Jan Pietrzak dla "TS": Po co ta parada opozycyjnych histeryków w znerwicowanych telewizorach?
Lokalni przeciwnicy polskiego rządu toczą wojnę przy pomocy „ulicy i zagranicy” wg. doktryny grafa von Schetyny. Czynią to z błahego w sumie powodu: przegranych wyborów. I to oni, nie pani kanclerz, szkodzą dobrym relacjom polsko-niemieckim, zachowując się jak nerwusy. W sposób parlamentarny nie potrafią przedstawić swych racji, bo ich nie mają. Potrafią robić awantury uliczne i prowokacje zagraniczne, skorzystali zatem z okazji wizyty znaczącego gościa, ale jak! Obok hotelu Bristol, w którym rozmawiali Angela Merkel z Jarosławem Kaczyńskim, postawili pikietę z transparentem: „ein Volk, ein Reich, ein Kaczyński – nie!”. Nic głupszego nie mogli już wymyślić.
Podobnie jak dwaj liderzy, którzy ubiegając się o audiencję u pani kanclerz, zameldowali się w ambasadzie jako interesanci. Unia Europejska znalazła się na ostrym zakręcie bez naszej winy. Jednak chcemy czy nie chcemy, niezależnie od opcji, jedziemy na tym samym wózku. Pilnujmy, by nie wpadł w poślizg. Temu służyły warszawskie spotkania na wysokim szczeblu. Potrzebne i ważne. Nieważna i niepotrzebna okazała się parada opozycyjnych histeryków w znerwicowanych telewizorach.
Jan Pietrzak
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (07/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj