Jan Mosiński: Czy mamy w Europie do czynienia z pełzającą wojną?
Powracając do zamachów terrorystycznych należy zwrócić uwagę na istotną kwestię, a mianowicie szczelność w gronie islamistów. Otóż, tak jak nie wierzyłem w tezę, że „paryscy muzułmanie” nie zauważyli, że coś się za chwilę wydarzy, tak samo nie wierzę w to, że islamiści koczujący na lotnisku Tempelhof pod Berlinem nie wiedzieli o planowanym zamachu. Pytanie dlaczego nie ostrzegli odpowiednich służb? Odpowiedź jest banalnie prosta. Otóż dla każdego muzułmanina dżihad to święta sprawa. Dlatego też przed niemieckimi politykami, niemieckim społeczeństwem stają wielkie wyzwania. Przede wszystkim muszą zaangażować społeczność muzułmańską do współpracy na rzecz zwalczania ISIS w Niemczech. Spowodować, że muzułmanie wezmą na swoje barki część odpowiedzialności za bezpieczeństwo w kraju, do którego przyjechali oni i ich przodkowie.
W tym miejscu pojawia się pytanie czy możemy w naszym kraju spać spokojnie? Odpowiem w sposób następujący. Polska jest krajem otwartym na różnorodność i mocno osadzonym w wierze katolickiej. My nie kpimy z innych religii, nie wyśmiewamy innych nacji. Nie publikujemy karykatur innych bogów, ponieważ wierzymy, że jest jeden Trójjedyny Bóg. Dlatego terroryzm do nas nie dotarł. Odpowiedź na pytanie czy nie dotrze, pozostawiam czytelnikom. Ze swej strony powiem, że Paryż, Berlin czy Bruksela są w Warszawie "scenariuszami możliwymi". Dlatego innego wymiaru powinna nabierać polityka imigracyjna nie tylko w Polsce ale w całej Europie. Z drugiej strony cały cywilizacyjny świat musi wypowiedzieć wojnę ISIS i zmiażdżyć centra dowodzące terroryzmem. Czy w związku z tym to, co ostatnio obserwowaliśmy w Paryżu, Brukseli i Berlinie nakazuje nam patrzeć na każdego muzułmanina, jak na potencjalnego terrorystę? Uważam, że nie, ale musimy być niezwykle ostrożni. Musimy oswajać się z tym, że żyjemy w czasach, gdzie ataki terrorystyczne będą częstymi wydarzeniami. Tak, jak po ataku na WTC prezydent Georg W. Bush powiedział Amerykanom, że wprowadził do amerykańskiej polityki zagranicznej termin wojny z terroryzmem, tak również przywódcy państw europejskich muszą powiedzieć podobnie, a mianowicie, że wypowiadają totalną wojnę terroryzmowi, że następuje wstrzymanie dotychczasowej polityki imigracyjnej. Ad calendas graekas należy odłożyć "Schulzowe mrzonki" o karaniu państw członkowskich za to, że nie chcą u siebie imigrantów.
W tle wydarzeń w Berlinie pojawia się również pytanie o jakość wspólnej polityki bezpieczeństwa w UE. Uważam, że nie zdaje ona egzaminu, co nie znaczy, że należy z niej zrezygnować. Powiem więcej, UE i Stany Zjednoczone powinny ponownie przeanalizować zasadność prowadzenia wspólnych działań wobec państwa tworzących "Oś zła" (ang. Axis of evil) a także międzynarodowych grup terrorystycznych. Innej drogi w walce z terroryzmem nie ma.
I na koniec refleksja - czy polityczny rokosz i zadymy opozycji nie są na rękę tym, którzy na takiej destabilizacji mogliby przeprowadzić atak samobójczy w Warszawie?
Jan Mosiński PiS