Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Korzenie

Zaskakujący reportaż o PRL łączy anegdotę z głęboką analizą społeczną, a Szwajcaria ukazuje się jako zbrojna, zamknięta forteca.
Łukasz Modelski, „Rok w PRL. Codzienność na kartki” Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Korzenie
Łukasz Modelski, „Rok w PRL. Codzienność na kartki” / Wydawnictwo Mando, Kraków 2025

Nie sądziłem, że można napisać tak nowatorski, tak wiele tłumaczący reportaż o PRL. Historia najnowsza zwykle cieszy się sporą popularnością – bo konfrontujemy wspomnienia z opisem „naukowym”, bo wiąże się z polityką – ale w Polsce poświęcone jej w księgarniach półki uginają się bardziej niż w spokojnych krajach Zachodu. To zrozumiałe – zbyt wiele się po 1945 r. zdarzyło i zbyt mało można było o tym napisać. Ale nie da się ukryć, że pierwszy głód został już dawno zaspokojony i coraz częściej wydawane są „wypominki”: przyczynkarskie historie, ploteczki, albo bodaj i nostalgiczne wspomnienia autorów, w których tęsknota za czasami młodości poprawia smak ówczesnych wędlin i mleka, rozszerza ściany zatłoczonych przedziałów i czyni Polskę Ludową niemal Kukanią. 

 

Książka Modelskiego jest czymś nieprzeciętnym

Książka Łukasza Modelskiego – mediewisty, ale też dziennikarza, biegłego w dostrzeganiu, czytaniu, czasem deszyfrowaniu „mitów kultury” (i popkultury) jest na tym tle czymś naprawdę nieprzeciętnym. Może zwieść okładka z „Franią” pakowaną do taksówki, a nawet tytuł, sugerujący kolejne kalendarium martyrologicznych (Marzec, Czerwiec, Grudzień) lub groteskowych (Dzień Pracownika Przemysłu Spożywczego) świąt i rocznic. W rzeczywistości jest to, sporządzony w manierze gawędy luźno organizowanej przez daty i pory roku, opis mitów, rytuałów społecznych, kłamstw i półprawd PRL. Ale też – spostrzeżeń naprawdę wnikliwych, zasługujących na porządną pracę naukową, albo z prac tych zaczerpniętych. Pierwszy z brzegu przykład? Konsekwencją formuły „cały naród buduje swoją stolicę” było rozdmuchanie roli Warszawy, centralizacja już nie tylko organizacyjna, ale symboliczna, uczynienie z niej reprezentacji całego kraju. 

Jest ich dużo więcej. Oczywiście, Modelski przypomina zapomniane uroczystości i rytuały, zwraca uwagę na fenomeny w rodzaju „power couples” PRL (Edward i Stanisława Gierkowie, Józef Cyrankiewicz i Nina Andrycz, Lech i Danuta Wałęsowie…) i na sytuacje szczególnie groteskowe (tuż po wprowadzeniu stanu wojennego Wojciech Jaruzelski zabiegał w Moskwie o… 30 ton mięsa: już taka ilość rąbanki – niespełna gram mięsa na statystycznego Polaka! – miała w jego przekonaniu uspokoić nastroje). Pisze o makiawelizmie komunistów, już po niesławnym Marcu ’68 utrzymującym, w stanie względnej równowagi, krąg „koncesjonowanych Żydów”, skupionych wokół Teatru Żydowskiego – i, dla równowagi, „koncesjonowanych antysemitów”, zorganizowanych w szeregach Stowarzyszenia Grunwald – i o radiowej „Trójce”, która stanowić miała wentyl bezpieczeństwa – ale w latach 70. stała się stacją kultową, zachowując tę renomę również dekadę później i osobliwie kształtując wówczas gusty muzyczne (tylko w Polsce zespół Dire Straits cieszył się tak ogromną popularnością…). 

Najbardziej przenikliwy jest jednak wówczas, gdy wskazuje głębokie zakorzenienie w PRL-owskiej przeszłości naszych dzisiejszych zachowań i przyzwyczajeń. Historycy uwielbiają przywoływać obraz murów miejskich czy placów powtarzających obrys dawnych rzymskich cyrków czy amfiteatrów (ot, choćby Piazza Navona). Modelski dokonuje rzeczy bardzo podobnej, pokazując, jak „tury” posiłków, praktykowane na wczasach all inclusive, są kopią rytuału stworzonego na wczasach pracowniczych, jak rewersem uprawianego w PRL kultu „pozytywizmu” w jego najbardziej przaśnej wersji („Kamizelka”, praca organiczna i rozważania o doli chłopa) stał się dziki liberalizm lat 90., jak dalekosiężne okazały się związki świata artystów i władzy, do dziś owocujące lojalnościami nowego pokolenia aktorów i malarzy wobec salonów. Jak trwały okazał się głód ostentacyjnego luksusu: w PRL reprezentował go krem Nivea i żaglówka, u progu III RP – malibu z mlekiem, dziś, jak notuje Modelski, aperol z prosecco…
Napisany jest „Rok w PRL” językiem niesłychanie lekkim, na pozór utkany z anegdot, można go pochłonąć w półtorej godziny. Jeśli jednak idzie o przenikliwość diagnoz, traktuję tę książkę jako nader fortunny owoc dwóch wyjątkowo celnych analiz PRL: „Portretów lat” Jakuba Karpińskiego oraz „Życia towarzyskiego i uczuciowego” Leopolda Tyrmanda. 

 

Szwajcarski ogień zaporowy 

W kolejnych blurbach i omówieniach tej książki powraca fraza „takiej Szwajcarii nie znamy”. Tylko – czy jakąś, tak naprawdę, znamy? Czytając reportaż Johna McPhee łapałem się na tym, jak bardzo alpejska republika pozostaje osobna, zredukowana do wdzięcznego jak logo godła, znanego nam głównie z podróbek scyzoryków Victorinox. Może posmakują jej czasem zamożni narciarze (choć częściej chyba trafiają jednak do Austrii), licealiści jęczą nad „Lirykami lozańskimi” Mickiewicza, zwykle oporni na niesamowitą urodę tych kilkunastu tajemniczych utworów, spragnieni polskiej chwały czytają kolejny reportaż historyczny o powstańcu listopadowym Antonim Patku, emigrancie, który został współzałożycielem wielkiej firmy zegarmistrzowskiej. Watykańscy pielgrzymi sfotografują się czasem z gwardzistą w pasiastym stroju. I tyle: Berno strzeże swoich sekretów, zarówno jeśli idzie o rachunki bankowe, jak o życie społeczne. Sam nie wiem, w jakim stopniu dzieje się to za sprawą szwajcarskiej „splendid isolation”, jej braku członkostwa w NATO i w Unii: na tę ostatnią psioczymy, ale nie da się ukryć, że większa część europejskiej polityki międzynarodowej dokonuje się w jej ramach. A może jednak geografia i ekonomia postępują przed polityką, może Szwajcaria rozpoznała swoją „osobność w Europie” i postanowiła ją zagospodarować? 

Nie jest bezbronna, to pewne, i wiedzą to nawet ci, którzy myślą zwykle z przekąsem o „kieszonkowych armiach” niewielkich krajów. Każdy wie o tym, że siły zbrojne Szwajcarii odwołują się do formuły powszechnej mobilizacji, do „karabinu pod łóżkiem” każdego Szwajcara – i pewnie niewiele więcej. 

John McPhee spędził ze zwiadowcami (Section de Reinseignements) 10. Dywizji Górskiej kilka tygodni, od rozmów ze sztabowcami płynnie przechodząc do lekko szwejkowskich z ducha scenek z życia codziennego ze swoimi kilkoma towarzyszami, wśród których prym wiedzie Massy – spryciarz, leń, smakosz, a w cywilu – posiadacz rodzinnej winnicy. Jak to w reportażach pisanych nie tyle „z linii frontu”, co przy dyskretnym wsparciu oficerów prasowych, dowiadujemy się dużo, ale nie za dużo: czytamy o zamaskowanych hangarach, skąd mogą wylecieć myśliwce, o stanowiskach artylerii ukrytych w fałszywych murach oporowych przy autostradach, świetnie wstrzelanych w biegnące niżej mosty. Przy okazji wyjaśnia się również sekret „karabinków pod łóżkiem” (osobno zapieczętowany jest magazynek z amunicją, przy czym przy okazji każdych ćwiczeń sprawdzane są pieczęcie). Ale ważniejsze od lokalizacji ognisk artylerii, od wspinaczki w śniegach, jest tak zwana „ogólna wymowa” tej książki: jest to systemowa pochwała sił zbrojnych opartych w znacznej mierze na formule „obrony terytorialnej” i powszechnej mobilizacji, sił przy tym mających we krwi przekonanie, że nie należy przechodzić do walki partyzanckiej, zanim nie wyczerpie się możliwości powstrzymania przeciwnika w polu. 
Zapowiedziana na okładce opowieść o „konserwatywnej Szwajcarii” spełnia się coraz bardziej z każdą stroną: wyżsi oficerowie pochodzą z klas wyższych, zarówno w szeregach, jak i w sztabie mówi się o zagrożeniu Rosjanami, młodzież jest w ogromnej większości patriotyczna, dekownicy zdarzają się tylko w wielkich miastach na nizinach… Czy naprawdę aż tak nie znaliśmy Szwajcarii? W którymś dopiero momencie lektury odkrywamy, że książka została wydana w Stanach w latach 80. I dopiero fakt, że wydawnictwo Czarne, zwykle nieprzesadnie entuzjastycznie nastawione do wojska, obrony granic i krzepy, sięgnęło po książkę sprzed 40 lat, by pochwalić ideę mobilizacji i WOT, wydaje się nieco niepokojący. 


 

POLECANE
Polska wyłączona z paktu migracyjnego? Prof. Krasnodębski: Nie ulegajmy propagandzie z ostatniej chwili
Polska wyłączona z paktu migracyjnego? Prof. Krasnodębski: Nie ulegajmy propagandzie

W sobotę rano stacja RMF FM poinformowała, że Polska może zostać wyłączona z paktu migracyjnego. Zdaniem byłego europosła PiS prof. Zdzisława Krasnodębskiego Polacy "nie powinni ulegać propagandzie"

Nie żyje znana aktorka z ostatniej chwili
Nie żyje znana aktorka

Nie żyje Diane Keaton. Legendarna aktorka zmarła w wieku 79 lat. Informację potwierdził magazyn "People". Rodzina nie ujawniła okoliczności śmierci.

Warszawa: Paraliż w Galerii Młociny. Kierowcy utknęli w podziemnym parkingu z ostatniej chwili
Warszawa: Paraliż w Galerii Młociny. Kierowcy utknęli w podziemnym parkingu

Paraliż przy Galerii Młociny: kierowcy utknęli w garażu i na dojazdach; część czeka nawet 3 godziny – informuje w sobotę serwis Miejski Reporter.

Nie żyje Ian Watkins. Gwiazdor rocka odsiadujący wyrok za pedofilię zabity w więzieniu z ostatniej chwili
Nie żyje Ian Watkins. Gwiazdor rocka odsiadujący wyrok za pedofilię zabity w więzieniu

Ian Watkins, były wokalista zespołu Lostprophets, który odsiadywał wyrok za przestępstwa seksualne wobec dzieci, zginął w zakładzie karnym HMP Wakefield – poinformowało w sobotę BBC.

Strzały w centrum niemieckiego miasta. Są ranni z ostatniej chwili
Strzały w centrum niemieckiego miasta. Są ranni

Strzały w punkcie bukmacherskim przy rynku w Gießen w kraju związkowym Hesja. Trzy osoby ranne, sprawca zbiegł – informują lokalne media.

Tragiczny finał poszukiwań dwójki nastolatków z Podkarpacia. Odnaleziono ich ciała z ostatniej chwili
Tragiczny finał poszukiwań dwójki nastolatków z Podkarpacia. Odnaleziono ich ciała

Tragiczny finał poszukiwań na Podkarpaciu: 14-latka z Rzeszowa i 15-latek z powiatu sanockiego nie żyją — poinformowała policja.

„Jarosław Kaczyński dokonał politycznego pasowania Przemysława Czarnka” z ostatniej chwili
„Jarosław Kaczyński dokonał politycznego pasowania Przemysława Czarnka”

– Jarosław Kaczyński dokonał politycznego „pasowania” Przemysława Czarnka – powiedział na antenie Telewizji Republika publicysta Piotr Semka, komentując słowa prezesa PiS z dzisiejszej manifestacji.

PiS szykuje referendum ws. nielegalnej imigracji z ostatniej chwili
PiS szykuje referendum ws. nielegalnej imigracji

– Trzeba mu dać argumenty i broń do ręki, żeby mógł na arenie międzynarodowej walczyć o to, by ten pakt migracyjny nie przeszedł w życie – oświadczyła w sobotę poseł PiS Elżbieta i zapowiedziała, że partia szykuje referendum w sprawie nielegalnej imigracji.

Beata Szydło na marszu PiS w Warszawie: Musimy się jednoczyć, biało-czerwona drużyno! z ostatniej chwili
Beata Szydło na marszu PiS w Warszawie: Musimy się jednoczyć, biało-czerwona drużyno!

– Przyjechaliśmy tutaj, bo łączy nas Polska. Musimy stanąć razem przeciwko tym, którzy podnoszą rękę na nasz kraj – mówiła Beata Szydło podczas marszu PiS w Warszawie. Była premier apelowała o jedność, przypomniała kampanię z 2015 roku i ostro skrytykowała Donalda Tuska.

Nie żyje znany bloger. Odnaleziono go z raną postrzałową głowy z ostatniej chwili
Nie żyje znany bloger. Odnaleziono go z raną postrzałową głowy

Nie żyje 32-letni ukraiński bloger Konstantin Galicz zajmujący się kryptowalutami. Ciało 32-latka odnaleziono w samochodzie w dzielnicy Oboloń w Kijowie. Miał ranę postrzałową głowy.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Korzenie

Zaskakujący reportaż o PRL łączy anegdotę z głęboką analizą społeczną, a Szwajcaria ukazuje się jako zbrojna, zamknięta forteca.
Łukasz Modelski, „Rok w PRL. Codzienność na kartki” Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Korzenie
Łukasz Modelski, „Rok w PRL. Codzienność na kartki” / Wydawnictwo Mando, Kraków 2025

Nie sądziłem, że można napisać tak nowatorski, tak wiele tłumaczący reportaż o PRL. Historia najnowsza zwykle cieszy się sporą popularnością – bo konfrontujemy wspomnienia z opisem „naukowym”, bo wiąże się z polityką – ale w Polsce poświęcone jej w księgarniach półki uginają się bardziej niż w spokojnych krajach Zachodu. To zrozumiałe – zbyt wiele się po 1945 r. zdarzyło i zbyt mało można było o tym napisać. Ale nie da się ukryć, że pierwszy głód został już dawno zaspokojony i coraz częściej wydawane są „wypominki”: przyczynkarskie historie, ploteczki, albo bodaj i nostalgiczne wspomnienia autorów, w których tęsknota za czasami młodości poprawia smak ówczesnych wędlin i mleka, rozszerza ściany zatłoczonych przedziałów i czyni Polskę Ludową niemal Kukanią. 

 

Książka Modelskiego jest czymś nieprzeciętnym

Książka Łukasza Modelskiego – mediewisty, ale też dziennikarza, biegłego w dostrzeganiu, czytaniu, czasem deszyfrowaniu „mitów kultury” (i popkultury) jest na tym tle czymś naprawdę nieprzeciętnym. Może zwieść okładka z „Franią” pakowaną do taksówki, a nawet tytuł, sugerujący kolejne kalendarium martyrologicznych (Marzec, Czerwiec, Grudzień) lub groteskowych (Dzień Pracownika Przemysłu Spożywczego) świąt i rocznic. W rzeczywistości jest to, sporządzony w manierze gawędy luźno organizowanej przez daty i pory roku, opis mitów, rytuałów społecznych, kłamstw i półprawd PRL. Ale też – spostrzeżeń naprawdę wnikliwych, zasługujących na porządną pracę naukową, albo z prac tych zaczerpniętych. Pierwszy z brzegu przykład? Konsekwencją formuły „cały naród buduje swoją stolicę” było rozdmuchanie roli Warszawy, centralizacja już nie tylko organizacyjna, ale symboliczna, uczynienie z niej reprezentacji całego kraju. 

Jest ich dużo więcej. Oczywiście, Modelski przypomina zapomniane uroczystości i rytuały, zwraca uwagę na fenomeny w rodzaju „power couples” PRL (Edward i Stanisława Gierkowie, Józef Cyrankiewicz i Nina Andrycz, Lech i Danuta Wałęsowie…) i na sytuacje szczególnie groteskowe (tuż po wprowadzeniu stanu wojennego Wojciech Jaruzelski zabiegał w Moskwie o… 30 ton mięsa: już taka ilość rąbanki – niespełna gram mięsa na statystycznego Polaka! – miała w jego przekonaniu uspokoić nastroje). Pisze o makiawelizmie komunistów, już po niesławnym Marcu ’68 utrzymującym, w stanie względnej równowagi, krąg „koncesjonowanych Żydów”, skupionych wokół Teatru Żydowskiego – i, dla równowagi, „koncesjonowanych antysemitów”, zorganizowanych w szeregach Stowarzyszenia Grunwald – i o radiowej „Trójce”, która stanowić miała wentyl bezpieczeństwa – ale w latach 70. stała się stacją kultową, zachowując tę renomę również dekadę później i osobliwie kształtując wówczas gusty muzyczne (tylko w Polsce zespół Dire Straits cieszył się tak ogromną popularnością…). 

Najbardziej przenikliwy jest jednak wówczas, gdy wskazuje głębokie zakorzenienie w PRL-owskiej przeszłości naszych dzisiejszych zachowań i przyzwyczajeń. Historycy uwielbiają przywoływać obraz murów miejskich czy placów powtarzających obrys dawnych rzymskich cyrków czy amfiteatrów (ot, choćby Piazza Navona). Modelski dokonuje rzeczy bardzo podobnej, pokazując, jak „tury” posiłków, praktykowane na wczasach all inclusive, są kopią rytuału stworzonego na wczasach pracowniczych, jak rewersem uprawianego w PRL kultu „pozytywizmu” w jego najbardziej przaśnej wersji („Kamizelka”, praca organiczna i rozważania o doli chłopa) stał się dziki liberalizm lat 90., jak dalekosiężne okazały się związki świata artystów i władzy, do dziś owocujące lojalnościami nowego pokolenia aktorów i malarzy wobec salonów. Jak trwały okazał się głód ostentacyjnego luksusu: w PRL reprezentował go krem Nivea i żaglówka, u progu III RP – malibu z mlekiem, dziś, jak notuje Modelski, aperol z prosecco…
Napisany jest „Rok w PRL” językiem niesłychanie lekkim, na pozór utkany z anegdot, można go pochłonąć w półtorej godziny. Jeśli jednak idzie o przenikliwość diagnoz, traktuję tę książkę jako nader fortunny owoc dwóch wyjątkowo celnych analiz PRL: „Portretów lat” Jakuba Karpińskiego oraz „Życia towarzyskiego i uczuciowego” Leopolda Tyrmanda. 

 

Szwajcarski ogień zaporowy 

W kolejnych blurbach i omówieniach tej książki powraca fraza „takiej Szwajcarii nie znamy”. Tylko – czy jakąś, tak naprawdę, znamy? Czytając reportaż Johna McPhee łapałem się na tym, jak bardzo alpejska republika pozostaje osobna, zredukowana do wdzięcznego jak logo godła, znanego nam głównie z podróbek scyzoryków Victorinox. Może posmakują jej czasem zamożni narciarze (choć częściej chyba trafiają jednak do Austrii), licealiści jęczą nad „Lirykami lozańskimi” Mickiewicza, zwykle oporni na niesamowitą urodę tych kilkunastu tajemniczych utworów, spragnieni polskiej chwały czytają kolejny reportaż historyczny o powstańcu listopadowym Antonim Patku, emigrancie, który został współzałożycielem wielkiej firmy zegarmistrzowskiej. Watykańscy pielgrzymi sfotografują się czasem z gwardzistą w pasiastym stroju. I tyle: Berno strzeże swoich sekretów, zarówno jeśli idzie o rachunki bankowe, jak o życie społeczne. Sam nie wiem, w jakim stopniu dzieje się to za sprawą szwajcarskiej „splendid isolation”, jej braku członkostwa w NATO i w Unii: na tę ostatnią psioczymy, ale nie da się ukryć, że większa część europejskiej polityki międzynarodowej dokonuje się w jej ramach. A może jednak geografia i ekonomia postępują przed polityką, może Szwajcaria rozpoznała swoją „osobność w Europie” i postanowiła ją zagospodarować? 

Nie jest bezbronna, to pewne, i wiedzą to nawet ci, którzy myślą zwykle z przekąsem o „kieszonkowych armiach” niewielkich krajów. Każdy wie o tym, że siły zbrojne Szwajcarii odwołują się do formuły powszechnej mobilizacji, do „karabinu pod łóżkiem” każdego Szwajcara – i pewnie niewiele więcej. 

John McPhee spędził ze zwiadowcami (Section de Reinseignements) 10. Dywizji Górskiej kilka tygodni, od rozmów ze sztabowcami płynnie przechodząc do lekko szwejkowskich z ducha scenek z życia codziennego ze swoimi kilkoma towarzyszami, wśród których prym wiedzie Massy – spryciarz, leń, smakosz, a w cywilu – posiadacz rodzinnej winnicy. Jak to w reportażach pisanych nie tyle „z linii frontu”, co przy dyskretnym wsparciu oficerów prasowych, dowiadujemy się dużo, ale nie za dużo: czytamy o zamaskowanych hangarach, skąd mogą wylecieć myśliwce, o stanowiskach artylerii ukrytych w fałszywych murach oporowych przy autostradach, świetnie wstrzelanych w biegnące niżej mosty. Przy okazji wyjaśnia się również sekret „karabinków pod łóżkiem” (osobno zapieczętowany jest magazynek z amunicją, przy czym przy okazji każdych ćwiczeń sprawdzane są pieczęcie). Ale ważniejsze od lokalizacji ognisk artylerii, od wspinaczki w śniegach, jest tak zwana „ogólna wymowa” tej książki: jest to systemowa pochwała sił zbrojnych opartych w znacznej mierze na formule „obrony terytorialnej” i powszechnej mobilizacji, sił przy tym mających we krwi przekonanie, że nie należy przechodzić do walki partyzanckiej, zanim nie wyczerpie się możliwości powstrzymania przeciwnika w polu. 
Zapowiedziana na okładce opowieść o „konserwatywnej Szwajcarii” spełnia się coraz bardziej z każdą stroną: wyżsi oficerowie pochodzą z klas wyższych, zarówno w szeregach, jak i w sztabie mówi się o zagrożeniu Rosjanami, młodzież jest w ogromnej większości patriotyczna, dekownicy zdarzają się tylko w wielkich miastach na nizinach… Czy naprawdę aż tak nie znaliśmy Szwajcarii? W którymś dopiero momencie lektury odkrywamy, że książka została wydana w Stanach w latach 80. I dopiero fakt, że wydawnictwo Czarne, zwykle nieprzesadnie entuzjastycznie nastawione do wojska, obrony granic i krzepy, sięgnęło po książkę sprzed 40 lat, by pochwalić ideę mobilizacji i WOT, wydaje się nieco niepokojący. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe