Marian Panic: "Kolaboracja [z III Rzeszą] po polsku" - według ukraińskiego historyka
![Marian Panic: "Kolaboracja [z III Rzeszą] po polsku" - według ukraińskiego historyka](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/18160.jpg)
Większość Polaków w mundurach wojskowych podczas II Wojny Światowej nosiła mundury Wehrmachtu."
W ukraińsko polskich sporach o II Wojnę Światową, ukraińskiej stronie często zarzuca się współpracę z III Rzeszą. Jednak ukraiński Minister Spraw Zagranicznych, Pawło Klimkin w swoim niedawnej publikacji "Ukraina i Polska. Wyzwania Historii" udowadnia, iż sąsiedzi (Polacy) nie byli wyjątkiem.
W Polsce przeprowadzono na ten temat wiele poważnych badań historycznych. Wydawane są wspomnienia i dzienniki frontowe byłych kolaborantów. Ale w większości zarówno oni, jak i ich rodziny nie lubią się afiszować tymi fragmentami biografii.
A co o tym pisano?
(...) Pierwsze kolaboranckie wspomnienia wydał w roku 1976 były żołnierz Wehrmachtu, historyk i dziennikarz, a także poseł na sejm PRL , Ryszard Hajduk ( R. Hajduk, Pogmatwane drogi. — Wydawnictwo MON. Warszawa, 1976). Jego książka opowiada o losie młodych ludzi urodzonych na Śląsku Opolskim (który jak wiadomo był przed wojną częścią III Rzeszy) wcielonych do hitlerowskiego wojska.
Wśród tych, którzy z różnych przyczyn znaleźli się w niemieckiej armii było wielu znanych w PRL ludzi. Na przykład inicjator Festiwalu Piosenki w Opolu, Karol Musioł, czy legendarny polski piłkarz Gerard Cieślik.
Dalej autor wylicza jeszcze kilka publikacji, jakie ukazały się w Polsce po 1989 traktujących o Polakach walczących w niemieckiej armii. Na przykład wspomnienia niejakiego Joachima Cerafickiego pt. "Wasserpolacken". Rudnicki przy okazji wyjaśnia:
Cóż, tutaj można tylko wzruszyć ramionami i wtrącić, iż termin "Waserpolacken" był w użyciu już od co najmniej XIX wieku. Tak bowiem Niemcy nazywali mieszkańców Śląska posługujących się specyficzną śląską gwarą, którą nazywano "Wasserpolnisch". Niemcy potrafili odróżnić literacką polszczyznę od śląskiej gwary. Zresztą mniejsza o to, nie jest to takie istotne, choć już z samego faktu, że żołnierze niemieccy swoich "polskich kameraden" nazywali "Wasserpolacken" świadczy o tym, kim w większości byli owi rzekomi - według Rudnickiego - "polscy kolaboranci". Dziś, 70 lat po wojnie, gdy ponad milion obywateli Polski (głównie na Śląsku, ale nie tylko), będących właśnie potomkami owych żołnierzy Wehrmachtu, na ostatnim spisie powszechnych zadeklarowało narodowość nie polską (wpisując najczęściej narodowość śląską, kaszubską, niemiecką lub mieszaną), a co najmniej tyle samo zdążyło już wyemigrować do Niemiec jako tak zwani "późni wysiedleni" (Spätaussiedler) - więc choćby z samego tego, coś jednak mówiącego faktu wynika jaskrawo, że sprawa owej "polskiej kolaboracji" wygląda o wiele bardziej skomplikowanie, niż chciałby to pan Rudnicki. Wyników ostatniego spisu powszechnego, ani skali wyjazdów do Niemiec ukraiński autor może oczywiście nie znać, tego nie wymagam, ale - tak jak napisałem - trzeba naprawdę dużo złej woli, aby nawet przy tak ograniczonej wiedzy, jaką autor na ten temat posiadł i ją w swym tekście dość nawet szczerze zaprezentował, pozwalać sobie na tak durne, ahistoryczne i nacechowane złą wolą, napisane najwyraźniej na polityczne zamówienie konkluzje."Tak nazywano mieszkańców Śląska i całego polsko-niemieckiego pogranicza, stanowiących większość polskiego kontyngentu Wehrmachtu."
Przytoczę może jeszcze kilka fragmentów pokazujących, jak "umiejętnie"autor żongluje liczbami i jak z uporem godnym lepszej sprawy wszystko co mu się nawinie pod rękę nazywa "kolaboracją". I jak bardzo nie jest skłonny dostrzec elementarnej różnicy pomiędzy przymusowo wcielonymi do niemieckiej armii (pod groźbą kary śmierci) przedwojennymi polskimi obywatelami, z których wielu i tak tymi Polakami tak do końca się nie czuło, a ochotniczymi ukraińskimi batalionami "Nachtigal czy "Roland" nie mówiąc już o dywizji SS. Galizien", które w sposób systemowy i zorganizowany, powodowani pobudkami ideologicznymi i politycznymi zdecydowały się walczyć po stronie III Rzeszy:
W ostatnich zdaniach ukraiński autor wznosi się już na najwyższe szczyty hipokryzji i manipulacji, nazywając kolaborantami przedwojennych niemieckich obywateli polskiego pochodzenia, którzy jako obywatele tego kraju jak wszyscy inni podlegali przecież służbie wojskowej. Czy też pisząc o Polakach wcielonych do SS, a takich raczej nie było, w każdym razie nie byli z pewnością Polakami, nawet jeśli nosili polskie nazwisko. Nie wspominając już o owych "Schutzmanschaftach" (Schupo) na Ukrainie, gdzie służyli przecież niemal wyłącznie Ukraińcy. Niemieckie źródła spośród ponad 300 utworzonych w latach wojny oddziałów "Schupo" tylko jeden (220) określają jako polski, reszta to w większości ukraińskie, litewskie, łotewskie i kilka innych. Myślę, że tych kilka cytatów z pana Rudnickiego wystarczą, aby wyrobić sobie pojęcie o intencjach autora.Ilu ich było i kogo wcielano do służby w Wehrmachcie
Dokładna liczba polskich wojennych kolaborantów nie jest znana. Wojciech Zmyślony, autor strony tematycznej "W znienawidzonym mundurze", wymienia liczbę 375 tys. Spośród nich około 60% (około 200-250 tysięcy) to byli obywatele międzywojennej Polski (według ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej w przybliżeniu taka sama liczba Ukraińców walczyła po stronie nazistowskich Niemiec). Pozostałe 40% stanowili Polacy z "etnicznych" ziem polskich, które do wojny należały do III Rzeszy.
Doktor Jerzy Kochanowski z Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego wymienia liczbę znacznie większą - "od 400 tys. do 0,5 mln". Przy czym dodaje: "Nie chodzi o Polaków jako takich, a obywateli międzywojennej Polski, bo to nie zawsze to samo. Ale jego zdaniem, większość czuła się Polakami.
Z nim zgadza się Ryszard Kaczmarek: "...z terytorium całej okupowanej Polski w latach 1940-1945 do niemieckiej armii powołano od 450 do 500 tys. osób." Historyk uściśla, że chodzi o wpisanych do III grupy tak zwanej "Deutsche Volksliste" (DVL) - dokumentów określających stopień przynależności mieszkańców okupowanych ziem do "niemieckiej narodowej wspólnoty". (...)
W przeciwieństwie do Zmyślonego, Kaczmarek i Kochanowski nie uwzględniają etnicznych Polaków, którzy do 1 września 1939 żyli w III Rzeszy. Jeśli więc i ich doliczyć (czyli 125-175 tys.) to liczba polskich kolaborantów może oscylować między 525 a 675 tys..
Przy czym nie zostały tu uwzględnione inne struktury siłowe III Rzeszy, w których służyli Polacy, jak choćby wewnętrzna policja Generalnej Guberni (tak zwana "granatowa policja", od koloru ich mundurów) czy też ochotnicze oddziały policji pomocniczej (Schutzmanschaften) z prawobrzeżnej i centralnej Ukrainy (Reichskomisariat Ukraine). Niektórzy Polacy wcieleni zostali lub też dobrowolnie wstąpili również do oddziałów SS. Dokładna ich liczba nie jest jednak znana, choć historycy twierdzą, że nie była ona znaczna.
(...)
Aha, i jeszcze ta wzięta z księżyca konkluzja wyrażona już w pierwszym zdaniu, o tym, że jakoby najbardziej rozpowszechnionym mundurem, jakiego nosili Polacy w czasie II Wojny Światowej, był mundur Wehrmachtu. A przecież nawet jeśli przyjąć wymienione w artykule liczby za prawdziwe (pomijając kategoryzację) to jak to się ma do kilku milionów Polaków walczących z niemieckim okupantem na wszystkich frontach tamtej wojny. Abstrahując już od tego, że przecież bardzo duża liczba, bo blisko jedna trzecia owych Polaków wcielonych do Wehrmachtu, dezerterowała lub w inny sposób trafiała do aliantów, kończąc swoją "wojenną przygodę" w wojskach koalicji antyhitlerowskiej.
Marian Panic
https://dt.ua/HISTORY/kolaboraciya-po-polski-275096_.html