[Tylko u nas] Marek Budzisz: Rosyjscy związkowcy porównują swoją sytuację do chłopów pańszczyźnianych
![[Tylko u nas] Marek Budzisz: Rosyjscy związkowcy porównują swoją sytuację do chłopów pańszczyźnianych](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/38237.jpg)
Skąd zatem optymizm rządowych analiz i prognoz mówiących o wzroście liczby ludzi zamieszkujących Rosję? Władze liczą na emigrację. Wydaje się, że również nieco na wyrost, bo badania rosyjskich statystyków i demografów pokazują, że migranci przybywają do Rosji, jednak w skali znakomicie mniejszej niźli chciałby tego rząd. I tak biorąc pod uwagę tych którzy do Rosji przyjechali i którzy z niej wyjechali, saldo wynosiło odpowiednio – w roku 2015 220 tys. osób, w 2016 -247 tys.; w 2017 – 202 tys. i 119 tys. w roku 2018. W pierwszym półroczu 2019 saldo migracji do Rosji wyniosło 134,1 tys. osób, co pozwala optymistom sądzić, że w tym roku nastąpi progres. Warto jednak zwrócić uwagę na pewne, nazwijmy to eufemistycznie, osobliwości rosyjskiej statystyki. Otóż według dokładnych danych publikowanych przez rosyjskie MSW w pierwszym półroczu do rejestrów migracyjnych wpisano 8,7 mln obywateli innych państw. Z tej liczby 6,15 tys. to ci, którzy przybyli do Rosji po raz pierwszy – 47 % po to aby pracować, 4 % aby się uczyć, 24 % turystycznie, zaś 25 % w innych celach. W tym samym czasie z rejestrów migracyjnych skreślono 6,64 mln osób – to ci, którzy z Rosji wyjechali, a obywatelstwo otrzymało 137 tysięcy ludzi. Gołym okiem widać, że spora część z tych, którzy do Rosji przyjechali pozostaje poza wszelkimi rejestrami, trudny jest też do uchwycenia ruch przyjeżdżających i wyjeżdżających. Podobnie sztuczną kategorią jest liczba tych obywateli Federacji Rosyjskiej, którzy otrzymali obywatelstwo, powiększając w ten sposób liczebność kraju.
Przede wszystkim z tego powodu, że brak jest danych na temat zjawiska podwójnego obywatelstwa i miejsca przebywania posiadaczy dwóch paszportów. „Poluzowanie” oficjalnej polityki migracyjnej może oznaczać, że więcej będzie w statystykach „obywateli” ale nie wpłynie to na sytuacje na rosyjskim rynku pracy. Albo wpłynie nie w taki sposób w jaki władze życzyłyby sobie tego. Dobrym przykładem są tutaj Chińczycy. Według statystyk rosyjskiego MSW, w kraju przebywa 861 tys. emigrantów z Chin i jest to trzecia grupa narodowa pod względem liczebności (po Uzbekach i Tadżykach). Większa ich część pracuje w handlu i usługach, ale jest też niemała grupa robotników, głównie budowlanych zatrudnionych przez chińskie firmy aktywne w Rosji.
W związku z tymi ostatnimi wybuchł ostatnio niemały skandal. Otóż okazało się, informacje te zdobyły i ujawniły rosyjskie związki zawodowe, że robotnicy budowlani z Chin, nawet bez kwalifikacji, pracujący w normalnym 8 godzinnym rytmie, przez 5 dni w tygodni, uzyskują wynagrodzenia w wysokości 145 tys. rubli miesięcznie, na rękę. Rozpaliło to do czerwoności rosyjskich związkowców, którzy nie uchodzą za bardzo walecznych, bo średnie wynagrodzenie w branży wynosi i to w przypadku inżyniera od 60 do 80 tysięcy rubli. Sprawa jest o tyle dla władz nieprzyjemna, że ujawnione dokumenty dotyczą jednej z budów na Dalekim Wschodzie a budowa realizowana jest w ramach chińsko – rosyjskiej umowy inwestycyjnej. Chińczycy wykładają, to znaczy pożyczają, kapitał, ale w zamian oczekują, że ich firmy zostaną zatrudnione na budowie. I oczywiście płacić będą robotnikom stawki chińskie, bo za takie jak w Federacji Rosyjskiej, żaden z chińskich robotników nie wbiłby łopaty w ziemię.
W Kazachstanie różnice w wynagrodzeniach wypłacanych w sektorze naftowym między pracownikami miejscowymi a chińskimi były nawet pięciokrotne. O ile Kazachowie otrzymywali średnio 44 dolarów dziennie, o tyle Chińczycy 200. W efekcie po tym jak tego rodzaju informacje doszły do opinii publicznej, a nie sposób ich zawsze utrzymać w tajemnicy, wybuchły zamieszki. W Kirgizji, z tego samego powodu miały miejsce demonstracje i starcia z siłami porządkowymi.
W tym samym czasie grupa działaczy związkowych ze znajdującego się w Czelabińsku, na południowym Uralu, kombinatu metalurgicznego złożyła w rosyjskiej Dumie petycję w której domagają się reaktywowania w kraju prawa pańszczyźnianego. Bo ich zdaniem los rosyjskich robotników w niczym nie różni się od doli chłopa pańszczyźnianego, więc po co im osobista wolność i możliwość podróżowania. Lepiej będzie, argumentują, zrezygnować z fikcji i ponownie po 150 latach od zniesienia pańszczyzny, która w realiach rosyjskich odpowiadała niewolnictwu, powrócić do tej instytucji. Wraz z petycją pracownicy kombinatu zamieścili w sieci film, na którym mówią, że ich „właściciel”, miejscowy oligarcha jest „ludzkim panem” bo przez trzy lata podniósł im wynagrodzenia o 2% (roczna inflacja w Rosji przekracza 4%), wypłaty już dochodzą do 20 tysięcy rubli miesięcznie, ale przecież mogą jeszcze nocami dorabiać w supermarkecie i dzięki władzom będą mogli pracować do 70tki.
Perspektywy wzrostu wynagrodzeń w Rosji nie są zbyt wielkie. Kto zatem będzie chciał przyjeżdżać aby tam pracować, oczywiście prócz niewykwalifikowanych robotników budowlanych z państw Azji Środkowej? Jeśli jednak Moskwa chce ściągnąć kapitały po to aby inwestowały w Rosji, to będzie musiała godzić się na rozwiązania, które na Dalekim Wschodzie, ale też w postsowieckich krajach Azji środkowej wywołały wielkie emocje, czyli zatrudnianie przybyszów z zagranicy, którzy będą wielokrotnie lepiej opłacani niźli lokalni fachowcy. Mechanizm ten pokazuje też pułapki rządowych prognoz. Bo co z tego, jeśli w istocie uda się do Rosji ściągnąć zapowiadaną liczbę gastarbeiterów, jeśli będą to ludzie bez kwalifikacji. Gospodarka nie odniesie z tego tytułu spodziewanych korzyści. Jeśli w ramach umów inwestycyjnych będą to pracownicy z zagranicy, pożytek też będzie ograniczony a do tego dojdą napięcia społeczne.
Marek Budzisz