Maciej Chudkiewicz: Nowy Premier. Lepsze wrogiem dobrego?
Pani już dziękujemy
A jak to brzmi? Wysoko oceniana premier, lubiana przez Polaków. Autorka sukcesu wyborczego dobrej zmiany, zarówno zwycięskiej kampanii wyborczej prezydenta Andrzeja Dudy, jak i wyborów parlamentarnych. Jedna z 10 najbardziej wpływowych kobiet w polityce świata (według „Forbes”), wyrosła na europejską liderkę broniącą chrześcijańskich i konserwatywnych wartości. Kobieta, która doprowadziła rząd koalicji rządzącej do 47 proc. poparcia w sondażach wyborczych. Teraz musi odejść. I to jak? Brutalnie „grillowana” przez ostatnie dni. Absolutnie lojalna wobec swojego mentora politycznego, Jarosława Kaczyńskiego. Czy mogła liczyć na taką samą lojalność wobec siebie? Czy na poniżające traktowanie tłumaczone szeroko rozumianą polityką i brakiem sentymentów w tejże…?
– Jako przewodniczący NSZZ Solidarność powinienem użyć tej formułki, że zmiana na stanowisku premiera to autonomiczna decyzja partii politycznej, że związek zawodowy się w to nie miesza, tak jak nie chce, by partie polityczne mieszały się do spraw wewnętrznych związku zawodowego. Ale wypowiem się jako obywatel i wyborca PiS, który reprezentuje setki tysięcy, a z rodzinami może i miliony elektoratu PiS
– komentował zmianę na stanowisku premiera Piotr Duda rozmowie z Krzysztofem Świątkiem w programie Minęła 8 w TVP Info.
– Kompletnie nie rozumiemy tej decyzji. W mojej opinii Beata Szydło to najlepszy premier od ‘89 roku. Co więcej można zrobić dla swojej partii, jak wygrać wybory prezydenckie, wygrać wybory parlamentarne, przeprowadzić trudne reformy społeczne: 500+, przywrócenie wieku emerytalnego, handel w niedziele i wiele innych spraw. To nie było łatwe, bo w rządzie nie wszyscy chcieli te sprawy społeczne wprowadzać. Wywindowanie PiS-u na 47 procent poparcia... I skończyło się tak, jak się skończyło. Dla mnie jest to decyzja kompletnie niezrozumiała
– dodaje szef NSZZ "Solidarność".
Menedżer premierem
Z drugiej strony premierem został Mateusz Morawiecki. Sprawny menedżer, doceniany finansista, zasłużony działacz opozycji demokratycznej w latach 80. I syn Kornela Morawieckiego. Twardemu elektoratowi PiS trudno będzie jednak zapomnieć (co z lubością będzie przypominała opozycja), że Mateusz Morawiecki doradzał premierowi Tuskowi (był członkiem Rady Gospodarczej przy premierze) oraz że zaliczyć można go do tzw. banksterów (jako prezes BZ WBK, jak obliczono, zarabiał ok 5500 zł… dziennie). Prawo i Sprawiedliwość doszło przecież do władzy jako partia, która rozumie szarego człowieka, nie wierzy w papierowe wzrosty Produktu Krajowego Brutto i chce, aby ludzie mogli żyć godnie.
Mateusz Morawiecki zdaje się rozumieć socjalne oczekiwania wyborców PiS (i zapewne nie tylko ich, ale większości Polaków) – dość wskazać ogromną niechęć, jaką żywią wobec niego tzw. środowiska liberalne lub po prostu te oczekujące jak najmniejszej ingerencji państwa w gospodarce. Nie znaczy to jednak, że jeśli on sam zostanie premierem, to szeregowi pracownicy będą mieli lepiej. Nie wiemy przecież, kto teraz zostanie ministrem rozwoju czy ministrem finansów.
Z drugiej strony premier Morawiecki jest jednak twarzą, na którą choćby związki zawodowe patrzą z pewną nieufnością. „Po dwóch latach słabej współpracy Morawieckiego z Radą Dialogu Społecznego obawiam się, że ta zmiana nie wróży dobrze ani pracownikom, ani pracodawcom” – słyszę nieoficjalnie od jednego z przedstawicieli związków zawodowych zaangażowanych w dialog społeczny w RDS.