Bułgaria, czyli pasztet powyborczy. Kolejne przedterminowe wybory już niedługo?

Głównymi tematami przyspieszonej i krótkiej kampanii wyborczej były stosunki z Turcją i wiążąca się z nimi kwestia imigrantów. Mniejszość turecka w Bułgarii jest dość liczna, około dziesięcioprocentowa, a wzajemne stosunki obu państw dalekie są od idylli. W 1989 roku ówczesne komunistyczne władze Bułgarii przymusowo wysiedliły z tego kraju około 300 tysięcy etnicznych Turków. Spora ich część zachowała jednak bułgarskie obywatelstwo i miała prawo głosu w wyborach – co przez część partii nacjonalistycznych i prawicowych określane było mianem „piątej kolumny Erdoğana”. W samej Bułgarii od lat działa umiarkowana partia polityczna zrzeszająca Turków, o nazwie DPS, a pół roku przed wyborami powstała nowa, znacznie bardziej radykalna – DOST. Właśnie ta ostatnia dostała od Ankary spore wsparcie, nie tylko finansowe. W wiecach DOST brał udział ambasador Turcji, co wywołało ostry protest miejscowych władz. W swej kampanii DOST nawoływała do zbliżenia Bułgarii z Turcją i Rosją – co nie spodobało się oczywiście ani centrystom, ani socjalistom. Obie najsilniejsze partie zapowiedziały już przed wyborami, że o żadnej parlamentarnej współpracy z partiami reprezentującymi Turków nie może być mowy. Jednak niepewna postawa Ankary dla Sofii może być sporym kłopotem – gdyby prezydent Recep Erdoğan zawiesił obowiązującą obecnie umowę z Unią Europejską, Bułgarię ponownie zalać może fala nielegalnych imigrantów – w 2015 i 2016 roku pojawiły ich się tam setki tysięcy – najczęściej kierując się później do Europy Zachodniej.
Leszek Masierak
Cały artykuł w njnowszym numerze "TS" (14/2017) dostępnym także w wersji cyfrowej tutaj.
#REKLAMA_POZIOMA#
#REKLAMA_POZIOMA#