Felieton "TS". Mieczysław Gil: Lekcje wychowania
„Wracajcie, skąd przyszliście” to raczej nie równoważenie racji, co rozprawa z jedną z nich. Kulisy produkcji są takie: szóstka uczestników przemierza szlak, który pokonują uchodźcy. Trafiają do obozu dla uchodźców i na łodzie przemytników. Są bez portfeli, telefonów i paszportów. Po co to podrasowanie rzeczywistości? Media zgodnie relacjonowały, że całe rodziny składały się na opłacanie przemytniczej mafii, byle tylko wytypowany członek rodziny mógł dotrzeć do Europy. Telefony, i to niezgorsze, też mieli, a paszporty sami wyrzucali, by służbom trudno było ustalić ich wiek (dobrze widziani nieletni) i kraj pochodzenia. Krew ścina się w żyłach, gdy pomyśli się, co ekipa TVN musiała przejść przez te trzy tygodnie podszywania pod cudzy los.
Pytanie o etyczny walor „przebieranki” jest retoryczne. P. Kraśko twierdzi, że z kanapy na Żoliborzu nie zrozumie się tragedii tych ludzi. A z perspektywy starannie wyreżyserowanego, bo jakby mogło być inaczej, programu z tezą? Wykorzystywanie cudzego tragicznego losu przypomina mi mało chwalebny pomysł praktykowany przez organizatorów wycieczek po Kapsztadzie. „Obiady w slamsach”, a właściwie na ich obrzeżach. Kordon ochroniarzy gwarantuje całkowite bezpieczeństwo. Stoły nakryte tu i ówdzie przedartą ceratą dają ułudę siermiężności. Maniok – poczucie stopienia się z otoczeniem. Mało który turysta zapyta, czy wielodaniowy obiad z kilkoma rodzajami mięs, który dostaje na nieco wyszczerbionej porcelanie, jest miejscową codziennością. Nie zapyta, bo i po co?
Mieczysław Gil
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (34/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.