[Tylko u nas] Prof. David Engels: Konserwatysta wznosi się ponad nienawiść
Powiedzmy najsamprzód, iż, owszem, można by tę porażkę zrozumieć i usprawiedliwić, gdyż środowisko i sami nasi bliźni często powodują, że nie jest nam wcale łatwo poczuć do nich coś więcej oprócz niechęci, wstrętu, a nawet nienawiści. Boli nas i drażni nie tylko mieszanina bezdennej głupoty i złośliwości panująca w naszym społeczeństwie, które tak już przywykło do eliminowania wszelkich niemiłych im postaw za pomocą skleconego na chybił-trafił zbioru w dużej mierze bezsensownych ogólników i unikania jakichkolwiek prawdziwych argumentów, ale również szeroko zakrojona kontrola opinii publicznej dają nam rzeczywisty powód do unikania debaty i podawania w wątpliwość sensu prawdziwego dialogu. Jednak jeszcze o wiele trudniej jest nam żyć pośród ciągłych nadużyć dnia codziennego, gdy wdeptywane są w błoto wszelkie świętości, gdy dokonuje się gwałtu na naturze, zniekształca piękno, a kulturę stawia się w stan oskarżenia, gdy widzimy postępujące zezwierzęcenie człowieka, rozdarcie rodziny, farsę polityki, i gdy zostaje nam już tylko brzydki, obdarty z wszelkiego czaru, tani, materialistyczny i pod wieloma względami po prostu zły świat, w którym już nawet lśniąca fasada społeczeństwa konsumpcyjnego nie próbuje ukrywać swej nieludzkiej wewnętrznej treści.
A jednak - zrozumiała i absolutnie uzasadniona nienawiść wobec takiego stanu rzeczy i emocjonalne znużenie towarzyszące tym naszym codziennym zmaganiom z taką a nie inną rzeczywistością, nie powinny nas prowadzić do tego, byśmy sami zniżali się do poziomu anty-świata, wpadając tym samym w klasyczną pułapkę ekstremizmu. Oczywiście nie chodzi o wzywanie do umiaru; wręcz przeciwnie: konserwatysta, tylko dlatego, że jego przeciwnik nieustannie łamie pierwotną jedność i piękno naszej kultury, wyrywając z niej dla siebie tę wygodną mu połową, nie powinien ulegać pokusie identyfikowania się z tą pozostałą częścią, a tym samym nieumyślnie degradować się do karykatury wroga. Prawda jest bowiem zawsze całością, jest jednią, dlatego nasza walka nie może polegać na zastępowaniu reguł jednej połowy regułami tej drugiej, ale raczej na próbie odtworzenia jej pierwotnej spójni.
A zatem nasza nienawiść nie powinna odnosić się do przeciwnika jako naszego mimowolnego lustrzanego odbicia, lecz do jego właściwości jako osoby odpowiedzialnej za niszczenie pierwotnej jedni, w której zbiegają się piękno, dobro i prawda. Musimy zatem wznieść się ponad tę naszą nienawiść czysto polityczną, która nas jedynie poniża i sprowadza do poziomu naszych przeciwników, i przenieść ją na poziom metafizyczny opisany już przez Tomasza z Akwinu, gdzie skierowana będzie nie przeciwko politycznym błahostkom i bzdurom, lecz przeciwko leżącym u ich podstaw aspiracjom i wysiłkom owego anty-świata; wysiłkom tak starym jak historia, zawsze bardziej lub mniej symbolicznym, przypisywanym destrukcyjnemu „diabolo”; owej sile, która, jak to określa język grecki, „wszystko do góry nogami wywraca”.
Ale, co ważniejsze, winniśmy oczyszczać nie tylko tę naszą nienawiść; musimy nade wszystko powrócić do rozpoznawania i odnajdywania w sobie tego co najistotniejsze, mianowicie dobroci i życzliwości, w tym również dla naszych wrogów, albowiem - jakkolwiek byłoby to trudne - wolno nam walczyć jedynie z zasadami, nie zaś z samymi ludźmi, gdyż ci ostatni, abstrahując od wszelkich ich błędów i pomyłek (czynionych często, jak się wydaje, pomimo ich własnej woli), nadal mają ten sam udział w boskiej istocie co i my.
Tylko wtedy, gdy wraz z naszą słuszną i uzasadnioną nienawiścią odczuwamy w sobie również dobro i promieniujemy nim na zewnątrz, gdy poza doraźnymi sporami politycznymi koncentrujemy się na tym, co naprawdę istotne i z odpowiednią adoracją i miłością odnosimy się do tego, co pozostało jeszcze z piękna i prawdy tego świata - przede wszystkim zaś do samych ludzi - tylko wówczas możemy przynajmniej sami sobie powiedzieć, iż odnaleźliśmy drogę do pierwotnej jedności i uleczyliśmy rany naszych czasów. I to jest o wiele bardziej ważne niż wszelkie zmiany społeczne i polityczne, bo czyż nie zostało powiedziane: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?“
Z niemieckiego tłumaczył Marian Panic