[Tylko u nas] Krysiak: "Prawna definicja płci nie ma naukowych podstaw" czyli nowa biblia Julek i Oskarków

Ile palców ma człowiek u ręki? Pięć – odpowie każdy. Ile palców u ręki? Pięć, choć zdarzają się anomalie, np. polidaktylia, która występuje u 1 na 1000 osób i objawia się dodatkowym palcem, lub zmutowanym przyrostem na dłoni – odpowie naukowiec. Ile palców ma człowiek u ręki? Nie da się tego stwierdzić! To pytanie to dyskryminacja! - odpowiedzą eksperci z Nature, do niedawna niezaprzeczalnie najbardziej prestiżowego naukowego żurnalu na świecie. Takie oczekiwania można przynajmniej mieć przeczytawszy edytorial, jaki opublikowało Nature, w którym nieznani naukowcy (?) twierdzą, że nie da się żadnym sposobem określić, jakiej ktoś jest płci. A poza tym, to płeć nie istenieje!
julka [Tylko u nas] Krysiak:
julka / Pixabay.com

„Rządowa propozycja, by prawnie zdefiniować płeć, nie ma naukowych podstaw” - taki tytuł nosi opublikowany w 2018r. roku edytorialny artykuł najsławniejszego magazynu naukowego świata. Nie jest to publikacja typu peer-reviewed, czyli skontrolowana i zaaprobowana przez niezależnych ekspertów i jako taka nie ma ona oficjalnie znaczenia jako fachowe źródło. Trzy lata to też – szczególnie w świecie mediów – wieczność, mogłoby się zdawać. Dlaczego więc teraz o tym pisać?

Dlatego, bo z (trudno powiedzieć, czy demokratycznym) przejęciem rządowych sterów przez Bidena zmienia się kierunek rozwoju USA, nadal najpotężniejszego państwa świata. Nowy prezydent już de facto zaczął odwracać decyzje Trumpa, m.in. zakaz finansowania z pieniędzy publicznych operacji plastycznych dla transseksualistów służących w wojsku, artykuł Nature jest więc cytowany i powielany przez wszystkich, od CNN po hobbistycznych aktywistów. Ja trafiłem na niego tylko dzisiaj już dwukrotnie w polskim internecie. Za chwilę każda Julka, Oskarek i organizacja LGBT uzna go za nową Biblię. Zanim więc to się stanie, spójrzmy na argumenty w nim przedstawiane!

"Jest sex i jest gender, dwie różne sprawy"

Każdy chyba słyszał ten argument: istnieje płeć biologiczna (sex) i płeć społeczna (gender). Sex to nasze ciało, „to, co mamy między nogami”, a gender to płeć „przypisana nam przy narodzinach”, role społeczne. I nie można na podstawie jednej określić tej drugiej.

Ten argument jest o tyle ciekawy (niebezpieczny?), że... jest po części prawdą. Oczywiście, że istnieje zespół fizycznych, biologicznych cech, niezależnych od naszego myślenia, naszego widzimisię, który stanowi rzeczywistą podstawę dla tego, jaka nasza płciowość. I my, jako społeczeństwo i jako indywidua, wyciągamy z tej rzeczywistości z tych faktów wnioski, które przenosimy na naszą kulturę, na język, na nasz światopogląd. Ludzie są różni, różne jest środowisko, w którym żyją, więc różne są też kultury i ich interpretacje kobiecości i męskości.

Jednak – i to bardzo wielkie JEDNAK – więcej jest podobieństw, niż różnic. To, że Szkoci „noszą spódniczki”, a niektórzy Indianie wierzyli, że geje mają dwie dusze, męską i żeńską, jest ostatecznie bez znaczenia. Bo każda kultura uznawała istnienie kobiet i mężczyzn, matek i ojców. Wszystko inne jest ciekawostką.

Poza tym argument ten udaje, że między gender i sex nie ma nawet żadnej korelacji, że występują one kompletnie przypadkowo i niezależnie od siebie. Tymczasem, gdy spojrzymy na rygorystyczne statystyki, osób nieheteroseksualnych i bez zaburzeń identyfikacji płciowej jest... 2.3%, z czego 2% to osoby homo i bi, a reszta to mieszanka osób, które są „czymś innym”, nie podały odpowiedzi, albo nie zrozumiały pytania. Mimo tego więc, że liczba ta wygląda jak cena udająca niższą, to 99.9% ludzi identyfikuje się ze swoją płcią biologiczną.

Bo płeć biologiczna i społeczna to praktycznie to samo

Tak naprawdę to ani sex, ani gender nie istnieją, bo jest tyle wyjątków, że nie da się zaobserwować zasady

Jedyne standardy, jakie utrzymuje lewica, to te podwójne. Wyjątkiem nie jest też więc napisany postępowym językiem artykuł Nature, robi imponującego fikołka logicznego. Bo z jednej strony, tekst krytykuje próby napisania prawnej definicji płci argumentując, że istnieją dwa różne zjawiska nazywane płcią, więc nie można ich niby wrzucać do jednego wora. Z drugiej jednak strony, artykuł twierdzi, że nie ma nawet sensu bawić się w definiowanie płci, bo jest prawie więcej wyjątków, niż prawidłowości.

1 na 100 osób – pisze artykuł, traktując czytelnika jak kretyna, co się wczoraj urodził – wykazuje różnice i anomalie w rozwoju płciowym. Skąd taka informacja? „Istnieją takie szacunki” - odpowiada tekst. Tyle nam potrzeba do wiadomości i nic więcej. Nature nie potrafi więc nawet podać źródła swojego argumentu, nie różniąc się tym samym od plotkarza.

Zamiast statystyk, pojawiają się więc ostrzeżenia, żeby zbyt pochopnie nie oceniać czyjejś płci, bo u niektórych ludzi występują bliżej nieokreślone, niestandardowe cechy fenotypiczne, czyli w wyglądzie zewnętrznym. Jakie to cechy? Można się tylko domyślać, ale tego rodzaju wiedza jest przecież przekazywana na poziomie szkolnej biologii: te anomalie to z reguły większa niż przeciętna łechtaczka, albo (częściowo) cofnięte do jamy ciała jądra. Pierwsze w żadnym wypadku nie jest ani problemem, ani oznaką obojnactwa, a to drugie rozwiązuje prosty zabieg, wykonywany zaraz po narodzinach.

Argument o rzekomej wadze rzekomo częstych anomalii płciowych tekst kończy wzmianką, że nawet zmiany hormonalne mogą świadczyć o tym, że ktoś jest innej płci, niż się nam wydaje. Zmiany hormonalne, czyli... wahania wywołane dietą? Bo przecież jedzenie ma wpływ na hormony! A może zmiany hormonalne u mężczyzn wywołane ćwiczeniami siłowymi? Bo przecież trening z ciężarkami na siłowni powoduje zwiększoną produkcję i wydzielanie testosteronu. A może chodzi o andropauzę? Albo o to, że jak jakaś kobieta ma problemy z męskimi hormonami, to może to u niej powodować lekki zarost na twarzy? „Baba z wąsem to chłop!” - zdaje się sugerować tekst.

A tak w ogóle to wszelkie kategorie płciowe są transfobiczne!

Ukoronowaniem koślawej logiki, zlepionej z mglistych faktów i faktoidów, jest pretensja w stylu słynnego wyrzutu Grety Thunberg: how dare you, jak śmiecie? Bo według Nature, stworzenie prawnej i naukowej definicji płci „zniszczyłoby wiele dekad postępu”, jak się w tej materii rzekomo dokonał. Zupełnie, jakby nie o to chodziło w nauce: o tworzenie spójnych definicji i teorii, dzięki którym da się opisać i przewidzieć różne zjawiska. „To dyskryminowałoby osoby transpłciowe!”, szantażuje emocjonalnie tekst, dodając, że nawet Amerykańska Akademia Pediatryczna (jakby to był ostateczny autorytet!) zaleca, by do każdego zawsze i wszędzie zwracać się tak, jak sobie tego dana osoba życzy. Niezależnie od tego, czy ktoś uważa, że jest płcią przeciwną, obiema płciami jednocześnie, 56 płciami na zmianę, czy żadną ze znanych i nieznanych płci.

Tylko... na czym dokładnie polega ta dyskryminacja? Na tym, że potrzebna jest jakaś spójna definicja płci, żeby dorośli mężczyźni nie mieli dostępu do przebieralni małych dziewczynek, bo identyfikują się oni jako niewinna gimnazjalistka? Na tym, że musimy wiedzieć, kto jest mężczyzną, a kto kobietą, bo to przydatna państwowym organom informacja? Czy może na tym, by kobiety miały jakiekolwiek uczciwe szanse w profesjonalnym sporcie, bez oszustów udających sportsmanki i zdobywających wszystkie nagrody?

A może dyskryminacyjna jest tutaj sama rzeczywistość, sama natura Wszechświata, przeciwko której burzą się wszelkiej maści marksiści, również ci udający naukowców? To właśnie oni nienawidzą wszystkich kategorii, bo dla nich kategorie to przemocowe hierarchie, które trzeba rewolucyjnie obalić. Ostatecznie, jeżeli udałoby się im pozbyć podziału na mężczyzn i kobiety, podziału starego jak świat, podziału tak oczywistego, jak czarne i białe... Może wtedy udałoby się im pozbyć wszystkich innych kategorii, takich jak rodzina, wspólnota, państwo? Może to oczywiste rozróżnienie na płeć jest tak mocno atakowane, bo jeżeli uda się im je zniszczyć, to upadną wszystkie inne ważne kategorie? Jedno jest pewne: próbować będą!

A artykułem Nature można się zapoznać TUTAJ


 

POLECANE
Politycy PiS uderzają w Donalda Tuska ws. polskiej prezydencji w Radzie UE: Rząd abdykował Wiadomości
Politycy PiS uderzają w Donalda Tuska ws. polskiej prezydencji w Radzie UE: Rząd abdykował

"Prezydencja to jest unikalna szansa, żeby realizować swoje postulaty i interesy. Rząd Donalda Tuska całkowicie abdykował od tego" - powiedział Adam Bielan krytykując rząd Donalda Tuska ws. polskiej prezydencji w Radzie UE.

Coś się dzieje z głową pana ministra. Jest reakcja prezydenta Dudy na działaniach Bodnara z ostatniej chwili
"Coś się dzieje z głową pana ministra". Jest reakcja prezydenta Dudy na działaniach Bodnara

Wydaje mi się, że coś się dzieje niedobrego z intelektem, z głową ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego - skomentował doniesienia o wysłaniu przez Adama Bodnara prokuratorów do Sądu Najwyższego Andrzej Duda. Jak dodał prezydent, "mam nadzieję, że w końcu poniesie za to odpowiedzialność. Nie tylko przed Bogiem i historią".

Cezary Kulesza ponownie wybrany na prezesa PZPN z ostatniej chwili
Cezary Kulesza ponownie wybrany na prezesa PZPN

Cezary Kulesza pozostanie prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej na kolejne lata. Podczas Walnego Zgromadzenia Sprawozdawczo-Wyborczego, które odbyło się 30 czerwca 2025 roku w Warszawie, otrzymał on 98 głosów delegatów. Był jedynym kandydatem na to stanowisko.

Niezwykle trudna decyzja. Smutny komunikat warszawskiego zoo z ostatniej chwili
"Niezwykle trudna decyzja". Smutny komunikat warszawskiego zoo

Warszawskie zoo chętnie dzieli się informacjami o swoich podopiecznych, licząc, że zainteresuje ich losem jak największą rzeszę ludzi, którym na sercu leży ich dobro.

Prokuratura weszła do Sądu Najwyższego. Jest komunikat sądu z ostatniej chwili
Prokuratura weszła do Sądu Najwyższego. Jest komunikat sądu

W środę w gmachu Sądu Najwyższego pojawili się prokuratorzy Prokuratury Krajowej Dariusza Korneluka. Ich wizyta miała związek ze złożeniem stanowiska w sprawie wyborów prezydenckich i żądaniem dostępu do akt protestów wyborczych. Sąd potwierdził całą sytuację w oficjalnym komunikacie.

Ważny komunikat dla mieszkańców Trójmiasta pilne
Ważny komunikat dla mieszkańców Trójmiasta

Mieszkańcy Sopotu i turyści, którzy wybierają się do Trójmiasta, muszą się liczyć z poważnymi utrudnieniami.

Rekonstrukcja rządu. Tusk zdradził datę z ostatniej chwili
Rekonstrukcja rządu. Tusk zdradził datę

W poniedziałek premier Donald Tusk zapowiedział, że około 15 lipca zaproponuje kształt rządu po rekonstrukcji. Rozmowy w tej sprawie są prowadzone z liderami koalicyjnych ugrupowań - PSL, Polski 2050 i Lewicy.

Ja was przepraszam za Romana Giertycha. Poseł koalicji ma dość gorące
"Ja was przepraszam za Romana Giertycha". Poseł koalicji ma dość

Działania Romana Giertycha budzą coraz większy opór nawet w koalicji 13 grudnia. Do kresu dotarł ostatnio poseł Polski 2050 Kamil Wnuk, który publicznie odciął się od guru Silnych Razem.

Toruń. Nie żyje 24-latka zaatakowana w parku przez Wenezuelczyka z ostatniej chwili
Toruń. Nie żyje 24-latka zaatakowana w parku przez Wenezuelczyka

Nie żyje 24-letnia kobieta zaatakowana w nocy 12 czerwca przez obywatela Wenezueli w Toruniu. Sprawa brutalnego ataku wstrząsnęła niedawno całą Polską.

Nowy kryzys w koalicji 13 grudnia. Awantura o wicepremiera polityka
Nowy kryzys w koalicji 13 grudnia. Awantura o wicepremiera

W koalicji 13 grudnia narasta konflikt dotyczący zbliżającej się rekonstrukcji rządu. Spór między mniejszymi koalicjantami zaognia się ws. stanowisk marszałka Sejmu i wicepremiera.

REKLAMA

[Tylko u nas] Krysiak: "Prawna definicja płci nie ma naukowych podstaw" czyli nowa biblia Julek i Oskarków

Ile palców ma człowiek u ręki? Pięć – odpowie każdy. Ile palców u ręki? Pięć, choć zdarzają się anomalie, np. polidaktylia, która występuje u 1 na 1000 osób i objawia się dodatkowym palcem, lub zmutowanym przyrostem na dłoni – odpowie naukowiec. Ile palców ma człowiek u ręki? Nie da się tego stwierdzić! To pytanie to dyskryminacja! - odpowiedzą eksperci z Nature, do niedawna niezaprzeczalnie najbardziej prestiżowego naukowego żurnalu na świecie. Takie oczekiwania można przynajmniej mieć przeczytawszy edytorial, jaki opublikowało Nature, w którym nieznani naukowcy (?) twierdzą, że nie da się żadnym sposobem określić, jakiej ktoś jest płci. A poza tym, to płeć nie istenieje!
julka [Tylko u nas] Krysiak:
julka / Pixabay.com

„Rządowa propozycja, by prawnie zdefiniować płeć, nie ma naukowych podstaw” - taki tytuł nosi opublikowany w 2018r. roku edytorialny artykuł najsławniejszego magazynu naukowego świata. Nie jest to publikacja typu peer-reviewed, czyli skontrolowana i zaaprobowana przez niezależnych ekspertów i jako taka nie ma ona oficjalnie znaczenia jako fachowe źródło. Trzy lata to też – szczególnie w świecie mediów – wieczność, mogłoby się zdawać. Dlaczego więc teraz o tym pisać?

Dlatego, bo z (trudno powiedzieć, czy demokratycznym) przejęciem rządowych sterów przez Bidena zmienia się kierunek rozwoju USA, nadal najpotężniejszego państwa świata. Nowy prezydent już de facto zaczął odwracać decyzje Trumpa, m.in. zakaz finansowania z pieniędzy publicznych operacji plastycznych dla transseksualistów służących w wojsku, artykuł Nature jest więc cytowany i powielany przez wszystkich, od CNN po hobbistycznych aktywistów. Ja trafiłem na niego tylko dzisiaj już dwukrotnie w polskim internecie. Za chwilę każda Julka, Oskarek i organizacja LGBT uzna go za nową Biblię. Zanim więc to się stanie, spójrzmy na argumenty w nim przedstawiane!

"Jest sex i jest gender, dwie różne sprawy"

Każdy chyba słyszał ten argument: istnieje płeć biologiczna (sex) i płeć społeczna (gender). Sex to nasze ciało, „to, co mamy między nogami”, a gender to płeć „przypisana nam przy narodzinach”, role społeczne. I nie można na podstawie jednej określić tej drugiej.

Ten argument jest o tyle ciekawy (niebezpieczny?), że... jest po części prawdą. Oczywiście, że istnieje zespół fizycznych, biologicznych cech, niezależnych od naszego myślenia, naszego widzimisię, który stanowi rzeczywistą podstawę dla tego, jaka nasza płciowość. I my, jako społeczeństwo i jako indywidua, wyciągamy z tej rzeczywistości z tych faktów wnioski, które przenosimy na naszą kulturę, na język, na nasz światopogląd. Ludzie są różni, różne jest środowisko, w którym żyją, więc różne są też kultury i ich interpretacje kobiecości i męskości.

Jednak – i to bardzo wielkie JEDNAK – więcej jest podobieństw, niż różnic. To, że Szkoci „noszą spódniczki”, a niektórzy Indianie wierzyli, że geje mają dwie dusze, męską i żeńską, jest ostatecznie bez znaczenia. Bo każda kultura uznawała istnienie kobiet i mężczyzn, matek i ojców. Wszystko inne jest ciekawostką.

Poza tym argument ten udaje, że między gender i sex nie ma nawet żadnej korelacji, że występują one kompletnie przypadkowo i niezależnie od siebie. Tymczasem, gdy spojrzymy na rygorystyczne statystyki, osób nieheteroseksualnych i bez zaburzeń identyfikacji płciowej jest... 2.3%, z czego 2% to osoby homo i bi, a reszta to mieszanka osób, które są „czymś innym”, nie podały odpowiedzi, albo nie zrozumiały pytania. Mimo tego więc, że liczba ta wygląda jak cena udająca niższą, to 99.9% ludzi identyfikuje się ze swoją płcią biologiczną.

Bo płeć biologiczna i społeczna to praktycznie to samo

Tak naprawdę to ani sex, ani gender nie istnieją, bo jest tyle wyjątków, że nie da się zaobserwować zasady

Jedyne standardy, jakie utrzymuje lewica, to te podwójne. Wyjątkiem nie jest też więc napisany postępowym językiem artykuł Nature, robi imponującego fikołka logicznego. Bo z jednej strony, tekst krytykuje próby napisania prawnej definicji płci argumentując, że istnieją dwa różne zjawiska nazywane płcią, więc nie można ich niby wrzucać do jednego wora. Z drugiej jednak strony, artykuł twierdzi, że nie ma nawet sensu bawić się w definiowanie płci, bo jest prawie więcej wyjątków, niż prawidłowości.

1 na 100 osób – pisze artykuł, traktując czytelnika jak kretyna, co się wczoraj urodził – wykazuje różnice i anomalie w rozwoju płciowym. Skąd taka informacja? „Istnieją takie szacunki” - odpowiada tekst. Tyle nam potrzeba do wiadomości i nic więcej. Nature nie potrafi więc nawet podać źródła swojego argumentu, nie różniąc się tym samym od plotkarza.

Zamiast statystyk, pojawiają się więc ostrzeżenia, żeby zbyt pochopnie nie oceniać czyjejś płci, bo u niektórych ludzi występują bliżej nieokreślone, niestandardowe cechy fenotypiczne, czyli w wyglądzie zewnętrznym. Jakie to cechy? Można się tylko domyślać, ale tego rodzaju wiedza jest przecież przekazywana na poziomie szkolnej biologii: te anomalie to z reguły większa niż przeciętna łechtaczka, albo (częściowo) cofnięte do jamy ciała jądra. Pierwsze w żadnym wypadku nie jest ani problemem, ani oznaką obojnactwa, a to drugie rozwiązuje prosty zabieg, wykonywany zaraz po narodzinach.

Argument o rzekomej wadze rzekomo częstych anomalii płciowych tekst kończy wzmianką, że nawet zmiany hormonalne mogą świadczyć o tym, że ktoś jest innej płci, niż się nam wydaje. Zmiany hormonalne, czyli... wahania wywołane dietą? Bo przecież jedzenie ma wpływ na hormony! A może zmiany hormonalne u mężczyzn wywołane ćwiczeniami siłowymi? Bo przecież trening z ciężarkami na siłowni powoduje zwiększoną produkcję i wydzielanie testosteronu. A może chodzi o andropauzę? Albo o to, że jak jakaś kobieta ma problemy z męskimi hormonami, to może to u niej powodować lekki zarost na twarzy? „Baba z wąsem to chłop!” - zdaje się sugerować tekst.

A tak w ogóle to wszelkie kategorie płciowe są transfobiczne!

Ukoronowaniem koślawej logiki, zlepionej z mglistych faktów i faktoidów, jest pretensja w stylu słynnego wyrzutu Grety Thunberg: how dare you, jak śmiecie? Bo według Nature, stworzenie prawnej i naukowej definicji płci „zniszczyłoby wiele dekad postępu”, jak się w tej materii rzekomo dokonał. Zupełnie, jakby nie o to chodziło w nauce: o tworzenie spójnych definicji i teorii, dzięki którym da się opisać i przewidzieć różne zjawiska. „To dyskryminowałoby osoby transpłciowe!”, szantażuje emocjonalnie tekst, dodając, że nawet Amerykańska Akademia Pediatryczna (jakby to był ostateczny autorytet!) zaleca, by do każdego zawsze i wszędzie zwracać się tak, jak sobie tego dana osoba życzy. Niezależnie od tego, czy ktoś uważa, że jest płcią przeciwną, obiema płciami jednocześnie, 56 płciami na zmianę, czy żadną ze znanych i nieznanych płci.

Tylko... na czym dokładnie polega ta dyskryminacja? Na tym, że potrzebna jest jakaś spójna definicja płci, żeby dorośli mężczyźni nie mieli dostępu do przebieralni małych dziewczynek, bo identyfikują się oni jako niewinna gimnazjalistka? Na tym, że musimy wiedzieć, kto jest mężczyzną, a kto kobietą, bo to przydatna państwowym organom informacja? Czy może na tym, by kobiety miały jakiekolwiek uczciwe szanse w profesjonalnym sporcie, bez oszustów udających sportsmanki i zdobywających wszystkie nagrody?

A może dyskryminacyjna jest tutaj sama rzeczywistość, sama natura Wszechświata, przeciwko której burzą się wszelkiej maści marksiści, również ci udający naukowców? To właśnie oni nienawidzą wszystkich kategorii, bo dla nich kategorie to przemocowe hierarchie, które trzeba rewolucyjnie obalić. Ostatecznie, jeżeli udałoby się im pozbyć podziału na mężczyzn i kobiety, podziału starego jak świat, podziału tak oczywistego, jak czarne i białe... Może wtedy udałoby się im pozbyć wszystkich innych kategorii, takich jak rodzina, wspólnota, państwo? Może to oczywiste rozróżnienie na płeć jest tak mocno atakowane, bo jeżeli uda się im je zniszczyć, to upadną wszystkie inne ważne kategorie? Jedno jest pewne: próbować będą!

A artykułem Nature można się zapoznać TUTAJ



 

Polecane
Emerytury
Stażowe