Prawy Sierpowy: Wolność słowa na celowniku trolli

Okiem farmera
Od czasu kiedy założyłem konto na Twitterze upłynęło już trochę czasu. Zanim jednak się pojawiłem na ćwierkaczu miałem również konto na wykop.pl
Wykop jest agregatorem treści i zarazem platformą społecznościową. Przynajmniej do pewnego momentu taką role spełniał, zanim po wyborach w 2015 roku nieodwołalnie i ostatecznie zerwano z neutralnością poglądową. Były już wtedy pewne oznaki ze strony administracji portalu, że tych co za bardzo na prawo są, to trzeba wywalać banem bo zbyt psują narrację neoliberałom zwanymi tam ,,neuropą''.
Za mojej tam obecności były trzy fale czyszczenia z konserwatywnych użytkowników. Sam zostałem trwale usunięty w tej trzeciej.
Zauważyłem, że na twitterze dzieje się również coś podobnego. Jednakże mechanizm jest już inny, znakomicie opisuje to w swoim filmiku Dawid Mysior.
https://twitter.com/dawidmysior/status/1176405170755952640
Jak na filmiku widać, mechanizm jest dość prosty, zarzuca się stertą zgłoszeń administratorów twittera i konto niewygodnego przeciwnika politycznego znika. Nie jest istotnym to, że zgłoszenia są z wyimaginowanych powodów. Ważne jest to, że zgłaszany masowo profil znika na jakiś czas i powstaje po nim wyrwa. Zanim się konto odbuduje i choć częściowo przywróci zasięgi to mija kilka dni. A czasem i tygodni, czas stracony, często rozpoznawalność, bo trzeba z innego nicku odbudowywać. A to wszystko tylko za to, że się jest kimś znaczącym, mającym wpływ na użytkowników portalu społecznościowego.
O ile na serwisie wykop.pl sprawa była dość prosta, wystarczyło zastąpić moderatorów niezaangażowanych swoimi bardzo zainteresowanymi.
O tyle już na twitterze sprawa nie jest już tak prosta. Tutaj nie ma aż tylu możliwości bezpośredniego wpływu.
Więc skąd taka skuteczność?
Wszystko zawiera się w tym, że bardzo zorganizowana grupa zgłasza masowo konta do tak zwanego #sprzątamytwittera każdy z opozycyjnej strony, kto obserwuje ten tag wysyła zgłoszenie do administracji. To czasem może być ponad kilkadziesiąt zgłoszeń na jedną osobę.
Tak więc nie dyskusja, nie argumenty, lecz eliminacja z dyskusji jest celem.
Zgłaszać należy konta, które ewidentnie hejtują, plują jadem nienawiści, ale za poglądy i przynależność?
Pamiętam swe potyczki przed wyborami w 2015 roku.
Po prezydenckich wyborach na wykopie nagle spadłem z dnia na dzień w rankingu na sam dół stawki, po parlamentarnych poszła fala banów nazywana tam ,,banhammerem''. Wraz ze mną z dnia na dzień wyrzucono wszystkich co walczyli dla PiS-u i ogólnie przyjętej Prawej strony.
Czyli Wyeliminowano element niepokorny.
Co teraz widzę? Znikają osoby, które się bardzo udzielają, pod pozorem hejtu i mowy nienawiści można załatwić każdego kto pisze niekorzystnie o LGBT czy o innych pseudo-postępowych urojeniach opozycji.
Czy to może być skuteczne?
Tylko na krótką metę, potem zaczną się nieuchronnie pytania o wolność słowa i kto stoi za cenzurą w internecie. Problem będzie nabrzmiewał aż w końcu przy znaczniejszej aferze z blokowaniem kont niewygodnych politycznie dla totalnej opozycji, wybuchnie inicjatorom tej akcji prosto w twarze.
Zło wyrządzane świadomie i z premedytacją, zawsze powraca do swych twórców.
Specjalne podziękowania dla Dawida Mysiora za inspirację i link podany wyżej w tekście :)
Grafika pixabay.com
farmerjanek