[Tylko u nas] W. Osiński: Wg niemieckiego ekonomisty za Polska za 20 lat może dogonić Niemcy

Niemieccy ekonomiści są przekonani, że polityczne perturbacje na linii Warszawa-Berlin nie mają żadnego znaczenia. Ich zdaniem chłodna analiza rzeczywistości gospodarczej wskazuje bowiem na to, że polsko-niemieckie relacje nigdy nie były tak dobre jak dziś. Czyżby?
/ web.de (sugestia)
W ubiegłą niedzielę berlińska Polonia miała po raz kolejny zaszczyt gościć w stolicy Niemiec profesora Andrzeja Zybertowicza, doradcę prezydenta RP i znakomitego socjologa, który wygłosił ciekawy wykład o przejawach "antypolonizmu" na Zachodzie.
 
Zdaniem naukowca z Torunia antypolonizm powinien być już od dawna przedmiotem nauk społecznych, a przypadki wrogich Polsce egzaltacji "muszą być ścigane z mocy prawa i nagłaśnianie". Przy czym ważne jest, aby odróżniać "antypolonizm" od "polonofobii".
 

"Przejawy antypolonizmu nie muszą być uświadomione ideologicznie lub zinstytucjonalizowane. Ktoś może nie być świadomy tego, że jest zwolennikiem jakiejś antypolskiej ideologii, że nasiąkł jakimiś antypolskimi teoriami, stereotypami i wizjami, choć w jego instynktownych reakcjach i schematach myślenia pojawia się niechęć do Polaków, do polskości, do naszej historii, do naszych postaw, ambicji w Unii Europejskiej itd."

 
- tłumaczył Zybertowicz.
 
Socjolog wyjaśniał, że antypolonizm przejawia się częstokroć w "agresywnym" języku służącym opisywaniu Polski i Polaków, aczkolwiek mogą to też być "rozwiązania instytucjonalne, jawne lub niejawne, gdy np. utrudnia się Polakom skuteczne realizowanie swoich wartości i interesów". Jako historyczne przykłady antypolonizmu Zybertowicz podał m.in. germanizację, zabory i wygnania.
 
Zgadzam się z profesorem co do tego, że przypadki antypolonizmu trzeba nazywać po imieniu oraz je "piętnować i zwalczać". Sam w przeszłości wiele o tym pisałem. Owszem, antypolonizm pojawia się jeszcze dziś wielokroć w niemieckich mediach, ich agresywny język wpływa zaś na emocje czytelników i tym samym na preferencje wyborcze. Nic więc dziwnego, że polska opozycja, poza celami personalnymi całkowicie bezprogramowa, dolewa oliwy do antypolskiego kotła, błagając zagłuszonych Niemców o strofowanie rządu Zjednoczonej Prawicy.
 
W ostatnich czterech latach opozycji nie interesowało nic poza odwołaniem rządu, choćby za cenę nieodwracalnych szkód dla państwa. Ze swojego "antypolonizmu" nie zrezygnowała nawet wtedy, gdy w Berlinie i Brukseli podejmowano korzystne dla Polski decyzje, jako że ataki "Timmermansów" są przecież zbyt kuszące, aby z nich zrezygnować z tak nieistotnego powodu jak dobro Polski. Antypolonizm na Zachodzie jest bez wątpienia zjawiskiem realnym, natomiast niemieccy redaktorzy mają niestety sporo materiału, z którego mogą nadal lepić kłamliwe teksty o "zagrożeniu demokracji" nad Wisłą.
 
Niemniej czasami się zastanawiam, na ile ten agresywny język w zachodnich mediach w istocie zagraża "realizowaniu wartości i ekonomicznych interesów Polaków", jak twierdzi prof. Zybertowicz. Kiedy politycy i komentatorzy polityczni nie są w stanie zasypywać podziałów opartych na emocjach wzajemnego wykluczenia, dojrzałością i uchwyceniem właściwego tonu wykazują się zwykle chłodni analitycy rzeczywistości gospodarczej.
 
Wszak w rozmowach z niemieckimi ekonomistami szybko można ulec przekonaniu, że w polsko-niemieckich stosunkach gospodarczych nie ma miejsca na antypolonizmy (i antygermanizmy). I nie chodzi tu bynajmniej o klasyczną niemiecką "kolonizację gospodarczą", wypalającą niegdyś Polskę niczym trawiący ściernisko pożar, ale raczej o swobodną wymianę handlową oraz intratne interesy, które ożywiają naszą gospodarkę oraz iście polskie przedsiębiorstwa.
 
W każdym razie takie odniosłem znów wrażenie, gdy rozmawiałem ostatnio z dr. Thilo Sarrazinem, niemieckim ekonomistą, byłym członkiem zarządu Bundesbanku i dość krytycznym recenzentem poczynań rządu federalnego. W swoich książkach, wspartych znakomitymi analizami procesów gospodarczych, objaśnianych w duchu wyznawanych idei, Sarrazin rozlicza się m.in. z polityką migracyjną Angeli Merkel oraz metodami Europejskiego Banku Centralnego.
 
W październikowym numerze "Gazety Bankowej" (zainteresowanych odsyłam do kiosków) Sarrazin utrzymuje, jakoby w "najistotniejszych" sprawach "polityczne walki kogutów" nie miały żadnego znaczenia.
 

"Na szczęście obecne polityczne napięcia między naszymi krajami nie mają znacznego wpływu na wymianę handlową. 95 proc. niemieckich firm, które zainwestowały w polską gospodarkę, uczyniłyby to ponownie"

 
- zauważa ekonomista, znalazłszy także sporo życzliwych słów pod adresem Warszawy. Były senator ds. finansów w lokalnym rządzie w Berlinie jest pod wrażeniem gospodarczego rozwoju Polski w ostatnich latach.
 

"Jeżeli Polska utrzyma obecny poziom wzrostu gospodarczego, to za dwadzieścia lat dogoni Niemcy"

 
- przekonuje Sarrazin.

 
"Po 1992 r. wzrost gospodarczy w Polsce pozostawał wyższy niż w Niemczech, oczywiście z wiadomych powodów. (...) Ale nawet w okresie koszmarnego dla Niemców kryzysu finansowego w latach 2008-2009 polska gospodarka dalej rosła"

 
- dodaje.
 
Zdaniem niemieckiego ekonomisty obecna siła polskiej gospodarki tkwi przede wszystkim w rosnącym znaczeniu drobnych przedsiębiorstw.
 

"Jest ich coraz więcej i za parę lat mogą doszlusować do światowej czołówki. Już teraz polski wkład w przemiany w Europie naprawdę imponuje"

 
- mówi Sarrazin, przypominając, że w Polsce od lat spada bezrobocie i wzrastają płace, przy czym "koszty utrzymania są wciąż niższe niż na Zachodzie".
 

"Między innymi właśnie te czynniki sprawiają, że polski rynek pozostaje atrakcyjny dla ponad 6500 niemieckich firm. Dlatego w przeciwieństwie do niemieckich mediów nikt z naszych przedsiębiorców nie mówi źle o obecnym polskim rządzie, który w kwestiach gospodarczych okazuje się zresztą niezwykle pragmatyczny i skuteczny. O tym świadczą plany inwestycyjne na kolejne lata, przewidujące także rozbudowę infrastruktury, która wzmocni naszą współpracę handlową"

 
- zapewnia Thilo Sarrazin.
 

"W każdym większym niemieckim mieście jeżdżą autobusy firmy Solaris, Niemcy zachwycają się oprogramowaniami z Asseco, a na europejskich lotniskach coraz częściej zauważam sklepy kosmetyczne Inglot"
 

- zauważa polityk SPD.
 
Prognozy Sarrazina zbiegają się z analizami polskich ekspertów. Na to, że Polska zbliża się do Niemiec pod względem poziomu PKB per capita, wskazywali także niedawno ekonomiści warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. W ostatnim raporcie stołecznej uczelni czytamy, że Polska już cztery lata temu dogoniła Grecję, pod koniec 2019 r. prawdopodobnie wyprzedzi Portugalię, a za 21 lat będzie na równi z RFN.
 
Co charakterystyczne, Thilo Sarrazin zaistniał w niemieckiej przestrzeni medialnej bynajmniej nie dlatego, że kapitalnie opisuje zjawiska ekonomiczne, lecz z powodu swojej walki z polityczną poprawnością, która jego zdaniem każe dzisiejszym elitom wypierać się oczywistych patologii związanych z kryzysem migracyjnym. Według niego właśnie owa bezrefleksyjność wciąż uniemożliwia im analizę przyczyn doznawanych klęsk wyborczych. Medialne echo na bezkompromisowe publikacje Sarrazina, podszyte istnym festiwalem oburzenia, zaowocowało wykluczeniem go z Banku Federalnego, a także próbami usunięcia go z SPD.
 
W książkach "Niemcy się zwijają" oraz "Wrogie przejęcie" ekonomista opisuje fatalne skutki dla niemieckiego systemu, które wynikają z masowej imigracji wyznawców islamu. I mimo że wszystkie swoje tezy autor poparł precyzyjnymi obliczeniami, zadziałała cenzura politycznej porpawności i spadły nań gromy.
 

"Nazwano mnie "rasistą", choć dotąd nikt nie zdołał mi tego udowodnić. Proszę mi pokazać tylko jeden fragment, w którym kogoś obrażam. (...) Nie dam się zaślepić wiarą w 'ubogacającą' siłę niekontrolowanego napływu islamskich imigrantów. (...) W berlińskim rządzie widziałem na własne oczy, w jaki sposób rosnąca liczba islamskich uchodźców wpłynęła na niemiecki system gospodarczy i edukacyjny"

 
- opowiada Sarrazin w aktualnym wydaniu "Gazety Bankowej".
 

"Jeżeli napływ muzułmanów oraz wysoka dzietność ich kobiet pozostaną na obecnym poziomie, to za 30 lat będą bez wątpienia stanowić większość na naszym kontynencie. Będą mogli na swój sposób zmieniać prawo i przekształcać Europę. W Niemczech już teraz to czynią. (...) Nie chciałbym, żeby mój kraj tak wyglądał"

 
- dorzuca.
 
Sarrazin nie zgadza się ze stwierdzeniami jego kolegów w SPD, jakoby masowy napływ muzułmanów bez wykształcenia był "kapitałem na przyszłość Europy".
 

"Niemiecka gospodarka funkcjonowała dotychczas doskonale bez 'wędrówek ludów' i doprawdy nie wiem, w jaki sposób miałyby one ją wzbogacić. Przeciwnie - fala uchodźców z arabskich krajów rozsadza nasz system socjalny i wpływa ujemnie na ogólny poziom nauczania w Niemczech"

 
- mówi bez ogródek Sarrazin, który dziwi się, że jego partyjni koledzy, ponoć "tak bardzo wyczuleni na cierpienia kobiet", nie chcą przyjąć do wiadomości, w jaki sposób bywają one traktowane przez swoich muzułmańskich małżonków.
 
Co wszelako znamienne, Sarrazin nie wyraża w wywiadzie z miesięcznikiem wyłącznie opinii zbieżnych z polską racją stanu. Koniec końców polityk SPD pozostaje Niemcem, a niemieckie "życzliwości" kończą się najpóźniej na temacie reparacji wojennych. Polityczne napięcia pomiędzy Warszawą a Berlinem być może nie przekładają się dziś ujemnie na wymianę handlową, choć akurat kwestia wysuwanych przez polski rząd żądań dotyczących należytego odszkodowania za poniesione straty w II WŚ wywołuje jego ostry sprzeciw.
 

"900 mld euro to zdecydowanie za dużo. Żądania Warszawy i Aten przekraczają nasze możliwości. Nie spotkałem żadnego niemieckiego parlamentarzysty, który miałby na ten temat inne zdanie - bez względu na poglądy czy przynależność do ugrupowania"

 
- zaznacza niemiecki socjaldemokrata.
 
I dodaje:
 

"W wielu kwestiach nie podzielam opinii zniesławiających polski rząd, choć uważam, że akurat w tej mocno przesadził. (...) Z prawnego punktu widzenia sprawa jest już załatwiona, choć rozumiem, że może być skuteczną kartą w rozgrywkach politycznych. (...) Jeśli dobrze pamiętam, to po 1945 r. przydzielono Polsce wschodnie tereny Niemiec, z doskonałą infrastrukturą i funkcjonującym rolnictwem. Myślę, że to wystarczająca rekompensata."

 
Sarrazin uważa, że uregulowanie "polskiego rachunku" rozsadziłoby niemiecki budżet, uparcie ignorując długą listę strat lub chociażby elementarne historyczne fakty. Tenże wyborny w wielu dziedzinach analityk nie wspomina o tym, że Polska po II WŚ straciła swoje wschodnie tereny, a polscy osiedleńcy zaczynali często od zera, napotykając na Kresach Zachodnich częściej "spaloną ziemię" aniżeli gospodarcze "eldorado".
 
Przeto ostatecznie trudno nie przyznać racji profesorowi Andrzejowi Zybertowiczowi, twierdzącemu, że przejawy antypolonizmu należy także rozpatrywać w kategoriach ekonomii. To dotyczy szczególnie kwestii reparacji wojennych, w której kłamliwe wyobrażenia o Polsce i Polakach powracają ze zdwojoną siłą. W tym świetle słowa polskiego socjologa, wypowiedziane 29 września w Niedzielnym Klubie Dyskusyjnym w Berlinie, nabierają wtem aktualnego znaczenia:
 

"W kwestii antypolonizmu po II WŚ nastąpiła ewolucja wyobrażeń, odejście od prawdy i odwrócenie znaków. (...) Należy przypominać o znanych nam faktach, że byliśmy ofiarą II WŚ, ofiarą mocarstw autorytarnych. (...) Zachowania o charakterze antypolskim są dziś tolerowane. W społeczeństwach wolnego Zachodu istnieje duże społeczne przyzwolenie na takie zachowania. Naszym zadaniem jest to przyzwolenie zmniejszyć."

 
Wojciech Osiński
 

 

POLECANE
Strzelanina na uczelni w USA. Wiele ofiar z ostatniej chwili
Strzelanina na uczelni w USA. Wiele ofiar

Na Uniwersytecie Browna w Providence w stanie Rhode Island doszło w niedzielę wieczorem do strzelaniny. Zginęły co najmniej dwie osoby. Ośmioro ciężko rannych trafiło do szpitala. Jak poinformowała agencja AP, policja wciąż poszukuje sprawcy.

Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia z ostatniej chwili
Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia

Mieszkająca we Włoszech białoruska działaczka opozycyjna Julia Juchno poinformowała w sobotę PAP, że dziennikarz przebywający w białoruskim więzieniu Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia i dlatego nie znalazł się na liście osób uwolnionych przez reżim Łukaszenki.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północna Europa oraz Wyspy Brytyjskie pozostaną pod wpływem głębokiego niżu islandzkiego. Również północno-zachodnia Rosja będzie w obszarze niżu. Natomiast południowa, centralna części kontynentu oraz większość zachodniej Europy będą pod wpływem rozległego wyżu z centrami nad Alpami oraz Bałkanami. Polska pozostanie w obszarze przejściowym pomiędzy wyżej wspomnianym wyżem a niżem islandzkim. Będziemy w dość ciepłym powietrzu polarnym morskim.

REKLAMA

[Tylko u nas] W. Osiński: Wg niemieckiego ekonomisty za Polska za 20 lat może dogonić Niemcy

Niemieccy ekonomiści są przekonani, że polityczne perturbacje na linii Warszawa-Berlin nie mają żadnego znaczenia. Ich zdaniem chłodna analiza rzeczywistości gospodarczej wskazuje bowiem na to, że polsko-niemieckie relacje nigdy nie były tak dobre jak dziś. Czyżby?
/ web.de (sugestia)
W ubiegłą niedzielę berlińska Polonia miała po raz kolejny zaszczyt gościć w stolicy Niemiec profesora Andrzeja Zybertowicza, doradcę prezydenta RP i znakomitego socjologa, który wygłosił ciekawy wykład o przejawach "antypolonizmu" na Zachodzie.
 
Zdaniem naukowca z Torunia antypolonizm powinien być już od dawna przedmiotem nauk społecznych, a przypadki wrogich Polsce egzaltacji "muszą być ścigane z mocy prawa i nagłaśnianie". Przy czym ważne jest, aby odróżniać "antypolonizm" od "polonofobii".
 

"Przejawy antypolonizmu nie muszą być uświadomione ideologicznie lub zinstytucjonalizowane. Ktoś może nie być świadomy tego, że jest zwolennikiem jakiejś antypolskiej ideologii, że nasiąkł jakimiś antypolskimi teoriami, stereotypami i wizjami, choć w jego instynktownych reakcjach i schematach myślenia pojawia się niechęć do Polaków, do polskości, do naszej historii, do naszych postaw, ambicji w Unii Europejskiej itd."

 
- tłumaczył Zybertowicz.
 
Socjolog wyjaśniał, że antypolonizm przejawia się częstokroć w "agresywnym" języku służącym opisywaniu Polski i Polaków, aczkolwiek mogą to też być "rozwiązania instytucjonalne, jawne lub niejawne, gdy np. utrudnia się Polakom skuteczne realizowanie swoich wartości i interesów". Jako historyczne przykłady antypolonizmu Zybertowicz podał m.in. germanizację, zabory i wygnania.
 
Zgadzam się z profesorem co do tego, że przypadki antypolonizmu trzeba nazywać po imieniu oraz je "piętnować i zwalczać". Sam w przeszłości wiele o tym pisałem. Owszem, antypolonizm pojawia się jeszcze dziś wielokroć w niemieckich mediach, ich agresywny język wpływa zaś na emocje czytelników i tym samym na preferencje wyborcze. Nic więc dziwnego, że polska opozycja, poza celami personalnymi całkowicie bezprogramowa, dolewa oliwy do antypolskiego kotła, błagając zagłuszonych Niemców o strofowanie rządu Zjednoczonej Prawicy.
 
W ostatnich czterech latach opozycji nie interesowało nic poza odwołaniem rządu, choćby za cenę nieodwracalnych szkód dla państwa. Ze swojego "antypolonizmu" nie zrezygnowała nawet wtedy, gdy w Berlinie i Brukseli podejmowano korzystne dla Polski decyzje, jako że ataki "Timmermansów" są przecież zbyt kuszące, aby z nich zrezygnować z tak nieistotnego powodu jak dobro Polski. Antypolonizm na Zachodzie jest bez wątpienia zjawiskiem realnym, natomiast niemieccy redaktorzy mają niestety sporo materiału, z którego mogą nadal lepić kłamliwe teksty o "zagrożeniu demokracji" nad Wisłą.
 
Niemniej czasami się zastanawiam, na ile ten agresywny język w zachodnich mediach w istocie zagraża "realizowaniu wartości i ekonomicznych interesów Polaków", jak twierdzi prof. Zybertowicz. Kiedy politycy i komentatorzy polityczni nie są w stanie zasypywać podziałów opartych na emocjach wzajemnego wykluczenia, dojrzałością i uchwyceniem właściwego tonu wykazują się zwykle chłodni analitycy rzeczywistości gospodarczej.
 
Wszak w rozmowach z niemieckimi ekonomistami szybko można ulec przekonaniu, że w polsko-niemieckich stosunkach gospodarczych nie ma miejsca na antypolonizmy (i antygermanizmy). I nie chodzi tu bynajmniej o klasyczną niemiecką "kolonizację gospodarczą", wypalającą niegdyś Polskę niczym trawiący ściernisko pożar, ale raczej o swobodną wymianę handlową oraz intratne interesy, które ożywiają naszą gospodarkę oraz iście polskie przedsiębiorstwa.
 
W każdym razie takie odniosłem znów wrażenie, gdy rozmawiałem ostatnio z dr. Thilo Sarrazinem, niemieckim ekonomistą, byłym członkiem zarządu Bundesbanku i dość krytycznym recenzentem poczynań rządu federalnego. W swoich książkach, wspartych znakomitymi analizami procesów gospodarczych, objaśnianych w duchu wyznawanych idei, Sarrazin rozlicza się m.in. z polityką migracyjną Angeli Merkel oraz metodami Europejskiego Banku Centralnego.
 
W październikowym numerze "Gazety Bankowej" (zainteresowanych odsyłam do kiosków) Sarrazin utrzymuje, jakoby w "najistotniejszych" sprawach "polityczne walki kogutów" nie miały żadnego znaczenia.
 

"Na szczęście obecne polityczne napięcia między naszymi krajami nie mają znacznego wpływu na wymianę handlową. 95 proc. niemieckich firm, które zainwestowały w polską gospodarkę, uczyniłyby to ponownie"

 
- zauważa ekonomista, znalazłszy także sporo życzliwych słów pod adresem Warszawy. Były senator ds. finansów w lokalnym rządzie w Berlinie jest pod wrażeniem gospodarczego rozwoju Polski w ostatnich latach.
 

"Jeżeli Polska utrzyma obecny poziom wzrostu gospodarczego, to za dwadzieścia lat dogoni Niemcy"

 
- przekonuje Sarrazin.

 
"Po 1992 r. wzrost gospodarczy w Polsce pozostawał wyższy niż w Niemczech, oczywiście z wiadomych powodów. (...) Ale nawet w okresie koszmarnego dla Niemców kryzysu finansowego w latach 2008-2009 polska gospodarka dalej rosła"

 
- dodaje.
 
Zdaniem niemieckiego ekonomisty obecna siła polskiej gospodarki tkwi przede wszystkim w rosnącym znaczeniu drobnych przedsiębiorstw.
 

"Jest ich coraz więcej i za parę lat mogą doszlusować do światowej czołówki. Już teraz polski wkład w przemiany w Europie naprawdę imponuje"

 
- mówi Sarrazin, przypominając, że w Polsce od lat spada bezrobocie i wzrastają płace, przy czym "koszty utrzymania są wciąż niższe niż na Zachodzie".
 

"Między innymi właśnie te czynniki sprawiają, że polski rynek pozostaje atrakcyjny dla ponad 6500 niemieckich firm. Dlatego w przeciwieństwie do niemieckich mediów nikt z naszych przedsiębiorców nie mówi źle o obecnym polskim rządzie, który w kwestiach gospodarczych okazuje się zresztą niezwykle pragmatyczny i skuteczny. O tym świadczą plany inwestycyjne na kolejne lata, przewidujące także rozbudowę infrastruktury, która wzmocni naszą współpracę handlową"

 
- zapewnia Thilo Sarrazin.
 

"W każdym większym niemieckim mieście jeżdżą autobusy firmy Solaris, Niemcy zachwycają się oprogramowaniami z Asseco, a na europejskich lotniskach coraz częściej zauważam sklepy kosmetyczne Inglot"
 

- zauważa polityk SPD.
 
Prognozy Sarrazina zbiegają się z analizami polskich ekspertów. Na to, że Polska zbliża się do Niemiec pod względem poziomu PKB per capita, wskazywali także niedawno ekonomiści warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. W ostatnim raporcie stołecznej uczelni czytamy, że Polska już cztery lata temu dogoniła Grecję, pod koniec 2019 r. prawdopodobnie wyprzedzi Portugalię, a za 21 lat będzie na równi z RFN.
 
Co charakterystyczne, Thilo Sarrazin zaistniał w niemieckiej przestrzeni medialnej bynajmniej nie dlatego, że kapitalnie opisuje zjawiska ekonomiczne, lecz z powodu swojej walki z polityczną poprawnością, która jego zdaniem każe dzisiejszym elitom wypierać się oczywistych patologii związanych z kryzysem migracyjnym. Według niego właśnie owa bezrefleksyjność wciąż uniemożliwia im analizę przyczyn doznawanych klęsk wyborczych. Medialne echo na bezkompromisowe publikacje Sarrazina, podszyte istnym festiwalem oburzenia, zaowocowało wykluczeniem go z Banku Federalnego, a także próbami usunięcia go z SPD.
 
W książkach "Niemcy się zwijają" oraz "Wrogie przejęcie" ekonomista opisuje fatalne skutki dla niemieckiego systemu, które wynikają z masowej imigracji wyznawców islamu. I mimo że wszystkie swoje tezy autor poparł precyzyjnymi obliczeniami, zadziałała cenzura politycznej porpawności i spadły nań gromy.
 

"Nazwano mnie "rasistą", choć dotąd nikt nie zdołał mi tego udowodnić. Proszę mi pokazać tylko jeden fragment, w którym kogoś obrażam. (...) Nie dam się zaślepić wiarą w 'ubogacającą' siłę niekontrolowanego napływu islamskich imigrantów. (...) W berlińskim rządzie widziałem na własne oczy, w jaki sposób rosnąca liczba islamskich uchodźców wpłynęła na niemiecki system gospodarczy i edukacyjny"

 
- opowiada Sarrazin w aktualnym wydaniu "Gazety Bankowej".
 

"Jeżeli napływ muzułmanów oraz wysoka dzietność ich kobiet pozostaną na obecnym poziomie, to za 30 lat będą bez wątpienia stanowić większość na naszym kontynencie. Będą mogli na swój sposób zmieniać prawo i przekształcać Europę. W Niemczech już teraz to czynią. (...) Nie chciałbym, żeby mój kraj tak wyglądał"

 
- dorzuca.
 
Sarrazin nie zgadza się ze stwierdzeniami jego kolegów w SPD, jakoby masowy napływ muzułmanów bez wykształcenia był "kapitałem na przyszłość Europy".
 

"Niemiecka gospodarka funkcjonowała dotychczas doskonale bez 'wędrówek ludów' i doprawdy nie wiem, w jaki sposób miałyby one ją wzbogacić. Przeciwnie - fala uchodźców z arabskich krajów rozsadza nasz system socjalny i wpływa ujemnie na ogólny poziom nauczania w Niemczech"

 
- mówi bez ogródek Sarrazin, który dziwi się, że jego partyjni koledzy, ponoć "tak bardzo wyczuleni na cierpienia kobiet", nie chcą przyjąć do wiadomości, w jaki sposób bywają one traktowane przez swoich muzułmańskich małżonków.
 
Co wszelako znamienne, Sarrazin nie wyraża w wywiadzie z miesięcznikiem wyłącznie opinii zbieżnych z polską racją stanu. Koniec końców polityk SPD pozostaje Niemcem, a niemieckie "życzliwości" kończą się najpóźniej na temacie reparacji wojennych. Polityczne napięcia pomiędzy Warszawą a Berlinem być może nie przekładają się dziś ujemnie na wymianę handlową, choć akurat kwestia wysuwanych przez polski rząd żądań dotyczących należytego odszkodowania za poniesione straty w II WŚ wywołuje jego ostry sprzeciw.
 

"900 mld euro to zdecydowanie za dużo. Żądania Warszawy i Aten przekraczają nasze możliwości. Nie spotkałem żadnego niemieckiego parlamentarzysty, który miałby na ten temat inne zdanie - bez względu na poglądy czy przynależność do ugrupowania"

 
- zaznacza niemiecki socjaldemokrata.
 
I dodaje:
 

"W wielu kwestiach nie podzielam opinii zniesławiających polski rząd, choć uważam, że akurat w tej mocno przesadził. (...) Z prawnego punktu widzenia sprawa jest już załatwiona, choć rozumiem, że może być skuteczną kartą w rozgrywkach politycznych. (...) Jeśli dobrze pamiętam, to po 1945 r. przydzielono Polsce wschodnie tereny Niemiec, z doskonałą infrastrukturą i funkcjonującym rolnictwem. Myślę, że to wystarczająca rekompensata."

 
Sarrazin uważa, że uregulowanie "polskiego rachunku" rozsadziłoby niemiecki budżet, uparcie ignorując długą listę strat lub chociażby elementarne historyczne fakty. Tenże wyborny w wielu dziedzinach analityk nie wspomina o tym, że Polska po II WŚ straciła swoje wschodnie tereny, a polscy osiedleńcy zaczynali często od zera, napotykając na Kresach Zachodnich częściej "spaloną ziemię" aniżeli gospodarcze "eldorado".
 
Przeto ostatecznie trudno nie przyznać racji profesorowi Andrzejowi Zybertowiczowi, twierdzącemu, że przejawy antypolonizmu należy także rozpatrywać w kategoriach ekonomii. To dotyczy szczególnie kwestii reparacji wojennych, w której kłamliwe wyobrażenia o Polsce i Polakach powracają ze zdwojoną siłą. W tym świetle słowa polskiego socjologa, wypowiedziane 29 września w Niedzielnym Klubie Dyskusyjnym w Berlinie, nabierają wtem aktualnego znaczenia:
 

"W kwestii antypolonizmu po II WŚ nastąpiła ewolucja wyobrażeń, odejście od prawdy i odwrócenie znaków. (...) Należy przypominać o znanych nam faktach, że byliśmy ofiarą II WŚ, ofiarą mocarstw autorytarnych. (...) Zachowania o charakterze antypolskim są dziś tolerowane. W społeczeństwach wolnego Zachodu istnieje duże społeczne przyzwolenie na takie zachowania. Naszym zadaniem jest to przyzwolenie zmniejszyć."

 
Wojciech Osiński
 


 

Polecane