Marcin Kacprzak: Pisowska masakra piłami łańcuchowymi
Ja osobiście noszę tę sentencję przy sobie niczym amulet.
Ostatnio na przykład słyszę często – a przebywam głównie w gronie zaniepokojonych rozwojem sytuacji w „tym kraju” czytelników GazWybu – że zewsząd słychać piły. Zabrzmiało to przyznam szczerze, w mojej sytuacji, dosyć komicznie. Ja byłem bowiem na innym etapie. Właśnie akurat zastanawiałem się dlaczego Jarosław Kaczyński chce cofać pierwszą od niepamiętnych czasów decyzję, która nie jest, wystawcie sobie, kolejną regulacją, i która jako tako przekazuje w ręce obywateli nie tylko jakiś tam przywilej, ale i pozwala mu się czuć odpowiedzialnym za to co go otacza na jego własnym terenie. I mówię to ja. Człowiek, który jak widzi Korwina w telewizji to zmienia natychmiast kanał.
Ale oni, zaniepokojeni czytelnicy GazWybu, wpadli w jeszcze gorszą pułapkę niż ja, żelazny elektorat i rzecz jasna pierwszy sort. Bowiem młyny antyfaszystowskiej propagandy mełły (?) zbyt wolno i teraz okazuje się, że zaniepokojeni są tak samo źle nastawieni do pisowskiej masakry piłą łańcuchową, jak sam czarnosęcinny, nie wypuszczający noża z zębów, nadkomendant, człowiek potrafiący być jednocześnie piekielnie niebezpieczny ale też mały i nieistotny (do wyboru), czyli sam Prezes.
A mnie, osobie nieco wykiwanej przez pisowską zmienność – bo już się podle ucieszyłem, że będzie można łapać za piłę nie tylko jutro i pojutrze, ale też i za dwa miesiące – pozostaje już tylko jedno. Iść do kiosku i kupić „Wyborczą”.
Z drugiej strony – może jednak poczekać? Bo jak PiS znowu zakaże wycinki, to jak znam życie to dopiero się zacznie masakra piłami łańcuchowymi dokonywana na biednych drzewkach. Wtedy to dopiero rżnięcie piłą będzie modne i na czasie. Ba, ono będzie wręcz obywatelskim obowiązkiem bez względu na konsekwencje. Pierwszym rżnącym III Rp zostanie zapewne sam Ryszard P. W ramach protestu oczywiście i w ramach performensu.