Rosemann: Obłęd
W zasadzie nie poziom afektu i nie metody ale bardziej środowiska, które je mniej lub bardziej otwarcie lansują.
Choćby sławetny „briefing” urządzony przez panów posłów Budkę i Sowę w Oświęcimiu, na miejscu wypadku kolumny wiozącej premier Szydło. Choć osobiście uważam, że jeden i drugi zachowali się jak rasowe ścierwojady nie uważam, że są tak wielkimi idiotami by nie zdawać sobie sprawy co czynią i do czego może to prowadzić. Otóż najpewniej wiedzą i zdają sobie sprawę. Tyle, że mają to gdzieś. Albo wręcz mają jakieś tam swoje nadzieje.
A ktoś pełen złej woli (ja może pełen nie jestem ale się od niej wcale nie odżegnuję) z miejsca mógłby po tym oświęcimskim przedstawieniu Budki i Sowy zapytać, czy gdyby 19 października 2010 r. rządził PiS też zaoferowaliby Ryszardowi Cybie wsparcie i prawną pomoc i wzywaliby ówczesnego premiera czy ówczesną premier z PiS by dzwoniła do jego rodziny bo pewnie się martwią. Może tylko ściepy na cinquecento by nie robili.
Kiedy zetknąłem się z kolejnymi newsweekowymi cytatami o bezmiarze cierpień, jakie przynosi każdy dzień rządów PiS pomyślałem, że wrogowie władzy spod skrzydeł Tomasza Lisa postanowiłli zmienić metody walki. Dotąd starali się wziąć Polaków strachem a teraz najwidoczniej próbują na litość.
Można oczywiście się śmiać z tych wszystkich szczerze wystraszonych i cierpiących na bezsenność przez PiS. Można śmiać się też z Budki, Sowy, Schetyny, Lisa, z Newsweeka, z Dominiki Wielowiejskiej „oranej” ostatnio na Twitterze niemal po każdym wpisie, z Renaty Kim.
W przypadku tych pierwszych byłoby to nieeleganckie bo nie wypada się śmiać z ludzi chorych.
W przypadku tych drugich byłoby to głupie. Oni, przynajmniej tak im się wydaje, wiedzą co robią. Ich intencją jest rozbujanie emocji. Pytanie tylko jak bardzo mają ochotę tak nimi bujać. Odnoszę wrażenie, że nie kalkulują kosztów i nie przyjmują oczywistych argumentów wskazujących jak to się może skończyć.
Albo przyjmujących ale z nadzieją, że właśnie tak się skończy.
I na tym właśnie polega ów tytułowy obłęd. Wcale nie na tym, że ktoś tam po nocach nie śpi bo myśli o Krajowej Radzie Sądownictwa. To, przy tym, co robią politycy i niektóre media, jest jedynie dość uciążliwym dziwactwem. To dziwactwo może jednak, w połączeniu z obłędem „oderwanych od koryta” zaowocować czymś naprawdę dramatycznym albo wręcz strasznym.
Na koniec takie spostrzeżenie, które legło u początku tego tekstu. Ja, my, oceniający obecną rzeczywistość odmiennie od rozmówców pani Kim czy autorów wpisów na KOD-ziarskich forach i będący jak najdalej od widzenia jej w dramatycznie czarnych barwach, przekraczających wojenne koszmary, też i to dość długo mieliśmy prawo czuć się przegrani. Mieliśmy do czynienia z wieloma dającymi nam do zrozumienia, że jesteśmy gorsi i że w zasadzie już tak na zawsze zostanie. Ale, na miłość Boską, nie pamiętam aby ktoś nie sypiał po nocach i chorował bo na przykład ukradziono nam pieniądze z OFE, bo służby weszły do „Wprost” by zabrać kompromaty dotyczące tamtej ekipy, kiedy Tusk z Kudrycką chcieli rozliczać Uniwersytet Jagielloński i IPN za publikacje, które tam powstały albo gdy Graś z Hajdarowiczem uskuteczniali śmietnikową wersję wolności mediów.
Po prostu trzymaliśmy poziom.