Samuel Pereira: "donosi Patryk Michalski"

- „Na oficjalnych zdjęciach ze strony Trybunału Konstytucyjnego widać, że na dużej sali rozpraw – obok godła – pojawił się krzyż. Źródła WP twierdzą, że "swoją rolę miały w tym Krystyna Pawłowicz i Julia Przyłębska", lecz obie nie odpowiedziały na pytania w tej sprawie”
– donosi Patryk Michalski, dziennikarz wybitny, a raczej wybitnie zaangażowany po stronie władzy i last but not least sfiksowany na punkcie spraw ideologicznych i obyczajowych. Wytropił, iż na zdjęciach z Trybunału obok polskiego godła wisi krzyż, a wcześniej nie wisiał, więc zaczął potężne śledztwo, które (znając gremia decyzyjne – może się okazać, że to wcale nie jest żart) przynieść mu może nawet Grand Pressa, tak wielkie to dzieło. Nie ustalił co prawda, kto krzyż zawiesił, ale zbadał tzw. czasookres, jak się niegdyś mówiło za PRL, gdy taka aktywność była popularna i równie mile widziana przez władze, jak teraz.
Grand Press jak nic
- „Krzyż jest widoczny m.in. na relacjach zdjęciowych opublikowanych 20 marca z wizyty delegacji rumuńskiego Wysokiego Trybunału Kasacyjnego i Sprawiedliwości czy na wcześniejszej relacji z wizyty studyjnej francuskich studentów prawa w TK. Wirtualna Polska ustaliła, że krzyż musiał zostać zawieszony na sali rozpraw w Trybunale Konstytucyjnym niedługo przed zakończeniem kadencji Julii Przyłębskiej, a tuż przed objęciem funkcji prezesa TK przez Bogdana Święczkowskiego. Krzyż na dużej sali rozpraw jest widoczny już w relacji z jego pierwszego briefingu, który odbył się 10 grudnia 2024 roku, dzień po powołaniu przez Andrzeja Dudę.”
Ludzie, Grand Press jak nic za coś takiego. Ale kto ten krzyż zawiesił? Ta sprawa dzielnemu reporterowi nie dawała najwidoczniej spokoju, a i czytelnikom należało przynieść na tacy „winnego” tego całego „skandalu”. Padło na znienawidzone przez obrońców kobiet kobiety. W sukurs ruszyły „źródła”.
Znikające tytuły
- „Źródła Wirtualnej Polski wskazują, że "tropy w sprawie powieszenia krzyża sięgają do Krystyny Pawłowicz i Julii Przyłębskiej", a "ich inicjatywa miała zaskoczyć nawet część osób w Trybunale"”
– napisał domorosły śledczy. O zdolnościach tego młodego „dziennikarza” najlepiej świadczy, że w tekście na blisko 4900 znaków udało mu się ANI RAZU nie napisać o Krystynie Pawłowicz ani Julii Przyłębskiej per „sędzia” czy „prezes Trybunału Konstytucyjnego”. Tytuł „profesora” w wypadku pani Pawłowicz też zniknął, choć gdy Patryk Michalski pisze o Andrzeju Rzeplińskim, to zawsze „prof.” (jak np. w artykule „"Dokonują rozbioru Polski". Prof. Rzepliński po decyzji Trybunału Konstytucyjnego” z 22.09.2017 r.). Wiadomo więc, że jest to zabieg nieprzypadkowy.
Wszystko zgodnie z partyjną doktryną wprowadzoną do polityki przez Platformę Obywatelską za rządów Borysa Budki, zgodnie z którą likwidujemy wszelkie tytuły, które utrudniłyby odbieranie godności naszym wrogom. W wypadku prezes Przyłębskiej i sędzi Pawłowicz odbierano im nawet kobiecość, wyrok w sprawie aborcji eugenicznej przedstawiając jako „antykobiecy” – jakby one nie miały rozeznania nie tylko w kwestiach zgodności przepisów z konstytucją, ale i praw kobiet. Taki to „feminizm”, który, gdy jest na wojnie (w tym wypadku z krzyżem), potrafi szczuć nawet na kobiety, które w swoim politycznym dyskursie rzekomo tak namiętnie broni.
Cała ta sprawa pokazuje, jak wybiórcze i pełne hipokryzji może być dziennikarstwo, mieniące się lepszym od innych, a gdy liczy się ideologiczna „racja” – rzetelność i empatia nie istnieją. Krzyż – znienawidzony, w końcu katolików trzeba „opiłowywać” – ale tym razem stał się też pretekstem do kolejnej politycznej rozgrywki, w której nie chodzi o fakty, lecz o kreowanie odpowiednich „winnych”, podtrzymywanie atmosfery nagonki i podgrzewanie podziałów. Gdyby taką samą energię poświęcano na analizę rzeczywistych problemów państwa, działania rządu i ich brak, a nie na antykatolickie obsesje, być może debata publiczna wyglądałaby zupełnie inaczej.