[Tylko u nas] Płużański: Dlaczego IPN nie ściga stalinowskiego prokuratora Z. Domino? To ostatni moment!
![[Tylko u nas] Płużański: Dlaczego IPN nie ściga stalinowskiego prokuratora Z. Domino? To ostatni moment!](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/30362.jpg)
Mieszkańcy Rzeszowa widują go w galerii handlowej, gdzie chodzi z żoną na kawę i ciastka. Szanowany obywatel, literat, autorytet, wychowawca młodzieży.
Sybirak
Według oficjalnego życiorysu Domino to ofiara stalinizmu. Jako 15-latek, w pierwszej wielkiej wywózce mieszkańców Kresów Wschodnich II RP (10 luty 1940 r.), trafia wraz z rodziną do Irkuckiej Obłasti. Na nieludzkiej ziemi przyjdzie mu spędzić 6 lat. Już na początku doświadcza śmierci matki. Ojciec, jako kościuszkowiec, przeszedł następnie cały szlak bojowy od Lenino do Berlina. Razem z młodszym bratem Zbigniew wraca do Polski w czerwcu 1946 r.
Domino po latach został członkiem Związku Sybiraków, odznaczonym w 2005 r. Krzyżem Zesłańców Sybiru przez prezydenta Kwaśniewskiego. Wśród zesłańców to również autorytet.
Jaruzelski w mikroskali
W Internecie Zbigniew Domino jeszcze do niedawna figurował wyłącznie jako autor książek, członek Związku Literatów Polskich. Chyba największy sukces odniósł w 2013 r., kiedy do kin weszła superprodukcja Janusza Zaorskiego „Syberiada Polska”. 10-milionowy budżet, plenery na Syberii, muzyka Krzesimira Dębskiego i doborowa obsada: Sonia Bohosiewicz, Adam Woronowicz i Jan Peszek. W materiałach filmowych czytaliśmy: „Podstawą scenariusza, który zgodzili się napisać Michał Komar i Maciej Dutkiewicz, jest znakomita i wielokrotnie nagradzana epicka powieść Zbigniewa Domino, również pod tytułem »Syberiada polska«”. Adam Woronowicz przyznawał, że książka ta „zrobiła na nim wielkie wrażenie”. Inni będą nominowali autora do nagrody „Nike”.
Ale Zbigniew Domino to nie tylko ofiara stalinizmu, której powinniśmy współczuć. Nie tylko sybirak przeżywający jako dziecko gehennę pod butem NKWD. To człowiek, którego sowieckie piekło najwyraźniej niczego nie nauczyło. Człowiek, który przeszedł na stronę oprawców, zostając stalinowskim prokuratorem. Ale w „Syberiadzie” nie ma o tym słowa.
To tak, jakbyśmy poznawali historię zesłańca Jaruzelskiego bez ciągu dalszego. Bez mordowania niepodległościowego podziemia, antysemickich czystek w armii, ofiar inwazji na Czechosłowację i stanu wojennego. W przypadku Domino ktoś na takie przekłamania pozwolił, ktoś zaakceptował. Liczył, że manipulacji nikt nie zauważy, bo Domino nie jest tak znany jak Jaruzelski?
Z ofiary prześladowca
Po powrocie do kraju Domino zdał maturę i wstąpił do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Walczył z „bandami”, czyli polskim podziemiem niepodległościowym. 21 czerwca 1949 r. zgłosił się ochotniczo do WP. Szybko trafił do Oficerskiej Szkoły Prawniczej w Jeleniej Górze (tu też „studiował” Stefan Michnik). Przyspieszone kursy prawnicze, szkolące „prokuratorów nowego typu”, ukończył Domino jako prymus i został oficerem śledczym Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Poznaniu. Później pracował na różnych stanowiskach w Zielonej Górze i w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. W ten sposób Sybirak – ofiara stalinizmu - został prominentnym funkcjonariuszem stalinowskiego systemu bezprawia. Zaufanym człowiekiem słynnego kata Polaków Stanisława Zarakowskiego. Dla polskich patriotów domagał się kar śmierci, a sędziowie przychylali się do wniosków oskarżyciela. Przełożeni pisali o nim: „Do reakcji odnosi się z nienawiścią”, jego wystąpienia „odznaczają się dużą bojowością i podnoszeniem strony politycznej”.
Gomułkowska „odwilż” nie podcięła kariery Domino. W latach 1956–1969 dalej pracował w NPW, zawsze na kierowniczych stanowiskach związanych z „zadaniami specjalnymi”, z krótką przerwą (1959–1963), kiedy był oddelegowany do Marynarki Wojennej. W międzyczasie został pułkownikiem i ukończył prawo. Od 1969 do 1973 był prokuratorem Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Rzeszowie. „Służbę Ojczyźnie” skończył w 1975 r. na stanowisku oficera do zleceń specjalnych Głównego Zarządu Politycznego WP. Ale jego doświadczenie nie mogło być zmarnowane. Zanim został wziętym literatem, w latach 1980-1985 i 1989-1990 był radcą ambasady PRL w Moskwie.
Staranny podpis
Jednak najbardziej obciąża Domino udział w komunistycznej prowokacji mającej wyeliminować przedwojenne kadry WP - egzekucjach polskich lotników ze słynnego „spisku w wojsku” kłamliwie oskarżonych o szpiegostwo na rzecz imperialistów. 7 sierpnia 1952 r. o 20. 30 w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie nakazał rozstrzelać: płk Bernarda Adameckiego, płk Józefa Jungrava, płk Augusta Menczaka, ppłk Stanisława Michowskiego, ppłk Władysława Minakowskiego, ppłk Szczepana Ścibiora. Staranny podpis Domino widoczny jest na dokumencie egzekucji.
To tylko kilku bohaterów, których szczątki po sowieckim strzale w tył głowy oprawcy wrzucili do dołów śmierci w dzisiejszej kwaterze „Ł” stołecznego cmentarza na Powązkach Wojskowych. Liczymy na to, że w końcu zostaną zidentyfikowani. A może Domino mógłby coś podpowiedzieć?
Nieświadomy? Ślepy?
W latach 1956-1957 Domino kierował sekretariatem Komisji Mazura, badającej „przejawy łamania socjalistycznej praworządności” w organach WP. Wskazywał m. in. na nadużycia w sprawie… „spisku w wojsku”. Obiektywnie, prawda?
25 stycznia 1956 r. Domino podpisał postanowienie o umorzeniu śledztwa wobec jednego z oskarżonych przez stalinowskich siepaczy - gen. Józefa Kuropieski, które zatwierdził jego dobry znajomy - Stanisław Zarakowski. Domino ustalił, że „śledztwo przeciwko Kuropiesce prowadzono prawie przez cały czas przy zastosowaniu niedopuszczalnych, niezwykle ostrych i brutalnych metod śledczych. Kuropieskę przesłuchiwano przeciętnie 18-20 godzin na dobę i na skutek braku snu miewał halucynacje. Przez wiele miesięcy przesłuchiwano go w pozycji stojącej, oblewano wodą, dawano mu zimnie posiłki, często osadzano w karcerze, grożono rozstrzelaniem, aresztowaniem rodziny itp.”
Przypomnieć warto, że na podstawie takich „niedopuszczalnych, niezwykle ostrych i brutalnych metod śledczych” wcześniej oskarżał sam Domino. A egzekucje, które nadzorował, dotyczyły właśnie spreparowanego przez bezpiekę „spisku w wojsku”. Był nieświadomy? Bezrozumny? Ślepy? Raczej koniunkturalny.
Ale Komisja Mazura nie próbowała nawet pociągnąć Domino do odpowiedzialności, bo był jej członkiem. Tak podczas „odwilży” wyglądało rozliczanie stalinizmu.
A w III RP Domino zeznawał jako świadek w sprawie czterech śledczych, którzy w latach 50. znęcali się nad oficerami WP, aresztowanymi pod fikcyjnym zarzutem uczestnictwa w... „spisku w wojsku”. Były prokurator potwierdził, że oskarżeni ubecy stosowali niedozwolone metody przymusu. Ale w końcu Domino jest w tych sprawach ekspertem.
Identyfikacja ojców
Chyba tylko w rozmowie z dziennikarzem Tomaszem Szymborskim Domino przyznał: „Liczę się z zarzutami na temat tego, co robiłem w wojskowym wymiarze sprawiedliwości po 1949 roku”. Problem polega jednak na tym, że dzisiejsza Polska nie jest zainteresowana ściganiem stalinowca. I niestety nie zmieniło się to po orzeczeniu Społecznego Trybunału Narodowego. O nasza naiwności!
Powinien Domino – może nawet z literacką swadą - opowiedzieć o opluwanych przez siebie przed krzywoprzysiężnymi sądami polskich patriotach. Jak wyglądali po wcześniejszym skatowaniu przez bezpiekę? Jak się czuli, kiedy wyzywał ich od zdrajców i bandytów? Domino powinien również - najlepiej z epickim rozmachem - opisać piwnice więzienia przy ul. Rakowieckiej, gdzie uczestniczył w egzekucjach. Prześledzić ostatnią drogę niewinnie skazanych. I takiej prawdy od Domino żądam. Jest to winny historii, a przede wszystkim ofiarom stalinowców i ich rodzinom.
Już współcześnie spotkałem na „Łączce” panie, które przyszły, aby przekazać porównawczy materiał genetyczny w celu identyfikacji ich ojców. Słyszały o odnalezieniu przez ekipę prof. Krzysztofa Szwagrzyka szczątków polskich żołnierzy straconych w 1952 r. Nikt nie ma wątpliwości, że mówimy o ofiarach prokuratora Domino – tych, których egzekucję zarządził.
Tadeusz Płużański