Nasze Zmartwychwstania: Henryk Krzosek: Bóg znalazł mnie na ulicy
Henryk Krzosek nie miał udanego dzieciństwa i nie odnosił samych sukcesów. Jego ojciec był nałogowym alkoholikiem, awanturnikiem. Głową rodziny była matka, która ciężko pracując, starała się utrzymać trójkę dzieci. Henryk bał się panicznie powrotów ojca do domu. To wiązało się z awanturami, przemocą. Kiedy podrósł, wolał spędzać noce na klatkach schodowych. Wychowywała go ulica. Sytuacja rodzinna rzutowała na jego wyniki w szkole. Piątą klasę powtarzał aż trzy razy. Pewnego dnia nauczyciel powiedział mu „Heniek, z ciebie nic nigdy nie będzie”. Wyrzucił wtedy książki i przerwał naukę. Został wykorzystany seksualnie przez obcego mężczyznę, zetknął się z przestępczym światkiem, który bardzo mu zaimponował. Był pełen podziwu dla odwagi i sprytu młodych złodziejaszków. Pragnął być jednym z nich. Udało się, ale przypłacił to więzieniem. Za kratkami spędził siedem lat. Przynajmniej dokończył tam szkołę podstawową. W więzieniu również szukał akceptacji. Chcąc się przypodobać współwięźniom, robił wszystko to, czego regulamin więzienny zabrania. Jako wyraz odwagi i męskości wytatuował sobie słowa: „Urodziłem się po to, by tworzyć piekło na ziemi”.
#NOWA_STRONA#
Złudne lekarstwo
Po wyjściu z więzienia Henryk postanowił wszystko zacząć od nowa. Poznał wspaniałą dziewczynę, założył rodzinę. Sielanka nie trwała długo. Kiedy urodził się im pierwszy syn, Henryk zdał sobie sprawę, że nie potrafi naprawdę zatroszczyć się o żonę i dziecko. Każdy problem urastał do rangi ogromnego. Obowiązki głowy rodziny go przytłoczyły. Zaczął coraz częściej sięgać po alkohol, a czas spędzony z rodziną zamieniał na towarzystwo kolegów. Alkohol był złotym lekarstwem na kłopoty, a jednocześnie coraz bardziej rozwalał mu rodzinę. Kiedy urodził się mu drugi syn, postanowił znów wziąć się w garść. Jego teść mieszkał w Niemczech, więc pojawiła się wizja wyjazdu na Zachód. Ta myśl owładnęła nim całkowicie. Widział bogactwo, mieszkanie, samochód. Pierwsza wyjechała żona z synem. On z drugim pojechał siedem miesięcy później. W Hamburgu okazało się, że nie ma już rodziny. Postanowili z żoną się rozstać. Był w obcym kraju, nie znał języka, nie miał pracy i miejsca do spania. Wylądował w ośrodku dla przesiedleńców. Tam spotkał ludzi o podobnych upodobaniach. I znów alkohol zawładnął jego życiem. Z każdym dniem staczał się coraz bardziej. Przez moment postanowił zawalczyć jeszcze o siebie. Dostawał zasiłek dla bezrobotnych, więc udało się wynająć samodzielny pokój. Miał rozpocząć nowe życie. Ale alkoholowy bożek wziął nad nim pełną kontrolę.
Pił coraz więcej, roztrwaniał i tak niewielkie pieniądze. Pewnej nocy nie mógł dostać się do swojego pokoju – klucz nie pasował do zamka. Wymieniono go, bo nie płacił za pokój. Wiedział, że za kilka dni dostanie od listonosza zasiłek, więc nocował u znajomych. Pieniędzy nigdy nie dostał. Znajomi pozamykali przed nim drzwi. Znów został sam i uwierzył w słowa swojego dawnego nauczyciela.
#NOWA_STRONA#
Tylko ulica
Jedyne co mu zostało, to życie na ulicy. Chodził bez celu. Brudny, cuchnący, samotny i pragnący jedynie upić się tułał się od śmietnika do garażów podziemnych czy parków. Zaczął kraść alkohol w sklepach, przez co szybko poznała go niemiecka policja. Zresztą Henryk chciał znowu trafić do więzienia. Kradł tak, aby być przyłapanym. Pewnego razu z butelką kradzionego alkoholu przyszedł na posterunek. Miał nadzieję, że teraz go już zamkną, lecz policjanci wyrzucili go z komisariatu razem z ukradzioną wódką. Z każdym dniem czuł się coraz bardziej niepotrzebny. Postanowił popełnić samobójstwo. W zakończeniu i tak marnego życia widział najlepsze rozwiązanie.
#NOWA_STRONA#
Ludzie „od Jezuska”
W dniu, kiedy postanowił ze sobą skończyć, dotarł do stołówki dla osób bezdomnych. Przy sobie miał sznur, na którym miał się powiesić. Na ścianie zobaczył plakat z napisem w języku polskim „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna Jednorodzonego dał, by każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale życie wieczne miał”. Przez 38 lat Bóg nigdy nie istniał w życiu Heńka. Cytat z Pisma Świętego zasiał w nim pewne wątpliwości. – Wyrok na siebie wydałem, narzędzie zbrodni miałem przy sobie, a tu nagle zastanawiam się „a jeśli Bóg istnieje? ”, „a jeśli to On mnie kocha, a przecież zaraz ma mnie nie być…” – mówi. Wtedy pijany, ze sznurem za paskiem po raz pierwszy pomyślał o Bogu. Nie był w stanie iść po talerz zupy, dlatego kobieta z obsługi przyniosła mu ją. Patrząc na niego, powiedziała: „Heniek, tylko Bóg może ci pomóc”. Kobieta ze stołówki podarowała Henrykowi małe wydanie Nowego Testamentu w języku polskim. Twierdziła, że to mu pomoże. I Heniek przez kilkanaście dni siadał na ławce w parku i czytał. Upijał się i znów czytał. Został zaproszony na spotkanie ewangelizacyjne organizowane na świeżym powietrzu dla narkomanów, osób bezdomnych i alkoholików. Poszedł, usiadł w oddali i gorliwie zaczął prosić Boga, aby mu pomógł, aby go uleczył. Po modlitwie ukradł alkohol, napił się i wrócił do swojego śmietnika na nocleg. Rano wstał odmieniony. Nie czuł potrzeby picia, co więcej nie trzęsły mu się ręce. – Wtedy powiedziałem: „Boże, jeśli sprawiłeś, że nie mam ochoty napić się z kolegami, to spraw, abym nie palił papierosów”. Od tamtego dnia minęło 25 lat, jak nie palę – dodaje.
#NOWA_STRONA#
Proście, a otrzymacie
Zerwał z alkoholem, ale w dalszym ciągu spał w śmietniku. W Nowym Testamencie przeczytał fragment Ewangelii według św. Mateusza: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam”. Zaczął prosić o dach nad głową. Kilka dni później proboszcz jednej z parafii zaoferował Henrykowi pokój w domu parafialnym. O pracę także poprosił i dostał… pracę w sklepie, z którego nie tak dawno kradł alkohol. – Przez lata pragnąłem być kochany i zaakceptowany. To wszystko dał mi Pan Bóg. Doświadczyłem namacalnie tej Jego miłości, która mnie odmieniła.
Pan z telewizji
Zaczął innym opowiadać o swojej przemianie i tak rozpoczęła się jego droga ewangelizacyjna, która trwa do dzisiaj. Z Dobrą Nowiną zaczął docierać do osób samotnych, bezdomnych, tych wszystkich, którzy znajdują się na marginesie. O jego historii robiło się coraz głośniej. Po dwudziestu latach wrócił do Polski, gdzie nic na niego nie czekało. Zainteresowała się nim telewizyjna Dwójka. Otrzymał propozycję nagrania jednego odcinka „Słowa na niedzielę”. Razem z ekipą chodził po parkach, stołówkach dla bezdomnych i zaułkach, gdzie się oni chowają. Razem z nimi modlił się i rozmawiał. Program na tyle się spodobał, że w sumie nagrał ponad sto odcinków. Musiał pisać scenariusze i organizować pracę. Z czasem poprawiły się jego relacje z rodziną. Była żona i synowie uwierzyli, że nie udaje swojej przemiany. Dzisiaj mają ze sobą dobry kontakt. – Bóg udowodnił, że dzięki Niemu możemy wszystko – mówi dziś Henryk.
Izabela Kozłowska
Cały artykuł znajduje się w numerze "TS" (15/2017) dostępnym także w wersji cyfrowej TUTAJ.