Marcin Kacprzak: Cudownie odnaleziony merytoryczny polityk PO. Szok i niedowierzanie.
Jest to z pewnością ciekawy temat. Jak ten Sarysz-Wolski się tam pięknie zakamuflował i niezauważony przez nikogo siedział sobie jak gdyby nigdy nic w Platformie Obywatelskiej. Niczym ten słynny weteran wojny na Pacyfiku, który schował się gdzieś pomiędzy ostępami i czekał na wyzwolenie. O tym, że wojna się skończyła dowiedział się biedak dopiero w latach sześćdziesiątych.
Pytanie na co czekał Jacek Saryusz-Wolski w tym swoim platformianym kamuflażu? Przeczekał osiem lat wspaniałych rządów swoich kamratów, widział z pewnością ich efekty, ale milczał. Na coś musiał czekać. Może na ten dzień, w którym przyjedzie po niego Prezes na białym koniu i go uwolni? Niewykluczone, bo przecież w pewnym sensie tak się stało.
Serio pisząc, to właśnie jest ta chwila, kiedy człowiek przypomina sobie, że polityka to jest takie coś czym się emocjonujemy, oglądamy to w telewizorze, ale tak naprawdę niewiele jesteśmy w stanie mądrego na ten temat powiedzieć. Bo przecież jutro na przykład może się okazać, że Kazimiera Szczuka zostanie pierwszą obrończynią życia, a Korwin-Mikke zastąpi Ikonowicza. I jakoś będzie to trzeba sobie zracjonalizować.