Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Nowe technologie

Historia Alicji Tysiąc to znak czasów i jednocześnie znak ich końca. To wszystko się wreszcie stało i – jak się zdaje – powinniśmy to wszyscy przyjąć do wiadomości i naprawdę zacząć się przygotowywać. Nie umiem sobie wyobrazić, co może się stać w dalszej kolejności, ale wiem, że to może być coś bardzo poruszającego. Jestem gotów i czekam.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Nowe technologie
/ screen YouTube
 
      Ponieważ mój kolejny tekst na temat nowego medialnego przedsięwzięcia silesion.pl został przez administrację Salonu24 usunięty, z groźbą, że każdy następny w tej sprawie doprowadzi do ukrycia mojego bloga, sprawę zamykam i jednocześnie pragnę przypomnieć swoją bardzo dziś już starą notkę pod frapującym tytułem „Nowe technologie”, jeszcze z września 2009 roku, która wówczas została przez państwa Janke usunięta, a dziś myślę, że jakoś sobie poradzi. W końcu, jak śpiewał tegoroczny noblista „czasy się a zmieniają”. Zapraszam.
 
 
      Bardzo nie chciałem pisać o Alicji Tysiąc – ani wtedy jeszcze, kiedy ona zaczynała swoją karierę, ani teraz – z kilku powodów, a wszystkie bardzo ważne. Pierwszy z nich jest kompletnie irracjonalny. Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że ona faktycznie ma na nazwisko Tysiąc, a przez to jest mi okropnie trudno uwierzyć, że ona istnieje.
      Oczywiście, oglądam czasem tę kobietę w tych jej karykaturalnie grubych szkłach, jak ją prowadzą z miejsca na miejsce i każą wykonywać najróżniejsze gesty, słyszę jej głos, jej historię, ale – pewnie właśnie przez to kompletnie komiksowe nazwisko – mam nieustanne poczucie, że ona jest częścią fikcji, wymyślonej na potrzeby pewnych bardzo niedobrych interesów. Że przyjdzie taki dzień, gdy Gazeta Wyborcza, lub TVN, na przykład, ogłoszą, ze to wszystko był tylko taki projekt, który miał coś tam udowodnić, lub choćby tylko sprowokować dyskusję. A Alicja Tysiąc okaże się jakąś dziennikarką, która zgodziła się na parę lat poświęcić dla tego eksperymentu, natomiast my wszyscy jego ofiarami.
      Drugi powód jest już nieco inny, choć w pewien sposób z tym pierwszym połączony. Otóż cała historia tej Alicji Tysiąc (no, co za nazwisko; powiedzcie sami – co to za nazwisko!) jest tak absurdalna, tak nie do uwierzenia, tak – znów – komiksowa, że przez te wszystkie lata, zwyczajnie nie byłem w stanie poważnie się skupić nad kolejnymi wydarzeniami, które nam gazety i telewizja relacjonowały. No bo proszę pomyśleć logicznie. Mamy kobietę. Prostą, niewykształconą kobietę, gdzieś z Polski, jak się zdaje bez rodziny, bez męża, która ma bardzo zniszczony wzrok i która nagle zachodzi w ciążę. Z kim? Tego nie wie nikt. Chce usunąć tę ciążę, bo ktoś jej powiedział, że jej słaby wzrok może dostarczyć jej tu pewnego alibi, jednak państwo jej na tę aborcję nie pozwala. Rodzi więc to dziecko – dziewczynkę, ale ponieważ w wyniku porodu, wzrok popsuł się jej jeszcze bardziej, ona żąda odszkodowania za to, że musiała rodzić to dziecko i dziś gorzej widzi. Kolejne lata, to już historia równoległa. Historia dziecka i pieniędzy. Alicja Tysiąc walczy o pieniądze, które jej wynagrodzą to, że musiała urodzić dziecko, a w tym samym czasie jej córka rośnie, rozwija się, jest coraz większa i wreszcie dochodzi do sytuacji, że z jednej strony jest to żywe dziecko, a z drugiej strony za to życie odszkodowanie. Powstaje cały system, wręcz organizacja, której jedynym celem i jedynym sensem działania jest wyciąganie od państwa pieniędzy, które będą odszkodowaniem za to, że Alicja Tysiąc urodziła dziecko.
       I widzimy tę Alicję Tysiąc po latach. Jest zadbana, ma elegancko zrobione włosy, elegancko ubrana, i jedyne co ją przypomina z tamtych lat to te potwornie grube szkła i ta twarz osoby nie rozumiejącej ani kim jest, gdzie jest i po co jest. A wokół niej tłum polityków, dziennikarzy, adwokatów i, z jednej strony, nieustanny entuzjazm, a z drugiej – przerażenie. I wciąż te pieniądze. Dziesiątki tysięcy pieniędzy za to, że musiała urodzić swoje dziecko, a przy okazji – oczywiście – i za to, że tak chętnie zgadza się pisać kolejne odcinki tego komiksu właśnie. Bo z całą pewnością nie telewizyjnego serialu. Powstaje więc coś na kształt jakiegoś upiornego projektu, który od początku do końca jest czystym wymysłem, a jednocześnie – przez swoją kompleksowość i profesjonalizm wykonania – każe nam wierzyć, że to wszystko autentycznie dzieje się tuż obok nas.
      Więc to byłby kolejny powód, dla którego nie chciałem pisać o Alicji Tysiąc. Przekonanie, że ta cała historia nie może być prawdziwa i jednoczesny strach, że co, jeśli okaże się, że się jednak mylę. I że to się faktycznie dzieje. Jest też trzeci powód mojej niechęci do zajmowania się sprawą kobiety – istniejącej, czy wymyślonej – która urodziła dziewczynkę, wychowała ją, dziewczynkę z którą najprawdopodobniej mieszka, widzi codziennie, daje jej jeść i prowadzi do lekarza, gdy ona zachoruje, sprawdza jej zeszyty, gdy ona wraca ze szkoły, a jednocześnie, gdyby ktoś się tej dziewczynki spytał, z czego mamusia żyje, to ona – gdyby tylko umiała ładnie wyrażać swoje myśli – nie miałaby innej możliwości, jak odpowiedzieć, że „z kolejnych odszkodowań za to że się urodziłam i żyję” i ze stałej pensji za to, że „obie zgodziłyśmy się sprzedać światu nasze wspólne życie”. Prowadząc ten blog, staram się zawsze dbać o to, by nie popadać w trywializm i nie zasypywać jego czytelników refleksjami zbyt prostymi i oczywistymi. A cóż mądrego można powiedzieć na temat czegoś tak upiornie jednoznacznego? Mam powtarzać za politykami prawicowymi to samo wciąż pytanie: „Jak można?” Po co?
      A jednak zdecydowałem się dziś napisać ten tekst. Dlaczego? Otóż wczoraj, z jakiegoś powodu, nagle pomyślałem sobie, że Alicja Tysiąc nie jest postacią fikcyjną. Że najprawdopodobniej to jej nazwisko też jest prawdziwe, ta dziewczynka jest prawdziwa i cała ta historia jest też prawdziwa. Te pieniądze są prawdziwe, ta sędzia, to pełne podniecenia serce Moniki Olejnik, gdy wypowiada słowo ‘aborcja’. To wszystko się dzieje. Nie wiem, dlaczego tak sobie pomyślałem, ale przespałem się z tym swoim podejrzeniem i, kiedy się rano zbudziłem, wciąż czuję, że to nie jest żaden eksperyment. To właśnie nadeszły dawno zapowiadane czasy. I uznałem, że o tym warto dziś powiedzieć.
      Historia Alicji Tysiąc to znak czasów i jednocześnie znak ich końca. To wszystko się wreszcie stało i – jak się zdaje – powinniśmy to wszyscy przyjąć do wiadomości i naprawdę zacząć się przygotowywać. Nie umiem sobie wyobrazić, co może się stać w dalszej kolejności, ale wiem, że to może być coś bardzo poruszającego. Jestem gotów i czekam.
 
Przypominam, że moja książka na temat Diabła i jego ścieżek jest do kupienia pod adresem: http://coryllus.pl/?wpsc-product=palimy-licho-czyli-o-tymktorynigdynieprzepuszczazadnejokazji
 
 

 

POLECANE
Jad Waszem żąda usunięcia głazów pamięci w Jedwabnem. Polska prokuratura reaguje z ostatniej chwili
Jad Waszem żąda usunięcia głazów pamięci w Jedwabnem. Polska prokuratura reaguje

W Jedwabnem, kilkadziesiąt metrów od oficjalnego pomnika ofiar z 1941 r., ustawiono siedem granitowych głazów z tablicami, które kwestionują udział miejscowych Polaków w zbrodni. Jad Waszem wzywa władze o usunięcie "obraźliwej instalacji", a polska prokuratura bada, czy szerzy ona nienawiść.

Tȟašúŋke Witkó: Panika na pokładzie, czyli Pieśń o podrzynaniu gardeł tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Panika na pokładzie, czyli "Pieśń o podrzynaniu gardeł"

Pamiętacie Państwo western z Johnem Waynem, zatytułowany „Rio Bravo", prawda? Klasyk nad klasyki, na którego ścieżce dźwiękowej wybrzmiewają dźwięki tradycyjnego hiszpańskiego utworu „El Deguello” – "Pieśni o podrzynaniu gardeł".

Nieoficjalnie: Tusk miał naciskać na Hołownię ws. Nawrockiego z ostatniej chwili
Nieoficjalnie: Tusk miał naciskać na Hołownię ws. Nawrockiego

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia otrzymał od premiera Donalda Tuska "bardzo wyraźną propozycję, ofertę albo sugestię, żeby jednak odłożyć zaprzysiężenie Karola Nawrockiego – twierdzą dziennikarze Interii.

Burza po słowach Brauna. Kaczyński zabrał głos z ostatniej chwili
Burza po słowach Brauna. Kaczyński zabrał głos

Wypowiedzi Grzegorza Brauna w sprawie Holokaustu tylko potwierdzają, że działa on z obcej inspiracji na szkodę - bardzo poważną szkodę - naszego kraju – stwierdził w piątek prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Z mostu granicznego w Słubicach zdjęto banery Ruchu Obrony Granic z ostatniej chwili
Z mostu granicznego w Słubicach zdjęto banery Ruchu Obrony Granic

Z mostu granicznego Słubice / Frankfurt nad Odrą zdjęto banery Ruchu Obrony Granic. Robert Bąkiewicz oskarża wiceburmistrza Tomasza Stefańskiego o realizowanie niemieckich poleceń.

Media: Rosjanie ostrzelali pasażerski samolot. To był lot z Mińska do Moskwy Wiadomości
Media: Rosjanie ostrzelali pasażerski samolot. To był lot z Mińska do Moskwy

Według nieoficjalnych doniesień pasażerowie i załoga Boeinga 737-800 lecącego z Mińska do Moskwy zostali namierzeni i ostrzelani przez rosyjski system obrony powietrznej. Wojsko miało wziąć rejsową maszynę za ukraiński dron.   

Rzecznik rządu wzywa do zatrzymania Bąkiewicza. Mocna odpowiedź z ostatniej chwili
Rzecznik rządu wzywa do zatrzymania Bąkiewicza. Mocna odpowiedź

Adam Szłapka wzywa do zatrzymania Roberta Bąkiewicza. Narodowiec odpowiada ostro, nazywając atak rzecznika rządu oznaką słabości władzy.

Kierowca wjechał w grupę ludzi. Dramat w Chełmnie z ostatniej chwili
Kierowca wjechał w grupę ludzi. Dramat w Chełmnie

W piątek w Chełmnie w woj. kujawsko-pomorskim kierowca auta osobowego wjechał w grupę ludzi. Są ranni.

Robert Bąkiewicz:  Planujemy podjąć działania również na granicy polsko-słowackiej tylko u nas
Robert Bąkiewicz: Planujemy podjąć działania również na granicy polsko-słowackiej

Nie występujemy przeciwko polskiej Straży Granicznej czy policji. Wiemy o tym, że o sytuacji decyduje wola polityczne, a wygląda ona następująco: trzeba dobrze robić Niemcom, trzeba robić grę pozorów i trzeba medialnie ograć tę sytuację - mówił Robert Bąkiewicz w rozmowie z Cezarym Krysztopą. Lider Ruchu Obrony Granic poinformował, że obywatelskie patrole będą się równiez organizować na granicy ze Słowacją, gdzie przebiega bałkański szlak przemytniczy migrantów.

PKO BP wydał pilny komunikat dla klientów z ostatniej chwili
PKO BP wydał pilny komunikat dla klientów

Już w najbliższy poniedziałek 14 lipca 2025 r. w godz. 23:00–00:00 aplikacja IKO banku PKO BP może działać wolniej. Zaplanuj operacje wcześniej.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Nowe technologie

Historia Alicji Tysiąc to znak czasów i jednocześnie znak ich końca. To wszystko się wreszcie stało i – jak się zdaje – powinniśmy to wszyscy przyjąć do wiadomości i naprawdę zacząć się przygotowywać. Nie umiem sobie wyobrazić, co może się stać w dalszej kolejności, ale wiem, że to może być coś bardzo poruszającego. Jestem gotów i czekam.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Nowe technologie
/ screen YouTube
 
      Ponieważ mój kolejny tekst na temat nowego medialnego przedsięwzięcia silesion.pl został przez administrację Salonu24 usunięty, z groźbą, że każdy następny w tej sprawie doprowadzi do ukrycia mojego bloga, sprawę zamykam i jednocześnie pragnę przypomnieć swoją bardzo dziś już starą notkę pod frapującym tytułem „Nowe technologie”, jeszcze z września 2009 roku, która wówczas została przez państwa Janke usunięta, a dziś myślę, że jakoś sobie poradzi. W końcu, jak śpiewał tegoroczny noblista „czasy się a zmieniają”. Zapraszam.
 
 
      Bardzo nie chciałem pisać o Alicji Tysiąc – ani wtedy jeszcze, kiedy ona zaczynała swoją karierę, ani teraz – z kilku powodów, a wszystkie bardzo ważne. Pierwszy z nich jest kompletnie irracjonalny. Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że ona faktycznie ma na nazwisko Tysiąc, a przez to jest mi okropnie trudno uwierzyć, że ona istnieje.
      Oczywiście, oglądam czasem tę kobietę w tych jej karykaturalnie grubych szkłach, jak ją prowadzą z miejsca na miejsce i każą wykonywać najróżniejsze gesty, słyszę jej głos, jej historię, ale – pewnie właśnie przez to kompletnie komiksowe nazwisko – mam nieustanne poczucie, że ona jest częścią fikcji, wymyślonej na potrzeby pewnych bardzo niedobrych interesów. Że przyjdzie taki dzień, gdy Gazeta Wyborcza, lub TVN, na przykład, ogłoszą, ze to wszystko był tylko taki projekt, który miał coś tam udowodnić, lub choćby tylko sprowokować dyskusję. A Alicja Tysiąc okaże się jakąś dziennikarką, która zgodziła się na parę lat poświęcić dla tego eksperymentu, natomiast my wszyscy jego ofiarami.
      Drugi powód jest już nieco inny, choć w pewien sposób z tym pierwszym połączony. Otóż cała historia tej Alicji Tysiąc (no, co za nazwisko; powiedzcie sami – co to za nazwisko!) jest tak absurdalna, tak nie do uwierzenia, tak – znów – komiksowa, że przez te wszystkie lata, zwyczajnie nie byłem w stanie poważnie się skupić nad kolejnymi wydarzeniami, które nam gazety i telewizja relacjonowały. No bo proszę pomyśleć logicznie. Mamy kobietę. Prostą, niewykształconą kobietę, gdzieś z Polski, jak się zdaje bez rodziny, bez męża, która ma bardzo zniszczony wzrok i która nagle zachodzi w ciążę. Z kim? Tego nie wie nikt. Chce usunąć tę ciążę, bo ktoś jej powiedział, że jej słaby wzrok może dostarczyć jej tu pewnego alibi, jednak państwo jej na tę aborcję nie pozwala. Rodzi więc to dziecko – dziewczynkę, ale ponieważ w wyniku porodu, wzrok popsuł się jej jeszcze bardziej, ona żąda odszkodowania za to, że musiała rodzić to dziecko i dziś gorzej widzi. Kolejne lata, to już historia równoległa. Historia dziecka i pieniędzy. Alicja Tysiąc walczy o pieniądze, które jej wynagrodzą to, że musiała urodzić dziecko, a w tym samym czasie jej córka rośnie, rozwija się, jest coraz większa i wreszcie dochodzi do sytuacji, że z jednej strony jest to żywe dziecko, a z drugiej strony za to życie odszkodowanie. Powstaje cały system, wręcz organizacja, której jedynym celem i jedynym sensem działania jest wyciąganie od państwa pieniędzy, które będą odszkodowaniem za to, że Alicja Tysiąc urodziła dziecko.
       I widzimy tę Alicję Tysiąc po latach. Jest zadbana, ma elegancko zrobione włosy, elegancko ubrana, i jedyne co ją przypomina z tamtych lat to te potwornie grube szkła i ta twarz osoby nie rozumiejącej ani kim jest, gdzie jest i po co jest. A wokół niej tłum polityków, dziennikarzy, adwokatów i, z jednej strony, nieustanny entuzjazm, a z drugiej – przerażenie. I wciąż te pieniądze. Dziesiątki tysięcy pieniędzy za to, że musiała urodzić swoje dziecko, a przy okazji – oczywiście – i za to, że tak chętnie zgadza się pisać kolejne odcinki tego komiksu właśnie. Bo z całą pewnością nie telewizyjnego serialu. Powstaje więc coś na kształt jakiegoś upiornego projektu, który od początku do końca jest czystym wymysłem, a jednocześnie – przez swoją kompleksowość i profesjonalizm wykonania – każe nam wierzyć, że to wszystko autentycznie dzieje się tuż obok nas.
      Więc to byłby kolejny powód, dla którego nie chciałem pisać o Alicji Tysiąc. Przekonanie, że ta cała historia nie może być prawdziwa i jednoczesny strach, że co, jeśli okaże się, że się jednak mylę. I że to się faktycznie dzieje. Jest też trzeci powód mojej niechęci do zajmowania się sprawą kobiety – istniejącej, czy wymyślonej – która urodziła dziewczynkę, wychowała ją, dziewczynkę z którą najprawdopodobniej mieszka, widzi codziennie, daje jej jeść i prowadzi do lekarza, gdy ona zachoruje, sprawdza jej zeszyty, gdy ona wraca ze szkoły, a jednocześnie, gdyby ktoś się tej dziewczynki spytał, z czego mamusia żyje, to ona – gdyby tylko umiała ładnie wyrażać swoje myśli – nie miałaby innej możliwości, jak odpowiedzieć, że „z kolejnych odszkodowań za to że się urodziłam i żyję” i ze stałej pensji za to, że „obie zgodziłyśmy się sprzedać światu nasze wspólne życie”. Prowadząc ten blog, staram się zawsze dbać o to, by nie popadać w trywializm i nie zasypywać jego czytelników refleksjami zbyt prostymi i oczywistymi. A cóż mądrego można powiedzieć na temat czegoś tak upiornie jednoznacznego? Mam powtarzać za politykami prawicowymi to samo wciąż pytanie: „Jak można?” Po co?
      A jednak zdecydowałem się dziś napisać ten tekst. Dlaczego? Otóż wczoraj, z jakiegoś powodu, nagle pomyślałem sobie, że Alicja Tysiąc nie jest postacią fikcyjną. Że najprawdopodobniej to jej nazwisko też jest prawdziwe, ta dziewczynka jest prawdziwa i cała ta historia jest też prawdziwa. Te pieniądze są prawdziwe, ta sędzia, to pełne podniecenia serce Moniki Olejnik, gdy wypowiada słowo ‘aborcja’. To wszystko się dzieje. Nie wiem, dlaczego tak sobie pomyślałem, ale przespałem się z tym swoim podejrzeniem i, kiedy się rano zbudziłem, wciąż czuję, że to nie jest żaden eksperyment. To właśnie nadeszły dawno zapowiadane czasy. I uznałem, że o tym warto dziś powiedzieć.
      Historia Alicji Tysiąc to znak czasów i jednocześnie znak ich końca. To wszystko się wreszcie stało i – jak się zdaje – powinniśmy to wszyscy przyjąć do wiadomości i naprawdę zacząć się przygotowywać. Nie umiem sobie wyobrazić, co może się stać w dalszej kolejności, ale wiem, że to może być coś bardzo poruszającego. Jestem gotów i czekam.
 
Przypominam, że moja książka na temat Diabła i jego ścieżek jest do kupienia pod adresem: http://coryllus.pl/?wpsc-product=palimy-licho-czyli-o-tymktorynigdynieprzepuszczazadnejokazji
 
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe