Listy od M.: Czasami trzeba się poświęcić!

W szkole, do której uczęszcza moje dziecię, pierwsze i maturalne klasy zajęcia rozpoczynają o godz. 7.10, zaś klasy drugie i trzecie kończą naukę o 19.05. Ubaw po pachy, szczególnie zimą. Jedni, żeby dojechać do szkoły, muszą wstać około 5.30, zaś drudzy do domu wracają, przy dobrym połączeniu, około godz. 20.00. Moim zdaniem, jedni i drudzy powinni w szkole do drugiego śniadania, dostawać obligatoryjnie witaminę D, bo słońca doświadczą dopiero w kwietniu przyszłego roku.
Ja należę do tych rannych szczęśliwców, co próbują się jeszcze oszukiwać, że:
„Jak dobrze wstać skoro świt. Jutrzenki blask duszkiem pić,
Nim w górze tam skowronek zacznie tryl. Jak dobrze wcześnie wstać dla tych chwil”.
„Radość o poranku” Alibabek doprowadza mnie do szału, tym bardziej, kur…teczka, że skowronki wyginęły chyba w 1965! Wstaję o 5.30, trylów ptasich brak, a ja wyglądam jak, nie przymierzając, zombi, tylko przyspieszenie mam nieco większe. Mąż na drugi bok się odwraca, mina budzonego syna bezcenna, koty lekko zdezorientowane, a pies o tej porze wyjść na dwór nie chce. Wszyscy patrzą na mnie, jak na kosmitę. A ja, jeszcze w sennym letargu, muszę dokonać tysięcy „cudów” porannych i mieć jeszcze w zapasie pół godziny na dojazd pod szkołę. Ok., ktoś powie, szczyl ma 16 lat, to chyba autobusy ogarnia. Owszem ogrania, bo ze szkoły takowymi wraca, ale połączenia poranne były pewnikiem ustalane w „zmowie” z ministrem edukacji. Młody, żeby zdążyć do szkoły na 7.00, musiałby wstać najpóźniej o 5.00 i kombinować trasę z co najmniej dwoma autobusami. Wybaczcie, ale tego swojemu dziecku oszczędzę! Wystarczy mu stres, związany z udziałem w istnym „wyścigu szczurów”, zafundowany przez szkołę.
Tak, tak, na pierwszym spotkaniu dyrekcji z rodzicami posypały się gratulacje, jacy to jesteśmy rozsądni posyłając nasze dzieci do ich szkoły, ale… dlatego, że jest ona taka dobra i zapewnia gruntowe wykształcenie, wymaga również poświęceń ze strony uczniów. Jakich czasów dożyliśmy? Edukacja wymaga poświęceń! Biedne dzieci…
Z drugiej strony jednak, to jakie sfery życia nie wymagają poświęceń? Wszystkie, w różnym stopniu, choć polityka w największym. Dla przykładu, taki prezydent miasta stołecznego Warszawa, poświęcił się, robiąc z siebie idiotę na oczach całej Polski. Gówna płynęły wartkim strumieniem, a gość ze stoickim spokojem przekonywał, że sytuacja jest opanowana i trwają poszukiwania awaryjnego rozwiązania w związku z awarią kolektora awaryjnego. Brzmi niewinnie i nie wiadomo o co chodzi. Przekonywał, że zagrożeń ekologicznych nie ma, no bo przecież gówna w Wiśle to nie powód do niepokoju, bo wodę można pić. Ludzie, do rzeki trafiało 3 tys. litrów ścieków na sekundę, bo strzeliły oba kolektory, główny i awaryjny. Szwecja była zaniepokojona skalą i skutkami katastrofy, która docierała do wód Bałtyku, a Trzaskowski uparł się, że pomocy od rządu nie potrzebuje. Idiota? Nie drodzy państwo, nie idiota, tylko lojalny i gotowy do poświęceń w imię partyjnego interesu. Kiedyś Michel de Montaigne podsumował takich:
„Człowiek, który dla interesu poświęca swój honor, traci i swój honor, i swój interes."
Amen