Ryszard Czarnecki: "Made in China"

Patrząc szerzej, nie przez pryzmat międzynarodowej politycznej bieżączki, można postawić pytanie o to, jak to się stało, że ChRL w ostatnich parudziesięciu latach dokonała tak olbrzymiego skoku na globalnej mapie wpływów. Jeszcze niedawno była częścią Big Five, Wielkiej Piątki, teraz podejmuje rywalizację z USA o światowy prymat.
/ Pixabay.com/CC0 Creative Commons

W Chińskiej Republice Ludowej jestem w szczególnym czasie. Trwa wojna ekonomiczna między Pekinem a Waszyngtonem, przy czym nabiera ona konfrontacyjnego charakteru. Bruksela przystępuje do przeglądu inwestycji chińskich w krajach członkowskich Unii Europejskiej. Federacja Rosyjska zbliża się do ChRL, a Chiny Ludowe sprzedają rakiety Białorusi.

Ta ostatnia sprawa jest mało znana. Jednak te chińskie rakiety mogą dosięgnąć (w teorii) Warszawy i stolic trzech krajów bałtyckich (w wypadku Polski – jeśli będą wystrzelone z Brześcia nad Bugiem, ich zasięg to ok. 270 km), ale na pewno nie dolecą do Moskwy.

Światowa potęga numer dwa

Patrząc szerzej, nie przez pryzmat międzynarodowej politycznej bieżączki, można postawić pytanie o to, jak to się stało, że ChRL w ostatnich parudziesięciu latach dokonała tak olbrzymiego skoku na globalnej mapie wpływów. Jeszcze niedawno była częścią Big Five, Wielkiej Piątki, teraz podejmuje rywalizację z USA o światowy prymat. Chińczycy skupili się na gospodarce, na wzroście ekonomicznym. Wychodzą z założenia, że ich inwestycje, ich eksport, ich związki handlowe będą torowały drogę dla politycznego wzrostu wpływów Państwa Środka. I tak się dzieje.

Chiny, kraj o tysiącletnich tradycjach państwowych i cywilizacyjnych, są cierpliwe. Działają stopniowo. Poszerzają strefę wpływów, ale tam, gdzie napotykają silny opór, ustępują.

No właśnie, oto moja prog­noza odnośnie do relacji chińsko-amerykańskich. Komunistyczne elity rządzące największym demograficznie państwem świata zapewne wiedzą, że obecne skrajnie napięte relacje z USA nie wpływają na dłuższą metę korzystnie na pozycję Chin w świecie. Twierdzę, że Pekin może ustąpić w tym prestiżowym pojedynku na dachu świata i niespodziewanie pójdzie na kompromis z Białym Domem. Czy to będzie na przykład zakup amerykańskich boeingów, i to w liczbie kilkudziesięciu czy stukilkudziesięciu sztuk? To tajemnica pilnie strzeżona w zamkniętych gabinetach ponad 22-milionowej stolicy ChRL.

Smog i riksze – azjatycki survival

W Pekinie jest słonecznie, choć mroźno. Po moim przyjeździe okazuje się, że nawet symbol Pekinu – olbrzymi smog – gdzieś się wyniósł, przynajmniej czasowo. Pomiary niespodziewanie wykazały kilkukrotny spadek jego stężenia i w niechlubnej globalnej klasyfikacji zanieczyszczeń aglomeracji miano czerwonej latarni stolica Chin przekazała stolicy Indii. Ale i tak ludzi w specjalnych maseczkach ochronnych widzę tutaj sporo.

Przed budynkami rządowymi (np. siedzibą ministerstwa spraw zagranicznych) czy partyjnymi (siedzibą Komunistycznej Partii Chin) dostrzegam limuzyny dla tutejszych VIP-ów. I ciekawe rozwiązanie – o ile samochody rządowe w Polsce mają tzw. koguty, to tutaj na masce z przodu (a nie na dachu) fabrycznie wmontowane jest specjalne urządzenie z pulsującym czerwonym światłem.

Niebywałe korki, już o piątej nad ranem, nie są żadnym zaskoczeniem. Akurat Pekin może w tym konkurować, podobnie jak w kwestii smogu, z Nowym Delhi. Kilka razy korzystam z ryksz, które są dobrym rozwiązaniem na krótszych dystansach. Rikszarze i rikszarki – z taką też jechałem – są królami pekińskich ulic. Riksza, którą jadę, bezceremonialnie wjeżdża pod prąd, samochody hamują, riksza zmienia kierunek jazdy i pas – wtedy samochody ruszają. I nawet nikt nie trąbi!

Tyle że korzystanie z tych pojazdów w listopadzie nie jest zbyt przyjemne – po paru minutach jazdy można zmarznąć na kość, mnie też to spotkało. Jest jeszcze jeden minus. Gdy władze urządzają łapanki – a operatorzy riksz, zdaje się, niekoniecznie płacą podatki – riksiarz, by ratować skórę przed nadciągającą policją, może bez słowa wyrzucić cię w nieznanym miejscu. I wtedy masz survival, test na przeżycie.

Rosyjska dzielnica, rosyjscy handlarze

Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Pekinie (naszym ambasadorem jest Wojciech Zajączkowski, w służbie dyplomatycznej RP od lat 90., wczesniej ambasador w Moskwie i Bukareszcie) znajduje się nieopodal dzielnicy rosyjskiej. Rosjanie tam co prawda nie mieszkają, ale masowo przyjeżdżają na handel. Dzisiaj tabunami, ale jeszcze parę lat temu był to prawdziwy „ruski ocean”. Od kiedy sytuacja gospodarcza Federacji Rosyjskiej się pogorszyła, liczba turystów-handlarzy spadła. Ale i tak jest ich zatrzęsienie.

W tej dzielnicy we wszystkich domach towarowych i sklepach powszechnie widzę szyldy po rosyjsku, a naganiacze zapraszają do poszczególnych stoisk w tym języku. Spotykam też kilkoro Polaków. Język rosyjski jest tutaj lingua franca, bo przecież ci, którzy przyjeżdżają tu na przykład z Kaukazu Południowego, też się nim posługują. Dla ułatwienia kontaktów handlowych Chińczycy przyjmują rosyjskie pseudonimy. I tak skośnooki „Grisza” czy miejscowy „Dima” oswajają gości z chińskim rynkiem zbytu lub usług.

Handlarze z Rosji czy republik postsowieckich jeżdżą za towarem od rana do wieczora, a po zmierzchu korzystają z usług licznych salonów piękności, akupunktury, masażu, zlokalizowanych zresztą w hotelach, w których owi przybysze z bywszego ZSRS mieszkają. Chcesz czy nie chcesz, dostajesz do ręki rosyjskojęzyczną reklamę tychże usług. Jest też restauracja Moskwa, chociaż ponoć rosyjscy dyplomaci krzywią się, że prowadzą ją Azerowie – i tak na prawdę służy ona jako pralnia brudnych pieniędzy. Polskiej knajpy tu nie ma, choć po sąsiedzku, w stolicy Mongolii Ułan Bator – jest. Tam jest polska restauracja, ale nie ma polskiej ambasady. W Pekinie odwrotnie.

Chyba nie dla wszystkich dzieciaków w Pekinie starcza żłobków i przedszkoli, bo w supermarketach i sklepach paroletnie (i młodsze) dzieci towarzyszą mamom sprzedawczyniom czy właścicielkom sklepów. Niektórzy mówią, że dokonał się niemały postęp, bo kiedyś pampersy były tu rzadkością i dzieciaki w różnych miejscach kucały za potrzebą.

Nie trzeba być znawcą kobiet ani sztuki makijażu, aby zauważyć, że mieszkanki Pekinu raczej sceptycznie podchodzą do lakieru do paznokci, podkładów, pudrów, kredek i cieni (mam nadzieję, że nie przekręciłem żadnej nazwy). Malują tylko rzęsy i usta.

Obama: początki rywalizacji USA–Chiny

Powyżej przedstawiłem obserwacje kogoś, kto nie skupia się wyłącznie na spot­kaniach z politykami czy urzędnikami. Jednak przyjechałem tu w związku z polityką właśnie. Na spotkaniu z wiceministrem spraw zagranicznych bronimy tezy, że nie jest rzeczą właściwą patrzeć na konflikt USA–Chiny przez pryzmat jedynie prezydentury Donalda Trumpa. A to oznacza, że zmiana lokatora Białego Domu wcale nie musi oznaczać zmiany nastawienia Waszyngtonu do ChRL. Chińczycy kiwają głowami.

Nie dopowiadam, że amerykański polityczno-gospodarczy sceptycyzm wobec Państwa Środka zaczął się wcale nie za Trumpa, tylko już podczas prezydentury Baracka Obamy, zwłaszcza w czasie jego drugiej kadencji. To, że do starcia gigantów, Ameryki i mocarstwa z Azji, dochodzi dopiero w drugiej dekadzie XXI w., jest – o czym się nie mówi – pochodną zamrożenia polityki USA wobec Azji po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 r. Wówczas na mniej więcej dekadę Waszyngton musiał się skupić na Afganistanie i talibach i nie zajmował się ściganiem z Chińczykami. Pekin mimowolnie skorzystał z wojny Stanów Zjednoczonych z islamskimi terrorystami spod znaku Osamy bin Ladena i kupił sobie czas.

Pytam w chińskim ministerstwie spraw zagranicznych o to, co jest w tej chwili największym wyzwaniem dla polityki zagranicznej Pekinu. Otrzymuję odpowiedź tak dyplomatyczną, że nie będę jej tu nawet przytaczał.

Chińskie cztery części świata

Komunistyczne Chiny dzielą świat na cztery części. W pierwszej grupie, najbardziej żywotnej dla strategicznych interesów Pekinu, jest tylko jedno państwo – Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Tak naprawdę chińska polityka wydaje się sfokusowana na ograniczanie wpływów USA na Państwo Środka oraz realne i potencjalne chińskie strefy wpływów.

W drugiej kategorii są najbardziej znaczące państwa europejskie. Nasi rozmówcy wymieniali je niczym mantrę: Niemcy, Francja i Wielka Brytania (mimo brexitu), a także Rosja i Indie. Można zatem powiedzieć, że w tej grupie znaleźli się stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ (bez USA) plus Nowe Deli i Berlin.

No właśnie! Niemieckie koncerny (Siemens, Mercedes, Volkswagen) stają na głowie, żeby odnaleźć się na tym największym w skali globu rynku zbytu. Setki tysięcy niemieckich aut kupowanych jest co roku przez Chińczyków. Kanclerz Angela Merkel oraz chiński prezydent Xi Jinping przywiązują szczególną uwagę do relacji Berlin–Pekin.

Polska jest w kategorii trzeciej. Co to oznacza? Dość dobre relacje gospodarcze i polityczne – o ile dla Chińczyków robienie interesów (w różnym tego słowa znaczeniu) nie stoi w kolizji z relacjami z państwami z grup pierwszej i drugiej. Funkcjonuje polsko-chiński komitet międzyrządowy, prezydent Andrzej Duda niedługo po swoim wyborze w jedną z pierwszych wizyt zagranicznych pojechał do Chin, aby w następnym roku przyjąć chińskiego prezydenta w Warszawie. Jednak uzgodniona przez stronę chińską jeszcze z premier Beatą Szydło wizyta szefa MSZ ChRL przekładana jest już trzeci raz. Skądinąd „miej proporcje, Mocium Panie” – inwestycje Chin w Polsce i innych krajach naszego regionu są w sumie mniejsze niż w… Portugalii.

Jest jeszcze czwarta kategoria krajów z punktu widzenia chińskiej polityki zagranicznej – to te, które dla Pekinu nie mają żadnego znaczenia. I takich jest chyba większość.

Rosnące w potęgę Chiny terytorialne stały się magnesem dla setek tysięcy członków wielkiej chińskiej diaspory rozsianej po świecie. Wielu z nich, nawet urodzonych poza ChRL, decyduje się wrócić na stałe do ojczyzny swojej czy przodków. Jedna z liderek partii Zhi Gong, która powstała wśród chińskich emigrantów w San Francisco i stara się działać na rzecz Chińczyków z diaspory, a także tych wracających do macierzy, na moje pytanie o skalę powrotów jej rodaków odpowiada, że tylko w zeszłym roku niemal pół miliona Chińczyków osiedliło się na terytorium Chińskiej Republiki Ludowej, wiążąc swoją przyszłość ze światowym mocarstwem numer dwa.

Skoro najliczniejszy kraj na świecie prowadzi taką politykę otwartych drzwi na rzecz osiedlania się rodaków z zagranicy, to czy nie warto, aby taką właśnie politykę stosowało piąte co do liczebności państwo Unii Europejskiej – czyli Polska?

* tekst ukazał się w tygodniku "Gazeta Polska Codziennie" (26.11.2018)


 

POLECANE
Rządowy projekt ws. osoby najbliższej. Jest stanowisko Prezydenta RP z ostatniej chwili
Rządowy projekt ws. "osoby najbliższej". Jest stanowisko Prezydenta RP

Przyjęty przez rząd projekt ustawy o statusie osoby najbliższej przenosi przywileje małżeńskie na związki partnerskie; nie ma na to zgody prezydenta – podkreślił we wtorek szef gabinetu prezydenta Paweł Szefernaker.

Macron ogra Niemców? Startuje wyścig o względy Putina tylko u nas
Macron ogra Niemców? Startuje wyścig o względy Putina

Emmanuel Macron sygnalizuje gotowość do wznowienia dialogu z Władimirem Putinem, co wywołuje napięcia wewnątrz Unii Europejskiej i niepokój w Berlinie. Francuska inicjatywa uruchamia nową rywalizację o wpływy w relacjach z Rosją w momencie, gdy Europa szuka wspólnej strategii wobec wojny na Ukrainie i zmieniającej się polityki USA.

Groźna awaria na popularnym stoku narciarskim. Blisko 80 osób utknęło na wyciągu w śnieżycy z ostatniej chwili
Groźna awaria na popularnym stoku narciarskim. Blisko 80 osób utknęło na wyciągu w śnieżycy

Na stoku narciarskim Czarny Groń w miejscowości Rzyki doszło do poważnej awarii. Wyciąg krzesełkowy zatrzymał się podczas intensywnej śnieżycy, a na wysokości utknęło blisko 80 osób. Na miejsce skierowano straż pożarną oraz specjalistyczne grupy ratownicze.

Kiedy wojna na Ukrainie nie dobiegnie końca? Nowe wyliczenia ekspertów z ostatniej chwili
Kiedy wojna na Ukrainie nie dobiegnie końca? Nowe wyliczenia ekspertów

Tygodnik "Economist" przytacza przewidywania ekspertów z Good Judgment - firmy specjalizującej się w prognozach politycznych i gospodarczych - na 2026 rok. W ich ocenie prawdopodobieństwo, że wojna Rosji przeciw Ukrainie nie skończy się przed 1 stycznia 2027 roku, wynosi 74 proc.

Beata Szydło: W Brazylii i Argentynie zużywa się więcej pestycydów, niż w całej UE łącznie z ostatniej chwili
Beata Szydło: W Brazylii i Argentynie zużywa się więcej pestycydów, niż w całej UE łącznie

"Przez lata budowaliśmy zdrową, czystą produkcję żywności, żeby teraz otworzyć rynek dla chemicznej żywności z Mercosur" – wskazuje Beata Szydło na platformie X, nawiązując do próby przeforsowania przez Brukselę umowy z krajami Mercosur.

Pilny komunikat dla odbiorców energii z PGE z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla odbiorców energii z PGE

Ministerstwo Energii wydało pilne ostrzeżenie dla odbiorców energii. Chodzi o wiadomości e-mail i SMS, w których oszuści podszywają się pod instytucje państwowe oraz spółki energetyczne, próbując wyłudzić dane osobowe i pieniądze.

Zełenski: Omawiamy rozmieszczenie wojsk USA na Ukrainie z ostatniej chwili
Zełenski: Omawiamy rozmieszczenie wojsk USA na Ukrainie

Ukraina rozmawia z prezydentem USA Donaldem Trumpem i przedstawicielami koalicji chętnych możliwość rozmieszczenia amerykańskich wojsk w ramach gwarancji bezpieczeństwa, jednak decyzja zależy od Waszyngtonu – oświadczył we wtorek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Pilny komunikat dla mieszkańców Elbląga z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Elbląga

Urząd miasta w Elblągu wydał pilny komunikat dla mieszkańców. Z powodu trudnych warunków pogodowych odwołano miejską zabawę sylwestrową, a także zamknięto fragment Bulwaru Zygmunta Augusta. W mieście obowiązuje alarm przeciwpowodziowy, a służby prowadzą działania zabezpieczające.

Jarosław Kaczyński: Tusk oszukuje społeczeństwo i lekceważy głos polskiej wsi z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński: Tusk oszukuje społeczeństwo i lekceważy głos polskiej wsi

We wtorek rolnicy protestowali przeciwko zawarciu umowy UE z krajami Mercosur, organizując pikiety i blokady przy drogach w całej Polsce. "Kolejny raz rząd Tuska oszukuje polskie społeczeństwo, nie robiąc nic, by tę umowę zablokować" – wskazuje na platformie X prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Będą nowe zasady spalonego. FIFA szykuje rewolucję gorące
Będą nowe zasady spalonego. FIFA szykuje rewolucję

Światowe władze piłkarskie szykują istotne zmiany w przepisach gry. Już w styczniu zapadną decyzje dotyczące nowej interpretacji spalonego, która może diametralnie zmienić sposób oceniania pozycji napastników.

REKLAMA

Ryszard Czarnecki: "Made in China"

Patrząc szerzej, nie przez pryzmat międzynarodowej politycznej bieżączki, można postawić pytanie o to, jak to się stało, że ChRL w ostatnich parudziesięciu latach dokonała tak olbrzymiego skoku na globalnej mapie wpływów. Jeszcze niedawno była częścią Big Five, Wielkiej Piątki, teraz podejmuje rywalizację z USA o światowy prymat.
/ Pixabay.com/CC0 Creative Commons

W Chińskiej Republice Ludowej jestem w szczególnym czasie. Trwa wojna ekonomiczna między Pekinem a Waszyngtonem, przy czym nabiera ona konfrontacyjnego charakteru. Bruksela przystępuje do przeglądu inwestycji chińskich w krajach członkowskich Unii Europejskiej. Federacja Rosyjska zbliża się do ChRL, a Chiny Ludowe sprzedają rakiety Białorusi.

Ta ostatnia sprawa jest mało znana. Jednak te chińskie rakiety mogą dosięgnąć (w teorii) Warszawy i stolic trzech krajów bałtyckich (w wypadku Polski – jeśli będą wystrzelone z Brześcia nad Bugiem, ich zasięg to ok. 270 km), ale na pewno nie dolecą do Moskwy.

Światowa potęga numer dwa

Patrząc szerzej, nie przez pryzmat międzynarodowej politycznej bieżączki, można postawić pytanie o to, jak to się stało, że ChRL w ostatnich parudziesięciu latach dokonała tak olbrzymiego skoku na globalnej mapie wpływów. Jeszcze niedawno była częścią Big Five, Wielkiej Piątki, teraz podejmuje rywalizację z USA o światowy prymat. Chińczycy skupili się na gospodarce, na wzroście ekonomicznym. Wychodzą z założenia, że ich inwestycje, ich eksport, ich związki handlowe będą torowały drogę dla politycznego wzrostu wpływów Państwa Środka. I tak się dzieje.

Chiny, kraj o tysiącletnich tradycjach państwowych i cywilizacyjnych, są cierpliwe. Działają stopniowo. Poszerzają strefę wpływów, ale tam, gdzie napotykają silny opór, ustępują.

No właśnie, oto moja prog­noza odnośnie do relacji chińsko-amerykańskich. Komunistyczne elity rządzące największym demograficznie państwem świata zapewne wiedzą, że obecne skrajnie napięte relacje z USA nie wpływają na dłuższą metę korzystnie na pozycję Chin w świecie. Twierdzę, że Pekin może ustąpić w tym prestiżowym pojedynku na dachu świata i niespodziewanie pójdzie na kompromis z Białym Domem. Czy to będzie na przykład zakup amerykańskich boeingów, i to w liczbie kilkudziesięciu czy stukilkudziesięciu sztuk? To tajemnica pilnie strzeżona w zamkniętych gabinetach ponad 22-milionowej stolicy ChRL.

Smog i riksze – azjatycki survival

W Pekinie jest słonecznie, choć mroźno. Po moim przyjeździe okazuje się, że nawet symbol Pekinu – olbrzymi smog – gdzieś się wyniósł, przynajmniej czasowo. Pomiary niespodziewanie wykazały kilkukrotny spadek jego stężenia i w niechlubnej globalnej klasyfikacji zanieczyszczeń aglomeracji miano czerwonej latarni stolica Chin przekazała stolicy Indii. Ale i tak ludzi w specjalnych maseczkach ochronnych widzę tutaj sporo.

Przed budynkami rządowymi (np. siedzibą ministerstwa spraw zagranicznych) czy partyjnymi (siedzibą Komunistycznej Partii Chin) dostrzegam limuzyny dla tutejszych VIP-ów. I ciekawe rozwiązanie – o ile samochody rządowe w Polsce mają tzw. koguty, to tutaj na masce z przodu (a nie na dachu) fabrycznie wmontowane jest specjalne urządzenie z pulsującym czerwonym światłem.

Niebywałe korki, już o piątej nad ranem, nie są żadnym zaskoczeniem. Akurat Pekin może w tym konkurować, podobnie jak w kwestii smogu, z Nowym Delhi. Kilka razy korzystam z ryksz, które są dobrym rozwiązaniem na krótszych dystansach. Rikszarze i rikszarki – z taką też jechałem – są królami pekińskich ulic. Riksza, którą jadę, bezceremonialnie wjeżdża pod prąd, samochody hamują, riksza zmienia kierunek jazdy i pas – wtedy samochody ruszają. I nawet nikt nie trąbi!

Tyle że korzystanie z tych pojazdów w listopadzie nie jest zbyt przyjemne – po paru minutach jazdy można zmarznąć na kość, mnie też to spotkało. Jest jeszcze jeden minus. Gdy władze urządzają łapanki – a operatorzy riksz, zdaje się, niekoniecznie płacą podatki – riksiarz, by ratować skórę przed nadciągającą policją, może bez słowa wyrzucić cię w nieznanym miejscu. I wtedy masz survival, test na przeżycie.

Rosyjska dzielnica, rosyjscy handlarze

Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Pekinie (naszym ambasadorem jest Wojciech Zajączkowski, w służbie dyplomatycznej RP od lat 90., wczesniej ambasador w Moskwie i Bukareszcie) znajduje się nieopodal dzielnicy rosyjskiej. Rosjanie tam co prawda nie mieszkają, ale masowo przyjeżdżają na handel. Dzisiaj tabunami, ale jeszcze parę lat temu był to prawdziwy „ruski ocean”. Od kiedy sytuacja gospodarcza Federacji Rosyjskiej się pogorszyła, liczba turystów-handlarzy spadła. Ale i tak jest ich zatrzęsienie.

W tej dzielnicy we wszystkich domach towarowych i sklepach powszechnie widzę szyldy po rosyjsku, a naganiacze zapraszają do poszczególnych stoisk w tym języku. Spotykam też kilkoro Polaków. Język rosyjski jest tutaj lingua franca, bo przecież ci, którzy przyjeżdżają tu na przykład z Kaukazu Południowego, też się nim posługują. Dla ułatwienia kontaktów handlowych Chińczycy przyjmują rosyjskie pseudonimy. I tak skośnooki „Grisza” czy miejscowy „Dima” oswajają gości z chińskim rynkiem zbytu lub usług.

Handlarze z Rosji czy republik postsowieckich jeżdżą za towarem od rana do wieczora, a po zmierzchu korzystają z usług licznych salonów piękności, akupunktury, masażu, zlokalizowanych zresztą w hotelach, w których owi przybysze z bywszego ZSRS mieszkają. Chcesz czy nie chcesz, dostajesz do ręki rosyjskojęzyczną reklamę tychże usług. Jest też restauracja Moskwa, chociaż ponoć rosyjscy dyplomaci krzywią się, że prowadzą ją Azerowie – i tak na prawdę służy ona jako pralnia brudnych pieniędzy. Polskiej knajpy tu nie ma, choć po sąsiedzku, w stolicy Mongolii Ułan Bator – jest. Tam jest polska restauracja, ale nie ma polskiej ambasady. W Pekinie odwrotnie.

Chyba nie dla wszystkich dzieciaków w Pekinie starcza żłobków i przedszkoli, bo w supermarketach i sklepach paroletnie (i młodsze) dzieci towarzyszą mamom sprzedawczyniom czy właścicielkom sklepów. Niektórzy mówią, że dokonał się niemały postęp, bo kiedyś pampersy były tu rzadkością i dzieciaki w różnych miejscach kucały za potrzebą.

Nie trzeba być znawcą kobiet ani sztuki makijażu, aby zauważyć, że mieszkanki Pekinu raczej sceptycznie podchodzą do lakieru do paznokci, podkładów, pudrów, kredek i cieni (mam nadzieję, że nie przekręciłem żadnej nazwy). Malują tylko rzęsy i usta.

Obama: początki rywalizacji USA–Chiny

Powyżej przedstawiłem obserwacje kogoś, kto nie skupia się wyłącznie na spot­kaniach z politykami czy urzędnikami. Jednak przyjechałem tu w związku z polityką właśnie. Na spotkaniu z wiceministrem spraw zagranicznych bronimy tezy, że nie jest rzeczą właściwą patrzeć na konflikt USA–Chiny przez pryzmat jedynie prezydentury Donalda Trumpa. A to oznacza, że zmiana lokatora Białego Domu wcale nie musi oznaczać zmiany nastawienia Waszyngtonu do ChRL. Chińczycy kiwają głowami.

Nie dopowiadam, że amerykański polityczno-gospodarczy sceptycyzm wobec Państwa Środka zaczął się wcale nie za Trumpa, tylko już podczas prezydentury Baracka Obamy, zwłaszcza w czasie jego drugiej kadencji. To, że do starcia gigantów, Ameryki i mocarstwa z Azji, dochodzi dopiero w drugiej dekadzie XXI w., jest – o czym się nie mówi – pochodną zamrożenia polityki USA wobec Azji po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 r. Wówczas na mniej więcej dekadę Waszyngton musiał się skupić na Afganistanie i talibach i nie zajmował się ściganiem z Chińczykami. Pekin mimowolnie skorzystał z wojny Stanów Zjednoczonych z islamskimi terrorystami spod znaku Osamy bin Ladena i kupił sobie czas.

Pytam w chińskim ministerstwie spraw zagranicznych o to, co jest w tej chwili największym wyzwaniem dla polityki zagranicznej Pekinu. Otrzymuję odpowiedź tak dyplomatyczną, że nie będę jej tu nawet przytaczał.

Chińskie cztery części świata

Komunistyczne Chiny dzielą świat na cztery części. W pierwszej grupie, najbardziej żywotnej dla strategicznych interesów Pekinu, jest tylko jedno państwo – Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Tak naprawdę chińska polityka wydaje się sfokusowana na ograniczanie wpływów USA na Państwo Środka oraz realne i potencjalne chińskie strefy wpływów.

W drugiej kategorii są najbardziej znaczące państwa europejskie. Nasi rozmówcy wymieniali je niczym mantrę: Niemcy, Francja i Wielka Brytania (mimo brexitu), a także Rosja i Indie. Można zatem powiedzieć, że w tej grupie znaleźli się stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ (bez USA) plus Nowe Deli i Berlin.

No właśnie! Niemieckie koncerny (Siemens, Mercedes, Volkswagen) stają na głowie, żeby odnaleźć się na tym największym w skali globu rynku zbytu. Setki tysięcy niemieckich aut kupowanych jest co roku przez Chińczyków. Kanclerz Angela Merkel oraz chiński prezydent Xi Jinping przywiązują szczególną uwagę do relacji Berlin–Pekin.

Polska jest w kategorii trzeciej. Co to oznacza? Dość dobre relacje gospodarcze i polityczne – o ile dla Chińczyków robienie interesów (w różnym tego słowa znaczeniu) nie stoi w kolizji z relacjami z państwami z grup pierwszej i drugiej. Funkcjonuje polsko-chiński komitet międzyrządowy, prezydent Andrzej Duda niedługo po swoim wyborze w jedną z pierwszych wizyt zagranicznych pojechał do Chin, aby w następnym roku przyjąć chińskiego prezydenta w Warszawie. Jednak uzgodniona przez stronę chińską jeszcze z premier Beatą Szydło wizyta szefa MSZ ChRL przekładana jest już trzeci raz. Skądinąd „miej proporcje, Mocium Panie” – inwestycje Chin w Polsce i innych krajach naszego regionu są w sumie mniejsze niż w… Portugalii.

Jest jeszcze czwarta kategoria krajów z punktu widzenia chińskiej polityki zagranicznej – to te, które dla Pekinu nie mają żadnego znaczenia. I takich jest chyba większość.

Rosnące w potęgę Chiny terytorialne stały się magnesem dla setek tysięcy członków wielkiej chińskiej diaspory rozsianej po świecie. Wielu z nich, nawet urodzonych poza ChRL, decyduje się wrócić na stałe do ojczyzny swojej czy przodków. Jedna z liderek partii Zhi Gong, która powstała wśród chińskich emigrantów w San Francisco i stara się działać na rzecz Chińczyków z diaspory, a także tych wracających do macierzy, na moje pytanie o skalę powrotów jej rodaków odpowiada, że tylko w zeszłym roku niemal pół miliona Chińczyków osiedliło się na terytorium Chińskiej Republiki Ludowej, wiążąc swoją przyszłość ze światowym mocarstwem numer dwa.

Skoro najliczniejszy kraj na świecie prowadzi taką politykę otwartych drzwi na rzecz osiedlania się rodaków z zagranicy, to czy nie warto, aby taką właśnie politykę stosowało piąte co do liczebności państwo Unii Europejskiej – czyli Polska?

* tekst ukazał się w tygodniku "Gazeta Polska Codziennie" (26.11.2018)



 

Polecane