Zrodzona 11 listopada

Rzadko w historii Polski, zwłaszcza tej porozbiorowej, zdarzało się, że splot wydarzeń i ludzkich postaw układał się po myśli zniewolonego narodu. W szare listopadowe dni 1918 r. przeklęty los odwrócił się, a nadchodzące miesiące okazały się być może najbardziej znaczącymi w całej naszej historii. 
 Zrodzona 11 listopada
/ Fot. ze zbiorów NAC

Odzyskanie przez Polskę niepodległości nie było koniecznością dziejową. I wojna światowa nie zapowiadała się na wybłaganą przez Adama Mickiewicza wojnę powszechną o wolność ludów. Była to raczej kolejna odsłona krwawych szachów politycznych między najsilniejszymi mocarstwami tego świata, dla których losy milionowych narodów, nie mówiąc o pojedynczych ludzkich żywotach, były zaledwie figurami na szachownicy


- pisze Mateusz Kosiński na łamach "TS". Publicysta wskazuje, że w powszechnej świadomości historycznej na stałe utarł się mit, że w obliczu możliwości odzyskania niepodległości najwybitniejsi politycy potrafili się zjednoczyć. 
 

Jednak czy zadajemy sobie pytania: Czy jedność ta w rzeczywistości istniała? W jakich relacjach przed wojną znajdowali się poszczególni liderzy? I jeśli ta jedność była, to co z niej później pozostało? 


- pyta redaktor. W jego opinii Polacy w tamtym czasie byli rozbici, podzieleni na formacje polityczne, których programy wzajemnie się wykluczały, często nie pozostawiając sobie nawet pola do kompromisu czy dyskusji. 
 

Być może wzajemna niechęć między poszczególnymi liderami w 1918 r. była większa niż ta dzisiaj dzieląca dwa obozy


- konkluduje Kosiński.

„Laliśmy krew osamotnieni”

Pierwsze fazy I wojny światowej nie mogły sprawiać wrażenia tego, że rozpoczyna się długi marsz po wyczekiwaną od pokoleń niepodległość. Już pierwsze tygodnie pokazały rozdźwięk i wzajemnie niezrozumienie między żołnierzami Legionów i polskim społeczeństwem zaboru rosyjskiego. 
 

Planowane przez Piłsudskiego powstanie przeciwko Moskalom spaliło na panewce, a wkraczających do Kielc legionistów przywitały zamykane na głucho okiennice i chłodne reakcje społeczeństwa. Strzelcy rozczarowaniu dali wyraz w „Marszu pierwszej brygady”, śpiewając: „Krzyczeliśmy, żeśmy stumanieni/ Nie wierząc nam, że chcieć to móc/ Laliśmy krew osamotnieni/ A z nami był nasz drogi wódz!/ Nie chcemy już od was uznania/ Ni waszych mów, ni waszych łez/ Skończyły się dni kołatania/ Do waszych serc, do waszych kies”, często dodając na koniec – „je**ł was pies”. Znamienne jest, że pieśń, którą piłsudczycy uznawali niemal za hymn państwowy, nie jest pieśnią sławiącą szlak bojowy czy opisującą pragnienia wolności, ale jest tak naprawdę wyrazem żalu do społeczeństwa, które postanowiło nie podejmować walki


- czytamy w tekście. Dowiadujemy się, iż relacje między poszczególnymi politycznymi ośrodkami decyzyjnymi wyglądały "bardzo źle". 
 

Za symbol niech świadczy fakt, że oficerowie I Brygady za swoich największych przeciwników politycznych uważali polskich lojalistów w cesarsko-królewskiej Armii, jak Włodzimierza Zagórskiego ze Sztabu Komendy Legionów Polskich, który przez pewien czas był nawet niejako zwierzchnikiem Józefa Piłsudskiego, czy znienawidzonego Władysława Sikorskiego z Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego, o którym Bolesław Wieniawa-Długoszowski, ulubieniec Józefa Piłsudskiego, układał gorszące piosenki. Obaj oficerowie byli oskarżani o torpedowanie niepodległościowych starań, a reperkusje tamtych konfliktów był znamienne nawet w trakcie… II wojny światowej. 


- pisze Kosiński. Wskazuje, że później, nawet gdy wizja niepodległości zdawała się ziszczać, wcale nie nastąpiło ogólnonarodowe pojednanie. 

Czy aby na pewno "Szanowny Panie"?
 

Cudem schyłku roku 1918 zdaje się być synergia (bo współpraca to za dużo powiedziane) Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego


- twierdzi redaktor. Szeroko cytuje korespondencję pomiędzy Romanem Dmowskim i Józefem Piłsudskim.
 

Kto z nas pamięta jednak kolejny list Piłsudskiego do Dmowskiego z 4 stycznia 1919 r., w którym w ostrym tonie pisał, że „Dotychczasowe stosunki w Polsce przypominają pod tym względem raczej burdel niż szanujące się państwo. Nikt, kto posiada godność osobistą, znosić tego stanu nie może (...)". Równie ostry w ocenie Piłsudskiego w tym czasie był Dmowski, który pisał o swoim wielkim rywalu „Nie jest sobą, ale przedrzeźnia wielkie wzory historyczne, co zawsze prowadzi do czynów poronionych. Otrzymawszy posadę boga od jełopów, którzy go otaczają, usiłuje być większym, niż go Pan Bóg stworzył, robi pozory siły wielkiej (…). Robi czasem na mnie wrażenie woła, któremu wydaje się, że jest bykiem i wdrapuje się na krowę”.


- czytamy w tekście. Dmowski i Piłsudski nie zawiesili więc wojenki politycznej, jednak okoliczności, w które rzucił ich los, sprawiły, że każdy z nich realizował się na innym odcinku pracy dla odrodzenia ojczyzny. Nawet jeśli relacji Dmowskiego i Piłsudskiego nie możemy nazwać dobrą współpracą, to jedno możemy powiedzieć z całą stanowczością – obaj ojcowie niepodległości nie przeszkodzili sobie wzajemnie.


Paderewski spadł z nieba

Czy kolejnym zrządzeniem losu nie był fakt, że Polakiem był jeden z najbardziej rozpoznawalnych celebrytów tamtych czasów – Ignacy Paderewski? Wielką zasługą genialnego pianisty jest pozyskanie przychylności Wodroowa Wilsona, wielką zasługą jest wywołanie powstania wielkopolskiego. Paderewski niemal z nieba spadł Piłsudskiemu, który powołał go na premiera. Rozpoznawalny na świecie artysta ukochany przez rodaków, popierany przez prawicę, akceptowany przez lewicę – czy można wyobrazić sobie lepszego kandydata na premiera w trudnych czasach walk o granice? 


- pisze Mateusz Kosiński. Wskazuje jednak, że Paderewski był fatalnym, chaotycznym premierem, ale doprowadził do tak trudno osiągalnego konsensusu. Dodaje, że także poszczególne dzielnice zrodziły wielkich synów (Czyż można sobie wyobrazić dzisiejszą polskość Śląska bez postaci Wojciecha Korfantego i powstań śląskich?), a również w armii wydarzył się cud. W odradzającej się, walczącej o granice Polsce swoje zadanie realizowali dowódcy pochodzący z różnych zaborów i orientacji politycznej (...). 
 

Można zapytać – czy jedność narodowa w przypadku zagrożenia nie jest czymś naturalnym? Moim zdaniem nie występowała ona zbyt często – przypominając chociażby pojedynek, który można uznać za mord, między przewodniczącym Tymczasowego Rządu Narodowego Stefanem Bobrowskim a hr. Adamem Grabowskim, w trakcie powstania styczniowego, czy postawę Władysława Sikorskiego, który podczas II wojny światowej postanowił nawet nie tyle, co nie dopuścić do walki o niepodległość oficerów sanacyjnych, co internować ich w obozie koncentracyjnym. Zjawisko prawdziwej jedności narodowej, którego świadkami byliśmy w 1918 r., nie jest więc powszechne, ale jednak w tych newralgicznych miesiącach zaistniało mimo wszystkich różnic, które wcześniej przedstawiłem


- czytamy w tekście. 

Ocenić trzeba całość 

Wspominając piękne karty II RP – sprawną organizację struktur państwowych, budowę Gdyni, COP-u, kwitnącą kulturę, wychowanie wspaniałego pokolenia Armii Krajowej, nie można zapominać o czarnych jej kartach


- pisze Kosiński. Przypomina, iż "ledwie działa przestały grzmieć pod Warszawą", a już endecka prasa ojcem sukcesu tytułowała francuskiego doradcę wojskowego Maxime’a Weyganda.
 

Nie minęło wiele czasu, a z jedności nie pozostało wiele. Zaledwie cztery lata po wspaniałym listopadzie 1918 r. na posadzkę galerii Zachęta upadł zastrzelony przez tchórza pierwszy prezydent odrodzonej Rzeczpospolitej Gabriel Narutowicz, państwa, które przez wieki szczyciło się tym, że nie zna pojęcia królobójstwa


- wskazuje. Jednym z inicjatorów nagonki na zamordowanego był wcześniejszy bohater – Józef Haller i tylko odpowiedzialna postawa Józefa Piłsudskiego i socjalistów – Ignacego Daszyńskiego i Norberta Barlickiego – sprawiła, że nie doszło do krwawego odwetu, szczególnie, że lista „moralnie odpowiedzialnych za mord na Prezydencie” była już gotowa. Polskie piekiełko powróciło, być może silne jak jeszcze nigdy wcześniej, a pojednanie narodowe miało już nie powrócić aż do sierpnia 1980r. 
 

Co roku jednak w listopadowe dni składamy podziękowania ojcom niepodległości i celebrujemy kolejne rocznice dni, w których ich postawa doprowadziła do odrodzenia się niepodległości. Mówiąc jednak o ich współdziałaniu, powinniśmy poznać kontekst i rzeczywisty rozmiar konfliktów politycznych, w jakich funkcjonowali, konfliktów wyżej eskalowanych niż dziś. Zarówno przed I wojną światową, jak i po niej. 

Dobrze się stało, że w 1989 roku, roku rozpoczęcia procesu odradzania się niepodległej i suwerennej Polski, powrócono do przedwojennej tradycji świętowania Dnia Niepodległości właśnie 11 listopada. 


- podsumowuje Mateusz Kosiński. Urodzony 11 listopada 1989 r.



#REKLAMA_POZIOMA#

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Jak Izrael zemści się na Iranie? z ostatniej chwili
Jak Izrael zemści się na Iranie?

Odwet Izraela wobec Iranu prawdopodobnie nie będzie polegał na bezpośrednim ataku na cele w tym kraju; należy spodziewać się raczej uderzenia w irańskie obiekty w Syrii, jednak nie wymierzonego w konkretne osoby, lecz np. w magazyny z bronią – oceniła we wtorek amerykańska stacja NBC.

Biskup zaatakowany przez nożownika. Są nowe informacje w sprawie z ostatniej chwili
Biskup zaatakowany przez nożownika. Są nowe informacje w sprawie

Poniedziałkowy atak nożownika w kościele w Sydney był aktem terroru, a sprawca przypuszczalnie kierował się ekstremizmem religijnym – ogłosiła we wtorek rano czasu miejscowego australijska policja.

Historyk: Podczas II wojny światowej Niemcy zamordowali ponad 1,5 tys. polskich sportowców z ostatniej chwili
Historyk: Podczas II wojny światowej Niemcy zamordowali ponad 1,5 tys. polskich sportowców

Niemcy zamordowali podczas II wojny światowej ponad 1,5 tys. polskich sportowców. Ginęli oni również z rąk sowietów. Wśród ofiar zbrodni katyńskiej było ponad 260 sportowców i działaczy sportowych – podkreślili uczestnicy dyskusji z cyklu „Tytani sportu” organizowanej przez stołeczny IPN.

Mazurek nie pozostawił suchej nitki na Protasiewiczu z ostatniej chwili
Mazurek nie pozostawił suchej nitki na Protasiewiczu

Robert Mazurek opublikował nagranie na Kanale Zero, w którym skomentował zachowanie byłego wicewojewody Jacka Protasiewicza.

Paweł Jędrzejewski: Przymusowa relokacja imigrantów. Polska przestanie być bezpiecznym krajem Wiadomości
Paweł Jędrzejewski: Przymusowa relokacja imigrantów. Polska przestanie być bezpiecznym krajem

39-letni Polak, zamieszkały w Szwecji, został - na oczach 12-letniego syna - zamordowany przez członków młodzieżowego gangu. Stało się to przed paroma dniami w Skarholmen - dzielnicy Sztokholmu.

Burza w Pałacu Buckingham. Sąd podjął decyzję ws. księcia Harry’ego z ostatniej chwili
Burza w Pałacu Buckingham. Sąd podjął decyzję ws. księcia Harry’ego

Brytyjski książę Harry przegrał w poniedziałek pierwszą próbę odwołania się od orzeczenia sądu w sprawie dotyczącej odebrania mu policyjnej ochrony podczas pobytów w Wielkiej Brytanii.

Olbrychski nie poszedł do kościoła ze święconką: „Żona wystawiła koszyczek do ogrodu” z ostatniej chwili
Olbrychski nie poszedł do kościoła ze święconką: „Żona wystawiła koszyczek do ogrodu”

– Ja nigdy nie odchodziłem z Kościoła. Chociaż w tym roku po raz pierwszy nie poszliśmy do kościoła ze święconką – stwierdził w rozmowie z serwisem Onet słynny aktor Daniel Olbrychski.

Marek Sawicki chce wyrzucenia minister ds. równości: „Działanie nawołujące do zabijania” z ostatniej chwili
Marek Sawicki chce wyrzucenia minister ds. równości: „Działanie nawołujące do zabijania”

– My dziś mamy sytuację, w której spóźnioną antykoncepcję próbuje się zastąpić wczesną aborcją i ministra reklamuje coś, co zgodnie z prawem, Konstytucją i ustawami jest zabronione – stwierdził poseł PSL Marek Sawicki.

„Trwało to dwie minuty, nikt o nic nie zapytał”. Kulisy odwołania dyrektora Instytutu Pileckiego z ostatniej chwili
„Trwało to dwie minuty, nikt o nic nie zapytał”. Kulisy odwołania dyrektora Instytutu Pileckiego

„Dymisji się spodziewałam, znam reguły gry, odeszłabym sama. Zwalniała mnie Joanna Scheuring-Wielgus, trwało to dwie minuty, nikt o nic nie zapytał” – pisze Magdalena Gawin, była dyrektor Instytutu Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego.

Trener Polaka zamordowanego w Strefie Gazy: Zginął, wioząc chleb głodującym tylko u nas
Trener Polaka zamordowanego w Strefie Gazy: Zginął, wioząc chleb głodującym

– To był piękny człowiek. Może to zabrzmi górnolotnie, ale uważam, że być może w przyszłości zostanie nawet ogłoszony świętym. Został zamordowany, kiedy wiózł chleb głodującym. Czy można jeszcze pełniej wcielić Ewangelię w życie? – pyta w rozmowie z portalem Tysol.pl Henryk Łaskarzewski, trener śp. Damiana Sobola zamordowanego w Strefie Gazy przez armię izraelską.

REKLAMA

Zrodzona 11 listopada

Rzadko w historii Polski, zwłaszcza tej porozbiorowej, zdarzało się, że splot wydarzeń i ludzkich postaw układał się po myśli zniewolonego narodu. W szare listopadowe dni 1918 r. przeklęty los odwrócił się, a nadchodzące miesiące okazały się być może najbardziej znaczącymi w całej naszej historii. 
 Zrodzona 11 listopada
/ Fot. ze zbiorów NAC

Odzyskanie przez Polskę niepodległości nie było koniecznością dziejową. I wojna światowa nie zapowiadała się na wybłaganą przez Adama Mickiewicza wojnę powszechną o wolność ludów. Była to raczej kolejna odsłona krwawych szachów politycznych między najsilniejszymi mocarstwami tego świata, dla których losy milionowych narodów, nie mówiąc o pojedynczych ludzkich żywotach, były zaledwie figurami na szachownicy


- pisze Mateusz Kosiński na łamach "TS". Publicysta wskazuje, że w powszechnej świadomości historycznej na stałe utarł się mit, że w obliczu możliwości odzyskania niepodległości najwybitniejsi politycy potrafili się zjednoczyć. 
 

Jednak czy zadajemy sobie pytania: Czy jedność ta w rzeczywistości istniała? W jakich relacjach przed wojną znajdowali się poszczególni liderzy? I jeśli ta jedność była, to co z niej później pozostało? 


- pyta redaktor. W jego opinii Polacy w tamtym czasie byli rozbici, podzieleni na formacje polityczne, których programy wzajemnie się wykluczały, często nie pozostawiając sobie nawet pola do kompromisu czy dyskusji. 
 

Być może wzajemna niechęć między poszczególnymi liderami w 1918 r. była większa niż ta dzisiaj dzieląca dwa obozy


- konkluduje Kosiński.

„Laliśmy krew osamotnieni”

Pierwsze fazy I wojny światowej nie mogły sprawiać wrażenia tego, że rozpoczyna się długi marsz po wyczekiwaną od pokoleń niepodległość. Już pierwsze tygodnie pokazały rozdźwięk i wzajemnie niezrozumienie między żołnierzami Legionów i polskim społeczeństwem zaboru rosyjskiego. 
 

Planowane przez Piłsudskiego powstanie przeciwko Moskalom spaliło na panewce, a wkraczających do Kielc legionistów przywitały zamykane na głucho okiennice i chłodne reakcje społeczeństwa. Strzelcy rozczarowaniu dali wyraz w „Marszu pierwszej brygady”, śpiewając: „Krzyczeliśmy, żeśmy stumanieni/ Nie wierząc nam, że chcieć to móc/ Laliśmy krew osamotnieni/ A z nami był nasz drogi wódz!/ Nie chcemy już od was uznania/ Ni waszych mów, ni waszych łez/ Skończyły się dni kołatania/ Do waszych serc, do waszych kies”, często dodając na koniec – „je**ł was pies”. Znamienne jest, że pieśń, którą piłsudczycy uznawali niemal za hymn państwowy, nie jest pieśnią sławiącą szlak bojowy czy opisującą pragnienia wolności, ale jest tak naprawdę wyrazem żalu do społeczeństwa, które postanowiło nie podejmować walki


- czytamy w tekście. Dowiadujemy się, iż relacje między poszczególnymi politycznymi ośrodkami decyzyjnymi wyglądały "bardzo źle". 
 

Za symbol niech świadczy fakt, że oficerowie I Brygady za swoich największych przeciwników politycznych uważali polskich lojalistów w cesarsko-królewskiej Armii, jak Włodzimierza Zagórskiego ze Sztabu Komendy Legionów Polskich, który przez pewien czas był nawet niejako zwierzchnikiem Józefa Piłsudskiego, czy znienawidzonego Władysława Sikorskiego z Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego, o którym Bolesław Wieniawa-Długoszowski, ulubieniec Józefa Piłsudskiego, układał gorszące piosenki. Obaj oficerowie byli oskarżani o torpedowanie niepodległościowych starań, a reperkusje tamtych konfliktów był znamienne nawet w trakcie… II wojny światowej. 


- pisze Kosiński. Wskazuje, że później, nawet gdy wizja niepodległości zdawała się ziszczać, wcale nie nastąpiło ogólnonarodowe pojednanie. 

Czy aby na pewno "Szanowny Panie"?
 

Cudem schyłku roku 1918 zdaje się być synergia (bo współpraca to za dużo powiedziane) Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego


- twierdzi redaktor. Szeroko cytuje korespondencję pomiędzy Romanem Dmowskim i Józefem Piłsudskim.
 

Kto z nas pamięta jednak kolejny list Piłsudskiego do Dmowskiego z 4 stycznia 1919 r., w którym w ostrym tonie pisał, że „Dotychczasowe stosunki w Polsce przypominają pod tym względem raczej burdel niż szanujące się państwo. Nikt, kto posiada godność osobistą, znosić tego stanu nie może (...)". Równie ostry w ocenie Piłsudskiego w tym czasie był Dmowski, który pisał o swoim wielkim rywalu „Nie jest sobą, ale przedrzeźnia wielkie wzory historyczne, co zawsze prowadzi do czynów poronionych. Otrzymawszy posadę boga od jełopów, którzy go otaczają, usiłuje być większym, niż go Pan Bóg stworzył, robi pozory siły wielkiej (…). Robi czasem na mnie wrażenie woła, któremu wydaje się, że jest bykiem i wdrapuje się na krowę”.


- czytamy w tekście. Dmowski i Piłsudski nie zawiesili więc wojenki politycznej, jednak okoliczności, w które rzucił ich los, sprawiły, że każdy z nich realizował się na innym odcinku pracy dla odrodzenia ojczyzny. Nawet jeśli relacji Dmowskiego i Piłsudskiego nie możemy nazwać dobrą współpracą, to jedno możemy powiedzieć z całą stanowczością – obaj ojcowie niepodległości nie przeszkodzili sobie wzajemnie.


Paderewski spadł z nieba

Czy kolejnym zrządzeniem losu nie był fakt, że Polakiem był jeden z najbardziej rozpoznawalnych celebrytów tamtych czasów – Ignacy Paderewski? Wielką zasługą genialnego pianisty jest pozyskanie przychylności Wodroowa Wilsona, wielką zasługą jest wywołanie powstania wielkopolskiego. Paderewski niemal z nieba spadł Piłsudskiemu, który powołał go na premiera. Rozpoznawalny na świecie artysta ukochany przez rodaków, popierany przez prawicę, akceptowany przez lewicę – czy można wyobrazić sobie lepszego kandydata na premiera w trudnych czasach walk o granice? 


- pisze Mateusz Kosiński. Wskazuje jednak, że Paderewski był fatalnym, chaotycznym premierem, ale doprowadził do tak trudno osiągalnego konsensusu. Dodaje, że także poszczególne dzielnice zrodziły wielkich synów (Czyż można sobie wyobrazić dzisiejszą polskość Śląska bez postaci Wojciecha Korfantego i powstań śląskich?), a również w armii wydarzył się cud. W odradzającej się, walczącej o granice Polsce swoje zadanie realizowali dowódcy pochodzący z różnych zaborów i orientacji politycznej (...). 
 

Można zapytać – czy jedność narodowa w przypadku zagrożenia nie jest czymś naturalnym? Moim zdaniem nie występowała ona zbyt często – przypominając chociażby pojedynek, który można uznać za mord, między przewodniczącym Tymczasowego Rządu Narodowego Stefanem Bobrowskim a hr. Adamem Grabowskim, w trakcie powstania styczniowego, czy postawę Władysława Sikorskiego, który podczas II wojny światowej postanowił nawet nie tyle, co nie dopuścić do walki o niepodległość oficerów sanacyjnych, co internować ich w obozie koncentracyjnym. Zjawisko prawdziwej jedności narodowej, którego świadkami byliśmy w 1918 r., nie jest więc powszechne, ale jednak w tych newralgicznych miesiącach zaistniało mimo wszystkich różnic, które wcześniej przedstawiłem


- czytamy w tekście. 

Ocenić trzeba całość 

Wspominając piękne karty II RP – sprawną organizację struktur państwowych, budowę Gdyni, COP-u, kwitnącą kulturę, wychowanie wspaniałego pokolenia Armii Krajowej, nie można zapominać o czarnych jej kartach


- pisze Kosiński. Przypomina, iż "ledwie działa przestały grzmieć pod Warszawą", a już endecka prasa ojcem sukcesu tytułowała francuskiego doradcę wojskowego Maxime’a Weyganda.
 

Nie minęło wiele czasu, a z jedności nie pozostało wiele. Zaledwie cztery lata po wspaniałym listopadzie 1918 r. na posadzkę galerii Zachęta upadł zastrzelony przez tchórza pierwszy prezydent odrodzonej Rzeczpospolitej Gabriel Narutowicz, państwa, które przez wieki szczyciło się tym, że nie zna pojęcia królobójstwa


- wskazuje. Jednym z inicjatorów nagonki na zamordowanego był wcześniejszy bohater – Józef Haller i tylko odpowiedzialna postawa Józefa Piłsudskiego i socjalistów – Ignacego Daszyńskiego i Norberta Barlickiego – sprawiła, że nie doszło do krwawego odwetu, szczególnie, że lista „moralnie odpowiedzialnych za mord na Prezydencie” była już gotowa. Polskie piekiełko powróciło, być może silne jak jeszcze nigdy wcześniej, a pojednanie narodowe miało już nie powrócić aż do sierpnia 1980r. 
 

Co roku jednak w listopadowe dni składamy podziękowania ojcom niepodległości i celebrujemy kolejne rocznice dni, w których ich postawa doprowadziła do odrodzenia się niepodległości. Mówiąc jednak o ich współdziałaniu, powinniśmy poznać kontekst i rzeczywisty rozmiar konfliktów politycznych, w jakich funkcjonowali, konfliktów wyżej eskalowanych niż dziś. Zarówno przed I wojną światową, jak i po niej. 

Dobrze się stało, że w 1989 roku, roku rozpoczęcia procesu odradzania się niepodległej i suwerennej Polski, powrócono do przedwojennej tradycji świętowania Dnia Niepodległości właśnie 11 listopada. 


- podsumowuje Mateusz Kosiński. Urodzony 11 listopada 1989 r.



#REKLAMA_POZIOMA#


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe