Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Korzenie

Zaskakujący reportaż o PRL łączy anegdotę z głęboką analizą społeczną, a Szwajcaria ukazuje się jako zbrojna, zamknięta forteca.
Łukasz Modelski, „Rok w PRL. Codzienność na kartki” Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Korzenie
Łukasz Modelski, „Rok w PRL. Codzienność na kartki” / Wydawnictwo Mando, Kraków 2025

Nie sądziłem, że można napisać tak nowatorski, tak wiele tłumaczący reportaż o PRL. Historia najnowsza zwykle cieszy się sporą popularnością – bo konfrontujemy wspomnienia z opisem „naukowym”, bo wiąże się z polityką – ale w Polsce poświęcone jej w księgarniach półki uginają się bardziej niż w spokojnych krajach Zachodu. To zrozumiałe – zbyt wiele się po 1945 r. zdarzyło i zbyt mało można było o tym napisać. Ale nie da się ukryć, że pierwszy głód został już dawno zaspokojony i coraz częściej wydawane są „wypominki”: przyczynkarskie historie, ploteczki, albo bodaj i nostalgiczne wspomnienia autorów, w których tęsknota za czasami młodości poprawia smak ówczesnych wędlin i mleka, rozszerza ściany zatłoczonych przedziałów i czyni Polskę Ludową niemal Kukanią. 

 

Książka Modelskiego jest czymś nieprzeciętnym

Książka Łukasza Modelskiego – mediewisty, ale też dziennikarza, biegłego w dostrzeganiu, czytaniu, czasem deszyfrowaniu „mitów kultury” (i popkultury) jest na tym tle czymś naprawdę nieprzeciętnym. Może zwieść okładka z „Franią” pakowaną do taksówki, a nawet tytuł, sugerujący kolejne kalendarium martyrologicznych (Marzec, Czerwiec, Grudzień) lub groteskowych (Dzień Pracownika Przemysłu Spożywczego) świąt i rocznic. W rzeczywistości jest to, sporządzony w manierze gawędy luźno organizowanej przez daty i pory roku, opis mitów, rytuałów społecznych, kłamstw i półprawd PRL. Ale też – spostrzeżeń naprawdę wnikliwych, zasługujących na porządną pracę naukową, albo z prac tych zaczerpniętych. Pierwszy z brzegu przykład? Konsekwencją formuły „cały naród buduje swoją stolicę” było rozdmuchanie roli Warszawy, centralizacja już nie tylko organizacyjna, ale symboliczna, uczynienie z niej reprezentacji całego kraju. 

Jest ich dużo więcej. Oczywiście, Modelski przypomina zapomniane uroczystości i rytuały, zwraca uwagę na fenomeny w rodzaju „power couples” PRL (Edward i Stanisława Gierkowie, Józef Cyrankiewicz i Nina Andrycz, Lech i Danuta Wałęsowie…) i na sytuacje szczególnie groteskowe (tuż po wprowadzeniu stanu wojennego Wojciech Jaruzelski zabiegał w Moskwie o… 30 ton mięsa: już taka ilość rąbanki – niespełna gram mięsa na statystycznego Polaka! – miała w jego przekonaniu uspokoić nastroje). Pisze o makiawelizmie komunistów, już po niesławnym Marcu ’68 utrzymującym, w stanie względnej równowagi, krąg „koncesjonowanych Żydów”, skupionych wokół Teatru Żydowskiego – i, dla równowagi, „koncesjonowanych antysemitów”, zorganizowanych w szeregach Stowarzyszenia Grunwald – i o radiowej „Trójce”, która stanowić miała wentyl bezpieczeństwa – ale w latach 70. stała się stacją kultową, zachowując tę renomę również dekadę później i osobliwie kształtując wówczas gusty muzyczne (tylko w Polsce zespół Dire Straits cieszył się tak ogromną popularnością…). 

Najbardziej przenikliwy jest jednak wówczas, gdy wskazuje głębokie zakorzenienie w PRL-owskiej przeszłości naszych dzisiejszych zachowań i przyzwyczajeń. Historycy uwielbiają przywoływać obraz murów miejskich czy placów powtarzających obrys dawnych rzymskich cyrków czy amfiteatrów (ot, choćby Piazza Navona). Modelski dokonuje rzeczy bardzo podobnej, pokazując, jak „tury” posiłków, praktykowane na wczasach all inclusive, są kopią rytuału stworzonego na wczasach pracowniczych, jak rewersem uprawianego w PRL kultu „pozytywizmu” w jego najbardziej przaśnej wersji („Kamizelka”, praca organiczna i rozważania o doli chłopa) stał się dziki liberalizm lat 90., jak dalekosiężne okazały się związki świata artystów i władzy, do dziś owocujące lojalnościami nowego pokolenia aktorów i malarzy wobec salonów. Jak trwały okazał się głód ostentacyjnego luksusu: w PRL reprezentował go krem Nivea i żaglówka, u progu III RP – malibu z mlekiem, dziś, jak notuje Modelski, aperol z prosecco…
Napisany jest „Rok w PRL” językiem niesłychanie lekkim, na pozór utkany z anegdot, można go pochłonąć w półtorej godziny. Jeśli jednak idzie o przenikliwość diagnoz, traktuję tę książkę jako nader fortunny owoc dwóch wyjątkowo celnych analiz PRL: „Portretów lat” Jakuba Karpińskiego oraz „Życia towarzyskiego i uczuciowego” Leopolda Tyrmanda. 

 

Szwajcarski ogień zaporowy 

W kolejnych blurbach i omówieniach tej książki powraca fraza „takiej Szwajcarii nie znamy”. Tylko – czy jakąś, tak naprawdę, znamy? Czytając reportaż Johna McPhee łapałem się na tym, jak bardzo alpejska republika pozostaje osobna, zredukowana do wdzięcznego jak logo godła, znanego nam głównie z podróbek scyzoryków Victorinox. Może posmakują jej czasem zamożni narciarze (choć częściej chyba trafiają jednak do Austrii), licealiści jęczą nad „Lirykami lozańskimi” Mickiewicza, zwykle oporni na niesamowitą urodę tych kilkunastu tajemniczych utworów, spragnieni polskiej chwały czytają kolejny reportaż historyczny o powstańcu listopadowym Antonim Patku, emigrancie, który został współzałożycielem wielkiej firmy zegarmistrzowskiej. Watykańscy pielgrzymi sfotografują się czasem z gwardzistą w pasiastym stroju. I tyle: Berno strzeże swoich sekretów, zarówno jeśli idzie o rachunki bankowe, jak o życie społeczne. Sam nie wiem, w jakim stopniu dzieje się to za sprawą szwajcarskiej „splendid isolation”, jej braku członkostwa w NATO i w Unii: na tę ostatnią psioczymy, ale nie da się ukryć, że większa część europejskiej polityki międzynarodowej dokonuje się w jej ramach. A może jednak geografia i ekonomia postępują przed polityką, może Szwajcaria rozpoznała swoją „osobność w Europie” i postanowiła ją zagospodarować? 

Nie jest bezbronna, to pewne, i wiedzą to nawet ci, którzy myślą zwykle z przekąsem o „kieszonkowych armiach” niewielkich krajów. Każdy wie o tym, że siły zbrojne Szwajcarii odwołują się do formuły powszechnej mobilizacji, do „karabinu pod łóżkiem” każdego Szwajcara – i pewnie niewiele więcej. 

John McPhee spędził ze zwiadowcami (Section de Reinseignements) 10. Dywizji Górskiej kilka tygodni, od rozmów ze sztabowcami płynnie przechodząc do lekko szwejkowskich z ducha scenek z życia codziennego ze swoimi kilkoma towarzyszami, wśród których prym wiedzie Massy – spryciarz, leń, smakosz, a w cywilu – posiadacz rodzinnej winnicy. Jak to w reportażach pisanych nie tyle „z linii frontu”, co przy dyskretnym wsparciu oficerów prasowych, dowiadujemy się dużo, ale nie za dużo: czytamy o zamaskowanych hangarach, skąd mogą wylecieć myśliwce, o stanowiskach artylerii ukrytych w fałszywych murach oporowych przy autostradach, świetnie wstrzelanych w biegnące niżej mosty. Przy okazji wyjaśnia się również sekret „karabinków pod łóżkiem” (osobno zapieczętowany jest magazynek z amunicją, przy czym przy okazji każdych ćwiczeń sprawdzane są pieczęcie). Ale ważniejsze od lokalizacji ognisk artylerii, od wspinaczki w śniegach, jest tak zwana „ogólna wymowa” tej książki: jest to systemowa pochwała sił zbrojnych opartych w znacznej mierze na formule „obrony terytorialnej” i powszechnej mobilizacji, sił przy tym mających we krwi przekonanie, że nie należy przechodzić do walki partyzanckiej, zanim nie wyczerpie się możliwości powstrzymania przeciwnika w polu. 
Zapowiedziana na okładce opowieść o „konserwatywnej Szwajcarii” spełnia się coraz bardziej z każdą stroną: wyżsi oficerowie pochodzą z klas wyższych, zarówno w szeregach, jak i w sztabie mówi się o zagrożeniu Rosjanami, młodzież jest w ogromnej większości patriotyczna, dekownicy zdarzają się tylko w wielkich miastach na nizinach… Czy naprawdę aż tak nie znaliśmy Szwajcarii? W którymś dopiero momencie lektury odkrywamy, że książka została wydana w Stanach w latach 80. I dopiero fakt, że wydawnictwo Czarne, zwykle nieprzesadnie entuzjastycznie nastawione do wojska, obrony granic i krzepy, sięgnęło po książkę sprzed 40 lat, by pochwalić ideę mobilizacji i WOT, wydaje się nieco niepokojący. 


 

POLECANE
Liczba żołnierzy USA w Europie pozostaje bez zmian. Trump: Siły są tylko przemieszczane gorące
Liczba żołnierzy USA w Europie pozostaje bez zmian. Trump: Siły są tylko przemieszczane

Prezydent USA Donald Trump powiedział w piątek, że wycofanie rotacyjnych sił USA z Rumunii nie zmieni całkowitej liczby amerykańskich żołnierzy w Europie, siły USA są tylko przemieszczane. Słowa te potwierdził szef Pentagonu Pete Hegseth.

Sejm zdecydował ws. immunitetu Zbigniewa Ziobry z ostatniej chwili
Sejm zdecydował ws. immunitetu Zbigniewa Ziobry

Sejm wyraził zgodę na uchylenie immunitetu poselskiego Zbigniewa Ziobry. Decyzja zapadła w piątek po serii 26 głosowań dotyczących wszystkich zarzutów, jakie prokuratura planuje postawić byłemu ministrowi sprawiedliwości i liderowi Suwerennej Polski.

Polska i Włochy wzmacniają sojusz militarny. Szef MON zdradził szczegóły Wiadomości
Polska i Włochy wzmacniają sojusz militarny. Szef MON zdradził szczegóły

Podjęliśmy decyzję o nowej umowie o współpracy wojskowej - powiedział w piątek w Rzymie wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz po spotkaniu z szefem włoskiego resortu obrony Guidem Crosetto. Zapowiedział zacieśnienie dwustronnej współpracy wojskowej oraz ocenił, że sojusz obu krajów jest najsilniejszy w historii.

Węgiel koksowy i miedź na liście surowców krytycznych w USA. Jest decyzja administracji Trumpa z ostatniej chwili
Węgiel koksowy i miedź na liście surowców krytycznych w USA. Jest decyzja administracji Trumpa

Administracja prezydenta Donalda Trumpa dodała w czwartek 10 minerałów do listy surowców krytycznych, które uważa za niezbędne dla amerykańskiej gospodarki i bezpieczeństwa narodowego. Wśród nich znalazła się miedź konieczna do produkcji pojazdów elektrycznych, sieci energetycznych i centrów danych oraz węgiel koksowy, z którego powstaje koks wykorzystywany jako paliwo i do wytopu stali.

Ten serial to prawdziwa gratka. Premiera już za kilka dni Wiadomości
Ten serial to prawdziwa gratka. Premiera już za kilka dni

10 listopada na Viaplay pojawi się nowy serial „Secrets” w reżyserii Kaspara Munka – twórcy znanego z „The Rain”. To emocjonalna historia o rodzeństwie, które próbuje poradzić sobie z przeszłością i własnymi demonami.

To już pewne. Rząd Tuska nałoży 30-procentowy podatek Wiadomości
To już pewne. Rząd Tuska nałoży 30-procentowy podatek

Od 2026 roku banki w Polsce zapłacą rekordowo wysoki podatek dochodowy. Rząd wprowadza 30-procentowy CIT, licząc na dodatkowe miliardy w budżecie.

Tusk zaatakował Prezydenta. Mocna odpowiedź Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Tusk zaatakował Prezydenta. Mocna odpowiedź Karola Nawrockiego

W piątek Donald Tusk przekazał, że nie mógł wziąć udziału w uroczystości wręczenia stopni oficerskich funkcjonariuszom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ponieważ – jak twierdzi – prezydent Karol Nawrocki nie podpisał nominacji. Premier skomentował to ostro, mówiąc: - Żeby być prezydentem, nie wystarczy wygrać wyborów.

Prof. Genowefa Grabowska o zapaści NFZ: System nie działa, a kiedy wejdzie w życie pakt migracyjny, będzie jeszcze gorzej tylko u nas
Prof. Genowefa Grabowska o zapaści NFZ: System nie działa, a kiedy wejdzie w życie pakt migracyjny, będzie jeszcze gorzej

Polski system ochrony zdrowia stoi w obliczu kryzysu – alarmuje prof. Genowefa Grabowska, prawnik i była europoseł. W rozmowie z Tysol.pl wskazuje, że niedofinansowanie NFZ to efekt błędnego zarządzania i braku długofalowych reform. Jej zdaniem, jeśli państwo nie uszczelni finansowania świadczeń i nie przygotuje się na dodatkowe obciążenia wynikające z unijnego paktu migracyjnego, sytuacja może się jeszcze pogorszyć.

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka w najbliższym czasie Wiadomości
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka w najbliższym czasie

Od soboty na południu prognozowane są słabe opady deszczu i mżawki, które w poniedziałek i wtorek obejmą niemal cały kraj. W długi weekend prawie w całej Polsce należy spodziewać się silnego zamglenia - przekazał synoptyk Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Michał Kowalczuk.

Praworządny Didier Reynders usłyszał zarzuty prania brudnych pieniędzy Wiadomości
"Praworządny" Didier Reynders usłyszał zarzuty prania brudnych pieniędzy

Jeszcze niedawno pouczał Polskę o stanie praworządności, dziś sam ma poważne kłopoty z wymiarem sprawiedliwości. Didier Reynders, były komisarz UE ds. sprawiedliwości i wicepremier Belgii, usłyszał zarzuty prania pieniędzy oraz inne zarzuty finansowe - poinformowały belgijskie i holenderskie media.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Korzenie

Zaskakujący reportaż o PRL łączy anegdotę z głęboką analizą społeczną, a Szwajcaria ukazuje się jako zbrojna, zamknięta forteca.
Łukasz Modelski, „Rok w PRL. Codzienność na kartki” Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Korzenie
Łukasz Modelski, „Rok w PRL. Codzienność na kartki” / Wydawnictwo Mando, Kraków 2025

Nie sądziłem, że można napisać tak nowatorski, tak wiele tłumaczący reportaż o PRL. Historia najnowsza zwykle cieszy się sporą popularnością – bo konfrontujemy wspomnienia z opisem „naukowym”, bo wiąże się z polityką – ale w Polsce poświęcone jej w księgarniach półki uginają się bardziej niż w spokojnych krajach Zachodu. To zrozumiałe – zbyt wiele się po 1945 r. zdarzyło i zbyt mało można było o tym napisać. Ale nie da się ukryć, że pierwszy głód został już dawno zaspokojony i coraz częściej wydawane są „wypominki”: przyczynkarskie historie, ploteczki, albo bodaj i nostalgiczne wspomnienia autorów, w których tęsknota za czasami młodości poprawia smak ówczesnych wędlin i mleka, rozszerza ściany zatłoczonych przedziałów i czyni Polskę Ludową niemal Kukanią. 

 

Książka Modelskiego jest czymś nieprzeciętnym

Książka Łukasza Modelskiego – mediewisty, ale też dziennikarza, biegłego w dostrzeganiu, czytaniu, czasem deszyfrowaniu „mitów kultury” (i popkultury) jest na tym tle czymś naprawdę nieprzeciętnym. Może zwieść okładka z „Franią” pakowaną do taksówki, a nawet tytuł, sugerujący kolejne kalendarium martyrologicznych (Marzec, Czerwiec, Grudzień) lub groteskowych (Dzień Pracownika Przemysłu Spożywczego) świąt i rocznic. W rzeczywistości jest to, sporządzony w manierze gawędy luźno organizowanej przez daty i pory roku, opis mitów, rytuałów społecznych, kłamstw i półprawd PRL. Ale też – spostrzeżeń naprawdę wnikliwych, zasługujących na porządną pracę naukową, albo z prac tych zaczerpniętych. Pierwszy z brzegu przykład? Konsekwencją formuły „cały naród buduje swoją stolicę” było rozdmuchanie roli Warszawy, centralizacja już nie tylko organizacyjna, ale symboliczna, uczynienie z niej reprezentacji całego kraju. 

Jest ich dużo więcej. Oczywiście, Modelski przypomina zapomniane uroczystości i rytuały, zwraca uwagę na fenomeny w rodzaju „power couples” PRL (Edward i Stanisława Gierkowie, Józef Cyrankiewicz i Nina Andrycz, Lech i Danuta Wałęsowie…) i na sytuacje szczególnie groteskowe (tuż po wprowadzeniu stanu wojennego Wojciech Jaruzelski zabiegał w Moskwie o… 30 ton mięsa: już taka ilość rąbanki – niespełna gram mięsa na statystycznego Polaka! – miała w jego przekonaniu uspokoić nastroje). Pisze o makiawelizmie komunistów, już po niesławnym Marcu ’68 utrzymującym, w stanie względnej równowagi, krąg „koncesjonowanych Żydów”, skupionych wokół Teatru Żydowskiego – i, dla równowagi, „koncesjonowanych antysemitów”, zorganizowanych w szeregach Stowarzyszenia Grunwald – i o radiowej „Trójce”, która stanowić miała wentyl bezpieczeństwa – ale w latach 70. stała się stacją kultową, zachowując tę renomę również dekadę później i osobliwie kształtując wówczas gusty muzyczne (tylko w Polsce zespół Dire Straits cieszył się tak ogromną popularnością…). 

Najbardziej przenikliwy jest jednak wówczas, gdy wskazuje głębokie zakorzenienie w PRL-owskiej przeszłości naszych dzisiejszych zachowań i przyzwyczajeń. Historycy uwielbiają przywoływać obraz murów miejskich czy placów powtarzających obrys dawnych rzymskich cyrków czy amfiteatrów (ot, choćby Piazza Navona). Modelski dokonuje rzeczy bardzo podobnej, pokazując, jak „tury” posiłków, praktykowane na wczasach all inclusive, są kopią rytuału stworzonego na wczasach pracowniczych, jak rewersem uprawianego w PRL kultu „pozytywizmu” w jego najbardziej przaśnej wersji („Kamizelka”, praca organiczna i rozważania o doli chłopa) stał się dziki liberalizm lat 90., jak dalekosiężne okazały się związki świata artystów i władzy, do dziś owocujące lojalnościami nowego pokolenia aktorów i malarzy wobec salonów. Jak trwały okazał się głód ostentacyjnego luksusu: w PRL reprezentował go krem Nivea i żaglówka, u progu III RP – malibu z mlekiem, dziś, jak notuje Modelski, aperol z prosecco…
Napisany jest „Rok w PRL” językiem niesłychanie lekkim, na pozór utkany z anegdot, można go pochłonąć w półtorej godziny. Jeśli jednak idzie o przenikliwość diagnoz, traktuję tę książkę jako nader fortunny owoc dwóch wyjątkowo celnych analiz PRL: „Portretów lat” Jakuba Karpińskiego oraz „Życia towarzyskiego i uczuciowego” Leopolda Tyrmanda. 

 

Szwajcarski ogień zaporowy 

W kolejnych blurbach i omówieniach tej książki powraca fraza „takiej Szwajcarii nie znamy”. Tylko – czy jakąś, tak naprawdę, znamy? Czytając reportaż Johna McPhee łapałem się na tym, jak bardzo alpejska republika pozostaje osobna, zredukowana do wdzięcznego jak logo godła, znanego nam głównie z podróbek scyzoryków Victorinox. Może posmakują jej czasem zamożni narciarze (choć częściej chyba trafiają jednak do Austrii), licealiści jęczą nad „Lirykami lozańskimi” Mickiewicza, zwykle oporni na niesamowitą urodę tych kilkunastu tajemniczych utworów, spragnieni polskiej chwały czytają kolejny reportaż historyczny o powstańcu listopadowym Antonim Patku, emigrancie, który został współzałożycielem wielkiej firmy zegarmistrzowskiej. Watykańscy pielgrzymi sfotografują się czasem z gwardzistą w pasiastym stroju. I tyle: Berno strzeże swoich sekretów, zarówno jeśli idzie o rachunki bankowe, jak o życie społeczne. Sam nie wiem, w jakim stopniu dzieje się to za sprawą szwajcarskiej „splendid isolation”, jej braku członkostwa w NATO i w Unii: na tę ostatnią psioczymy, ale nie da się ukryć, że większa część europejskiej polityki międzynarodowej dokonuje się w jej ramach. A może jednak geografia i ekonomia postępują przed polityką, może Szwajcaria rozpoznała swoją „osobność w Europie” i postanowiła ją zagospodarować? 

Nie jest bezbronna, to pewne, i wiedzą to nawet ci, którzy myślą zwykle z przekąsem o „kieszonkowych armiach” niewielkich krajów. Każdy wie o tym, że siły zbrojne Szwajcarii odwołują się do formuły powszechnej mobilizacji, do „karabinu pod łóżkiem” każdego Szwajcara – i pewnie niewiele więcej. 

John McPhee spędził ze zwiadowcami (Section de Reinseignements) 10. Dywizji Górskiej kilka tygodni, od rozmów ze sztabowcami płynnie przechodząc do lekko szwejkowskich z ducha scenek z życia codziennego ze swoimi kilkoma towarzyszami, wśród których prym wiedzie Massy – spryciarz, leń, smakosz, a w cywilu – posiadacz rodzinnej winnicy. Jak to w reportażach pisanych nie tyle „z linii frontu”, co przy dyskretnym wsparciu oficerów prasowych, dowiadujemy się dużo, ale nie za dużo: czytamy o zamaskowanych hangarach, skąd mogą wylecieć myśliwce, o stanowiskach artylerii ukrytych w fałszywych murach oporowych przy autostradach, świetnie wstrzelanych w biegnące niżej mosty. Przy okazji wyjaśnia się również sekret „karabinków pod łóżkiem” (osobno zapieczętowany jest magazynek z amunicją, przy czym przy okazji każdych ćwiczeń sprawdzane są pieczęcie). Ale ważniejsze od lokalizacji ognisk artylerii, od wspinaczki w śniegach, jest tak zwana „ogólna wymowa” tej książki: jest to systemowa pochwała sił zbrojnych opartych w znacznej mierze na formule „obrony terytorialnej” i powszechnej mobilizacji, sił przy tym mających we krwi przekonanie, że nie należy przechodzić do walki partyzanckiej, zanim nie wyczerpie się możliwości powstrzymania przeciwnika w polu. 
Zapowiedziana na okładce opowieść o „konserwatywnej Szwajcarii” spełnia się coraz bardziej z każdą stroną: wyżsi oficerowie pochodzą z klas wyższych, zarówno w szeregach, jak i w sztabie mówi się o zagrożeniu Rosjanami, młodzież jest w ogromnej większości patriotyczna, dekownicy zdarzają się tylko w wielkich miastach na nizinach… Czy naprawdę aż tak nie znaliśmy Szwajcarii? W którymś dopiero momencie lektury odkrywamy, że książka została wydana w Stanach w latach 80. I dopiero fakt, że wydawnictwo Czarne, zwykle nieprzesadnie entuzjastycznie nastawione do wojska, obrony granic i krzepy, sięgnęło po książkę sprzed 40 lat, by pochwalić ideę mobilizacji i WOT, wydaje się nieco niepokojący. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe