Ewangelizacja. „Polskie” kaplice w Sudanie Południowym

Państwo prześladowanych
Sudan Południowy to najmłodsze państwo świata. Tak młode, że większość Polaków nawet nie wie o jego istnieniu. Narodziło się w 2011 roku jako zwieńczenie ponad pięćdziesięciu lat walki o zakończenie prześladowań chrześcijan i niepodległość południa od centralnego rządu sudańskiego w Chartumie. Jednak aby zrozumieć genezę powstania tego państwa, trzeba cofnąć się aż do roku 1899.
Wtedy to zakończyło się słynne powstanie Mahdiego, próba dokonania rewolucji islamskiej przez Mahdiego z Sudanu, który uznał, że jest następcą Mahometa. Właśnie te wydarzenia zostały opisane przez Henryka Sienkiewicza w powieści W pustyni i w puszczy. Po stłumieniu powstania przez wojska brytyjskie i egipskie dwa państwa podzieliły się zdobytymi ziemiami, tworząc Sudan Anglo-Egipski, przedziwny twór quasi-państwowy, nazywany kondominium brytyjsko-egipskim. Południowa część Sudanu pod kontrolą Brytyjczyków, zamieszkana głównie przez chrześcijan, którzy szybko przejęli od kolonizatorów język angielski, wyraźne różniła się od północnych i środkowych regionów kraju, kolonizowanych przez Egipcjan, na których dominowali muzułmanie mówiący przeważnie po arabsku.
Kiedy po II wojnie światowej zaczęły walić się potęgi kolonialne Anglii i Francji, a w 1956 roku Republika Sudanu ogłosiła niepodległość w swoich granicach kolonialnych, powstało państwo w dużej mierze sztuczne. Pomimo obietnic złożonych Brytyjczykom przez władze w Chartumie, że niepodległy Sudan będzie miał ustrój federalny, już w pierwszych latach po uniezależnieniu się od kolonizatorów rozpoczęło się narzucanie przez muzułmańską większość swoich praw. Wielokrotnie ponawiane próby wprowadzenia prawa szariatu, ustanowienie arabskiego językiem urzędowym w całym państwie, a także spór o eksploatację złóż ropy naftowej położonych głównie na południu kraju doprowadziły do powstania chrześcijańskiej partyzantki: Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu. Jej flaga jest obecnie flagą Sudan Południowego.
W czasie dwóch, krwawych wojen domowych: pierwszej stoczonej w latach 1955-1972 i drugiej w latach 1983-2005 (najdłuższej wojny domowej w historii Afryki) prześladowania chrześcijan nasiliły się. Akcje pacyfikacyjne prowadzone przez armię rządową polegające na paleniu całych wsi, napady muzułmańskich szwadronów śmierci z północy, przymusowe konwersje na islam i mordowanie kapłanów były „chlebem powszednim” chrześcijan w Sudanie przez wiele dekad. Wytrwała walka partyzantów w końcu zmusiła jednak rząd w Chartumie do zgodzenia się na referendum niepodległościowe na południu. Po kilku latach misji stabilizacyjnej sił pokojowych ONZ, pod czujnym okiem obserwatorów międzynarodowych, w dniach 9-15 stycznia 2011 roku Sudańczycy z południa nareszcie dostali szansę samemu zadecydować we własnej sprawie. 98,83% głosujących opowiedziało się za niepodległością. Nowe państwo wkroczyło na arenę międzynarodową 9 lipca.
Sudan Południowy powstał jako owoc walki z prześladowaniami. Śmiało można go wiec nazwać państwem prześladowanych. Dziś nie ma już tam prześladowań. Skończyły się „odwiedziny” muzułmanów z północy, miejscowi sami decydują o swojej ziemi i swoich władzach, chrześcijańskie kobiety nie muszą nosić muzułmańskich chust. Nie oznacza to jednak, że żyje się tam dobrze. W latach 2013-2014 miała miejsce krótka wojna domowa w Sudanie Południowym pomiędzy plemionami Dinków i Neurów. Na granicy obu Sudanów wciąż trwa konflikt graniczny o kilka spornych regionów. Kraj jest biedny, jak większość państw afrykańskich; prymitywne rolnictwo uzależnione jest głównie od wylewów Nilu, bo systemy irygacyjne dopiero powstają, siatka dróg jest słabo rozwinięta, a infrastruktura publiczna przestarzała. W dodatku, po pół wieku wojny zwyczaje miejscowej ludności są bardzo zbrutalizowane, dominuje prawo zemsty, a wszystkie konflikty załatwia się siłowo. Jak opisuje miejscową sytuację posługujący w Sudanie Południowym polski misjonarz, o. Krzysztof Zębik: Dzisiaj ludzie pójdą się pomodlić, a jutro ukraść krowę, albo kogoś zabić.
Polak na krańcu świata
Ojciec Zębik został wyświęcony na kapłana w tym samym roku, w którym powstał Sudan Południowy, 2011. Należy do Zgromadzenia Misjonarzy Kombonianów Serca Jezusowego, założonego w XIX wieku przez włoskiego biskupa Daniela Comboniego. Na misjach w Sudanie Południowym jest od trzech lat, posługuje w diecezji Rumbek. Kiedy w ubiegłym roku przyjechał na krótki czas do Polski, spotkał przedstawicieli Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi i organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Wspomniał wtedy w rozmowie z nimi, że w dwóch miejscowościach, do których dojeżdża, bardzo brakuje kaplicy.
Ojciec Zębik posługuje w diecezji Yirol. O ile miasto diecezjalne ma swój kościół, o tyle na prowincji w wielu miejscowościach nie ma żadnego punktu katechetycznego. W dwóch wioskach, Piirciok i Kowic, do niedawna wierni zbierali się na Mszę Świętą pod drzewami lub w namiocie. Przedstawiciele dwóch wzmiankowanych wcześniej organizacji zaoferowali zatem współpracę ze Zgromadzeniem Misjonarzy Kombonianów w celu zebrania środków potrzebnych do budowy kaplic.
Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi jesienią 2019 roku przeprowadziło kampanię fundraisingową, w ramach której zebrano na budowę dwóch kaplic 200 000 złotych.
Niełatwa droga do Boga
Pozyskane środki umożliwiły rozpoczęcie budowy kaplic jeszcze w grudniu 2019 roku. Proces ten napotykał jednak na rozmaite trudności. Sudan Południowy nie jest państwem o zbyt dużej stabilności finansowej, co ma przełożenie na wahania miejscowej waluty, funta południowosudańskiego, oraz na szybkie zmienianie się cen. Z tych powodów finalny koszt budowy wzrósł znacząco w trakcie zbiórki. W Sudanie nie się po prostu pójść do sklepu budowlanego i kupić potrzebnych materiałów; cegły trzeba wypalać w piecu z gliny, która osadza się tylko przy rzekach, a najbliższa przepływa 60 km od Piirciok i Kowic. Na domiar złego piec w trakcie prac zawalił się i trzeba było zbudować nowy.
Dzięki pracy ojca Zębika i wsparciu z Polski, dzieło zostało jednak doprowadzone do końca i już w czerwcu br. obie kaplice stały gotowe. To proste konstrukcje z belkowym stropem i spadzistym dachem, lecz dla miejscowej ludności pozbawionej wcześniej jakiegokolwiek miejsca modlitwy są prawdziwym cudem. Te nowe miejsca kultu będą miały niebagatelne znaczenie dla procesu chrystianizacji Sudańczyków. Ojciec Zębik w wywiadzie udzielonym Tomaszowi Kolankowi dla portalu PCh24.pl mówi: Ludzie spokojnie mogą nawet trzymać w kaplicy krowę i będzie to dla nich czymś normalnym. Podkreśla przy tym fakt, że Sudan Południowy jest w dalszym ciągu terenem „pierwszej Ewangelizacji”. Wiara chrześcijańska dotarła tam dopiero w XIX wieku, a miejscowi nadal mają nikłe pojęcie o Bogu, w którego wierzą i o nauczaniu Jezusa Chrystusa.
To nie jedyne trudności, na jakie napotykają misjonarze. Ojciec Zębik mówi, że do wielu wiosek pod jego opieką nie da się dojechać czasem nawet po kilka tygodni z powodu toczonych tam wciąż walk. Raz zawrócono nas z drogi, bo przed chwilą była przed nami strzelanina i nasz samochód również mógł zostać ostrzelany – mówi w wywiadzie. Nawet pod klasztorem w Rumbek, w którym mieszka nasz rodak, zdarza się, że ludzie chodzą po ulicy z bronią. Wielokrotnie wraca do myśli o tym, jak ważna jest katechizacja w każdej wiosce, tłumaczenie ludziom najprostszych prawd wiary i uczenia bycia prawdziwym katolikiem, tak jak nauczano Europejczyków we wczesnym średniowieczu.
Kombonianin podkreśla oczywiście: Nasza obecność tutaj jest tymczasowa. Trwa tylko do czasu, aż będzie można oddać wspólnotę miejscowym kapłanom. Ale do tego jeszcze bardzo daleka droga…