad "zwykłą płeć") i integralności cielesnej
➡️- civil society space/publiczna przestrzeń prawa
➡️- asylum/azyl
Każda kategoria podzielona jest na podkategorie-zagadnienia. Zagadnienie (kraj) otrzymuje punkt, jeżeli jego warunek jest wyraźnie i dosłownie spełniony przez prawo danego kraju. Co jednak oznacza „wyraźne i dosłowne spełniony” - tu już jasności nie ma.
Dla przykładu: ILGA nie przyznaje punktu, jeżeli w danym kraju były próby blokowania demonstracji LGBT; demonstracje mogą być jednak czasowo blokowane ze względu na samowolę lokalnych władz, błędy organizacyjne i niejasności prawne. Te same demonstracje mogą być później wspierane na szczeblu państwowym. Co w takim razie robi ILGA? Nie wiemy!
Inny przykład: ILGA zdaje się również nie przyznawać punktów w sytuacji, gdy demonstracje LGBT nie otrzymały "dostatecznej ochrony", sama "dostateczna ochrona" nie jest jednak jasnym określeniem.
Kategorie: równość, wolność, biurokracja
Spójrzmy teraz na główne kategorie i podpunkty rankingu. Jeżeli przyjrzymy się podpunktom - wybrałem tutaj te najciekawsze - zobaczymy, że ranking ma niewiele wspólnego z badaniem homofobii.
Prawdopodobnie najbardziej biurokratyczną kategorią rankingu jest „równość”. Aby dostać pełną liczbę punktów w tym zakresie, kraj musi np. posiadać konstytucję, która DOSŁOWNIE (explicit) zabrania dyskryminacji ze względów na orientację seksualną; NIE liczy się zabranianie wszelkiej dyskryminacji. Musi być to zakaz dyskryminacji ze względu na płciowość. Polska Konstytucja zabrania każdej dyskryminacji. Jaki jest sens wprowadzać podkategorie, skoro nie można bezprawnie gorzej traktować nikogo? Tego już ILGA nie tłumaczy.
Podobnie biurokratycznym podzagadnieniem jest ten o edukacji. Tutaj państwo dostaje punkt, gdy jego ustawy decydujące o kształceniu dzieci i młodzieży wyraźnie zabraniają dyskryminacji gejów i lesbijek. Tak samo jest w przypadku lecznictwa: punkt dostaje każdy kraj z ustawami zakazującymi lekarzom dyskryminacji ze względu na orientację.
W Polsce lekarze i nauczyciele nie mogą dyskryminować Ormian, Azjatów, płaskoziemców, naukowców, ani... gejów. Bo nie wolno dyskryminować wcale. Ponownie: jaki jest więc sens wprowadzania podkategorii? Tutaj ILGA milczy.
Rodzina, zmyślona płeć, zmyślona przemoc
Jeżeli ktoś nadal myśli, że raport ILGA bada homofobię, ten najpóźniej teraz powinien zmienić zdanie: w dalszych kategoriach jest bowiem jeszcze ciekawiej.
By kraj otrzymał tutaj 1 punkt – czytamy w kategorii o rodzinie - proces in vitro musi być w pełni legalny i dostępny. Co w takim razie z krajami, które uznają obywatelstwo człowieka od poczęcia? Proces in vitro jest związany z masową śmiercią zygot. Czy kraj, który nie zezwala na in vitro jest więc per se homofobiczny, bo utrudnia parom lesbijskim korzystanie ze sztucznego zapłodnienia? Tego ILGA już nie tłumaczy.
Dalej: punkt otrzymuje kraj, w którym dziecko może mieć prawnie dwóch ojców, np. gdy biologiczna matka postanowiła przejść proces „zmiany/dopasowania płci”. Płeć przestaje mieć więc jakiekolwiek ugruntowanie biologiczne – ILGA przyznaje punkty, gdy można mieć w dowodzie, że „osobą rodzącą był ojciec”.
Jeszcze dalej: ILGA przyznaje punkt, jeżeli karane są już same słowa, nie tylko czyny, bo ILGA punktuje dodatnio kryminalizację tzn. mowy nienawiści. Jakie są jej granice? No, takie, jak ustalą sobie tęczowi aktywiści!
Gender w prawie
Końcówka regulaminu raportu ILGA to już czysty absurd. Kraj dostaje punkt, gdy nie ma żadnego (!) limitu wiekowego dla prawnej zmiany płci dla dziecka. Mamy więc przedszkolaki, które decydują, czy będą chłopcem, czy dziewczynką.
Kraj traci punkt, jeżeli nie posiada państwowych programów walki z nienawiścią wobec osób urodzonych z aberracjami chromosomalnymi narządów płciowych/układu rozrodczego. Jeżeli więc rząd nie wydaje państwowych pieniędzy na tłumaczenie obywatelom, że obojnactwo istnieje i nie jest niemoralne (czy ktokolwiek naprawdę boi się i nienawidzi osób cierpiących na obojnactwo?), to tęczowy BORG odbiera państwu punkt. Kraj jednak dostaje punkt, gdy preferuje gejów i lesbijki jako azylantów. Bo wszyscy są równi, ale niektórzy równiejsi!
Prawdziwa homofobia
Trudno jest więc brać na poważnie raport ILGA, tak szumnie celebrowany w lewicowych mediach. Tymczasem, prawdziwa homofobia – użyjmy tutaj, z braku lepszego określenia, tego słowa – istnieje i jest mierzalna. Mierzalna sensownie, obiektywnie, bez ideologii.
Jeżeli geje są bici, bo są gejami – to jest to homofobia. Jeżeli lesbijki atakowane są w drodze do domu w busie – to jest homofobia. Jeżeli państwo aktywnie prześladuje swoich obywateli za ich niestandardową orientację – wtedy można mówić o homofobii.
Dlaczego więc ILGA nie mierzy homofobii w swoim rankingu w ten sposób? Czy dlatego, że blado wypadłyby wtedy pewne kraje, gdzie pełno jest imigrantów gwałcących lesbijki w ramach „leczenia i naprawy”? Czy dlatego, że gdy spojrzymy na realną przemoc wobec gejów, dajmy na to w Niemczech (Berlin, 2019r.: 559 ataków, wzrost o 32% w stosunku do 2018r.), to Polska wypada lepiej, niż jej zachodni sąsiedzi? Być może nigdy się nie dowiemy, a już na pewno nie dowiemy się tego z raportu ILGA.