[Felieton "TS"] Cezary Krysztopa: Zakopane, Zakopane
![Zakopane. Widok ogólny. Pocztówka wysłana w 1916 roku. Wydawca: Wydawnictwo Salonu Malarzy Polskich w Krakowie. [Felieton "TS"] Cezary Krysztopa: Zakopane, Zakopane](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/50126.jpg)
Oczywiście, że po raz kolejny obiecywałem sobie, że gdzieś tam pomiędzy koniecznymi do wykonania czynnościami znajdę chwilę, żeby (wiem, mało oryginalnie, ale od czegoś trzeba zacząć) przejść się po Krupówkach, które swego czasu, kiedy pracowałem jako architekt, uznawaliśmy za modelowy przykład zagospodarowania ulicy będącej swego rodzaju salonem średniej wielkości miasta, pojechać nad Morskie Oko, przejechać się kolejką na Kasprowy Wierch, na Gubałówkę, ale też odwiedzić muzeum stylu zakopiańskiego w Willi Koliba Stanisława Witkiewicza. Jakimś wielkim fanem teatru nie jestem, pewnie dlatego, że brak mi trochę czasu, a warszawskie teatry to w zdecydowanej większości narzędzia propagandowe, ale odwiedziłbym Teatr Witkacego. Może Muzeum Tatrzańskie. Wielką Krokiew. Cmentarz na Pęksowym Brzyzku, kaplicę w Jaszczurówce według projektu Witkiewicza, Muzeum Karola Szymanowskiego, Muzeum Kornela Makuszyńskiego, czy wreszcie Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach. Ja wiem, że to nie są specjalnie oryginalne zachcianki, to raczej program obowiązkowy, ale od tego trzeba zacząć.
Kiedy już zapoznałbym się z tym, z czym trzeba się zapoznać, chciałbym po prostu łazić po Zakopanem, oglądać stare domy, które, to akurat zauważyłem, są niestety wypierane przez pseudonowoczesne gargamele, nasiąknąć unikalną, a odchodzącą powoli w niebyt atmosferą wywalaną łyżkami buldożerów miejsca, które tak długo miało czelność żyć i wyglądać po swojemu, nie tylko nie poddając się narzucanym co chwilę normom, ale wręcz samo własne normy i zasady narzucając, inspirując (mieszkańcy innych regionów wiedzą, że nie zawsze z dobrym skutkiem) innych.
A póki co, musi mi wystarczyć pokój z widokiem na Giewont. Szczyt, który stoi kością w gardle inżynierom społecznym, usiłującym chyłkiem usuwać z niego Krzyż na filmach, mapkach i obrazkach, bo przecież „żeby w XXI wieku…”. W jakimś stopniu ta sztuka im się udaje; ci, którzy znają Giewont z tych obrazków, znają już jego sylwetkę bez Krzyża. Natomiast ciągle jedyny prawdziwy szczyt dumnie nosi na plecach symbol chrześcijaństwa i wszystkiego tego, czego nienawidzą apologeci Nowego Wspaniałego Świata. Symbol wytrwałości, siły i uporu Górali.
Mam dziwne wrażenie, że jeśli kiedyś, no może nie buldożer, bo na szczyt nie wjedzie, ale jakikolwiek zły duch na ten Krzyż podniesie rękę, wtedy Śpiący Rycerz – jak z racji swojego kształtu i według legend Giewont jest czasem nazywany – wstanie i spierze go po pysku.