Patrick Edery:Dlaczego Polacy powinni wspierać „żółte kamizelki”, tak jak Francuzi wspierali Solidarność

Specyfiką francuską jest, że prawie wszyscy wysocy urzędnicy państwowi, ministrowie i prezydenci Republiki ukończyli tę samą szkołę: Ecole Nationale d'Administration (ENA) czyli Krajową Szkołę Administracji. Jej absolwenci tworzą zamknięty klan tzw. „enarchów”, obsadzających kluczowe stanowiska w państwie (szkołę ukończyli m.in. Giscard d'Estaing, Jacques Chirac, Lionel Jospin, Alain Juppé i Emmanuel Macron). Stąd też politycy z lewicy i z prawicy myślą identycznie, np. wszyscy absolwenci ENA, wbrew wszelkiej logice, wyznają zgodnie kult "tandemu francusko-niemieckiego", podczas gdy Niemcy narzucają Francji swoją hegemonię. Ponadto we francuskich mediach głównego nurtu praktycznie nie ma pluralizmu. 90% mediów reprezentuje opinie tylko 40% Francuzów: socjalistów i liberałów. Jednocześnie, za sprawą najwyższych podatków wśród krajów rozwiniętych i wszechpotężnej biurokracji, francuscy urzędnicy państwowi narzucają swoją strategię gospodarczą francuskim firmom, które nie mogą się rozwijać bez dotacji.
To przeciw tej „technokraturze” buntują się "żółte kamizelki", część sprzeciwia się również niekontrolowanej imigracji. Socjologicznie "żółte kamizelki" są bardzo bliskie wyborcom PiS. Są to ludzie z małych miast i wsi, często drobni handlowcy, ludzie przywiązani do wartości. I dlatego ten ruch eksploduje niespodziewanie. Większość protestujących, czekała od dawna na zmiany, które poprawiłyby ich sytuację materialną, zbyt dumni by prosić o pomoc, a dziś znaleźli się niemal na skraju przepaści.
Po bliższym przyjrzeniu się, "żółte kamizelki" są ruchem kontrrewolucyjnym, w opozycji do rewolucji maja '68. We Francji rewolta studencka z maja 1968 roku przyniosła rewolucję obyczajową, wywróciła do góry nogami system wartości i doprowadziła do upadku francuskiego Kościoła. Znamienne jest, że wszyscy przywódcy demonstracji z 1968 roku domagają się dzisiaj, aby "żółte kamizelki" były traktowane z największą stanowczością. We Francji i poza jej granicami wiele osób stara się zdyskredytować ten ruch przedstawiając go jako skrajnie prawicowy lub skrajnie lewicowy. Otóż, nie jest on ani jednym, ani drugim, jest ruchem konserwatywnym. Tymczasem we Francji nie ma obecnie prawdziwej partii konserwatywnej. To również z tego powodu ruch ten nie posiada lidera a lewica próbuje go infiltrować i przejąć.
W latach osiemdziesiątych wielu intelektualistów i zwykłych obywateli francuskich wspierało Solidarność. Będąc wtedy dzieckiem, pamiętam jak matka zabierała mnie do Paryża na demonstracje poparcia dla Solidarności. To wsparcie dla Solidarności okazało się tez ważne dla nas, Francuzów, ponieważ dzięki walce Solidarności zniknęło egzystencjalne zagrożenie dla Francji jakim był wybuch wojny nuklearnej ze Związkiem Radzieckim.
Dzisiaj, mamy sytuację odwrotną, w interesie Polaków jest wspieranie ruchu „żółtych kamizelek”, zanim nasze dwa kraje oddalą się zbytnio od siebie. Już teraz Francję łączy z Polską coraz mniej na poziomie wartości. Wyobraźmy sobie Francję w 2050! Jeśli francuski ruch konserwatywny będzie nadal represjonowany i izolowany przez „technokraturę”, oblicze Francji całkowicie się zmieni. W 2050 roku Polska pozostanie sama, wciśnięta między oś Paryż-Berlin i Moskwę. Węgry nie będą w stanie wiele zrobić. A USA? Trump nie jest wieczny, a Ameryka coraz bardziej porzuca Europę na rzecz Pacyfiku.
Ruch „żółtych kamizelek” z pewnością będzie spowolniony ze względu na nadchodzące Święta. Protesty powinny jednak zostać wznowione w nowego roku przed wyborami europejskimi. W międzyczasie ruch „żółtych kamizelek” musi się zorganizować i stworzyć struktury. Któż lepiej mógłby im w tym pomóc jeśli nie Polacy mający doświadczenie Solidarności?